Lily nie miała szczęśliwego dzieciństwa. Wychowywał ją ojciec, który nie do końca sprawdzał się w swojej roli. Trzymał córkę twardą ręką i karał ją za co tylko mógł. Jej matka nie żyje. Lily dziesięć lat temu przez przypadek postrzeliła mamę. Nie potrafi uporać się z poczuciem winy. Postanawia uciec z domu wraz ze swoją opiekunką, czarnoskórą Rosaleen, jedynym człowiekiem, któremu może ufać w swoim domu. Trafia do Tiburon, gdzie poznaje trzy niezwykłe czarnoskóre kobiety, które prowadzą pasiekę Czarnej Madonny. Jak spotkanie z nimi wpłynie na Lily? Czy w tym miejscu dowie się czegoś o zmarłej mamie?
To moje pierwsze spotkanie z tą autorką. Dość długo nie byłam w stanie zabrać się za jej powieści, chociaż słyszałam na ich temat wiele dobrego. Postanowiłam jednak zaryzykować i przepadłam przy lekturze na parę godzin. Książka przeniosła mnie w miejscu i czasie.
Myślałam, że autorka skupi się przede wszystkim na poszukiwaniu przez Lily śladów matki, ale Sue Monk Kidd położyła nacisk przede wszystkim na relacje, jakie zawiązały się między białymi i ciemnoskórymi ludźmi, oraz na tym, jak wyglądały relacje pan-służący. To były lata 60. XX wieku. Co prawda w Stanach Zjednoczonych nastąpiły pewne zmiany, dzięki którym ciemnoskórzy obywatele odzyskiwali wolność i mieli prawo głosu. Segregacja rasowa była jednak na porządku dziennym. Zbyt mocno zakorzeniła się w świadomości białych obywateli. Widać to doskonale po zachowaniu ojca Lily. Jej czarnoskórą opiekunkę miał za nic i traktował ją bardzo źle. Jego córka nie potrafi pogodzić się z takim stanem rzeczy. Na uwagę zasługuje fakt, że w tej powieści pokazano również to, w jaki sposób ciemnoskórzy odnosili się do białych. Kiedy Lily znalazła się w ich kręgu, nie od razu została przyjęta z otwartymi ramionami, ale o tym jak to wyglądało, musicie przekonać się sami.
Autorka wykreowała zapadające w pamięć postaci. Ojciec Lily był dupkiem do potęgi. Ciśnienie podnosiło mi się za każdym razem, gdy tylko pojawiał się na kartach powieści. Współczułam Lily. Jej matka nie żyła, a ojciec znęcał się nad nią, stając się coraz bardziej agresywnym człowiekiem. Zarówno w stosunku do niej, jak i Rosaleen. W końcu obie uciekają, by ratować swoje życie.
Ta opowieść wprowadziła mnie w stan zadumy. Zastanawiałam się nad tym, jak wyglądałoby życie Rosaleen, gdyby ta urodziła się biała. Myślałam też o tym, czy ojciec nadal zachowywałby się tak oschle w stosunku do Lily, gdyby jej matka nie umarła. To opowieść o miłości i przyjaźni. Niecodziennej jak na tamte czasy. Czarnoskórzy obywatele wciąż byli traktowani jak niewolnicy. Wątek segregacji rasowej jest najmocniejszym, moim zdaniem, elementem całej tej opowieści.
Akcja toczy się dość powoli, nie ma tu nagłych zwrotów, ale nie mogę powiedzieć, że nudziłam się w trakcie lektury. Wręcz przeciwnie. Wczułam się w tę historię i chciałam przekonać się, dokąd zaprowadzi mnie autorka. Cieszę się wręcz, że nie spuściła mi na głowę bomby i pozwoliła, żebym spokojnie przyglądała się biegowi wydarzeń. Całość ma niesamowity klimat, a i tytułowe pszczoły mają tu coś do powiedzenia.
Myślę, że jeszcze kiedyś powrócę do tej powieści. Wywołała we mnie sporo emocji i na długo pozostanie w mojej pamięci. Jeśli szukacie książki poruszającej tematy związane z rasizmem - polecam tę pozycję. Mam nadzieję, że nie będziecie rozczarowani tym wyborem.
Sue Monk Kidd
Sekretne życie pszczół
Wydawnictwo Literackie
Warszawa 2015
Zgadzam się z Tobą, ta powieść faktycznie wywołuje sporo emocji i warta jest poznania.
OdpowiedzUsuńMam w planach przeczytanie tej powieści już od bardzo dawna, ale póki co praca, remont i nadrabianie zaległości zarówno w książkach i innych dziedzinach życia jeszcze długo nie pozwolą mi na sięgnięcie po tą książkę :/
OdpowiedzUsuń