Ta książka jest reklamowana jako bestseller "Spiegla". Czy faktycznie jest taka dobra? Przekonajcie się sami.
Jonas Brand, wideoreporter programu lifestylowego, jedzie pociągiem z Zurychu do Bazylei. Podróż przebiega spokojnie do czasu, aż ktoś zwalnia hamulec bezpieczeństwa. Okazuje się, że na torach znajduje się człowiek. Nikt nie wie, dlaczego Paolo Contini, młody, mający szczęśliwą rodzinę, bystry makler, popełnił samobójstwo. Mijają trzy miesiące. W ręce Jonasa trafiają dwa banknoty stufrankowe o tym samym numerze seryjnym. Jak to możliwe? Czy to może mieć jakiś związek z samobójstwem Continiego? Jonas postanawia zostać dziennikarzem śledczym i rozwiązać tę sprawę. Nie zdaje sobie sprawy z tego, w jakie problemy się wpakował. Dokąd doprowadzą go poszukiwania? Jakim cudem w obiegu znalazły się dwa banknoty o tym samym numerze seryjnym?
Przyznam szczerze, że jeśli chodzi o systemy finansowe, jestem w tych tematach kompletnie zielona. Na szczęście mam ludzi, którzy się na tym znają. Nieco obawiałam się tego, że mogę pogubić się w czasie trwania akcji, na szczęście autor opisywał wszystkie finansowe zawiłości w dość prosty sposób i udało mi się w miarę gładko dotrzeć do końca. Pojawia się tu co prawda specjalistyczne słownictwo, ale nie czułam się jakoś wśród niego zagubiona. Wręcz przeciwnie. Dzięki takiemu zabiegowi Montecristo zyskał na autentyczności.
Książkę czyta się w ekspresowym tempie. Ma w miarę dużą czcionkę, dzięki której szybko prześlizgujemy się do finału. Dzieje się sporo, nie można narzekać na nudę. Intryga jest dość dobrze stworzona. Widać, że autor przemyślał to, co chciał napisać. Czuję jednak pewien niedosyt, jeśli chodzi o kreację bohaterów. Czegoś im w moim odczuciu brakowało, ale trzeba przyznać jedno: są prawdziwi, tacy jak my. Boję się tylko tego, że nie pozostaną na długo w mojej pamięci.
Intryga, którą wymyślił Martin Suter, jest oryginalna. Nie spotkałam się z takim motywem w żadnej innej książce. Mam jednak jedno "ale". Od pewnego momentu zaczęłam podejrzewać, co będzie się dalej działo. W paru kwestiach moje podejrzenia się sprawdziły, choć autor kilka razy mnie zaskoczył. Zawiodło mnie jednak zakończenie. Nie to, że czekałam na fajerwerki, lecz cała historia zakończyła się tak zwyczajnie. Spodziewałam się czegoś innego. Nie to, że cisnęłam książką w kąt, gdy je przeczytałam, ale uważam, że można było przygotować inny finał.
Czy książka zasługuje na miano bestsellera? Ciężko mi powiedzieć. Jak wspomniałam, czytało się ją szybko, nie miałam poczucia straconego czasu, ale jednak parę rzeczy mi zazgrzytało. Jedno trzeba jednak przyznać: pomysł na fabułę jest dość oryginalny, więc może w tym tkwi siła Montecristo.
Wiem, że nie wszystkim czytelnikom ta książka przypadnie do gustu. Nie każdy interesuje się przekrętami finansowymi i nie można mieć do nikogo o to pretensji. Musicie sami zadecydować, czy będziecie chcieli podjąć próbę lektury. Jeśli uważacie, że to nie są Wasze klimaty, możecie spokojnie poszukać czegoś innego. Świat się nie zawali. Jeżeli jednak lubicie czytać o dziennikarskich śledztwach i finansowych przekrętach, sięgnijcie po Montecristo. Myślę, że dobrze spędzicie z tą książką czas i wpisze się ona w Wasze czytelnicze gusta. Mnie czytało się ją całkiem przyjemnie, choć o finansach wiem tyle co nic. Ostateczną decyzję pozostawiam jednak Wam, żeby nie było, że źle doradziłam.
Martin Suter
Montecristo
Dom Wydawniczy REBIS
Poznań 2016
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję
Portalowi Sztukater i Domowi Wydawniczemu Rebis.
Okładka mnie przyciąga,natomiast ten motyw finansowy lekko odpycha.
OdpowiedzUsuńZ tym motywem finansowym nie było tak źle :) mnie też na początku przestraszył, ale dałam radę.
UsuńBrzmi dość interesującą, a dodatkowo jak Gosia napisała, okładka przyciąga. ;)
OdpowiedzUsuń