Strony

poniedziałek, 30 stycznia 2017

Poniedziałki ze zbrodnią w tle: Przedpremierowo! #80 Ingar Johnsrud "Straceńcy"

W zeszłym roku miałam okazję, by recenzować pierwszą część cyklu o Frederiku Beierze. Jeśli nie czytaliście tamtej recenzji, możecie ją znaleźć tu. Co czekało na mnie tym razem?

Frederik Beier nie potrafi znaleźć motywacji, by wstać z łóżka. Rozwód, śmierć dziecka i nieudane śledztwo, które pociągnęło za sobą wiele ofiar, skutecznie go dobiły. W końcu jednak udaje mu się stanąć na nogi. W tym samym czasie w Oslo odnalezionio cztery trupy. Kara Iqbal, która je odkryła, na jednym z miejsc zbrodni, odnajduje zdjęcie dziewczynki podpisane Kalypso. Na tym pogrom się nie kończy. Śledczy odnajdują kolejne ciała, a przy nich identyczne fotografie. Kto stoi za zbrodniami? Kim jest to dziecko? Czy ofiary były ze sobą powiązane?

Poprzednia część thrillera o Frederiku Beierze wbiła mnie w fotel. Po tę sięgnęłam z pewną dozą niepewności. Nie wiedziałam, czy autorowi uda się utrzymać równie wysoki poziom. Już nieraz przekonałam się, że kontynuacje niekoniecznie wychodzą cyklowi na dobre. Ingar Johnsrud przeszedł jednak samego siebie. 

Kiedy zobaczyłam, co porobiło się z Beierem, miałam ochotę porządnie nim potrząsnąć. Teoretycznie powinno być mi go żal, w końcu dostał od życia nieźle w kość, ale byłam na niego zła i tylko czekałam na moment, aż pozbiera tyłek w troki i weźmie się do działania. Nieco bliżej poznajemy też Karę, która do tej pory była wielką niewiadomą.

Akcja, podobnie jak w poprzedniej części, toczy się na dwóch płaszczyznach czasowych. Każda z nich wzbudzała we mnie strach. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Straceńcy to książka, w której nie można być pewnym niczego. Kiedy już wydawało mi się, że znam rozwiązanie tajemnicy, autor dawał mi prztyczka w nos i wyprowadzał mnie na manowce. Mało tego, zakończył tę część w takim miejscu, że byłam wręcz na niego zła. Przebieram z niecierpliwością nóżkami, żeby dowiedzieć się, co będzie się dalej działo. Mam nadzieję, że Ingar Johnsrud nie będzie zbyt długo trzymał mnie w niepewności.

Jeśli nie czytaliście Naśladowców, powinniście nadrobić zaległości. Autor odwoływał się do poprzedniej części i pewne kwestie mogą wydawać się Wam niezrozumiałe. Straceńcy to kolejny świetny skandynawski kryminał. Ingar Johnsrud potrafi wzbudzić ciekawość czytelnika i utrzymać go w napięciu od początku do końca lektury. Właśnie na takie książki czekam z niecierpliwością. Polecam wszystkim czytelnikom, którzy szukają dobrego thrillera.

Premiera książki odbędzie się 15 lutego 2017 roku.

Ingar Jonhsrud
Straceńcy
Wydawnictwo Otwarte
Kraków 2017

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję
Wydawnictwu Otwartemu.

czwartek, 26 stycznia 2017

Zbliża się premiera "Straceńców"!

15 lutego 2017 na polskim rynku ukaże się kolejna książka Ingara Johnsruda, w której Fredrik Beier i Kafa Iqbal stawią czoła międzynarodowym spiskom i kolejnym zbrodniom. Krwawe śledztwo prowadzone w Oslo, zahaczy tym razem o Rosję.

Co tym razem zaserwuje autor?
Fredrik Beier przekroczył swój próg wytrzymałości. Rozwód, śmierć dziecka, nieudane śledztwo, które pociągnęło za sobą wiele ofiar... Budząc się w szpitalnym łóżku, Beier wie, że kilka pigułek więcej popitych alkoholem i byłby już tylko legendą norweskiej policji. Gdy udaje mu się wreszcie stanąć na nogi, jego partnerka Kafa Iqbal odkrywa cztery trupy w różnych dzielnicach Oslo. Na miejscu jednej ze zbrodni uwagę policjantki przykuwa zdjęcie dziewczynki podpisane Kalypso. Pojawiają się kolejne ofiary, a w ich mieszkaniach Iqbal i Beier znajdują taką samą fotografię. Co oznacza tajemniczy podpis? Ceną za odpowiedź na to pytanie może być niejedno życie.

Źródło: Wydawnictwa Otwarte

środa, 25 stycznia 2017

Nora K. Jemisin "Piąta pora roku"

Powinnaś wiedzieć, jak wielkie masz szczęście: górotwory często poznają swoją prawdziwą naturę, zabijając członka rodziny albo któregoś z przyjaciół. W końcu to ci, których kochamy, najbardziej nas krzywdzą.

Zbliża się zagłada. Essun jednak dawno przeżyła swój koniec świata. Wydarzyło się to w dniu, w którym mąż zabił jedno dziecko, a drugie uprowadził. Zrozpaczona kobieta postanawia za wszelką cenę odnaleźć córkę.

Świat, do którego przenosi nas autorka, był dla mnie zupełnie nowy. Czegoś takiego jeszcze w literaturze nie spotkałam. Oprócz standardowych czterech pór roku, jest jeszcze piąta. Jej nastanie diametralnie zmienia życie mieszkańców i stawia je pod znakiem zapytania. Co gorsza, zmiana może nastąpić w każdej chwili. Nigdy nie wiadomo co i kiedy się wydarzy. W powieści pojawiają się także dość nietypowi bohaterowie. Górotwory, czyli ludzie, a może bardziej stworzenia podobne do ludzi, które potrafią manipulować skałami. Nie cieszą się sympatią wśród osób, które nie mają takich zdolności. Są przez nich znienawidzeni i zmuszeni do życia w odosobnieniu. Potwór nie może przecież mieć rodziny i prowadzić normalnego życia.

W literaturze fantasy ciężko stworzyć coś nowego. Norze K. Jemisin jednak się to udało. Zaprezentowała czytelnikom niesamowity świat, oparty w głównej mierze na prawach natury, która jest nieobliczalna. Czegoś takiego w literaturze jeszcze nie było. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Ta książka jest nieprzewidywalna. Autorka co chwilę serwuje czytelnikom jakąś niespodziankę. Pojawiają się między innymi tajemnicze obeliski, będące śladem po dawnych czasach.

Piąta pora roku to dobra, choć wymagająca lektura. To nie jest książka, którą można czytać, jadąc w autobusie. By w pełni wczuć się w jej klimat, trzeba zaszyć się z nią w domowym zaciszu i wtedy dać porwać się opowieści, która nie tylko przenosi nas do świata dążącego ku zagładzie, ale także zmusza nas do zastanowienia się nad problemami politycznymi, jakie porusza. Kawał dobrej literatury.

Nie jestem w stanie porównać Piątej pory roku do żadnej innej książki, którą czytałam. To coś zupełnie nowego. Budzącego zarówno zainteresowanie, jak i strach. Całość uzupełniają przysłowia, legendy i fragmenty książek pochodzące z dawnych czasów. Dzięki nim ta opowieść nabiera niezwykłego klimatu. Jest naznaczona duchem przeszłości. Jeśli szukacie dobrej powieści fantasy, myślę, że właśnie trafiliście na odpowiednią propozycję. Polecam.

Nora K. Jemisin
Piąta pora roku
Wydawnictwo Sine Qua Non
Kraków 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję
Wydawnictwu Sine Qua Non.

niedziela, 22 stycznia 2017

Marie Benedict "Pani Einstein"

Alberta Einsteina zna chyba każdy, więc nie muszę go specjalnie przedstawiać. A co z jego pierwszą żoną, Milevą, fizyczką, o której zapomniał świat nauki? Marie Benedict postanowiła przypomnieć o niej w swojej książce. Kim była Mitza? By odpowiedzieć na to pytanie, przenieśmy się nieco w czasie.

Jesień 1896 roku. Do Zurychu przyjeżdża dwudziestojednoletnia Mileva, która jako jedna z pierwszych kobiet rozpoczyna studia fizyczne na uniwersytecie w Zurychu. Jest zakompleksiona i uważa, że przez swoje kalectwo nie ma szansy na zdobycie miłości. Przyzwyczaiła się do tego, że mężczyźni nie patrzą na nią z pożądaniem. Kto chciałby mieć żonę, która ma zdeformowane ciało. Mileva postanawia więc w pełni poświęcić się nauce. Jest nieprzeciętnie inteligenta, ambitna i zamierza wiele osiągnąć. Wszystko zmienia się, gdy poznaje bliżej studiującego z nią Alberta Einsteina. Mężczyznę, który zakochuje się w jej niezwykłym umyśle i niedoskonałym ciele. Obiecuje jej dozgonną miłość i wspólne podbicie świata fizyki. Mija kilkanaście lat. Einsteinowie są małżeństwem. Kobieta zajmuje się domem, a mężczyzna zdobywa kolejne szczeble kariery naukowej. Świat zachwyca się odkryciami Einsteina. Nikt nie pyta jak ich dokonał, nikt nie wspomina o Milevie. Jak do tego doszło? Tego już musicie przekonać się sami.

Przyznam szczerze, że niewiele wiedziałam o pierwszej żonie Einsteina. Wiedziałam, że zostawił ją dla swojej kuzynki, ale nie byłam świadoma tego, że Mileva również była fizyczką. I to nie mniej zdolną od męża. Miała jednak pecha, że została jego żoną i zmarnowała przy nim swój potencjał.

Albert Einstein, jakiego przedstawiła w powieści Marie Benedict, nie wzbudza sympatii. To zadufany w sobie człowiek z przerośniętym ego. Nie widział nic poza czubkiem własnego nosa. Wszyscy mieli wokół niego skakać i robić to, co pan każe. Podobnie było z jego żoną. Mileva była naiwna. Uwierzyła w piękne słowa Alberta i poświęciła dla niego własne życie. Myślała, że wspólnie z mężem dokona wielkich rzeczy. Nie miała pojęcia, jak bardzo się myliła. Nie chcę jednak zbyt dużo zdradzać, żeby nie zniechęcić Was do lektury. Sami przekonajcie się, co noblista miał za uszami. Podejrzewam, że też nie zapałacie do niego miłością.

Marie Benedict przyłożyła się do napisania opowieści o niesłusznie zapomnianej fizyczce. Mileva podbiła moje serce i czułam złość, że historia spuściła na nią zasłonę milczenia, przypisując wielkie odkrycia wyłącznie jej mężowi. Mitza miała pecha, że urodziła się w czasach, gdy kobiety wciąż nie były doceniane. Może dziś jej losy potoczyłyby się inaczej.

Panią Einstein czyta się jednym tchem. Autorka ma bardzo lekkie pióro i wciąga czytelników w opowieść o pierwszej żonie Alberta Einsteina. Wykonała kawał dobrej roboty. Polecam tę książkę wszystkim czytelnikom bez względu na to, czy interesują się fizyką czy nie.

Marie Benedict
Pani Einstein
Wydawnictwo Znak
Kraków 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję
Wydawnictwu Znak.

piątek, 20 stycznia 2017

Michael D'Antonio "Donald Trump. Człowiek sukcesu"

Moi drodzy, stało się. Ameryka ma nowego prezydenta. Baracka Obamę zastąpił Donald Trump. Gdyby ktokolwiek parę lat temu powiedział mi, że to właśnie on będzie 45. prezydentem Stanów Zjednoczonych będzie właśnie ten człowiek, nie uwierzyłabym. Myślałam, że to Hilary Clinton wygra wybory, a jednak niespodzianka. Co na jego temat mówi Michael D'Antonio?

Donald Trump urodził się jako czwarte dziecko państwa Trumpów. Miał dwie starsze siostry, starszego i młodszego brata. Był dość niesfornym uczniem, miał 13 lat, gdy usunięto go ze szkoły i przeniesiono do szkoły wojskowej New York Military Academy, gdzie uzyskał wykształcenie podstawowe i średnie. O przebiegu dalszej edukacji oraz jego inwestycjach możecie przeczytać w napisanej przez Michaela D'Antonio biografii nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Streszczanie jego życiorysu nieco mija się z celem, bo skoro wszystko Wam powiem, to nie będziecie chcieli przeczytać tej książki.

Obecny prezydent Stanów Zjednoczonych jest kontrowersyjną postacią, tego zaprzeczyć się nie da. Michael D'Antonio na szczęście nie skupia się na ekscesach Trumpa i nie szuka taniej sensacji. O ile nawet sporo miejsca poświęcił pierwszemu małżeństwu prezydenta, o tyle drugie obeszło się bez większego echa. Ivana została prześwietlona przez autora, który pokazuje, że nie była ona wcale taka idealna. Co takiego miała za uszami? Sprawdźcie sami. Przyznam szczerze, że nie wiedziałam o tym, co w publikacji ujawnił Michael D'Antonio. Nie to, że jakoś specjalnie interesowałam się jej biografią, ale nie myślałam, że ma dość mroczną przeszłość. O drugiej żonie dowiadujemy się niewiele. Trump zostawił dla Marli żonę, z którą rozstał się w atmosferze skandalu, był z nią jakiś czas, mają córkę, Żadnych rewelacji. Trzecia, czyli Melania, nie przechodzi jednak bez echa. W biografii Trumpa niewiele miejsca poświęcono jego dzieciom. Donald, Ivanka, Eric i Barron gdzieś tam w niej przemykają. Tiffany została zepchnięta na margines. Trochę kuło mnie to po oczach, ale nie uważam, że to jakiś wielki minus tej publikacji.

Książkę czyta się szybko. Autor ma lekkie pióro i wciąga w swoją opowieść o imperium Trumpów. Co przyniesie prezydentura Donalda? Tego nie wiedzą nawet najstarsi górale. Jedno jest pewne, 20 stycznia 2017 roku w Stanach Zjednoczonych rozpoczęła się nowa epoka. Czas pokaże, jaki wpływ będzie miała na historię tego kraju. Jestem ciekawa co wymyśli 45. prezydent USA, choć nieco obawiam się jego pomysłów.

Historię uzupełniają zdjęcia. Przedstawiają one Donalda Trumpa oraz bliskie mu osoby. Czytelnicy mogą przekonać się, jak wyglądają żony prezydenta oraz jego dzieci. Jedyne, czego żałuję to fakt, że tych fotografii jest tak niewiele.

Michael D'Antonio wykonał kawał dobrej roboty. Przygotował rzetelną biografię kontrowersyjnej osoby, która stała się prezydentem Stanów Zjednoczonych. Przeprowadził wiele rozmów, by zrobić to jak najlepiej. Stanął na wysokości zadania. Wiem, że nie wszyscy będą zainteresowani tą publikacją, ale mimo wszystko zachęcam do tego, by się z nią zapoznać. Po przeczytaniu tej książki w nieco inny sposób spojrzycie na Donalda Trumpa. Zrozumiecie jego niektóre zachowania. Nie twierdzę, że od razu go pokochacie, nic z tych rzeczy. Jeśli chcecie, przekonajcie się, w czym kryje się tajemnica sukcesu 45. prezydenta Stanów Zjednoczonych. Myślę, że po publikację powinni sięgnąć przede wszystkim fani biografii osób związanych z polityką. Opowieść Michaela D'Antonio raczej ich nie zawiedzie.

Michael D'Antonio
Donald Trump. Człowiek sukcesu
Wydawnictwo Bukowy Las
Wrocław 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję
Portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu Bukowy Las.

środa, 18 stycznia 2017

Cyber Marian "Dziś tak bardziej"

Podejrzewam, że większość z Was kojarzy Cyber Mariana. Niewtajemniczonym krótko przybliżę jego postać. To polski youtuber, który stworzył między innymi Ukrytego Polskiego MEGA MIXU. Nie wiem, czy go słyszeliście. Jeśli nie - polecam, choć gwarantuję, że piosenki, w których odnaleziono ukryte polskie słowa, nigdy nie będą brzmiały tak samo. Mówię to z autopsji.

Co znajdziecie w tej publikacji? Przede wszystkim Cyber Mariana, człowieka, który nie pokazuje się bez okularów, wąsika i peruki. Mimo to odsłania przed czytelnikami swoje wnętrze. Możemy przekonać się o tym, jak wyglądało jego dzieciństwo, szkolne lata oraz dorosłe życie. I nie tylko. Nie chcę jednak zdradzić zbyt wiele. Wolałabym, żebyście dowiedzieli się pewnych rzeczy sami.

Do książek youtuberów podchodzę zawsze z obawą. Nie wiem, co w nich znajdę. Nieco boję się tego, że zostanę przytłoczona przez ego autorów. Podobnie było w tym przypadku. Bałam się tego, że szybko odłożę książkę na bok. Tak jednak się nie stało. Opowieść Cyber Mariana, choć przesiąknięta nim na wskroś, wciągnęła mnie i pochłonęłam ją w ciągu jednego wieczora. Autor podchodzi do siebie i otaczającego go świata z dystansem. I z humorem. Chociaż jest znany, woda sodowa nie uderzyła mu do głowy. Ja w każdym razie tego nie odczułam. To normalny człowiek, który ma rodzinę. Widać, że jest z nią zżyty. Niektórzy zarzucają mu nawet zbytnie wyeksponowanie obrączki w filmikach. A co on ma z nią zrobić? W rękawiczkach chodzić? Nie widzę niczego złego w tym, że facet nosi obrączkę po ślubie. Palca sobie przecież nie utnie.

Cyber Marian przytacza w swojej opowieści nie tylko wesołe sytuacje. Nie brakuje tu także trudnych chwil. Kiedy było źle, to śmiech pozwolił mu przetrwać. Niezwykle cenię sobie ludzi, którzy z podniesionym czołem i uśmiechem na ustach przyjmują przeciwności losu. To zdecydowanie trudniejsze niż poddanie się. Nawet nie myślałam, że Cyber Marian ma za sobą takie przejścia.

Ta książka jest niezwykła nie tylko dlatego, że została napisana przez znanego człowieka. Jak pewnie zauważyliście, patrząc na okładkę, wewnątrz publikacji znajdują się materiały, które można odczytać, używając specjalnej aplikacji na smartfonie. Co prawda autor niby przestrzega, żeby nie zapoznawać się z tymi dodatkami, bo niebo już nigdy nie będzie tak niebieskie jak przedtem, ale ja nie żałuję, że dowiedziałam się, co zawierają. Nie, nie zdradzę Wam tajemnicy, przekonajcie się o tym sami. 

Nie spodziewałam się, że to będzie tak dobra lektura. Cyber Marian nie tylko rozbawia czytelników, ale także daje im do myślenia. Pokazuje, w jaki sposób można poradzić sobie z przeciwnościami losu, które prędzej czy później pojawią się na naszej drodze. Dziś tak bardziej to publikacja, która zwraca uwagę na ważne sprawy. Posunę się nawet do stwierdzenia, że książka Cyber Mariana może uratować komuś życie.

Wiem, że Dziś tak bardziej nie każdemu czytelnikowi przypadnie do gustu, jednak jeśli znacie tego youtubera i lubicie oglądać jego programy, myślę, że spokojnie możecie przeczytać tę książkę. Dzięki niej lepiej poznacie Cyber Mariana, człowieka, który wywołuje uśmiech na twarzach wielu Polaków. Potrzeba nam takich pozytywnych świrów jak on. Cieszę się, że mogłam go poznać. Lekcje życia, których mnie nauczył, na długo pozostaną w mojej pamięci.

Cyber Marian
Dziś tak bardziej
Wydawnictwo Insignis
Kraków 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję
Portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu Insignis.

wtorek, 17 stycznia 2017

Patrick Delaforce "Adolf Hitler. Nieznane sceny z życia"

Książki opowiadające o czasach II wojny światowej stanowią sporą część naszej biblioteki. Mąż jest pasjonatem tego okresu historycznego i właśnie ze względu na niego zdecydowałam się na lekturę publikacji Adolf Hitler. Nieznane sceny z życia. Co w niej znajdziecie?

Adolfa Hitlera, człowieka, jednego z największych zbrodniarzy w dziejach ludzkości, poznajemy w dzieciństwie. Za pośrednictwem tej publikacji możemy zobaczyć, jak wyglądał jako małe dziecko. Przechodzimy wraz z nim przez szkolne lata, przyglądamy się próbom chóru, w którym śpiewał. Na tym nie koniec. Patrick Delaforce umieścił w książce także obrazy Hitlera. Trzeba przyznać, że miał on talent. Tego mu odmówić nie można. Środowisko artystyczne nie dało jednak Hitlerowi możliwości do rozwinięcia skrzydeł. Autor pokazuje nam, jak wyglądała droga Hitlera na szczyt władzy. Czy od samego początku miał tylu popleczników? Kto towarzyszył mu w najważniejszych chwilach życia? Jak zachowywał się, gdy dowiedział się, że nie uda mu się wygrać II wojny światowej? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w tej publikacji.

Muszę przyznać, że sporo oczekiwałam od książki Patricka Delaforce'a. Liczyłam na to, że znajdę w niej sporo ciekawostek z życia Hitlera. Adolf Hitler. Nieznane sceny z życia niestety nie spełniły moich oczekiwań. Przeczytałam wiele książek o życiu tego zbrodniarza wojennego. Wśród nich znalazły się między innymi wspomnienia jego fotografa, które już kiedyś tu recenzowałam. Niektóre zdjęcia z publikacji Delaforce'a wykonał właśnie Heinrich Hoffmann. Myślę, że zdjęcia są największym atutem Adolfa Hitlera. Nieznanych scen z życia. Wiele z nich widziałam po raz pierwszy i choć mają wiele lat, ich jakość nadal nie budzi większego zastrzeżenia. To właśnie one przeniosły mnie do III Rzeszy. Co się zaś tyczy treści... Tu już pojawiają się schody. Jak wspomniałam, przeczytałam sporo publikacji o Hitlerze i dość trudno zaskoczyć mnie ciekawostkami dotyczącymi jego życia. Patrickowi Delaforce'owi się to niestety nie udało. Powielił znane mi już fakty, na przykład te dotyczące Geli, siostrzenicy Hitlera i jednocześnie jego domniemanej kochanki, która popełniła samobójstwo. Jakie miało to wpływ na późniejsze życie jej wujka? Jeśli jeszcze tego nie wiecie, możecie dowiedzieć się o tym z lektury tej książki.

Mam bardzo mieszane odczucia względem publikacji autorstwa Patricka Delaforce'a. Co prawda czytało się ją szybko, autor posługiwał się bowiem prostym językiem, ale w gruncie rzeczy nie dowiedziałam się z niej niczego nowego, choć bardzo na to liczyłam. Mam też zastrzeżenia odnośnie końcówki książki. O ile na początku wszystko składało się w zgrabną całość i to Hitler był głównym bohaterem, o tyle później pojawiło się tyle osób, że bardzo łatwo można było się pogubić. Mało tego, chronologia została nieco zaburzona. To nie ułatwiało lektury.

Sami zadecydujcie, czy chcecie przeczytać tę książkę. Nie będę nikogo specjalnie namawiała do sięgnięcia po nią. Nikomu też nie będę jej szczególnie odradzać. Znacie moje zdanie na temat Adolfa Hitlera. Nieznanych scen z życia. Może Wam akurat przypadnie do gustu bardziej niż mnie. Komu mogłabym sugerować lekturę? Myślę, że osobom, które nie wiedzą zbyt wiele na temat Hitlera, a chciałyby poszerzyć swoje horyzonty. Za sprawą Patricka Delaforce'a poznacie kilka ciekawostek z życia jednego z największych wojennych zbrodniarzy. Jeżeli jednak podobnie jak ja, przeczytaliście sporo publikacji na jego temat, odpuśćcie sobie raczej lekturę. Nie jestem pewna, czy cokolwiek będzie w stanie Was zaskoczyć.

Partick Delaforce
Adolf Hitler. Nieznane sceny z życia
Wydawnictwo Amber
Warszawa 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję
Portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu Amber.

poniedziałek, 16 stycznia 2017

Poniedziałki ze zbrodnią w tle: #79 Artur Górski "Po prostu zabijałem"

Pozwólcie, że opowiem wam o najnowszej książce Artura Górskiego, znanego z publikacji o Masie. Po prostu zabijałem to publikacja, która pokazuje, jak łatwo wkroczyć na drogę zbrodni i przyzwyczaić się do tego, co teoretycznie niewyobrażalne dla większości z nas: do zabijania. Ta spowiedź seryjnego mordercy nie jest listą jego ofiar. Nie jest też podręcznikiem zabijania – bohater tej wstrząsającej książki niechętnie wchodzi w szczegóły swoich zbrodni. Zresztą ktoś, kto pozbawił życia kilkadziesiąt osób nie jest w stanie odtworzyć, jak likwidował kolejne cele. Zabijał – jak twierdzi – by przetrwać, a nie po to, by czerpać chorą satysfakcję z zadawania cierpienia i zabijania. Niczym w grze komputerowej, eliminował przeszkodę i przechodził na następny poziom gry.

Kiedy czytam wyznania seryjnych morderców, czuję, jak jeżą mi się włosy na karku. Nie potrafię zrozumieć tego, jak jedna osoba może pozbawić życia drugą, potem trzecią, czwartą itd. Seryjny morderca, który opowiedział Górskiemu swoją historię, twierdzi, że zabijał, by przeżyć. Kiedy tylko w jego życiu pojawiało się zagrożenie – eliminował je. Dosłownie. Na pogrzebie swojej pierwszej ofiary był na tyle perfidny, że wziął udział w mszy jako lektor. Miał czelność, by spojrzeć jego ojcu w oczy. Nie podejrzewał jednak, że ktoś go zdemaskuje. Wtedy zaczął przemieszczać się z miejsca na miejsce, by szukać schronienia. Przekonajcie się sami, jaką drogę przebył i kogo przy okazji pozbawił życia.

Morderca opowiada o swoich zbrodniach w taki sposób, jakby mówił o tym, co jadł wczoraj na śniadanie. To przerażało mnie najbardziej. Przestępca nie miał łatwego życia. Ojczym źle go traktował, a matka przestała się nim interesować, gdyż wiedziała, że zdenerwuje to jej partnera. Czy mu współczułam? Nie powiedziałabym. Jego próby wyjaśniania motywów kompletnie do mnie nie trafiały.

Muszę przyznać, że spodziewałam się czegoś innego po tej publikacji. Kojarzyłam autora z bardziej wyrazistych książek. Tej czegoś brakowało. Nie czułam żadnych emocji. Było mi jedynie żal ofiar. Nie zasłużyły na to, by ktokolwiek je zabił. Miały pecha, że znalazły się w nieodpowiednim czasie i w nieodpowiednim miejscu. Wielu z nich nikt nie odnalazł, według mordercy nawet ich nie szukano.

Książkę czyta się błyskawicznie. To lekka lektura, choć wolałabym, by było inaczej. Mam wrażenie, że autor nieco po łebkach potraktował historię tego seryjnego mordercy. Nie mówię, że miałby wystawić mu laurkę, nie o to chodzi, ale taki beznamiętny przekaz nie wyszedł opowieści na dobre. Książki o Masie były zdecydowanie lepsze, przepełnione emocjami. Przynajmniej w moim odczuciu. W tym przypadku miałam wrażenie, że słucham robota, który automatycznie mówi to, co mu kazano. Nie tego się po Arturze Górskim spodziewałam. To bardzo dobry autor.

Nie chcę, byście pomyśleli, że Po prostu zabijałem to niewarta uwagi publikacja. Nic z tych rzeczy. Nie żałuję spędzonego nad nią czasu. Poznałam seryjnego mordercę, który nie uważa, że zrobił coś złego. Ktoś był dla niego niemiły, stanowił zagrożenie – trzeba się go pozbyć i tyle. Sami zadecydujcie, czy chcecie zapoznać się z tą publikacją. Nie będę nikogo specjalnie do tego namawiała. Wiem, że to specyficzna książka i nie każdy będzie miał ochotę, by ją przeczytać, tym bardziej, że tematyka, jaką porusza, nie należy do najprostszych. 

Artur Górski
Po prostu zabijałem
Wydawnictwo Burda Książki
Warszawa 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję
Portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu Burda Książki.

niedziela, 15 stycznia 2017

Andrew Wilson "Alexander McQueen. Krew pod skórą"

11 lutego 2010 roku świat obiegła informacja o samobójczej śmierci projektanta mody, Alexandra McQueena. Za pośrednictwem Wydawnictwa Sine Qua Non możemy przekonać się, jakim człowiekiem był za życia.

Alexander był najmłodszy z sześciorga rodzeństwa. W domu nigdy nie było zbyt wiele pieniędzy. Jego dzieciństwo nie było łatwe. Chłopiec żył w świecie, który nie do końca go akceptował. Alexander od początku wiedział, że jest inny niż rówieśnicy i nie starał się tego specjalnie ukryć. Już w wieku sześciu lat odkrył, że jest homoseksualistą. McQueen od małego przejawiał krawiecki talent. Potrafił uszyć strój, nie wykonując wcześniej żadnego projektu. Andrew Wilson pokazuje czytelnikom, jak wyglądała jego droga na szczyt. Możemy także poznać osoby, które na tej drodze się pojawiły. Jaki wywarły wpływ na McQeena? Tego musicie przekonać się sami.

Trudno odmówić McQueenowi geniuszu. Nie wszyscy jednak potrafili w odpowiedni sposób odczytać to, co projektant chciał im powiedzieć poprzez swoje stroje. W życiu tego człowieka było sporo cierpienia. On nie przyjmował tego z pokorą. Swój sprzeciw wyrażał na wybiegu. Niektóre jego stroje budzą strach, ale wyrażają uczucia osoby, która je zaprojektowała. Podczas gdy wielu uważało McQueena za mizogina, ten chciał zwrócić uwagę innych na stosowaną wobec kobiet przemoc. Taki rodzaj sztuki zasługuje na uwagę, jednak najtrudniej go zrozumieć. Po lekturze tej książki w zupełnie inny sposób spojrzałam na McQueena.

Projektant nigdy nie był prostym we współżyciu człowiekiem. Zachowywał się tak, by przede wszystkim jemu było dobrze. Nie krył się ze swoją seksualnością, lubił o niej opowiadać. Nie był także fałszywie skromny. Lubił żyć na wysokim poziomie. Jednak ostatnie lata jego życia były szczególnie trudne. Narkotyki, depresja, brak zrozumienia u innych osób. Gwoździem do jego trumny okazała się śmierć matki, z którą był bardzo zżyty. Zawsze powtarzał, że najbardziej boi się tego, że ona odejdzie przed nim. Syn nie potrafił bez niej długo żyć. Odebrał sobie życie dziewięć dni po śmierci Joyce, zamykając tym samym pewien rozdział w historii mody. Nie ma bowiem takiego projektanta jak on.

Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać, sięgając po tę publikację. McQueen był w końcu kontrowersyjną osobą i nie byłam pewna, w jaki sposób autor podejdzie do opisania jego życia. Zrobił to jednak w perfekcyjny sposób. Nie szukał tanich sensacji, na których mógł prosto zarobić. Za punkt honoru przyjął sobie opowiedzenie czytelnikom prawdziwej historii o nie zawsze docenianym artyście i wykonał swoje zadanie na medal. Porter McQueena, jaki przedstawił nam Andrew Wilson jest kompletny. Dzięki niemu poznałam wstydzącego się swoich krzywych zębów chłopca, który na moich oczach wyrósł na wizjonera mody. Człowieka, który nie bał się opowiedzieć innym o tym, co go boli za pośrednictwem projektowanych przez siebie strojów. Polecam nie tylko wielbicielom mody.

Andrew Wilson
Alexander McQueen. Krew pod skórą
Wydawnictwo Sine Qua Non
Kraków 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję
Wydawnictwu Sine Qua Non.

sobota, 14 stycznia 2017

Nora Roberts "Obsesja"

Wokół książek Nory Roberts krążyłam od bardzo dawna. Nigdy jakoś nie mogłam przekonać się do tego, by je przeczytać. Uważałam, że to typowo babska lektura i nie znajdę w niej nic dla siebie. Po przeczytaniu Obsesji wiem, że nie miałam racji.

Poznajcie Naomi Carson. Dzieciństwo kobiety zostało przerwane przez brutalną zbrodnię, którą popełniła bliska jej osoba. Choć dojście do siebie po tym, co się stało, nie było proste, Naomi nie poddała się i oddała się bez reszty swojej największej pasji - fotografii. Dzięki pracy mogła podróżować i zarabiać. Teraz jednak postanowiła znaleźć dla siebie miejsce. Kupiła wymagający remontu stary dom na skarpie. Naomi poczuła, że tu zacznie wszystko od nowa. Nie przypuszczała jednak, że dopadną ją demony przeszłości. Ktoś odkrywa skrywaną przez nią tajemnicę i zaczyna szantażować kobietę. Kim okaże się jej prześladowca? Czy Naomi odnajdzie w końcu spokój?

Trudno mi jednoznacznie określić gatunek tej powieści. To pomieszanie thrillera z romansem. Przeważnie takie mieszanki nie wzbudzają we mnie większych emocji. Tym razem było zupełnie inaczej. Przepadłam od pierwszych stron. Zaczęło się dość mrocznie. Nie chcę zdradzać Wam szczegółów, ale w trakcie lektury czułam na ciele gęsią skórkę. To, do czego doszło w lesie, nie powinno wydarzyć się nigdy.

Nora Roberts przez całą powieść grała mi na nosie. Kiedy już myślałam, że thrillerowe wątki odeszły w niepamięć na rzecz romansu, dostawałam obuchem w głowę i po raz kolejny czułam ciarki na całym ciele. Takie mieszanki wybuchowe to ja czytać mogę. Nie do końca wiedziałam, jak dalej potoczy się akcja powieści i czyj trup za chwilę wypadnie z którejś ze stron.

Polubiłam główną bohaterkę i podziwiałam ją za siłę, jaką w sobie skrywała. Nie każdy na jej miejscu byłby w stanie pozbierać się po takim zadanym przez życie ciosie. Z zapartym tchem śledziłam jej losy i chciałam, by wszystko w końcu się poukładało. Kto jak kto, ale ona zasłużyła na szczęście.

Lektura tej książki zmusza czytelnika do tego, by zastanowił się, czy faktycznie zna bliską swojemu sercu osobę. Czy faktycznie możemy jej ufać. A co, jeśli okaże się ona potworem zdolnym do tego, by zniszczyć komuś życie? Czy będziemy potrafili wybaczyć jej to, co zrobiła? Przekonajcie się, jak w trudnej sytuacji zachowała się Naomi. Polecam.

Nora Roberts
Obsesja
Wydawnictwo Edipresse Książki
Warszawa 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję
Wydawnictwu Edipresse Książki.

wtorek, 10 stycznia 2017

Książkowe Oscary 2017

Kiedy prawie 2 lata temu stworzyłam Oscarowy Tag Książkowy, nie przypuszczałam, że będzie cieszył się taką popularnością. Wiele osób postanowiło wziąć udział w zabawie i podzielić się z innymi swoimi kandydatami do literackich Oscarów.

Już 26 lutego poznamy laureatów filmowych nagród. Co Wy na to, by tego samego dnia ogłosić książkowych zwycięzców? Plebiscyt na Książkowe Oscary niniejszym uważam za otwarty!

W zabawie może wziąć udział każdy, bez względu na to, czy ma bloga, czy nie. To nie ma najmniejszego znaczenia. Jeśli chcecie podzielić się swoimi faworytami, których pokochaliście w tamtym roku, możecie to zrobić pod tym wpisem. Jakie są zasady zabawy? Bardzo proste. Poniżej przedstawiam Wam kategorie, w których możecie oddać swój głos. Oryginalny Tag znajdziecie tu. Jeśli macie ochotę, by zrobić u siebie - proszę bardzo :)

Kategorie Książkowych Oscarów, które zostaną przyznane za 2016 rok

Nagroda Akademii Filmowej, czyli Oscar dla najlepszej książki wydanej w 2016 roku

Oscar dla najlepszego aktora pierwszoplanowego, czyli Twój ulubiony główny bohater

Oscar dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej, czyli Twoja ulubiona główna bohaterka

Oscar dla najlepszego aktora drugoplanowego, czyli Twój ulubiony drugoplanowy bohater

Oscar dla najlepszej aktorki drugoplanowej, czyli Twoja ulubiona drugoplanowa bohaterka

Oscar za najlepszy pełnometrażowy film animowany, czyli Wasza ulubiona powieść dla dzieci i młodzieży

Oscar za najlepszy montaż, czyli najlepiej wydana (pod względem graficznym) książka

Oscar za najlepsze kostiumy, czyli najlepsza powieść historyczna

Oscar za najlepszy scenariusz adaptowany, czyli Twoja ulubiona ekranizacja filmowa

Oscar za najlepszy scenariusz oryginalny, czyli książka wydana w 2016 roku, którą chętnie zobaczysz na dużym ekranie

Oscar za najlepsze zdjęcia, czyli książka, w której pojawiają się zdjęcia i ilustracje

Wasze typy zostawcie w komentarzu pod tym wpisem. Czekam na nie do 25 lutego. Im więcej osób weźmie udział w zabawie, tym lepiej :) Nie musicie przydzielać nagrody w każdej kategorii. Nagródźcie tych, którzy Waszym zdaniem zasługują na wyróżnienie.

poniedziałek, 9 stycznia 2017

Brian Jay Jones "George Lucas. Gwiezdne wojny i reszta życia"

Nie wiem jak Wy, ale ja najnowszą część Gwiezdnych wojen mam za sobą. Pozwólcie, że dziś opowiem Wam o człowieku, który je stworzył.

George Lucas był chłopcem z odstającymi uszami, który borykał się z problemami z ortografią. Postanowił jednak zająć się tworzeniem filmów. Nie było to proste. Nie przyjęto go z otwartymi ramionami po studiach. Wytwórnie nie rozumiały jego wizji kina. To jednak nie ostudziło zapału Lucasa, który niestrudzenie dążył do celu.

Ta publikacja pozwala nam zajrzeć nie tylko do biografii George'a Lucasa, ale również za kulisy jego produkcji filmowych. Praca z nim nie należała do najłatwiejszych. Miał swoją wizję i chciał, by została ona przez aktorów wcielona w życie. W publikacji pojawiło się wiele anegdot ze świata kinematografii. Dowiecie się z niej między innymi o tym, kto chciał zagrać Jar Jara Binksa, a także przekonacie się, w jakich filmach maczał palce reżyser. Nie samymi Gwiezdnymi wojnami w końcu żył Lucas.

Brian Jay Jones wykonał kawał dobrej roboty. Przekazał czytelnikom kompletną biografię George'a Lucasa. Opowiadając jego historię, cofa się do czasu przodków. Pokazuje, jak wpływ mieli na życie tego niezwykłego wizjonera. Autor w równej mierze skupia się na życiu osobistym oraz zawodowym Lucasa. Nie szuka tanich sensacji. Podchodzi do zadania z pełnym profesjonalizmem. Ta książka to prawdziwa biblia dla fanów reżysera. Jej czytanie zajmuje co prawda trochę czasu, ale Brian Jay Jones ma lekkie pióro i wciąga czytelnika w swoją opowieść już od samego początku. Posługuje się prostym i zrozumiałym dla każdego językiem, więc nawet ludzie, którzy nie mają zbyt wielkiego pojęcia na temat kina, będą w stanie się nią zachwycić.

To kawał dobrej lektury, która pozwala zajrzeć w głąb duszy reżysera i wizjonera. Po przeczytaniu tej książki zapewne w zupełnie inny sposób spojrzycie na wyreżyserowane przez Lucasa filmy. To najlepsza biografia tego człowieka, jaką możecie przeczytać. Jest rzeczowa, autentyczna i wypełniona po brzegi ciekawostkami ze świata kina i George'a Lucasa. Jeśli kochacie kino i znacie filmy tego reżysera, zapoznajcie się z tą książką. Nie będziecie żałowali swojego wyboru.

Brian Jay Jones
George Lucas. Gwiezdne wojny i reszta życia
Wydawnictwo Wielka Litera
Warszawa 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję
Portalowi Księgarskiemu oraz Wydawnictwu Wielka Litera.

piątek, 6 stycznia 2017

James R. Doty "Mózg i serce. Magiczny duet"

James Doty, neurochirurg, przed którym ludzki umysł nie ma żadnych tajemnic, nie miał łatwego życia. Urodził się w Lancaster, małym mieście w Kalifornii, w ubogiej rodzinie. Ojciec był alkoholikiem, matka chorowała na przewlekłą depresję, w zasadzie nie można było liczyć na jej pomoc. James miał 12 lat, gdy jego życie wywróciło się do góry nogami. Podczas wakacji w 1968 roku przypadkiem wstąpił do sklepu z rekwizytami iluzjonistycznymi. Poznał tam Ruth, która przekazała mu magiczną umiejętność – nauczyła go radzić sobie z cierpieniem, określać swoje pragnienia i dążyć do ich spełnienia… James Doty w swojej książce, będącej po części zapisem jego wspomnień, a po części zbiorem informacji na temat odkryć naukowych w dziedzinie neuroplastyczności, uświadamia nam, że w każdym z nas istnieje takie miejsce spokoju i piękna i można zaglądać do niego zawsze, gdy czuje się taką potrzebę. Wystarczy tylko, tak jak Doty, otworzyć drzwi i wejść do środka.

Przyznaję szczerze i bez bicia, że po przeczytaniu kilkunastu pierwszych stron książki, miałam ochotę cisnąć nią w kąt. Kompletnie nie potrafiłam kupić historii, którą opowiadał James Doty. Tak, była wzruszająca, łapała za serce, ale mnie nie przekonała. Postanowiłam jednak spiąć pośladki i przekonać się, co będzie działo się dalej. Czy żałuję, że to zrobiłam? W żadnym wypadku.

To nie jest najprostsza w odbiorze opowieść. Jeśli cokolwiek rozprasza czytelnika podczas lektury, szanse na to, że zrozumie przekaz autora, są niewielkie. Cieszę się, że ta książka trafiła do mnie teraz, a nie wtedy, gdy miałam naście lat i siano w głowie. W sumie siano dalej mam, ale już więcej jestem w stanie ogarnąć rozumem. James Doty momentami sprawiał, że czułam na skórze ciarki (przeczytajcie początek, a zrozumiecie, o czym mówię, tylko błagam, niczego przy okazji nie jedzcie, to może się źle skończyć), ale jego opowieść mnie zafascynowała. To bardzo osobista, intymna opowieść. Możecie dzięki niej nauczyć się też paru sztuczek Ruth.

James Doty pozwolił mi zajrzeć do świata lekarzy. Przekonać się, jak wygląda naprawdę. nikomu chyba nie muszę mówić, że nie jest cukierkowy, jak to czasem starają się nam pokazać twórcy niektórych filmów czy powieści. Ci ludzie muszą panować nad sobą jak nikt inny. Jeden ich niewłaściwy ruch może oznaczać śmierć pacjenta. Zawsze będę podziwiać lekarzy. Ja nie nadawałabym się do tej roboty. Padłabym po pierwszych zajęciach na medycynie, o ile w ogóle bym się na nią dostała. James Doty bez ogródek opowiada także o tym, że w pewnym momencie kariera uderzyła mu do głowy i zabrakło mu pokory. Odstawił wtedy na bok wszystko to, co powiedziała mu Ruth. A przecież w głównej mierze dzięki jej naukom stał się tym, kim jest.


Nigdy nie czytałam podobnej publikacji i nie umiem jej z niczym porównać. Pomimo początkowych trudności, nie żałuję ani chwili, którą nad nią spędziłam. Nie była to co prawda łatwa lektura, ale nie narzekam. James Doty otworzył moje oczy i pokazał, że mózg i serce ściśle ze sobą współpracują. Jeśli chcecie przekonać się, w jaki sposób to udowodnił, przeczytajcie tę książkę. ostrzegam, nie będzie prosta w odbiorze, ale warto wysilić przy niej swoje szare komórki.

James R. Doty
Mózg i serce. Magiczny duet
Dom Wydawniczy REBIS
Poznań 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję
Portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu REBIS.

środa, 4 stycznia 2017

"Harry Potter i Przeklęte Dziecko"

Na początku chciałabym życzyć Wam wszystkim szczęśliwego Nowego Roku. Mam nadzieję, że święta i Sylwester były udane, naładowaliście akumulatory i macie siłę, by działać. Ja staram się powrócić do rzeczywistości po powrocie z Anglii, ale dość kiepsko mi to idzie. Skoro o Wielkiej Brytanii mowa, czas, bym podzieliła się w Wami moimi odczuciami po lekturze Przeklętego Dziecka.

Od śmierci Voldemorta minęło 19 lat. Do Hogwartu trafiają dzieci głównych bohaterów. Harry został urzędnikiem. O ile ze starszym synem jakoś się dogaduje, o tyle z młodszym nie może dojść do porozumienia. Ciągle dochodzi między nimi do sprzeczek. Na dodatek przeszłość nie pozwala o sobie zapomnieć. Czy ojcu i synowi uda się dojść do porozumienia? Czy będą w stanie stanąć ramię w ramię, by pokonać trudności?

Należę do pokolenia, które wyczekiwało z niecierpliwością na kolejne części cyklu przygód młodego czarodzieja. Piątą, szóstą i siódmą czytałam w oryginale, bo nie mogłam doczekać się polskiego oryginału. W przypadku ósmej z nich, nieco przespałam ten szał. Nie to, że nie chciałam się dowiedzieć, co będzie działo się z dziećmi głównych bohaterów, ale jakoś nie mogłam zebrać się do lektury. 

W moje ręce trafił scenariusz sztuki. Sam pomysł na fabułę nie był zły. Byłam bardzo ciekawa, jak będą wyglądały szkolne lata dzieci głównych bohaterów. Intrygowało mnie, czy będą borykały się z podobnymi problemami jak rodzice. Niestety, książka do mnie nie przemówiła. Za dużo tu niedopowiedzeń, przeskakiwania z jednego wątku do drugiego. Dialogi nie były naturalne. Niektóre z nich zupełnie nic nie wnosiły do treści. Pomijam już fakt, że czasem nie wiedziałam co się dzieje, bo nagle przeskakiwałam z jednego miejsca do drugiego. Całość jest moim zdaniem bardzo niedopracowana. Czuję ogromny niedosyt po lekturze. Byłoby lepiej, gdyby Rowling faktycznie napisała ósmą część, wtedy może parę kwestii by się wyjaśniło.

Zabrakło mi właściwie wszystkiego. Nie ma tej magii, która pojawiła się w poprzednich częściach. I tu nie chodzi o to, że stara dupa jestem i wyrosłam z Pottera. Nic z tych rzeczy. Nie poznałam Harry'ego. Dawniej go podziwiałam, potrafił znaleźć wyjście nawet z najtrudniejszej sytuacji. Nie zawsze sam, ale jakoś sobie radził. Tutaj ojciec rodziny jest tak nieporadny, że to aż boli. Ręce mi opadły, gdy widziałam jego zachowanie. Podziwiam Ginny, że miała do niego cierpliwość. Ja takiego męża wsadziłabym na hipogryfa i niech leci, byle z daleka ode mnie. Nie mogłam też przyzwyczaić się do nowego Rona. Co oni z nim zrobili? Jedynie Hermiona zachowuje się jako tako jak ona. Nawet Malfoya wykastrowali...

Książka nie spełniła moich oczekiwań. To nie był świat czarodziejów, który znałam, czułam się tam obco. Nie sądzę, bym jeszcze kiedyś tam wróciła. Zdecydowanie bardziej wolę czasy Voldemorta. 

Harry Potter i Przeklęte Dziecko
Wydawnictwo Media Rodzina
Warszawa 2016