Isobel chciała być idealną matką. Nie wiedziałam, że jedna jej decyzja zmieni życie dwóch rodzin. Kobieta postanowiła bowiem nie szczepić swoich dzieci. Podjęła tę decyzję pod wpływem doniesień o poszczepiennych przypadkach autyzmu, aby chronić tych, których kocha najbardziej. Maleńka Iris, córeczka jej przyjaciół, zaraziła się odrą od nastoletniej córki Isobel. Dziewczynka wyzdrowiała, ale całkowicie straciła słuch. Czy ta tragedia położy się cieniem na wieloletniej przyjaźni?
Szczepić czy nie szczepić? Oto jest pytanie. Możecie mnie spalić na stosie, ale ja mam zamiar zaszczepić moje dzieci. Isobel, główna bohaterka tej powieści, podjęła inną decyzję. Zaczęła myśleć o jej skutkach dopiero w momencie, gdy doszło do tragedii.
Ta książka zapowiadała się całkiem nieźle. Myślałam, że to będzie powieść pokroju Kruchej jak lód. I na początku właśnie tak było. Później wszystko zaczęło siadać. Na końcu, wybaczcie mi za to mało profesjonalne określenie, ale było tylko pierdnięcie zamiast bomby i zaczęłam zastanawiać się, czemu służyły poprzednie wydarzenia. Bo to nijak się trzymało kupy.
Narracja jest prowadzona z perspektywy Isobel, którą zjadają wyrzuty sumienia i Bena, ojca małej Iris. Mężczyzna nie może pogodzić się z tym, że przez bezmyślną decyzję przyjaciółki jego córeczka nie będzie słyszeć. Jest pogrążony w bólu i chce zrobić wszystko, by zapewnić małej godne życie. Za dość wysoką cenę. Gdyby ktoś kazał mi wybierać, po której stronie bym się opowiedziała, stanęłabym za Benem, choć nie pochwalam wszystkich decyzji, jakie podjął. Isobel strasznie działała mi na nerwy. Nie umiałam jej polubić. Pozostali bohaterowie, mąż Isobel, jej dzieci i żona Bena pozostają raczej w cieniu, choć swoje mają do powiedzenia i nie stanowią wyłącznie tła powieści.
Książka jest napisana prostym językiem, więc nie musicie obawiać się tego, że zostaniecie zarzuceni medycznym słownictwem, z którego nic nie zrozumiecie. Wszystko jest wyjaśnione. Ta historia na pewno zmusza do zastanowienia się, czy szczepionki faktycznie są takie złe. Plusem jest to, że żadna ze stron konfliktu nie została osądzona. Poznajemy ich racje i sami możemy ocenić, czy mieli rację, czy nie.
Niestety, wadą jest to, że pod koniec historia zaczyna rozjeżdżać się w szwach. Mam wrażenie, że autorka nie miała koncepcji, jak dalej pociągnąć fabułę, i postanowiła ją urwać. Takie jest moje zdanie. Zapowiadała się naprawdę mocna książka, a wyszło poprawne czytadło na kilka godzin, które pewnie zaginie w gąszczu lepszych historii. Jeśli jednak zastanawiacie się nad tym, czy warto szczepić dzieci, przeczytajcie tę książkę.
Lizzie Enfield
Dawka życia
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Warszawa 2017
Temat szczepień dzieci jest mi obcy. Szkoda, że książka na końcu wypada średniawo, bo fabuła zapowiadała się pełna dylematów i emocji.
OdpowiedzUsuńTemat dobry i ostatnio bardzo często poruszany. Jestem sama ciekawa jakie wrażenie na mnie wywarłaby ta książka...
OdpowiedzUsuń