Wyobraźcie sobie taką sytuację. Wyruszacie jako astronauta w misję na Marsa. Tam dochodzi do burzy, zostaje uszkodzony sprzęt, który monitoruje Wasze parametry życiowe, załoga myśli, że nie żyjecie i pozostawia Was na Marsie, ewakuując się. Ja należę do miękotworów i podejrzewam, że mój instynkt samozachowawczy mógłby nie zadziałać. Zupełnie inaczej było jednak z Markiem Watneyem.
Straszliwa burza piaskowa sprawia, że marsjańska ekspedycja, w której skład wchodzi Mark Watney, musi ratować się ucieczką. Nie wszyscy członkowie załogi wracają jednak na statek. Mark zostaje uznany za zmarłego, gdy trafia go odłamek i znika z oczu kolegom, nie dając znaku życia. Kiedy ciężko ranny Mark odzyskuje przytomność, stwierdza, że został na Marsie sam w zdewastowanym przez wichurę obozie, z minimalnymi zapasami powietrza i żywności, a na dodatek bez łączności z Ziemią. Co gorsza, zarówno pozostali członkowie ekspedycji, jak i sztab w Houston uważają go za martwego, nikt więc nie zorganizuje wyprawy ratunkowej. W sumie taka misja na niewiele by się zdała, bo on umarłby przed jej dotarciem na miejsce z powodu wyczerpania zapasów. Mark jednak nie poddaje się i rozpoczyna heroiczną walkę o przetrwanie, w której równie ważną rolę, co naukowa wiedza, zdolności techniczne i pomysłowość, odgrywają niezłomna determinacja i umiejętność zachowania dystansu wobec siebie i świata.
Do lektury tej powieści miałam kilka podejść. Jest napisana momentami dość trudnym językiem, ale kiedy człowiek już wdroży się w opisy życia na Marsie, idzie już z górki. Andy Weir wykreował genialną postać Marka Watneya. Facet został sam na Marsie, ale postanawia przeżyć, choć zdaje sobie sprawę z tego, jak ekstremalnie trudne jest to zadanie. On jednak nie traci wiary we własne siły i przekuwa teorię w praktykę, dokonując rzeczy niemożliwych.
Mark jest filarem tej powieści. Możemy nawiązać z nim kumpelskie relacje, jego narracja jest genialna. Pokochałam go już od pierwszych stron. Mężczyzna staje się też naszym nauczycielem. Pokazuje, co można zrobić, żeby przeżyć na Marsie. Na szczęście kwestie naukowe są opisane w prosty sposób, więc nie musicie się bać, że nie zrozumiecie tego, co do Was mówi. Chociaż jest w beznadziejnej sytuacji, nie traci dobrego humoru. Stara się nie myśleć o zbliżającej się śmierci, robi wszystko, by wrócić do domu. Nadzieja budzi się w nim na nowo, gdy udaje mu się nawiązać kontakt z Ziemią. Nie myślcie jednak, że stał się w tym momencie poważny. Oto jedne z jego pierwszych słów:
[12.04] JPL: (...) Proszę, uważaj na swój język. Wszystko, co napiszesz, nadajemy na żywo na cały świat.
[12.15] WATNEY: Patrzcie! Cycki! ==>> (.Y.).
To jedna z najlepszych książek, jakie czytałam w swoim życiu. Odwalił kawał dobrej roboty. Wykreował niezwykłego bohatera i na nim oparł ciężar powieści. Postaci drugoplanowe nie grają tu większej roli i niespecjalnie wyróżniają się z tłumu, ale to akurat mi nie przeszkadzało. To najlepszy literacki debiut, z jakim miałam do czynienia. Trzeba być nie lada mózgiem, żeby wymyślić coś takiego. I pomyśleć, że nikt nie chciał wydać Marsjanina. Autor włożył w tę powieść swoją duszę. To nic, że czasem pojawiały się toporne fragmenty, a język nie jest zbyt górnolotny, ale nie o to w tej powieści chodzi. Andy'emu Weirowi udało się przenieść mnie na Marsa i to jest najważniejsze. Jeśli nie czytaliście jeszcze tej książki, gorąco ją Wam polecam.
Andy Weir
Marsjanin
Wydawnictwo Akurat
Warszawa 2014
Mnie ta historia bardzo mocno wciągnęła.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam z dwa lata temu i chociaż rozumiem, czemu inni jej nie lubią, ja po prostu uwielbiam. Wyjątkowa historia! Nie mogę się doczekać kolejnej książki autora... Film polecam, jest równie dobry :)
OdpowiedzUsuńKoleżanka czytała i mówiła, że średnio jej się spodobała. Jeszcze się zastanowię nad tą lekturą ;)
OdpowiedzUsuńPrześwietna, jedna z lepszych książek zeszłego roku. Na długo zapadnie mi w pamięć. :) A Mark jest genialny! Dawno się tak nie śmiałam przy książce. :D
OdpowiedzUsuńKilkakrotne czytałam już wiele dobrego o tej książce i tyle samo razy omijałam ją szerokim łukiem. Nie wiem, po prostu jakoś mnie do niej nie ciągnie - ale może kiedyś dam jej szansę. :)
OdpowiedzUsuńhttp://chaosmysli.blogspot.com