Alberta Einsteina zna chyba każdy, więc nie muszę go specjalnie przedstawiać. A co z jego pierwszą żoną, Milevą, fizyczką, o której zapomniał świat nauki? Marie Benedict postanowiła przypomnieć o niej w swojej książce. Kim była Mitza? By odpowiedzieć na to pytanie, przenieśmy się nieco w czasie.
Jesień 1896 roku. Do Zurychu przyjeżdża dwudziestojednoletnia Mileva, która jako jedna z pierwszych kobiet rozpoczyna studia fizyczne na uniwersytecie w Zurychu. Jest zakompleksiona i uważa, że przez swoje kalectwo nie ma szansy na zdobycie miłości. Przyzwyczaiła się do tego, że mężczyźni nie patrzą na nią z pożądaniem. Kto chciałby mieć żonę, która ma zdeformowane ciało. Mileva postanawia więc w pełni poświęcić się nauce. Jest nieprzeciętnie inteligenta, ambitna i zamierza wiele osiągnąć. Wszystko zmienia się, gdy poznaje bliżej studiującego z nią Alberta Einsteina. Mężczyznę, który zakochuje się w jej niezwykłym umyśle i niedoskonałym ciele. Obiecuje jej dozgonną miłość i wspólne podbicie świata fizyki. Mija kilkanaście lat. Einsteinowie są małżeństwem. Kobieta zajmuje się domem, a mężczyzna zdobywa kolejne szczeble kariery naukowej. Świat zachwyca się odkryciami Einsteina. Nikt nie pyta jak ich dokonał, nikt nie wspomina o Milevie. Jak do tego doszło? Tego już musicie przekonać się sami.
Przyznam szczerze, że niewiele wiedziałam o pierwszej żonie Einsteina. Wiedziałam, że zostawił ją dla swojej kuzynki, ale nie byłam świadoma tego, że Mileva również była fizyczką. I to nie mniej zdolną od męża. Miała jednak pecha, że została jego żoną i zmarnowała przy nim swój potencjał.
Albert Einstein, jakiego przedstawiła w powieści Marie Benedict, nie wzbudza sympatii. To zadufany w sobie człowiek z przerośniętym ego. Nie widział nic poza czubkiem własnego nosa. Wszyscy mieli wokół niego skakać i robić to, co pan każe. Podobnie było z jego żoną. Mileva była naiwna. Uwierzyła w piękne słowa Alberta i poświęciła dla niego własne życie. Myślała, że wspólnie z mężem dokona wielkich rzeczy. Nie miała pojęcia, jak bardzo się myliła. Nie chcę jednak zbyt dużo zdradzać, żeby nie zniechęcić Was do lektury. Sami przekonajcie się, co noblista miał za uszami. Podejrzewam, że też nie zapałacie do niego miłością.
Marie Benedict przyłożyła się do napisania opowieści o niesłusznie zapomnianej fizyczce. Mileva podbiła moje serce i czułam złość, że historia spuściła na nią zasłonę milczenia, przypisując wielkie odkrycia wyłącznie jej mężowi. Mitza miała pecha, że urodziła się w czasach, gdy kobiety wciąż nie były doceniane. Może dziś jej losy potoczyłyby się inaczej.
Panią Einstein czyta się jednym tchem. Autorka ma bardzo lekkie pióro i wciąga czytelników w opowieść o pierwszej żonie Alberta Einsteina. Wykonała kawał dobrej roboty. Polecam tę książkę wszystkim czytelnikom bez względu na to, czy interesują się fizyką czy nie.
Marie Benedict
Pani Einstein
Wydawnictwo Znak
Kraków 2016
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję
Wydawnictwu Znak.
Bardzo ciekawy i wdzięczny do opisywania temat, zakładam więc, że książka może mi się spodobać. Lubię poszerzać swoją wiedzę o tak podane ciekawostki. :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam tego typu książki, więc po "Panią Einstein" po prostu muszę sięgnąć. I to jak najszybciej :D
OdpowiedzUsuńTę książkę mam w planach, uwielbiam takie historie ;)
OdpowiedzUsuńMam ją w planach i już nie mogę doczekać się lektury :)
OdpowiedzUsuńNic nie wiedziałam o pierwszej żonie Einsteina, chętnie dowiem się o niej więcej czegoś z polecanej przez Ciebie książki :)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, to ja nawet nie wiedziałam, że Einstein miał żonę a co dopiero ich liczbę mnogą :)
OdpowiedzUsuń