Joanna Bator "Purezento"

Z pogrzebu mojego chłopaka najwyraźniej pamiętam kreskę. Stała tam, nienależąca do rodziny, ale i nieobca, i patrzyłam na kreskę. Oddzielała daty narodzin i śmierci mężczyzny, z którym spędziłam pięć lat. Oprócz nich na kresce mieściło się dwadzieścia siedem lat, które spędził beze mnie. Całe życie na małej kresce. Zginął śmiercią tragiczną, tak napisano.
Główna bohaterka tej powieści próbuje poukładać sobie życie na nowo po śmierci swojego chłopaka. Pani Myōko, którą kobieta uczyła języka polskiego, ma dla niej propozycję. Chce, by ta wyjechała do Japonii, gdzie zajęłaby się jej domem i kotem. Tam kobieta poznaje Mistrza Myō i Makoto, mężczyznę ze znamieniem w kształcie oliwki na plecach. Dzięki nim jej życie powoli zacznie nabierać znów sensu.

Ostatni raz z twórczością Joanny Bator miałam na studiach, kiedy czytałam Piaskową Górę. Od tego czasu nie przewinęła się przez moje ręce żadna jej powieść. Przyznam szczerze, że nie miałam żadnych oczekiwań wobec Purezento i nawet zastanawiałam się, czy nie porywam się trochę z motyką na słońce, ale chciałam przekonać się, co tym razem autorka będzie miała mi do zaoferowania.

Bohaterka powieści, będąca jednocześnie jej narratorką, próbuje dojść do siebie po śmierci chłopaka. Nie jest to dla niej łatwe nie tylko dlatego, że ten zginął śmiercią tragiczną, ale nie chcę Wam zbyt dużo zdradzić. W każdym razie kobieta wyjeżdża do Japonii. Od razu przyznaję się, że niewiele wiem o tym państwie i w tej książce po raz pierwszy usłyszałam o kintsugi, czyli o sztuce naprawiania potłuczonych naczyń ceramicznych. Na czym polega? Potłuczone kawałki łączy się ze sobą za pomocą laki z dodatkiem metali szlachetnych (teraz okładka nabiera innego znaczenia, prawda?). Nie jest to łatwe zadanie i mnie by coś jasnego trafiło, gdybym miała się w to bawić, ale czytało się o tym z przyjemnością.

Może i nie jest to najłatwiejsza w odbiorze powieść, sporo tu filozofii, ale nie można jej zarzucić tego, że nie ma klimatu. Czytając ją, przeniosłam się w zupełnie inne miejsce i wyciszyłam. Z kart tej książki bije bowiem spokój. Jeszcze w połączeniu ze wspomnianą przeze mnie sztuką... Dla mnie bomba. Idealna lektura na ten okołoświąteczny, kiedy czas na chwilę zwalnia.

Jestem czytelnikiem, któremu nie przeszkadzają metafory, dlatego czerpałam z lektury sporą przyjemność. Moim zdaniem Joanna Bator dobrze rozłożyła akcenty i wszystko wybrzmiało tak, jak powinno. Dodatkowo spodobało mi się zakończenie, które nie zostało wyłożone nam kawę na ławę, a możemy domyślać się, co będzie działo się dalej.

Mnie przekonała wizja Japonii przedstawiona przez autorkę. Znalazłam się na chwilę w zupełnie innym miejscu, nieco magicznym. Aż nabrałam ochoty na to, żeby kiedyś się tam wybrać. Polecam książkę nie tylko fanom Joanny Bator, ale także wszystkim czytelnikom, którzy mają ochotę na wymagającą, lecz wyciszającą lekturę.

 Joanna Bator
Purezento
Wydawnictwo Znak
Kraków 2017

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego
dziękuję Wydawnictwu Znak.

Udostępnij ten post

3 komentarze :

  1. Japonia to miejsce, do którego chciałabym się kiedyś wybrać, więc chętnie przeczytam tę książkę. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Znam Bator tylko z "Ciemno, prawie noc", ale uwielbiam tę książkę. Uwielbiam też japońskie klimaty, więc kupienie "Purezento" było dla mnie czymś oczywistym i tak się składa, że od wczoraj czeka na półce. :D Nie zabiorę się pewnie zbyt szybko, ale ma priorytet. Okładka jest cudowna, prosta, ale przepiękna. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. W takim razie musze się skusić. Pióra autorki nie znam, więc mam nadzieję, że pełen metafory warsztat tylko i wyłącznie umili mi przygodę z tą autorką.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)

Czytelnia mola książkowego © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka