Witajcie w piekle. Ziemia 300 lat temu została spustoszona przez kataklizm i nie nadaje się do życia. Ludzie osiedlili się w oddalonej od naszej planety stacji kosmicznej. Musieli przystosować się do specyficznych warunków życia. Jak pewnie się domyślacie, przestrzeń w tym miejscu jest ograniczona, więc zastosowano ściśle przestrzeganą kontrolę urodzeń. Mało tego, skazańcy nie mają prawa bytu i po usłyszeniu wyroku są straceni. Kanclerz postanawia wysłać setkę młodocianych przestępców na Ziemię, by przekonać się, czy można się już na niej osiedlić. Czy uda im się tam przeżyć? Co zastaną po przybyciu na opustoszałą planetę?
Kiedy przeczytałam na okładce o kontroli urodzeń, od razu z tyłu głowy zaświtała mi myśl, że taki sam motyw był w serialu Terra Nova. Wtedy w mojej głowie zapaliła się ostrzegawcza lampka. Obawiałam się, że będę się nudzić w trakcie lektury i wyczekująco sprawdzać, ile jeszcze stron pozostało mi do końca. Czy tak było? Na szczęście nie. Dałam się wciągnąć akcji. Pochłonęłam książkę w ciągu kilku godzin, nie potrafiłam odłożyć jej na półkę, musiałam dowiedzieć się, jak będą wyglądały losy bohaterów.
Zesłańcy nie mają pojęcia, co czeka ich po wylądowaniu na Ziemi. Jest to dla nich jednak możliwość, by zaznać wolności, którą im odebrano. Dobrze wiedzą, że w kolonii czeka ich tylko śmierć. Od dawna bowiem nie ułaskawiono nikogo. Nie wszyscy bohaterowie polecieli tam z przymusu. Na przykład Bellamy. On znalazł się na lądowniku, by nie opuścić młodszej siostry. Miałam wobec niego mieszane uczucia. Intrygował mnie, ale z drugiej strony jego zachowanie czasem mnie irytowało. Nie zawsze popierałam jego zachowanie. Miałam ochotę porządnie nim potrząsnąć i powiedzieć mu, żeby pozwolił siostrze żyć własnym życiem, bo z niańczenia jej nie wyniknie nic dobrego.
W miarę biegu akcji odkrywamy przeszłość bohaterów, o których na początku wiemy niewiele. Historię poznajemy z perspektywy czworga bohaterów: Clarke, Glass, Bellamy'ego i Wellsa. Tajemnice niektórych z nich były bardzo mroczne i bolesne. Kiedy przeczytałam o tym, co spotkało Glass, nie mogłam powstrzymać łez. Trudno było mi czytać jej wspomnienia. Wiele mnie to kosztowało.
Misję 100 połyka się niemal jednym tchem. Jest niewielka pod względem objętości, liczy sobie zaledwie 264 stron. Autorka ma lekkie pióro i nie odkrywa przed czytelnikami wszystkich kart od razu. Stopniowo odkrywamy kolejne tajemnice bohaterów i samej Ziemi. Nie brakuje tu konfliktów i rozdrapanych ran z przeszłości. Może historia nie jest specjalnie oryginalna, o czym już wspomniałam, ale wciąga. Z chęcią sięgnę po kontynuację, choć przyznam, że bałam się, że będę za stara na lekturę. Bohaterowie są w końcu młodsi ode mnie, a ja powoli przestaję nadążać za dzisiejszymi nastolatkami. Na szczęście z tymi, którzy pojawili się w książce, udało mi się nawiązać porozumienie. Chętnie poznam ich dalsze losy.
Z tego, co wiem, na podstawie książki powstał serial. Nie oglądałam go, więc nie mam pojęcia, jak ma się on do pierwowzoru. Znacie go może? Warto zabierać się za oglądanie?
Kass Morgan
Misja 100
Wydawnictwo Bukowy Las
Wrocław 2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)