Simone i Matt bardzo wcześnie zostali rodzicami. Nie dane im było jednak zbyt długo cieszyć się obecnością córeczki. Mała Helena została porwana, gdy miała sześć miesięcy. Mija osiemnaście lat. Małżonkowie pogodzili się z tragedią. Wiodą w miarę uporządkowane życie, nigdy nie zdecydowali się na kolejne dziecko. Poświęcili się swoim karierom. To pozwalało im w miarę normalnie żyć. Pewnego dnia do Simone przychodzi dziewczyna, która twierdzi, że jest jej zaginioną córką. Wygląda na to, że nie ma złych zamiarów. Grace ma przy sobie maskotkę, którą miała Helena w dniu zaginięcia. Dziewczyna jednak znika równie szybko, jak się pojawiła. Czy Simone uda się ją odnaleźć? Kim tak naprawdę jest Grace i dlaczego postanowiła się skontaktować z Simone?
Pochłonęłam tę powieść jednym tchem. Pochłonęła mnie już od pierwszych stron. Simone w swojej pracy wielokrotnie zetknęła się z tragediami rodzin, które utraciły swoje dzieci. Pomimo upływu wielu lat, nie przestała myśleć o tym, czy Helena jeszcze żyje. Wielu ludzi wykorzystywało jej tragedię i wmawiało kobiecie, że wie, co spotkało dziewczynkę. Nie od razu zaufała Grace, która twierdzi, że jest Heleną. Chciała sprawdzić, czy dziewczyna jej nie okłamuje. Zanim jednak poznała prawdę, Grace zniknęła, zapadła się pod ziemię. Co się z nią stało?
Z zapartym tchem śledziłam bieg wydarzeń. Próby odnalezienia Grace przeplatają się w powieści z wątkiem dotyczącym zaginięcia młodych dziewczyn. Kiedy jedna z nich wraca do domu, Simone zaczyna zajmować się jej sprawą, choć w dalszym ciągu myśli o swojej córce. Nawet nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego, co czują rodzice, którym ktoś porywa dziecko. Simone na początku wydawała mi się w miarę poukładaną kobietą. Jej zachowanie po spotkaniu z Grace diametralnie się zmieniło. Na nowo obudziła się w niej wiara w to, że Helena jednak żyje i w końcu do niej wróci. Nie zachowywała się racjonalnie, popełniała błędy, ale nie uważam, żeby było to coś złego. W moim odczuciu to sprawiło, że Simone była bardziej wiarygodna. Nie mam prawa jej oceniać. Nie wiem, jak zachowałabym się na jej miejscu. Matt pozostaje w cieniu żony. Wspiera ją i też chce, by ich córka się odnalazła.
Powieść trzymała mnie w napięciu od samego początku do końca. W trakcie czytania miałam kilkanaście pomysłów na to, co właściwie się stało. Siedziałam jak na szpilkach i nawet nie zauważyłam, kiedy dotarłam do końca. Zakończenie kompletnie mnie zaskoczyło. Co prawda przez myśl przeszło mi coś takiego, ale szybko zbeształam się w duchu za takie podejrzenia.
Historii o zaginionych dzieciach było już wiele, ale nie umiem porównać Córeczki do innej powieści. Na swój sposób jest oryginalna. Zwłaszcza jeśli chodzi o wątek zaginionych dziewcząt. Nic więcej jednak nie zdradzę, by nie powiedzieć Wam za dużo. W powieści pojawia się wiele wątków, które składają się w logiczną całość. Autorka w pełni wykorzystała potencjał tej historii. Jestem pod ogromnym wrażeniem tej historii. Chętnie jeszcze kiedyś do niej powrócę, chociaż dobrze wiem, jaki będzie finał.
Jeśli szukacie dobrego thrillera, który utrzyma Was w napięciu od pierwszej strony, myślę, że spokojnie możecie sięgnąć po Córeczkę. Mam nadzieję, że nie będziecie rozczarowani tym wyborem.
Kathryn Croft
Córeczka
Wydawnictwo Burda Książki
Warszawa 2017
Lubię książki trzymające w napięciu, chętnie sięgnę po ten thriller :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie może być ciekawe! Chętnie przeczytam! :)
OdpowiedzUsuńOstatnio dużo o tej książce na blogach... Jak będę mieć okazję, skusze się na pewno. :)
OdpowiedzUsuńHistoria wygląda na naprawę ciekawą. Muszę o niej pamiętać podczas kolejnej wizyty w księgarni/bibliotece.
OdpowiedzUsuńAleksandra