Strony

czwartek, 18 sierpnia 2016

Howard Phillips Lovecraft "Zgroza w Dunwich i inne prze­ra­ża­jące opo­wie­ści"

Na początku muszę przyznać się do tego, że to nie było moje pierwsze podejście do twórczości Lovecrafta. Mamy z mężem sporo gier planszowych opartych na motywach jego powieści, więc parę lat temu postanowiłam przekonać się, czy proza Lovecrafta przypadnie mi do gustu. Skończyło się to marnie. Pokonało mnie W górach szaleństwa. Byłam poirytowana faktem, że autor nie opisywał potworności, jakie czaiły się w górach. Napisał tylko tyle, że są one na tyle straszne, że nie sposób o nich mówić. Wtedy poległam. Jakiś czas temu Wydawnictwo Vesper zaproponowało mi lekturę Zgrozy w Dunwich. Zdecydowałam się na nią, ulegając namowom męża, który aż przebierał nóżkami, kiedy zobaczył przed sobą perspektywę posiadania dzieł Lovecrafta w swojej biblioteczce. 

Nie będę opisywała każdego z opowiadań po kolei, bo nie ma to większego sensu. Pozwolę sobie zwrócić uwagę na to, które mnie spodobało się najbardziej. Mam na myśli tytułowy Dunwich. Tam pojawił się Wilbur Whateley. Specyficzny człowiek, który budził zarówno mój strach, jak i fascynację. Historię o nim pochłonęłam jednym tchem. Była nieprzewidywalna. Po jej przeczytaniu udało mi się pokonać barierę, która od samego początku sprawiała, że dość opornie przedzierałam się przez kolejne strony.

Lovecraft to specyficzny autor. Za życia nie uzyskał uznania. Na własne życzenie. Swoje najlepsze opowiadania chował do szuflady, uznając je za bezwartościowe. Większość historii oparł na mitologii Cthulhu - bóstwa, które śpi na dnie oceanu. Był ateistą, choć uwierzył w wykreowany przez siebie świat. W jego twórczości widać sporo nawiązań do procesów czarownic. Można też zauważyć, że fascynował go dorobek Arthura Machena.

Świat stworzony przez Lovecrafta jest dziki, niezbadany, przesiąknięty tajemnicą i czeka na powrót bóstw, które niegdyś rządziły Ziemią. Sporo tu wiktoriańskich, nadgryzionych zębem czasu domów. Bohaterowie byli tajemniczy, czytelnicy nie mają okazji, by dobrze ich poznać. Czy to coś złego? Nie powiedziałabym. Lovecraft skupia się na tym okresie ich życia, który jest istotny w historii. Zbytnie rozpisywanie się na temat bohaterów zabiłoby opowiadania.

Przeczytanie powieści Lovecrafta stanowi nie lada wyzwanie. Maciej Płaza wykonał kawał dobrej roboty, zachowując archaiczność języka, jakim posługiwał się autor. To może niektórym czytelnikom sprawić nieco trudności. Przebicie się przez tę składnię miejscami bywa trudne. Nie chcę jednak, żebyście mnie zrozumieli w ten sposób, że Zgroza w Dunwich to zła książka. Nic z tych rzeczy. Jest wymagająca, to na pewno. Trzeba poświęcić jej sporo czasu, ale warto to zrobić. Dzisiaj nie ma już takich pisarzy jak Lovecraft, którzy stworzyliby własną mitologię i byli w niej tak mocno zakorzenieni jak on. W każdym razie nikt taki póki co nie przychodzi mi do głowy. Dla fanów fantastyki to pozycja obowiązkowa. Radzę jednak dawkować sobie lekturę stopniowo. W innym przypadku bardzo łatwo można zrazić się do Lovecrafta.

Na koniec pozwolę sobie wspomnieć o jeszcze jednej istotnej rzeczy, a mianowicie o szacie graficznej. Całość uzupełniają grafiki Johna Coultharta, które nadają opowieścią jeszcze bardziej mroczny charakter. Dzięki nim czytelnicy na własne oczy mogą między innymi przekonać się, jak wyglądają niektórzy przedwieczni.

Jeśli chcecie przekonać się, jak wygląda mroczny świat Lovecrafta, sięgnijcie po ten zbiór opowiadań. Spędzicie przy nim sporo czasu, ale gwarantuję, że tego nie pożałujecie.

Howard Phillips Lovecraft 
Zgroza w Dunwich i inne prze­ra­ża­jące opo­wie­ści
Wydawnictwo Vesper
Czerwonak 2012

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję
Wydawnictwu Vesper.

2 komentarze:

  1. Miałem okazję przeczytać te opowiadania. Naprawdę, Płaza wykonał kawał dobrej roboty. Bez wątpienia jedne z najlepszych opowiadań grozy, jakie czytałem. Polecam wszystkim, którzy lubią horrory i tajemnice.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moje odczucia w trakcie lektury tych opowiadań wyglądały jak sinusoida... Raz w górę, raz dół, ale ostatecznie nie poddałam się (a miałam pomysł, żeby nie kończyć książki) i dotrwałam do końca. I gdy jestem już po, mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że było warto przez to przejść.
    Przede wszystkim książka jest przepięknie wydana, choć wdowy na końcu strony trochę mnie drażniły, ale to zboczenie zawodowe, więc przymknęłam oko. A skoro o zboczeniu zawodowym mowa, to muszę się ukłonić w stronę korekty, na tylu stronach nie roiło się od błędów, więc tym bardziej miło się czytało.
    Minusem czytania opowiadań dla mnie jest to, że czasem trudno przejść od razu z jednej historii do drugiej, a że przeważnie czytam w autobusie, szkoda mi było odkładać książkę, więc przeważnie czytałam ciągiem, choć lektura zajęła mi prawie miesiąc, bo jednak miałam momenty zawahania, czy dalej czytać.
    Sny też miałam jakieś dziwne, może nie przerażające, ale inne niż zwykle.
    Pani autorka bloga namawia mnie na drugą część, ale muszę odpocząć. Nie mówię nie, ale może w przyszłym roku? ;-)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)