Ginekolog - na dźwięk tego słowa wiele kobiet przechodzi dreszcz. Jednak prawda jest taka, że bez tych lekarzy my kobiety nie możemy normalnie funkcjonować, są nam oni potrzebni. Ta dziedzina medycyny, jak każda inna, przeszła długą drogę, by funkcjonować tak jak teraz. W trakcie lektury uświadomiłam sobie, że mam szczęście, że nie urodziłam się w średniowieczu, gdzie nie bardzo dbano o higienę i kobiety padały jak muchy przez "lekarzy", którzy zajmowali się nimi, nie myjąc wcześniej rąk.
Czytanie tej książki boli. Nie, nie jest źle napisana. Chodzi mi o to, że jestem kobietą i dobrze wiem, jakie mam w środku bebechy, więc moja wyobraźnia działała na najwyższych obrotach. Byłam w stanie zobrazować sobie, co lekarze robili z pacjentkami i to mnie autentycznie bolało. Nie wiem, co zniosłam gorzej - operacje przetok, usuwanie guzów czy cesarskie cięcia. Kiedy czytałam o tym, w jaki sposób wykonywano te zabiegi, czułam, jak odpływa mi krew z twarzy. Nie chciałabym mieć przeprowadzonej cesarki w tamtych czasach. Nie dość, że robiono ją na żywca, to jeszcze nie do końca później wszystko zszywano.
Autor zwraca uwagę na to, jak dużą rolę na medyczne podejście do kobiety miał Kościół. Lekarzowi przez pewien czas nie było wolno rozebrać pacjentki do badania. Robił wszystko na oślep. Równie dobrze mógłby wróżyć z kości, na to samo by wyszło. Matki musiały rodzić zakryte. Broń Boże, żeby jakiś mężczyzna macał im wtedy między nogami. A jeszcze żeby na to wszystko patrzył... Ogniu piekielny, spal takiego grzesznika. Drogie panie, uwierzcie mi, mamy więcej szczęścia niż nasze przodkinie. Znamy coś takiego jak antykoncepcja, nie musimy iść do lekarza na badanie w specjalnych gaciach i możemy znacznie szybciej wykryć chorobę natury kobiecej.
Początki ginekologii nie były usłane różami. Kobieta miała rodzić dzieci i koniec. A że przy okazji umarła... Trudno, zdarza się. Musiało minąć kilka wieków, by w końcu zaczęto traktować je z szacunkiem. Kościół rwał z tego powodu włosy, ale lekarze przestali się tym przejmować. Ważniejsze było dobro ich pacjentek.
Przeszłam przez tę książkę raz i nie wiem, czy mam na tyle silnej woli, by zrobić to po raz drugi. To kawał dobrej, ale bardzo trudnej lektury. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdy będzie w stanie przez nią przejść i do nikogo nie mam o to pretensji. Sami zadecydujcie, czy chcecie przekonać się o tym, jak wyglądały początki ginekologii. Autor nie pozwoli Wam się nudzić, ale też nie da Wam łatwo zasnąć po takiej dawce emocji.
Jurgen Thorwald
Ginekolodzy
Wydawnictwo Marginesy
Warszawa 2016
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję
Portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu Marginesy.
Prześladuje mnie od dnia premiery... W przeciwieństwie do wielu osób lubię trudną i wstrząsającą literaturę. Nie mogę się jej w takim razie doczekać, jeśli to źle nie zabrzmi ;)
OdpowiedzUsuńhttp://przy-goracej-herbacie.blogspot.com/
Raczej mnie nie interesuje przeczytanie tej ksiażki ;)
OdpowiedzUsuńTeż sobie na to ostrze ząbki ;-)
OdpowiedzUsuńA chcesz? Mogę przytachać :)
UsuńNie wiem, czy mam ochotę na tę książkę, chyba jednak na razie się na nią nie skuszę :)
OdpowiedzUsuń