Pozwólcie, że opowiem Wam dzisiaj o książce, która prezentuje historię najbardziej znanej gry czarodziejów.
Co prawda nigdy nie marzyłam o tym, żeby być jednym z graczy, ale fascynował mnie ten sport. Byłam bardzo ciekawa, skąd się wziął. Dzięki tej publikacji poznajemy nie tylko jego historię, ale także zasady gry.
Jak się pewnie domyślacie, quidditch nie zawsze wyglądał tak, jak opisała go J.K. Rowling w Harrym Potterze. Przez lata ewoluował, był udoskonalany i stał się nieco bardziej przyjazny dla środowiska. Z wielu względów. Polacy też dorzucili swoje pięć groszy do tej gry.
Bradfordowie to ród, który zbił majątek na produkcji bourbona i teraz żyje na dość wysokim poziomie. Opływają oni w luksus, choć tylko pozornie są szczęśliwi. Nad utrzymaniem fasadowego raju Bradfordów niestrudzenie pracuje służba. Te dwa światy nie powinny się nigdy przeniknąć. Ogrodniczka Lizzie zakochała się w synu marnotrawnym Bradfordów, a ich gorzkie rozstanie jest jak posypana solą rana. Teraz, po dwóch latach, Tulane Bradford wraca do domu, a wraz z nim cała przeszłość. Nikt nie pozostanie obojętny: ani jego piękna i bezwzględna żona, ani przepełniony goryczą starszy brat, a już na pewno nie nestor rodu – człowiek pozbawiony zasad i skrupułów, skrywający wiele strasznych tajemnic. W miarę jak w rodzinie narastają konflikty, cała posiadłość wraz z mieszkańcami wpada w wir przemian. Żeby je przetrwać, trzeba mieć głowę na karku.
Poznajcie Aśkę – pozytywnie zakręconą studentkę ekonomii, która nie ma w życiu lekko. Właśnie zakończyła kilkuletni związek, na studiach idzie jej dość kiepsko i praca też daje jej w kość. Na szczęście pod ręką są przyjaciółki, na które zawsze można liczyć i pogadać dosłownie o wszystkim. I jeszcze kolega o dziwnie brzmiącym imieniu, który udzieli wsparcia w każdej sytuacji. Co ona by bez nich zrobiła? Niespodziewanie w życiu Asi następuje zwrot o 180 stopni: pojawia się idealny mężczyzna, książę z bajki na białym koniu, dzięki któremu szara rzeczywistość Aśki zmienia się. Przystojny, bogaty, dżentelmen w każdym calu... Czyżby to był wymarzony książę? A może dziewczynie pisany jest ktoś inny? I co ze znienawidzonymi studiami i aktorstwem, które od zawsze było jej pasją?
Czym jest sukces w dzisiejszym świecie? Odpowiedź nigdy nie była prostsza. Gdzie nie spojrzeć, tam ściągi i gotowce podsuwane nam przez kulturę masową – scenariusze ze spełnionego życia innych w kolorowych pismach, telewizji, poradnikach know-how. Trzeba tylko się na coś zdecydować, by wykreować siebie i swoją karierę. Czy jednak rzeczywiście wystarczy tylko tyle?
W życiu bohaterek Kreacji zachodzą zmiany uruchamiające machinę wydarzeń. Agata marząca o tym, aby zostać celebrytką, Wioletta, gasnąca gwiazda talk-show, wygodnie żyjąca singielka Marta i jej przyjaciółka Anka realizująca się w obrębie mitu o matce Polce – każda z nich stanie przed pytaniem, jakie miejsce odgrywają w ich życiu impulsy i pragnienia, a jakie świadoma kreacja obliczona na wywołanie zamierzonego efektu.
Jeśli czujecie się zestresowani i szukacie czegoś na rozluźnienie, myślę, że ta publikacja może Was zainteresować.
To nie jest moje pierwsze spotkanie z kolorowanką tej autorki. Wcześniej miałam już do czynienia z Kotami dziwakami. Instrukcja obsługi kolorowanki jest bardzo prosta. Bierzecie kredki i kolorujecie wedle uznania. Możecie przy tym przeklinać. Głośno albo pod nosem. To, czy zrobicie to sami, czy w towarzystwie - Wasza sprawa. Odradzam jedynie kupowanie tej publikacji dla dzieci. To zabawka dla rodziców.
Zanim zaczęłam lekturę, zaczęłam się zastanawiać, czy dobrze zrobiłam, że zamówiłam tę książkę. W końcu lata młodzieńcze mam już dawno za sobą i nie wiedziałam, czy nadążę za bohaterami. Postanowiłam jednak przekonać się, co autorka ma mi do zaoferowania.
Kiedyś Edie była dziewczyną, która robiła wokół siebie dużo zamieszania i robiła zamęt w życiu osób, jakie postanowiły mieć z nią do czynienia. Zaprzyjaźniła się z wyobcowaną Heather. Jako młoda dziewczyna miała wiele planów na przyszłość. Jednak życie napisało dla niej inny scenariusz. Teraz ma 33 lata, jest ciężarna i samotna. Pewnego dnia w jej mieszkaniu pojawia się Heather. Dlaczego postanowiła odnowić kontakt po tylu latach?
Toma Jonesa chyba nie muszę nikomu specjalnie przedstawiać. Ja zaczęłam fascynować się jego muzyką w szkole średniej i od tej pory mam do niego sentyment. Chciałam przekonać się, jak wyglądała jego droga na szczyt.
Artysta urodził się w zwykłej rodzinie, nie opływał w luksusach. Dość szybko został ojcem i musiał utrzymać swoją rodzinę. Imał się różnych zajęć. Czasem z pieniędzmi było bardzo ciężko, ale w końcu Tom i jego żona doczekali się własnego domu. Sława przyszła nieco później. Wraz z nią zaczęły się w życiu artysty problemy. Zmieniona na potrzeby PR biografia, imprezy. Woda sodowa nieco uderzyła mu do głowy. Szybko jednak się opamiętał. Miał w końcu rodzinę, która go potrzebowała. Ta książka pokazuje czytelnikom nie tylko znanego na całym świecie artystę, ale także zwykłego człowieka, który nie zawsze w życiu miał wszystko podane na tacy.
Jestem kobietą, więc mam mały mózg, słabe ręce i skłonność do histerii. Moim obowiązkiem powinno być siedzenie w domu, najlepiej cicho, i usługiwanie mężowi. Nie zostałam stworzona do czynienia wielkich rzeczy. Już sam Karol Darwin zauważył, że na kartach historii dominują przede wszystkim wybitni mężczyźni. Wielki filozof Artur Schopenhauer ogłosił, że kobieta nigdy nie stworzy żadnego oryginalnego dzieła, ponieważ nie posiada „uwłosienia geniusza” (to chyba nie widział mnie o poranku). Jan Jakub Rousseau uważał natomiast, że kobiety powinny oddawać się wyłącznie temu, co dla nich naturalne – zadowalaniu innych. Wszystko, co wiemy o kobietach, powiedzieli mężczyźni. Przez wieki filozofowie i naukowcy (rzecz jasna płci męskiej!) prześcigali się w dziwacznych teoriach o ich naturze. Spychali je na margines, twierdząc, że to nieszkodliwe, choć kłopotliwe istoty. Jacky Fleming swoimi rysunkami w przewrotny i błyskotliwy sposób raz jeszcze opowiada nam tę historię. Przestrzega, że nie zawsze powinniśmy wierzyć we wszystko, co wpajają nam wielkie autorytety.
Kate postanawia na pół roku przeprowadzić się z Londynu do Bostonu. Zamienia się na mieszkania z kuzynem. Chce ukończyć w Stanach kurs grafiki komputerowej i ostatecznie przepracować przeżytą traumę, którą zaserwował jej były narzeczony. Kobieta od dzieciństwa zmaga się z atakami paniki, a to co stało się przez George'a, na pewno nie pomaga jej się z nimi uporać. Tymczasem w Bostonie dowiaduje się, że zamordowano sąsiadkę zza ściany, piękną Audrey. Policja wypytuje Kate o kuzyna, który podobno miał romans z zamordowaną, w jego mieszkaniu dzieją się zaś dziwne rzeczy. Kate, skołowana po zmianie strefy czasowej, nieustannie senna, nie ma komu zaufać – w obcym mieście nikogo nie zna, ekscentryczni lokatorzy budzą jej strach, kuzyn Corbin zapadł się pod ziemię. Czy Kate grozi śmiertelne niebezpieczeństwo, czy tylko je sobie wyobraża?
O tym, że świat jest mały, mogłam się już wielokrotnie przekonać. Poniekąd wierzę też w przeznaczenie. Co ma się wydarzyć i tak się stanie, a my nie mamy na to większego wpływu.
Anna i Michał poznali się na pierwszym roku medycyny. Wydawało się, że są idealną parą. Jednak ich drogi rozeszły się na ładnych parę lat. Każde z nich poszło w swoją stronę, by spotkać się ponownie na konferencji. Anna jest dyrektorem kliniki chirurgii plastycznej, Michał pracuje w szpitalu dziecięcym. Pewne okoliczności sprawiają, że tych dwoje spędza ze sobą kilka dni. Jak to spotkanie wpłynie na ich relacje? Czy sprawdzi się powiedzenie, że stara miłość nie rdzewieje.
"Jesteś córką Stalina. Jesteś więc martwa za życia. Twoje życie dobiegło już końca. Nie żyjesz własnym życiem ani żadnym innym. Istniejesz tylko jako dodatek do pewnego nazwiska." Swietłana Alliłujewa
Swietłana, ukochana córka Stalina wychowywała się w złotej klatce. Traktowano ją jak księżniczkę, lecz jej życie było naznaczone piętnem tragedii. Miała zaledwie 6 lat, gdy jej matka popełniła samobójstwo, nie mogąc już wytrzymać ze swoim mężem. Osierociła dwoje dzieci. Bohaterkę tej opowieści i jej starszego brata. Swietłana była osaczona przez ojca i totalitarny system. Musiała podporządkować im swoje życie. Jej ukochany trafił do gułagu, a ci, których kochała najbardziej, znikali w dziwnych okolicznościach. Swietłana nie chciała od życia wiele - pragnęła tylko tego, by ktoś ją pokochał. Długo jednak musiała czekać na to, by nadszedł wreszcie dzień, w którym uwolni się z klatki. Przekonajcie się, do czego była zdolna, żeby uwolnić się od ojca i jego systemu.
Legends of Labyrinth to gra karciana osadzona w świecie Labyrinth, w której udział może wziąć 2-4 graczy. Celem gry jest powołanie drużyn Bohaterów. Gracz musi wykorzystywać zdolności Bohaterów i drużyn najlepiej jak potrafi. W trakcie rozgrywki rywalizuje się między sobą. Władzę zdobywa się za pomocą kart. Wygrywa ta osoba, która jako pierwsza uzbiera trzy czteroosobowe drużyny. Jeśli uważacie, że to proste zadanie, muszę Was rozczarować. Wcale tak nie jest. Gracz, który ma na ręce wredną kartę, może zniszczyć wysłaną już przez przeciwnika drużynę. Najlepiej, jeśli w grze udział weźmie więcej graczy, wtedy nie utrudnia się życia tylko jednej osobie.
Kiedy otrzymałam grę i otworzyłam pudełko, doszłam do wniosku, że mogłoby być ono dwa razy mniejsze. Jego wielkość nie jest wprost proporcjonalna do zawartości. Moim zdaniem ona się w nim gubi. Co znajdziemy w środku? 55 kart działań, 46 kart bohaterów, 9 kart drużyn oraz kolorowe znaczniki graczy, którymi oznacza się wysłane do boju skompletowane drużyny. Ile czasu zajmuje gra? Trudno to jednoznacznie określić. To zależy od dociągu kart. W naszym przypadku to było maksymalnie 40 minut.
Zaczynamy grę z dwoma kartami akcji na ręce i trzema oznaczeniami gracza. Jak już wspomniałam, wygrywa ten gracz, który jako pierwszy uzbiera 3 drużyny. Muszą się składać z 4 takich samych zwykłych lub legendarnych bohaterów. Co gracz może zrobić w trakcie rozgrywki?
- dobrać kartę działań (jeśli ma ich na ręce więcej niż 7, musi wyrzucić dodatkowe)
- użyć zdolności skompletowanych drużyn, jeżeli ma takowe na stanie
- użyć zdolności bohaterów legendarnych (zwykli ich nie posiadają)
- użyć jedną akcję
Jako akcję rozumie się powołanie drużyny lub użycie karty z ręki. Kiedy chcemy ją zagrać, należy położyć ją na stole i przeczytać na głos to, co jest na niej napisane. Dlaczego? Ano dlatego, że Wasz przeciwnik może anulować jej działanie. To jest strasznie irytujące. Zwłaszcza wtedy, gdy ktoś ma nad tobą zdecydowaną przewagę, a ty się cieszysz, że w końcu coś ci doszło na rękę. Jeśli wysyłamy gotową drużynę do boju, wykładamy 4 takie same karty i znacznikiem oznaczamy ją na karcie drużyny. Następnie bohaterów tasuje się z pozostałymi. I tak dzieje się aż wszystkie znaczniki jednego gracza zostaną wykorzystane.
Przyznam szczerze, że mnie ta gra nie przypadła do gustu. Miałam dość ograniczone pole działania, jeśli nie miałam dobrych kart na ręce. Albo jak już mi coś doszło, to przeciwnik mnie blokował. Od razu mówię, że gra tylko na 2 osoby może skończyć się poważną awanturą, dlatego najlepiej zebrać większą liczbę graczy.
Moim zdaniem gra praktycznie nie ma żadnego klimatu. Zbiera się karty, trzeba mieć odpowiednią sekwencję i tyle. Jak w remiku. Przy czym zdecydowanie bardziej wolę grać w remika. Nie można mieć żadnej strategii, wszystko zależy od dociągu kart i poziomu wredoty przeciwnika i jego szczęścia w dobieraniu kart. Do tej gry bardzo łatwo można się zniechęcić. Wszystko w zasadzie żyje własnym życiem i jeśli nie mamy nic dobrego na ręce - jest pozamiatane. Jak dla mnie gra jest niedopracowana, a po paru rozgrywkach po prostu się nudzi. Wiemy już, jakie są karty i co można z nimi zrobić, drużyny się powtarzają. Jestem rozczarowana tą grą i nie wiem, czy uda mi się kiedykolwiek do niej przekonać.
Karolina, Katarzyna, Łucja i Daria to bohaterki najnowszej powieści Doroty Schrammek. Kobiety dzieli wiele: wiek, stan cywilny, status społeczny, ale łączy jedno - trudne relacje z matką. Karolina była nauczona bezwzględnego posłuszeństwa i przyjmowania ze spokojem upokorzenia, jakie serwowała jej rodzina. Katarzyna wystąpiła z zakonu. Łucja była wychowywana na arystokratkę, zaś Daria była niechcianym dzieckiem. Kobiety spotkały się na terapii, która wywróciła ich życie do góry nogami.
Wpływ na nasze decyzje ma wiele czynników. W przypadku tych kobiet na ich dorosłym życiu piętno odcisnęły trudne relacje z matkami. Jedne z nich poszły ich śladem, inne postanowiły zrobić wszystko, by nie popełnić takich samych błędów. To moje kolejne spotkanie z tą autorką i dziękuję jej za to, że mnie nie zawiodła. Dom, którego nie było wciągnął mnie już od pierwszych stron i chciałam poznać historie bohaterek. Byłam ciekawa tego, na ile przeżycia z dzieciństwa wpłyną na ich dorosłe życie.
Amy Harmon oczarowała mnie cyklem Prawo Mojżesza, o którym pisałam w zeszłym roku na moim blogu. Czas, bym zapoznała Was z jej kolejną książką.
Ambrose Young jest błyskotliwym i śmiałym młody zapaśnik ze sporymi szansami na sportową karierę. Nie zwraca większej uwagi na Fern Taylor, licealnej szarej myszki. Chłopak nie zauważył, że dziewczyna obdarzyła go uczuciem. Ich wspólna historia mogłaby nigdy nie powstać, gdyby pewnego dnia nie wybuchła wojna. Ambrose oraz czterech jego przyjaciół wyruszyli do Iraku. Z frontu wrócił tylko on, reszta zginęła. Mężczyzna został jednak ciężko ranny. Stracił nadzieję, ale nie Fern. Jej uczucie do niego wciąż trwało, choć już wkrótce okazało się, że miłość do mężczyzny ze złamaną duszą nie jest prosta. Ta książka to historia małego miasteczka, piątki przyjaciół i opowieść o wojnie, z której wrócił tylko jeden. To piękna bajka o miłości jak z kart romansów, o zwykłej dziewczynie, która pokochała zranionego wojownika. Tej historii nie można było piękniej napisać. Czy masz odwagę spojrzeć w utraconą twarz?
Misjonarze z Institutum Judaicum et Muhammedicum w Halle wyruszają do Polski, by nawrócić na protestantyzm głośnego żydowskiego mistyka i herezjarchy z Podola, Jakuba Lejbowicza Franka. Akcja powieści, opartej w dużej mierze na faktach historycznych, obejmuje polski okres działalności samozwańczego proroka i rozgrywa się w realiach XVIII-wiecznej, chylącej się ku upadkowi Rzeczypospolitej, rozszarpywanej przez bezwzględną walkę stronnictw politycznych i intrygi ościennych mocarstw dążących do jej rozbioru. Jakie konsekwencje miała ich wyprawa? Na to pytanie odpowie Wam lektura tej książki.
Witajcie w świecie narkotyków, alkoholu i mafii. W pubach i knajpach Manchesteru syreny sprzedają bilety do piekła - heroinę i ecstasy. W łaski syren musi wkupić się młody detektyw Aidan Waits, skompromitowany policjant, który nie może uwolnić się od błędów przeszłości. Aby nie stracić odznaki, zostaje wtyczką narkotykowych dealerów.
W zarządzanych przez mafię pubach i knajpach Manchesteru syreny sprzedają bilety do piekła - heroinę i ecstasy. Żyjąc na krawędzi, skutecznie skrywają swoje sekrety. W łaski syren musi wkupić się młody detektyw Aidan Waits, skompromitowany policjant, który nie może uwolnić się od błędów przeszłości. Aby nie stracić odznaki, zostaje wtyczką narkotykowych dealerów.
Sprawy mocno się komplikują, gdy Waits ma odnaleźć córkę ważnego polityka skrywającą się wśród syren. Klucząc w świecie skorumpowanych policjantów, pięknych kobiet i bezwzględnej mafii, odkrywa prawdę, którą niekoniecznie chciał poznać.
W taki sposób Wydawnictwo Otwarte opisuje powieść Syreny, której premiera jest zapowiedziana na 15 marca 2017 roku. Recenzja ukaże się już dziś. Zapraszam :)
Przez całe studia filologiczne powtarzałam sobie, że przeczytam Frankensteina i Draculę. Z tym drugim mi się udało. Z pierwszym nie wyszło aż do teraz. Gdy Wydawnictwo Vesper zaproponowało mi lekturę, nie zastanawiałam się zbyt długo. Wiedziałam, że kolejna szansa na przeczytanie tego klasyku literatury nie trafi się prędko. Pozwólcie, że przeniesiemy się nieco w czasie.
Mamy rok 1816 - słynny "rok bez lata". Wiktora Frankensteina chyba niespecjalnie muszę Wam przedstawiać. To człowiek, który odkrył naturę pierwiastka życia. Nie zważając na konsekwencje, postanowił tchnąć go w istotę stworzoną na podobieństwo człowieka. To, co dzieje się później, przechodzi jego oczekiwania. Najgorsze koszmary stają się rzeczywistością.
Nie wiem jak jest z Wami, ale mnie dopada chyba wiosenne przesilenie. Mam totalną niechęć do robienia czegokolwiek. Dlatego szukam książek, które pomogą mi jakoś zmotywować się do działania i nadadzą nieco kolorów mojej szarej rzeczywistości. Pozwólcie, że opowiem Wam dziś o Co-dzienniku.
Żyjemy w ciągłym biegu. Niewiele mamy czasu na to, by usiąść spokojnie i zastanowić się nad sobą, nad tym, co tak naprawdę jest dla nas ważne. Lucyna Klimczak, autorka tej publikacji chce nam w tym pomóc. Znajdziemy tu 365 zadań na każdy dzień roku. Możemy je robić po kolei albo na wyrywki. Jeśli któreś z nich nie przypadnie nam do gustu, możemy spokojnie przejść dalej.
Kochani, przepraszam najmocniej, że wczoraj nie było wyników. Wróciłam bardzo późno z delegacji i nie miałam siły odpalić komputera. Ja już nam szczęśliwą zdobywczynię nagrody. Czas, byście i Wy ją poznali :)
Pozwoliłam sobie przydzielić Wam numerki. Ważnych zgłoszeń było 13.
Gabriela
Kinga
Wiktoria
Magdalena
Katarzyna
Justyna
Agnieszka
Beata
Anna
Małgorzata
Agnieszka H.
Sabina
Edyta
Z racji faktu, że w regulaminie było napisane, że to konkurs, w którym mogą wziąć wyłącznie kobiety, zgłoszenie Janusza nie zostało wzięte pod uwagę.
Anhusz wędruje do...
... Sabiny :) serdecznie gratuluję, wyczekuj maila ode mnie. Mam nadzieję, że Dzień Kobiet spędzisz już z książką :)
Pozwólcie, że opowiem Wam o książce pisanej z pasją o pasji. Na narciarstwie znam się niespecjalnie. Gdybyście przypięli mi do nóg barty i popchnęli mnie na stoku, zjechałabym z niego, machając nieporadnie rękami (właśnie sobie to wyobraziłam i nie potrafię przestać się śmiać...). Dlaczego więc zdecydowałam się na lekturę książki o narciarstwie? Z bardzo prostego powodu. Podziwiam ludzi z pasją i chciałam poznać ich historie.
Bohaterowie tej publikacji są pasjonatami narciarstwa. Oddawanie się pasji wymaga od nich nieustannego pokonywania własnych lęków. Zdają sobie sprawę z tego, że w ekstremalnych warunkach mogą liczyć wyłącznie na siebie. W trakcie lektury w mojej głowie nieustannie mieszały się strach i podziw. Ja nigdy nie zdecydowałabym się na tego typu przygody. Jest mi wygodnie w moim fotelu w ciepłym mieszkanku.