Śmierć na trzeźwo jest zbyt niepojęta. Tak jak i miłość, zdaje się prawdziwa tylko po pijaku.
Ilja Goriunow, główny bohater pierwszej realistycznej powieści Dmitra Glukhovsky’ego, właśnie wyszedł z więzienia. Od sąsiadki dowiaduje się, że musi pochować zmarłą dwa dni wcześniej na zawał mamę. Oczywiście Ilja z tej „okazji” upija się. Pozostaje mu smarfton. Jak to urządzenie wpłynie na byłego skazańca?
Słyszałam na temat tej książki bardzo skrajne opinie. Jedni wychwalali ją pod niebiosa, twierdząc, że jest to najlepsza powieść w dorobku autora. Drudzy zaś mówią, że jest to literacki bełkot i szkoda tracić czas na lekturę. Ja plasuję się po środku, ale bliżej mi do tych, którzy uważają, że jest to dobra książka. Tekst na pewno nie przypadnie do gustu wszystkim.
To jest bardzo trudna w odbiorze książka. Są tutaj wstawki filozoficzne, które dla wielu czytelników mogą stanowić spore wyzwanie. Przyznaję szczerze, że mnie czasem męczyły, ale dałam radę i nie żałuję. Na początku było mi trudno wczuć się w tę historię. Od czwartego rozdziału przepadłam na dobre i pochłonęłam książkę prawie jednym tchem.
Ilja jest bohaterem, który może wzbudzać skrajne uczucia. Ja na początku szczerze go nie lubiłam. Potem było mi go trochę żal i koniec końców uważam, że można poczuć do niego odrobinę sympatii. Tym bardziej, że każde jego zachowanie da się wytłumaczyć. Moim zdaniem takich ludzi jak on w dzisiejszych czasach jest dużo, ale nie chcę zbyt dużo zdradzić, żeby nie psuć wam lektury. Nie chcę nikomu narzucić mojego sposobu interpretacji tej książki.
Tekst jest powieścią poruszającą bardzo aktualne problemy. Dziś wielu ludzi traktuje telefon niemalże jak przedłużenie swojej ręki. Sama mam znajomych, którzy bez niego nie potrafią wytrzymać dłużej niż parę minut. A jeszcze parę lat temu telefon komórkowy był czymś, na co nie wszyscy mogli sobie pozwolić. Ja jeszcze pamiętam czasy tych wielkich telefonów z wyciąganą antenką. Gdzieś u moich rodziców jest jeszcze taki.
To na pewno nie jest lekka i przyjemna lektura. Jeśli podejdziecie do niej z nastawieniem, że to będzie coś pokroju Futu.re czy Metro 2033, możecie się po tej książce bardzo przejechać. To jest Dmitry Glukhovsky w zupełnie innym, ciężkim wydaniu. Radziłabym robić sobie przerwy w trakcie czytania, żeby przemyśleć to, co autor chciał nam przekazać. Nie wiem, czy dobrze zrozumiałam jego słowa, ale na pewno na długo pozostaną w mojej pamięci. Myślę, że w naszych czasach brakowało nam tego typu literatury.
Autor analizuje państwo, w którym mieszka. Nie koloryzuje przy tym niczego. Po prostu mówi, jak jest. Musicie nastawić się na to, że będzie szaro i przygnębiająco. Jeśli więc nie lubicie książek, które w pewnym momencie mogą zacząć was nieco dobijać, najlepiej odpuśćcie sobie lekturę, bo nic tutaj dla siebie nie znajdziecie i tylko zmarnujecie swój czas, wściekając się na autora.
Podkreślę jeszcze raz fakt, że jest to książka o dość dużym kalibrze. Ciężka i momentami niełatwa w lekturze, ale jest tak prawdziwa, że przeraża i zmusza do przemyśleń. Myślę, że powinni się zapoznać z nią wszyscy rodzice, którzy mają nierozstające się ze smartfonem dzieci. Niech to będzie dla nich kubeł zimnej wody. Kawał dobrej lektury. Podejrzewam, że jeszcze kiedyś do niej powrócę. Już dawno żadna powieść nie wywarła na mnie tak ogromnego wrażenia.
Dmitry Glukhovsky
Tekst
Wydawnictwo Insignis
Kraków 2017
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję
Portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu Insignis.
Od jakiegoś czasu robię przymiarki do Glukhovsky’ego i wydaje mi się, że zacznę od tej książki. Wiem, że piszesz że może być ciężko ale zobaczymy, chyba wolałabym zacząć przygodę z tym autorem od czegoś co nie jest fantastyką :)
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa tej powieści, bo słynny cykl "Metro" wywarł na mnie dobre wrażenie. Jednak nie wiem kiedy się z anią zabiorę, bo przede mną jeszcze "Futu.re" :)
OdpowiedzUsuń