Roberta Meissnera, głównego bohatera powieści, gdy wchodzi w dorosłe życie. Poznaje uroki życia damsko-męskiego i zaczyna szukać swojej własnej drogi. Jego pierwszy związek przerywa wybuch II wojny światowej. Robert trafia na front, a Wiktoria w końcu układa sobie życie po swojemu. Mężczyzna oddaje się wiec ferworowi walki. W końcu poznaje miłość swojego życia, Marion. Małżeństwo jest szczęśliwe, przynajmniej do czasu, ale o tym już musicie przekonać się sami.
Powieść jest dość obszerna i czyta się ją dość powoli. Nie dlatego, że historia jest nudna, nie powiedziałabym tego. Jazda na rydwanie to dość specyficzna publikacja. Stanowi pomieszanie kilku gatunków. Łączy w sobie powieść obyczajową z wątkami politycznymi i szpiegowskimi. Nie brakuje także scen erotycznych. Mnie one akurat nie porwały, ale nie mogę powiedzieć, żebym była jakoś specjalnie nimi zniesmaczona. Uważam jednak, że niepełnoletni czytelnicy powinni sobie na jakiś czas odpuścić lekturę. Nie to, że zachowuję się jak moherowa ciocia, nie chodzi mi tylko o to, że na ich oczach seks się stanie, ale po prostu mogą jeszcze nie dojrzeć do tej powieści. Nie wiem, czy udźwigną jej intertekstualność i wielowątkowość. Pamiętając to, po jakie książki sięgałam w wieku nastu lat, wiem, że ja nie byłabym w stanie przeczytać Jazdy na rydwanie do końca.
Na początku wydawało mi się, że Robert jest życiowym łamagą, któremu znów w życiu coś nie wyszło. Jego dzieciństwo nie było zbyt udane, w szkole też nie było mu lekko, a i do dziewczyn zbyt wielkiego szczęścia nie miał. Dopiero później, gdy już trafił na front, zaczęłam żywić do niego cieplejsze uczucia. Polubiłam go i chciałam przekonać się, jak dalej potoczą się jego losy i gdzie przyjdzie osiąść mu na stałe. Z Robertem nie można się nudzić. U niego ciągle coś się działo. Już wydawało się, że koniec niespodzianek, gdy nagle następował zwrot akcji i nie było mowy o tym, by mężczyzna siedział w domu z żoną. Na temat jego związków z kobietami można napisać osobną książkę. Nie przypominam sobie literackiego bohatera, który miałby na ten temat tyle do powiedzenia co Robert.
W powieści pojawia się wiele wątków, o czym już wspominałam. Myślę, że każdy byłby w stanie znaleźć coś dla siebie, chociaż podejrzewam, że Jazda na rydwanie może bardziej przypaść do gustu panom niż paniom. Nie należę do konserw, ale mnie niektóre zdania trochę kuły po oczach i puszyłam się, myśląc, że można byłoby to napisać w nieco bardziej wygładzony sposób. Mam tu na myśli przede wszystkim sceny łóżkowe. Wolę je w trochę bardziej poetyckim wydaniu.
Autor wiele ryzykował, tworząc tak wybuchową mieszankę, ale muszę przyznać, że wyszło mu to całkiem nieźle. Chociaż lektura zajęła mi sporo czasu, nie żałuję, że zdecydowałam się, by po nią sięgnąć. Poznałam wielu bohaterów, z którymi mniej lub bardziej się zżyłam i mogłam towarzyszyć Robertowi przez całe jego dorosłe życie. To była trudna, wymagająca podróż, lecz było warto w nią wyruszyć.
Julian Hardy
Jazda na rydwanie
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego
dziękuję autorowi.
Zastanowię się jeszcze nad tą książką, jednak do końca przekonana nie jestem do niej :)
OdpowiedzUsuńJa również nie do końca jestem przekonana, ale pomyślę jeszcze. ;)
OdpowiedzUsuń