Życie przemija zbyt szybko, by można było wybrać drogę, stronę, w którą kierujemy nasze kroki. Kierunek narzuca się sam.
Elias Ein jest samotnym emerytem, który po śmierci żony postanawia przeprowadzić się do małego miasteczka w Austrii. W swoim nowym domu odkrywa schody prowadzące do dużej biblioteki. Tam jego uwagę przykuwa jedna z książek. Nie jest to zwykła książka, lecz Wielka Księga Życia, święte dzieło, w którym sam Bóg zapisuje przeznaczenie każdej istoty ludzkiej... Jak się później okazuje, na kartach księgi pojawiają się życiorysy osób bliskich Eliasowi oraz postaci historycznych. Mężczyzna jest zafascynowany tym, co odkrył i orientuje się, że może zmieniać bieg historii.
Mam dość mieszane uczucia, jeśli chodzi o tę książkę. Podobny motyw pojawił się w Bibliotece umarłych Glenna Coopera. Ludzie umierają, a przy ich ciałach znajduje się kartka z trumną i datą ich śmierci. Policja próbuje dowiedzieć się, kto stoi za falą zbrodni. Czytając Księgę życia miałam więc wrażenie, że gdzieś już to grali.
Nie powiem, książkę czyta się szybko, ale dla mnie nie był to oryginalny pomysł i powiem więcej, byłam w stanie przewidzieć to, co się za moment wydarzy. Zakończenie w sumie mnie nie zaskoczyło. Wiedziałam, jaki finał będzie miała ta historia. Czy czuję się tym rozczarowana? Akurat w tym przypadku nie. Nie wyobrażam sobie tego, żeby powieść miała inne zakończenie, bo mogłoby to być trochę naciągane. Tak przynajmniej wszystko złożyło się w zgrabną całość.
W trakcie lektury zaczęłam zastanawiać się, co ja bym zrobiła, gdybym mogła wpływać na bieg historii. Pewnie naprawiłabym parę swoich błędów, ale też starałabym się pomóc moim bliskim. I nie dziwię się, że Elias zrobił to, co zrobił. Bardzo żałuję, że ta książka jest tak krótka. Miałam wrażenie, że była pisana na szybko, a szkoda, bo kilka wątków zasłużyło na zdecydowanie większą uwagę. Gdyby autor je rozwinął, pewnie cała historia bardziej przypadła mi do gustu.
Bohaterowie nie są tutaj właściwie w żaden sposób zarysowani. Pojawiają się na chwilę, ale niespecjalnie zapadają w pamięć. No, może za wyjątkiem Eliasa, bo w sumie tylko jego imię zapamiętałam. Z tego co wiem, jest to literacki debiut autora. Mam nadzieję, że popracuje nad swoim stylem i w przyszłości uda mu się uniknąć podobnych potknięć. Ta historia miała duży potencjał, ale nie został on wykorzystany. Za jakiś czas nie będę w ogóle pamiętała, że przeczytałam tę książkę. Zdecydowanie bardziej podobała mi się Biblioteka umarłych. Tam lepiej wykorzystano motyw księgi życia.
Mam wrażenie, że autor rzucił się na głęboką wodę i nie wyszło mu to na dobre. Nie kupiłam wszystkich wątków. Część była mocno naciągana. Dam jednak Gregory'emu Samakowi szansę i przeczytam jego kolejną powieść, o ile ukaże się kiedyś na naszym rynku wydawniczym.
Gregory Samak
Księga życia
Wydawnictwo Muza
Warszawa 2015
Nie podoba mi się to, że końcówka jest łatwa do odgadnięcia. To zabiera radość czytania ;)
OdpowiedzUsuń