Zwyczajny dzień to kontynuacja Wakacji, także jeśli nie czytaliście poprzedniej książki, nadróbcie zaległości, bo inaczej pogubicie się w tym, co się dzieje. Nina nadal przeżywa śmierć męża i syna, ale wie, że musi wziąć się w garść. Ma córkę, a niebawem na świat przyjdzie kolejne dziecko. Jak kobiecie uda się odnaleźć w nowej rzeczywistości? Czy będzie w stanie stawić czoła przeciwnościom losu?
Wiecie co, mam z tą książką problem. Już tłumaczę, o co mi chodzi. Wakacje totalnie zwaliły mnie z nóg. Nie spodziewałam się tego, że autorka zrzuci mi na końcu na głowę bombę, po której długo nie będę umiała się pozbierać. Kontynuacja jest moim zdaniem nieco gorsza.
Początek zapowiadał bardzo dobrą lekturę. Wydawało mi się, że Zwyczajny dzień będzie lepszy od Wakacji, ale nie był. Do momentu, aż na świecie nie pojawiło się kolejne dziecko Niny, czytałam książkę z zapartym tchem. Byłam bardzo ciekawa tego, jak kobieta poradzi sobie sama z dziećmi. Później zaczęły się schody. Pojawiło się dużo zapychaczy, na przykład opis zabaw kotów. I trochę drażniły mnie moralizatorskie wstawki.
Jedno trzeba przyznać - jeśli chodzi o wątki dotyczące macierzyństwa, to są one, przynajmniej moim zdaniem, najmocniejszymi punktami w tej powieści. Nina Majewska-Brown przyłożyła się, opisując relacje bohaterki z dziećmi. Jej macierzyństwo nie było cukierkowe. Dzieci nie były grzeczne, wiecznie czyste i zdarzało im się doprowadzać matkę do skraju wytrzymałości, ale tak jest przecież w normalnym świecie. To nie było w żaden sposób przerysowane i za to autorka ma ode mnie brawa.
Jeśli chodzi o samą Ninę - moim zdaniem została wykreowana na superbohaterkę, w której heroiczne czyny trudno uwierzyć. Zwłaszcza na końcu. Kilkanaście ostatnich stron czytałam, zadając sobie nieustannie pytanie "serio?". Nie przekonało mnie to i przyznam szczerze, że obawiam się tego, w którą stronę autorka pójdzie w kolejnej części.
Wakacje mnie zachwyciły. Czytałam je w napięciu, nie byłam pewna co do tego, co jeszcze spotka Ninę. W przypadku Zwyczajnego dnia zabrakło mi tych emocji. Jestem pod tym względem rozczarowana. Autorka poprzednią książką postawiła sobie wysoko poprzeczkę i moim zdaniem nie udało się jej tym razem przeskoczyć. Przeczytam kolejną część cyklu, bo interesuje mnie to, co stanie się z Niną, ale jestem pełna obaw. Mam nadzieję, że potencjał tej historii nie zostanie zmarnowany.
Nina Majewska-Brown
Zwyczajny dzień
Dom Wydawniczy REBIS
Poznań 2015
Nie miałam jeszcze okazji poznać twórczości autorki!
OdpowiedzUsuńO! Zaciekawiłaś mnie :D
OdpowiedzUsuń