Dawid Szanser, człowiek, któremu w życiu po raz kolejny nie wyszło, otrzymuje od matki telefon, że ojciec, który przed laty porzucił ich dla pewnej Grażyny, zaprasza ich do swojej rezydencji w Rogach, by odnowić zerwane więzy. Nie jest przekonany do tego wyjazdu, ale nie nie chce robić przykrości matce, więc postanawia pojechać z nią na miejsce. Spodziewa się jednak najgorszego. Jak się okazuje, intuicja go nie zawiodła. Dlaczego to zrobił? Dawid rozpoczyna swoje prywatne śledztwo. Dokąd go doprowadzi?
Nawet nie wiecie, jaki mam problem z tą książką. Liczyłam na to, że od samego początku skupimy się na śledztwie, które przeprowadza Dawid, by dojść do tego, kto zamordował jego ojca. Jak się okazuje, na truposza musiałam trochę poczekać. Nawet już momentami zaczynałam się trochę nudzić. Wiedziałam, kto zginie, bo to pojawia się w opisie, więc to mnie nie zaskoczyło. Byłam przygotowana na to, że Jakub Szasner umrze. I powiem więcej, dobrze wiedziałam, kto go zamordował. Do końca liczyłam, że jednak się pomylę, ale nic z tych rzeczy.
Główny bohater jest dla mnie postacią totalnie antypatyczną. Nie byłam w stanie go polubić. Już na samym początku daje się poznać od najgorszej strony. Z własnej głupoty stracił niemal wszystko. I nie myślcie też, że pojechał z matką do ojca, by wyciągnąć do niego rękę i pogodzić się. Miał inne plany. Podejrzewam, że domyślicie się, o co chodzi, ale nie chcę nic więcej zdradzać. Matka Dawida, Nina, też mnie nie przekonała. Irytowała mnie nawet bardziej od Grażyny, drugiej żony Jakuba. W sumie nie wiem, która z nich była bardziej odpychająca. W sumie nie znalazłam tutaj ani jednego bohatera, z którym mogłabym nawiązać nić porozumienia.
Samo śledztwo mnie niespecjalnie zainteresowało. Nie miałam zbyt dużych oczekiwań w stosunku do tej książki, chociaż znam już twórczość autora i uważam, że ma potencjał. Tutaj moim zdaniem nie został on wykorzystany. Nie patrzyłabym na tę historię przez pryzmat thrillera czy kryminału. Nawet nie umiem zakwalifikować powieści do jakiegoś gatunku. Moim zdaniem jest to coś na pograniczu literatury sensacyjnej i powieści psychologicznej.
To nie jest tak, że ta historia całkowicie nie przypadła mi do gustu i wszystko w niej było złe. Mimo wszystko wątek związany z przeszłością Jakuba był ciekawy. To mnie zainteresowało. Chciałam dowiedzieć się, dlaczego wyjechał kiedyś za granicę. Związek z Grażyną nie był jedyną przyczyną. Tam kryło się coś więcej. Co? O tym już musicie przekonać się sami. Jeśli lubicie smaczki historyczne, myślę, że moglibyście zaryzykować i dać szansę tej powieści. Na początku ją skrytykowałam, ale koniec końców nie jest aż tak bardzo zła. Pośladków mi nie urwała, lecz nie żałuję, że ją przeczytałam.
Zastanawiałam się, o co chodzi z tytułem. W jednym z wywiadów autor wyjaśnia, o co chodzi z ludźmi przechodnimi. Przed lekturą odsyłam Was do rozmowy Piotra Bolca z Jolantą Świetlikowską, która została opublikowana na portalu Zbrodnia w Bibliotece. Żałuję, że nie zapoznałam się z nią przed przeczytaniem książki. Wtedy inaczej bym na nią spojrzała. Miałabym inne wymagania. Nie byłabym aż tak bardzo nastawiona na śledztwo w sprawie morderstwa Jakuba.
Powiem tak, jeśli intryguje Was historia o rodzinie, która ukrywa pewne tajemnice i po latach otwierają się na nowo pewne rany, możecie rozejrzeć się za tą książką. Rozkręca się powoli, ale potem coś zaczyna się dziać. Nie będziecie raczej narzekać na nudę. A przynajmniej tak mi się wydaje. W każdym razie tak ze mną było. O ile na początku nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić, o tyle mniej więcej w połowie wciągnęłam się w historię i czytanie szło mi już lepiej.
Piotr Bolc
Ludzie przechodni
Wydawnictwo Oficynka
Gdańsk 2013
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję
Portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu Oficynka.
Lubię powieści wydawane przez Oficynkę i w sumie dawno żadnej nie czytałam, ale ten tytuł mnie nie zainteresował. Nieciekawi bohaterowie, brak koncentracji na śledztwie sprawiają, że wybiorę inną lekturę dla siebie.
OdpowiedzUsuń