Problem bezpłodności dotyka coraz większej ilości par. Dla
większości z nich jedyną szansą na poczęcie własnego dziecka jest in vitro. To
w naszym kraju temat tabu, nie mówi się o nim głośno, a pary, które zdecydowały
się na ten krok, są szykanowane przez księży i moherowe berety. Ja osobiście
nie mam nic przeciwko takiemu rozwiązaniu. Nie uważam dzieci z in vitro za
potwory. Co z tego, że zostały powołane do życia w inny sposób?
Kate, główna bohaterka Zimnych
ogni jest kobietą spełnioną zawodowo. Jednak jej życie prywatne to zupełnie
inna bajka. Po rozstaniu z Paulem nie wierzy już w miłość, nie chce wchodzić w
kolejny związek. Chce jednak jednego: dziecka. Jej instynkt macierzyński jest
na tyle silny, że kobieta zrobi
wszystko, by urodzić własne maleństwo. Tylko jak to zrobić, skoro do tego
potrzebne są 2 osoby? Opcje są dwie: skorzystać ze sztucznego zapłodnienia lub
znaleźć faceta, który po prostu zgodzi się zostać dawcą nasienia bez
zobowiązań. Kate wybiera drugą opcję. Chce wiedzieć, kim będzie ojciec jej
dziecka. Nie spodziewa się jednak tego, w jakie problemy wpakuje się na własne
życzenie.
To moje pierwsze spotkanie z tym autorem i choć słyszałam
dość kiepskie opinie na temat książki, mnie przypadła ona do gustu. Czytało się
ją dobrze, szybko i wciągnęłam się w akcję od samego początku.
Znam kogoś, kto był kiedyś w sytuacji Kate, więc czytając o
niej, mogłam porównać jej zachowanie z tym, w jaki sposób zachowywała się ta
osoba. Poczynania Kate były bardzo rzeczywiste. Chciała mieć dziecko za wszelką
cenę. Patrząc na pociechy swojej przyjaciółki, wyobrażała sobie własne dzieci.
Czuła, że jej zegar biologiczny tyka. Postanowiła więc dopiąć swego. Udało jej
się poznać Alexa Turnera, człowieka, który odpowiedział na ogłoszenie dotyczące
poczęcia dziecka bez późniejszych zobowiązań. Mężczyzna szybko ją oczarował i
Kate wydawało się, że dobrze zrobiła. Nie wiedziała, jak bardzo się myliła.
Autor pokazuje w książce, do czego są zdolni zdesperowani
ludzie. Kate byłam jeszcze w stanie zrozumieć. Jak pisałam, znam kogoś, kto był
na jej miejscu i wiem, co taka osoba przeżywa, patrząc na matki z dziećmi,
wiedząc, że ona może nie mieć własnego. Nie oceniam jej zachowania, chociaż
niektórych decyzji, jakie podjęła, nie jestem w stanie zrozumieć. W żaden
sposób nie potrafiłam za to ogarnąć Alexa. Dlaczego? Tego już musicie
dowiedzieć się sami. Boję się, że mogę zdradzić za dużo.
Czy powieść trzyma w napięciu? Może i nie siedziałam napięta
jak struna, ale parę zwrotów akcji mnie zaskoczyło. Zwłaszcza pod koniec
książki, choć muszę powiedzieć, że w pewnym momencie to, co się działo,
przypominało mi Złodzieja tożsamości z
Angeliną Jolie i Ethanem Hawkiem w rolach głównych. Zakończenie powieści było
jej dobrym zwieńczeniem. Jakoś nie wyobrażam sobie, żeby ta historia mogła mieć
inny finał.
Jeżeli szukacie dobrego thrillera psychologicznego, myślę,
że możecie rozejrzeć się za tą książką. Mnie, osobę żądną krwi, usatysfakcjonowała,
więc może i wam przypadnie do gustu. Nie polecam raczej jej czytania wrażliwym
czytelnikom oraz kobietom w ciąży lub mających malutkie dzieci. To nie jest
zbyt dobry pomysł. Możecie tylko narazić się na niepotrzebny stres i nocne
koszmary.
Simon Beckett
Zimne ognie
Wydawnictwo Czarna Owca
Warszawa 2016
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję
Portalowi Sztukater i Wydawnictwu Czarna Owca.
Ja jestem kobietą w ciąży hihi, ale przyznam, że autora uwielbiam i na pewno sięgnę po Zimne ognie. Ze swojej strony polecam serię o antropologu Davidzie Hunterze:)
OdpowiedzUsuńO, ta ksiązka jest intrygująca, musze ją sobie zapisać. A co do kobiet w ciąży... ogólnie pozycji kobiet w Polsce - brak mi słów.
OdpowiedzUsuń