Na początku tego roku w ręce wpadła mi pierwsza część Historii bez cenzury autorstwa Wojciecha Drewniaka. Oglądam jego programy i nie przeszkadza mi sposób, w jaki opowiada o historii. Niektórym może przeszkadzać to, że ma do tego luźne podejście, ale to jest dobry patent, żeby niektóre rzeczy zapamiętać. Bądźmy szczerzy, lekcje historii w szkole przeważnie są nudne, mamy wkuwać daty, uczyć się tego, o czym uczniowie mogą słuchać (nie wolno przecież mówić o grzechach ważnych historycznych postaci, lepiej to przemilczeć). Wojciech Drewniak wali prawdą prosto w oczy. Czasem rzuci jakąś datą, ale nie przywiązuje do tego jakiejś dużej wagi. Słucha się go całkiem przyjemnie, a jak się czyta?
Poprzednia część opisywała losy polskich królów, tym razem Wojciech Drewniak skupia swoją uwagę na koksach, czyli postaciach związanych z wojskiem. Zarówno ludzi, jak i zwierząt, a konkretnie jednego niedźwiedzia. Każdemu z bohaterów jest poświęcony jeden rozdział. Zawarto w nim najważniejsze informacje dotyczące życiorysu danego koksa. Pojawiają się także postacie, które miały istotny wpływ na życiowe wybory głównych bohaterów.
Przyznam szczerze, że tę książkę czytało mi się nieco gorzej niż poprzednią. Od razu mówię, że Polskie koksy nie są złe. Nic z tych rzeczy. Chodzi mi o to, że mam fioła na punkcie królów wszelakich i na ich temat mogę czytać dniami i nocami, pod warunkiem, że opisano ich w ciekawy sposób. Dowódców wojskowych i żołnierzy traktuję nieco po macoszemu. Nie jestem z tego dumna, ale taka jest prawda. Aspekty wojskowe są domeną mojego męża. Myślę, że jemu ta książka przypadnie do gustu bardziej niż mnie.
Książkę czytało się dość szybko. Drewniak ma lekkie pióro. Jeśli oglądaliście jego filmy w sieci, nie powinniście czuć się rozczarowani. Czytając książkę, ma się wrażenie, że autor stoi obok nas i opowiada o danym polskim koksie. Nawet wyobrażałam sobie to, jaki wyraz twarzy mógł mieć w danym momencie Drewniak. Najbardziej do gustu przypadły mi opowieści o Kościuszce i niedźwiedziu Wojtku, chociaż w sumie Zawisza Czarny też całkiem nieźle został opisany. Tadeusza Kościuszki było mi nawet żal. Nie miał szczęścia w miłości. Jego potencjalny przyszły teść wywinął mu dość chamski numer. Jaki? O tym musicie się już przekonać sami.
Podobnie jak w przypadku pierwszej części, tę również można sobie spokojnie rozłożyć na raty. Nie trzeba czytać książki w całości. To dobra opcja dla osób, które nie mają dużo czasu na czytanie. Nie musicie obawiać się tego, że zgubicie wątek. Po przeczytaniu jednego rozdziału możecie odłożyć książkę na półkę i wrócić do niej za kilka dni. Bohaterowie nie są ze sobą jakoś specjalnie powiązani. Powiem więcej, nawet lepiej, przynajmniej moim zdaniem, dawkować sobie Polskich koksów.
Fanów Wojciecha Drewniaka nie muszę jakoś specjalnie namawiać do lektury. Podejrzewam, że z książką zapoznali się jeszcze przede mną. Jeśli szukacie publikacji, w której znajdziecie historię z przymrużeniem oka i nawiązaniami do współczesnej kultury, możecie spokojnie sięgnąć po tę książkę. Ostrzegam tylko, że autor posługuje się językiem potocznym. Nie, mięsem nie rzuca, ale opowiada w taki sposób, jakby mówił o Żółkiewskim swojemu koledze. Jeżeli taki sposób narracji Wam przeszkadza, lepiej poszukajcie czegoś innego do czytania.
Wojciech Drewniak
Historia bez cenzury 2. Polskie koksy
Wydawnictwo Znak
Kraków 2017
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję
Portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu Znak.
Jest to jedyna książka, która wzbudziła ciekawość wśród pasażerów mojego busa prowadzącego do małego miasteczka obok. Wszyscy czytali właśnie jego książkę, a nigdy wcześniej nic. :D
OdpowiedzUsuń