Strony

poniedziałek, 3 lipca 2017

Przedpremierowo! Jill Santopolo "Światło, które utraciliśmy"

Lucy i Gabe poznali się 11 września 2011 roku, w dniu, w którym runęły wieże WTC. Świat na chwilę się zatrzymał, a Nowy Jork pokrył się pyłem. Ci młodzi ludzie zrozumieli, że życie jest zbyt krótkie, by nie poświęcić się swoim pasjom i nie być razem. Coś jednak się zmieniło. Gabe otrzymał propozycję pracy reportera na Bliskim Wschodzie i postanawia ją przyjąć. Mówi o tym Lucy w dniu, gdy produkowany przez nią program otrzymuje nagrodę Emmy. Dzień triumfu kobiety staje się więc dniem, w którym coś nieodwracalnie się kończy. Jak dalej potoczą się ich losy? Czy pierwsza miłość faktycznie przetrwa wszystko?


Jeśli śledzicie mojego bloga w miarę regularnie, wiecie, że nie pojawia się tutaj wiele książek o miłości. Jakoś omijam je szerokim łukiem. Nie od razu też zdecydowałam się na lekturę tej książki. Coś jednak mówiło mi, że to będzie dobry wybór i nie pomyliłam się. Pochłonęłam powieść jednym tchem, nie potrafiłam się od niej oderwać. Było w niej coś, co wzbudzało moje zainteresowanie.

Pierwsza miłość dla wielu osób jest najważniejszą w życiu. To uczucie potrafi przetrwać wiele, a zakochani w sobie ludzie stają na ślubnym kobiercu, mają dzieci, żyją długo i szczęśliwie. Tak właśnie miało być z Gabem i Lucy. On jednak postanowił wyjechać do jednego z najbardziej niebezpiecznych krajów, ryzykując życie, by robić zdjęcia. Nie skonsultował tego ze swoją dziewczyną. Zachował się dość egoistycznie, ale skoro Lucy udało się spełnić swoje marzenia, on również chciał je zrealizować.

Wydawać się może, że ich historia będzie powtarzała znane nam z podobnych opowieści o miłości schematy. Nic z tego. Narratorką jest Lucy, która wprowadziła mnie w melancholijny nastrój. Miała wielkie plany na przyszłość, jednak życie dość boleśnie je zweryfikowało. Musiała jednak zebrać się w sobie i przestać żyć przeszłością. Stworzyła jednak coś na wzór kalejdoskopu wspomnień. Czytając je, czułam atmosferę intymności, miałam wrażenie, że podglądam kochanków podczas ich spotkań. Na początku cała opowieść wydaje się dość błaha, jednak szybko okazuje się, że wcale tak nie jest. Pierwsza miłość odciska na życiu kobiety i decyzjach, jakie podejmie, ogromne piętno. Jakie? O tym musicie przekonać się sami.

Książkę czyta się błyskawicznie. To zasługa krótkich rozdziałów oraz wciągającej narracji. Ujęło mnie to, w jaki sposób ta historia została opowiedziana. Podejrzewam, że wiele podobnych napisało samo życie. Miałam wrażenie, że znam Lucy od dawna, jesteśmy dobrymi znajomymi, a ona opowiada mi o tym, jak spotkanie z 11 września wpłynęło na jej dalsze życie.

To piękna i wzruszająca opowieść nie tylko o miłości, ale także o sile marzeń i poznaniu samego siebie. Często w życiu oszukujemy się, podejmując złe decyzje i wmawiając sobie, że tak będzie dla nas najlepiej. Tak właśnie było z Lucy. Nie spodziewałam się tego, że jej historia tak mnie poruszy. Zakończenie przepłakałam. Powieść Jill Santopolo na długo pozostanie w mojej pamięci. Dziękuję autorce za emocje, których mi dostarczyła w trakcie lektury. Nie jestem w stanie opisać ich słowami.

Jeżeli szukacie dobrze napisanej powieści o niezwykłej miłości, która wymyka się schematom, myślę, że dobrze trafiliście. To nie jest tani romans, w którym on ją zostawia, a ona wzdycha i wypłakuje się w poduszkę. To przepiękna opowieść, jaka wyryje w Waszym sercu niezatarty ślad. Gorąco polecam.

Premiera powieści odbędzie się już jutro!

Jill Santopolo
Światło, które utraciliśmy
Wydawnictwo Otwarte
Kraków 2017

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego
dziękuję Wydawnictwu Otwartemu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)