Poniedziałki ze zbrodnią w tle: #97 Mariette Lindstein "Sekta z Wyspy Mgieł"

To miał być mrożący krew w żyłach thriller. Fenomen na miarę trylogii Millenium. Nie dałam się nabrać na mocne słowa na okładce i postanowiłam na własnej skórze przekonać się, na ile w tym wszystkim jest prawdy. Przekonajcie się, jakie wrażenia zrobiła na mnie Sekta z Wyspy Mgieł.


Na wyspie u wybrzeża Szwecji osiedlił się ruch New Age. Jego charyzmatyczny przywódca, Franz Oswald, opracował naukę ViaTerra. Jak twierdzi jej twórca, ma ona przywracać spokój ducha i naturalną równowagę ciała. Ruch ma magnetyczną moc przyciągania celebrytów i ludzi władzy. Sofia Bauman, która właśnie skończyła studia i wkracza w dorosłe życie, jest zafascynowana nauką Oswalda. Niepewna tego, co chce zrobić ze swoim życiem, oczarowana Oswaldem, przyjmuje jego ofertę pracy. Szybko jednak staje się świadoma olbrzymich poświęceń, których ta pozycja wymaga. Zaczyna się zastanawiać, czy nie została wciągnięta w sektę, a im więcej odkrywa, tam bardziej żałuje swojej decyzji. Ale Oswald sprawuje rządy żelazną ręką, a posiadłość sekty otacza ogrodzenie pod prądem. Droga powrotna do normalnego życia powoli zmienia się w koszmar. Bo nikt nigdy nie opuścił ViaTerra.

Przyznam szczerze, że miałam ogromne oczekiwania wobec tej książki. Nie nastawiłam się, że to będzie coś pokroju Millenium, bo ta seria jest tylko jedna, ale niezwykle zaintrygowała mnie tytułowa sekta i możliwość przekonania się o tym, jakimi rządzi się prawami. Relacja osoby, która z niej wystąpiła, miała być dla mnie niezwykłym świadectwem. Intrygowało mnie to, co ta kobieta tam przeżyła. Na początku było całkiem nieźle i przyznam, że nawet i ja dałabym sobie zrobić pranie mózgu. Franz Oswald miał charyzmę i potrafił przekonywać do siebie ludzi. Nic dziwnego, że zyskał tylu wyznawców. Z czasem jednak opowieść zaczęła mnie nużyć. Nie trafił do mnie specjalnie sposób narracji, za to do dialogów nie mogę się przyczepić.

Jeżeli liczyliście na to, że faktycznie będzie to thriller, który nie pozwoli wam spokojnie zasnąć, muszę was wszystkich bardzo rozczarować. Owszem, momentami pojawiała się otoczka niepewności, tajemnicy, ale to za mało, żeby nazwać tę powieść thrillerem. Język, jakim została napisana ta powieść, niespecjalnie zachwyca. Czasem stawiał mi opór i musiałam na chwilę odłożyć książkę na półkę, by wrócić do niej za jakiś czas. I tu pojawiał się problem, bo nie zawsze pamiętałam o tym, co się działo. Ta opowieść mnie nie wciągnęła. Liczyłam na coś innego i czuję się rozczarowana. Z tego co wiem, mają powstać dwie kolejne części. Ja podziękuję po tej, którą udało mi się jakoś przeczytać. Nie jestem ciekawa tego, co jeszcze spotkało autorkę. Nie kupiłam jej historii, była dla mnie zbyt ciężka.

Nie umiem wam polecić tej książki. Mnie rozczarowała. Nie chcę jednak, żebyście z tego powodu zrezygnowali z lektury. To tylko moje zdanie, z którym możecie się nie zgodzić. Jeśli lubicie historie oparte na faktach, możecie spróbować przeczytać tę książkę. Ostrzegam jednak lojalnie, że nie będzie to łatwe zadanie. Wstęp jest dość toporny i już na nim można stracić zapał do dalszej lektury, ale jeśli uda się wam przez niego przebić, z czasem powinno być lepiej. To lektura raczej dla dojrzałych czytelników, nie wiem, czy nastolatkowie ją udźwigną.

Mariette Lindstein
Sekta z Wyspy Mgieł
Wydawnictwo Bukowy Las
Warszawa 2017

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego
dziękuję Portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu Bukowy Las.

Udostępnij ten post

1 komentarz :

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)

Czytelnia mola książkowego © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka