Pozwólcie, że opowiem wam o najnowszej książce Artura
Górskiego, znanego z publikacji o Masie. Po
prostu zabijałem to publikacja, która pokazuje, jak łatwo wkroczyć
na drogę zbrodni i przyzwyczaić się do tego, co teoretycznie niewyobrażalne dla
większości z nas: do zabijania. Ta spowiedź seryjnego
mordercy nie jest listą jego ofiar. Nie jest też podręcznikiem zabijania –
bohater tej wstrząsającej książki niechętnie wchodzi w szczegóły swoich
zbrodni. Zresztą ktoś, kto pozbawił życia kilkadziesiąt osób nie jest w stanie
odtworzyć, jak likwidował kolejne cele. Zabijał – jak twierdzi – by przetrwać,
a nie po to, by czerpać chorą satysfakcję z zadawania cierpienia i zabijania.
Niczym w grze komputerowej, eliminował przeszkodę i przechodził na następny
poziom gry.
Kiedy czytam wyznania seryjnych morderców, czuję, jak jeżą mi
się włosy na karku. Nie potrafię zrozumieć tego, jak jedna osoba może pozbawić
życia drugą, potem trzecią, czwartą itd. Seryjny morderca, który opowiedział
Górskiemu swoją historię, twierdzi, że zabijał, by przeżyć. Kiedy tylko w jego
życiu pojawiało się zagrożenie – eliminował je. Dosłownie. Na pogrzebie swojej
pierwszej ofiary był na tyle perfidny, że wziął udział w mszy jako lektor. Miał
czelność, by spojrzeć jego ojcu w oczy. Nie podejrzewał jednak, że ktoś go
zdemaskuje. Wtedy zaczął przemieszczać się z miejsca na miejsce, by szukać
schronienia. Przekonajcie się sami, jaką drogę przebył i kogo przy okazji
pozbawił życia.
Morderca opowiada o swoich zbrodniach w taki sposób, jakby
mówił o tym, co jadł wczoraj na śniadanie. To przerażało mnie najbardziej.
Przestępca nie miał łatwego życia. Ojczym źle go traktował, a matka przestała
się nim interesować, gdyż wiedziała, że zdenerwuje to jej partnera. Czy mu
współczułam? Nie powiedziałabym. Jego próby wyjaśniania motywów kompletnie do
mnie nie trafiały.
Muszę przyznać, że spodziewałam się czegoś innego po tej
publikacji. Kojarzyłam autora z bardziej wyrazistych książek. Tej czegoś
brakowało. Nie czułam żadnych emocji. Było mi jedynie żal ofiar. Nie zasłużyły
na to, by ktokolwiek je zabił. Miały pecha, że znalazły się w nieodpowiednim
czasie i w nieodpowiednim miejscu. Wielu z nich nikt nie odnalazł, według
mordercy nawet ich nie szukano.
Książkę czyta się błyskawicznie. To lekka lektura, choć wolałabym,
by było inaczej. Mam wrażenie, że autor nieco po łebkach potraktował historię
tego seryjnego mordercy. Nie mówię, że miałby wystawić mu laurkę, nie o to
chodzi, ale taki beznamiętny przekaz nie wyszedł opowieści na dobre. Książki o
Masie były zdecydowanie lepsze, przepełnione emocjami. Przynajmniej w moim
odczuciu. W tym przypadku miałam wrażenie, że słucham robota, który
automatycznie mówi to, co mu kazano. Nie tego się po Arturze Górskim
spodziewałam. To bardzo dobry autor.
Nie chcę, byście pomyśleli, że Po prostu zabijałem to niewarta uwagi publikacja. Nic z tych
rzeczy. Nie żałuję spędzonego nad nią czasu. Poznałam seryjnego mordercę, który
nie uważa, że zrobił coś złego. Ktoś był dla niego niemiły, stanowił zagrożenie
– trzeba się go pozbyć i tyle. Sami zadecydujcie, czy chcecie zapoznać się z tą
publikacją. Nie będę nikogo specjalnie do tego namawiała. Wiem, że to
specyficzna książka i nie każdy będzie miał ochotę, by ją przeczytać, tym
bardziej, że tematyka, jaką porusza, nie należy do najprostszych.
Artur Górski
Po prostu zabijałem
Wydawnictwo Burda Książki
Warszawa 2016
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję
Portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu Burda Książki.
Zazwyczaj książka toczy się od strony policjantów, detektywów itp., a tutaj mamy myśli i uczucia mordercy... to może być ciekawe.
OdpowiedzUsuńLubię poznawać nowych, książkowych seryjnych morderców :)
OdpowiedzUsuńTo może być ciekawa pozycja mimo wszystko. Górski... Ja miałam w Gałęzistych bohaterkę o tym nazwisku :)
OdpowiedzUsuń