Wyobraźcie sobie taką sytuację. Właśnie urodziło Wam się dziecko. Jesteście jeszcze z nim w szpitalu, bo doszło do pewnych komplikacji i nie możecie na razie wrócić do domu. Nagle w szpitalu pojawia się ktoś, kto używa podstępu, by porwać Twoje maleństwo. To właśnie spotkało Dianę. Jej kilkudniowa córeczka Shelby została porwana. Po latach powraca do tych tragicznych chwil, by opisać to, co wtedy działo się z nią i jej bliskimi.
Miałam wobec tej książki dość duże oczekiwania. Tym bardziej, że widziałam dość dobre opinie na jej temat. To miała być historia, która mnie poruszy. Muszę przyznać, że tak się nie stało.
Liczyłam na to, że cała książka będzie poświęcona zaginięciu małej Shelby. Nic z tego. Ten wątek liczy sobie kilkanaście stron i właściwie nie wywołał we mnie żadnych emocji. Ktoś wyniósł dziecko, znalazło się za kilka godzin i tyle. Myślałam, że ta opowieść będzie przepełniona strachem o życie dziecka, ale tak nie było. Na początku czytamy o rodzinie Diany. O jej rodzicach, rodzeństwie i ich potomstwie. Dowiadujemy się także o tym, jak wyglądały poprzednie porody autorki. Co to wnosi do historii? Raczej niewiele. Niespecjalnie mnie to interesowało.
Jedyne, co mnie zaciekawiło, to wątki dotyczące porywaczki, która nie wykazała się przebiegłością. Jej plan dotyczący porwania dziecka był dziurawy jak polskie drogi, dzięki czemu szybko udało się odzyskać Shelby. Jednak próba ukazania tego, co siedziało w głowie tej kobiety, zasługuje na uznanie. To było ciekawe i moim zdaniem opisane lepiej niż to, co działo się w rodzinie Walshów po zaginięciu dziewczynki.
To historia napisana przez życie, więc nie będę mówić, czy jest ciekawa, czy nie. Za dużo tu jednak zapychaczy, które kompletnie nic nie wnoszą do tej historii. Liczyłam, że porwanie Shelby zostanie opisane w bardziej emocjonalny sposób. Sami zadecydujcie, czy chcecie przeczytać tę książkę. Może gdybym miała własne dzieci, inaczej spojrzałabym na Pustą kołyskę. Teraz pozostawiła po sobie niedosyt i podejrzewam, że szybko o niej zapomnę.
Diana Walsh
Pusta kołyska
Wydawnictwo Znak
Kraków 2013
Sam tytuł już bardzo mnie zaintrygował!
OdpowiedzUsuń