Ocalonym. Zdrajcą. Marionetką, tak. Ale nie potworem. To ludzie są potworami.
Paige Mahoney po brutalnych wydarzeniach z poprzedniej części została wybrana Zwierzchniczką i rządzi teraz londyńskimi kryminalistami. To nie znaczy jednak, że jej życie zmieniło się na lepsze. Wręcz przeciwnie. Ma wielu wrogów, którzy tylko czekają na to, by podwinęła się jej noga. Przed Paige stoi trudne wyzwanie. Musi ustabilizować sytuację w podzielonym podziemiu. Wykonanie tego zadania może znacznie utrudnić wprowadzenie technologii Senshield, która może położyć kres całemu światu jasnowidzów.
Jeśli czytaliście moje recenzje poprzednich powieści Samanthy Shannon, to wiecie, że rozpływałam się w nich nad tym, co przeczytałam. Myślałam, że z trzecią częścią cyklu będzie tak samo, ale niestety dość mocno się rozczarowała. Pieśń jutra niestety dopadł, przynajmniej moim zdaniem, syndrom kolejnego tomu.
Już od samego początku miałam problem z wciągnięciem się w fabułę. Działo się niewiele i często łapałam się na tym, że w trakcie czytania myślę o czymś innym. Później było nieco lepiej, ale uważam, że ta część cyklu nawet nie umywa się do poprzednich. Zabrakło napięcia, samej akcji jest też mniej. Miałam ogromny problem ze scenami, które powinny wywoływać we mnie emocje. Na przykład - umiera jeden z bohaterów, nie powiem kto, żeby nie spoilerować, i po prostu przeszłam z tym do porządku dziennego. Niespecjalnie mnie to obeszło, choć powinno, bo to był ktoś ważny.
Sama Paige mnie w tej części nie przekonała. Owszem, widać, że przeszła pewną zmianę, ale jako Zwierzchniczka była średnia. I szczerze, gdybym ja była jej podwładną, nie miałabym oporów przed tym, żeby ignorować to, co do mnie mówi. Uważam, że nie miała siły przebicia. Mam wrażenie, że autorce zabrakło pomysłu na to, w jaki sposób poprowadzić tę postać. Za to Nick nadal jest moim ulubieńcem i nic się w tej kwestii nie zmieniło. Kocham go miłością niezmierzoną i nie wiem, co musiałoby się stać, żebym przestała do niego wzdychać.
To nie jest tak, że książka jest masakrycznie zła, ale z dotychczasowych tomów jest moim zdaniem najsłabsza. Pojawiają się co prawda nowe wątki, wykreowany przez autorkę świat nadal jest mroczny, lecz mam po lekturze takie wewnętrzne meh. Bywały momenty, gdzie wstrzymywałam oddech i zakończenie rozłożyło mnie na łopatki, ale czegoś zabrakło. Nie wiem, w którą stronę pójdzie Samantha Shannon, jednak dam szansę tej historii. Chcę jeszcze kiedyś spotkać się z Paige i przekonać się, co jeszcze się z nią stanie.
Jeśli nie czytaliście dwóch poprzednich części cyklu, nie czytajcie tej książki, bo kompletnie pogubicie się w tym, co się dzieje. Tu nie ma miejsca na przypominanie wydarzeń z przeszłości. Poza tym czytanie cyklu od połowy nie ma większego sensu. Polegniecie już na pierwszych stronach.
Samantha Shannon
Pieśń jutra
Wydawnictwo Sine Qua Non
Kraków 2017
Wpis powstał przy współpracy z portalem CzytamPierwszy.pl
Zabieram się do tej serii i zabieram i zabrać nie mogę ale słyszałam same dobre opinie. Chyba muszę dodać ją do mojej listy czytelniczej 'na już' :)
OdpowiedzUsuńDwie pierwsze części są bardzo dobre. Trzeciej czegoś brakuje, ale mimo wszystko nie zniechęcam do lektury :)
UsuńSłyszałam już o tej serii, więc musiałabym sama spróbować!
OdpowiedzUsuń