Strony

piątek, 30 marca 2018

Królewskie Piątki: #14 Stephen King "Misery"

W książce wszystko poszłoby pewnie zgodnie z planem... ale w życiu, cholera, zawsze panował potworny bałagan.
Paul Sheldon jest autorem poczytnych tandetnych romansideł. Sławę przyniósł mu cykl o Misery Chastain. Jednak pisarz miał już dość tej bohaterki, chciał stworzyć coś nowego, więc postanowił uśmiercić ją w swojej ostatniej powieści. Nie wiedział nawet, jakie będą konsekwencje jego czynu. Kiedy po pijanemu jechał podczas śnieżycy samochodem, doszło do wypadku, w wyniku którego został poważnie ranny. Pomocną dłoń wyciąga do niego żyjąca na odludziu była pielęgniarka Annie Wilkes, zagorzała fanka Misery. Autor nie ma pojęcia, przez jakie piekło będzie musiał przejść w domu tej kobiety. Czy uda mu się wyjść cało z opresji?
Tak, wiem, dawno nie było tego cyklu i w dalszym ciągu nie będzie tak regularny jak Poniedziałki ze zbrodnią w tle. Po prostu na Kinga musi mnie najść. Niedawno w ręce wpadła mi powieść Misery i po lekturze chciałabym się podzielić swoimi wrażeniami.

Przez pierwszą połowę książkę czytało się całkiem nieźle. Udało mi się wciągnąć w opowieść i nawet odczuwałam swego rodzaju niepokój. Nie byłam pewna tego, co się stanie. Annie nie była zbyt zadowolona, że Paul postanowił uśmiercić Misery i zająć się czymś innym. Pomogła mu, fakt, ale nie zrobiła tego bezinteresownie. Czego oczekiwała w zamian? Pewnie się domyślacie.

Atmosfera powieści jest dość gęsta i ciężka. Koncentrujemy się na dwójce bohaterów. Paul jest zależny od Annie i zdaje sobie sprawę z tego, że nie może wystawiać jej cierpliwości na próbę, bo to może oznaczać dla niego nawet śmierć. Kobieta jest bowiem dość mocno niezrównoważona psychicznie. Żyje w swoim świecie i inni ludzie mają się mu podporządkować. Innej opcji nie ma. Paul dość szybko będzie się mógł o tym przekonać. 

Annie przemówiła do mnie bardziej niż Paul. Przerażała mnie i nie wiedziałam, czego mogę się po niej spodziewać. Paul był dla mnie jakiś taki bezpłciowy. Starał się ratować swoją skórę, co zrozumiałe, ale zabrakło mi u niego charakteru. Uważam, że Annie była lepiej zarysowana.

Od momentu, nazwijmy to polowaniem na szczury, ci co czytali, będą wiedzieć, o co mi chodzi, moim zdaniem cała akcja siadła. Zaczęłam się męczyć w trakcie lektury, chociaż powinno być zupełnie inaczej, bo na światło dzienne zaczęły wychodzić tajemnice kobiety. Jednak wszystko to, co działo się później, niespecjalnie mnie interesowało. Było krwawo i czułam obrzydzenie. Moim zdaniem King trochę przegiął i końcówkę wymęczyłam.

W tej powieści jest motyw pisania książki. Jej fragmenty znajdują się w Misery i o ile początkowo było to dla mnie ciekawe, bo coś to wnosiło do fabuły, było motorem do pewnych zachowań bohaterów, o tyle każda kolejna tego typu wstawka zaczynała mnie coraz bardziej irytować. Spokojnie część z nich można było wyciąć i całość by na tym nie ucierpiała.

Nie do końca wiem, co myśleć o tej powieści. Nie była ani wybitna, ani specjalnie zła. Gdyby nie Annie, pewnie bym jej nie zapamiętała. Powiem tak, przeczytać się da, ale to nie jest King w swojej najlepszej formie. Miewał lepsze książki. Przynajmniej według mnie.

Stephen King
Misery
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Warszawa 2013

2 komentarze:

  1. Mam tę książkę w wydaniu kolekcjonerskim, które niedawno się ukazało, jednak na razie nie miałam okazji po nią sięgnąć. Mam nadzieję, że to niedługo się zmieni i że akurat mi się ta pozycja spodoba.

    Pozdrawiam i zapraszam:
    http://biblioteka-feniksa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. DO tej pory przeczytałam jedynie jedną książkę Kinga "wielki marsz" i jakoś nie mogę się przemóc do następnych... może kiedys spróbuję ...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)