Strony

sobota, 23 lipca 2016

O tym, jak Zaczytana za mąż się wydała

Agata z bloga Naczytane zainspirowała mnie do opisania moich przygotowań do ślubu. Napisała, że chętnie przeczytałaby mój elaborat o naukach przedślubnych. Kochana, mówisz - masz. Oto moja przedślubna historia.

Przed wstąpieniem w związek małżeński w obliczu Boga, narzeczeni muszą odbyć nauki przedmałżeńskie i spotkać się w poradni życia rodzinnego z osobą, która wyjaśni im, jak działa naturalne planowanie rodziny. My mamy to już dawno za sobą. Jak to u nas wyglądało?

Nauki przedślubne
Słyszałam na ten wiele opowieści. Legend niemalże. Z niektórych powstałyby niezłe horrory. Nasze w sumie nie były aż takie złe. Na początku było spotkanie z księdzem. Całkiem przyjemne. Mówił, jak wygląda ceremonia, co trzeba zrobić, jeśli chce się wziąć ślub z osobą z innej wiary i takie tam. Powiedział, że małżonkowie muszą pamięta o tym, że od chwili ślubu mąż i żona mają być dla siebie najważniejsi. Inaczej małżeństwo nie ma racji bytu. Zgadzam się z nim. Nie wyobrażam sobie tego, żeby którekolwiek z rodziców miało być dla mnie ważniejsze od męża. To z nim zakładam rodzinę i to on zostanie ze mną, kiedy dzieci opuszczą rodzinny dom, by zacząć żyć własnym życiem. Po tym całkiem przyjemnym spotkaniu przyszedł czas na konfrontację z jedną z pań z poradni. Podziwiam samą siebie, że to wytrzymałam. Dowiedziałam się, że wszyscy ludzie, którzy używają antykoncepcji, są mordercami. Nieważne, w jaki sposób się zabezpieczacie, i tak według tej pani pójdziecie do piekła i będziecie się smażyć w kotle. Mam tylko nadzieję, że będziecie mieć doborowe towarzystwo. Mało tego. Kobiety, które biorą tabletki antykoncepcyjne, są całe pokryte plamami (i tu pól sali się zaczęło sobie przyglądać). Jedyną słuszną metodą jest naturalne planowanie rodziny. Dlaczego? Uważajcie, trzymajcie się mocno i odłóżcie jedzenie czy picie na bok. Nie chcę, żebyście się czymś zadławili. Gotowi? Ta metoda jest skuteczna, bo afrykańskie kobiety stosują ją od wieków i w ten sposób regulują liczbę urodzeń. Nie wiem, jak Wy, ale ja padłam. Dodatkowo pani porównała dzieci z in vitro do mułów. Są nieludzkimi stworzeniami, hybrydami, chorują na wszystkie choroby świata i nie mogą się rozmnażać. Pani nie zapomniała też o aborcji. Dochodzi do niej w momencie, gdy kobieta połyka tabletkę antykoncepcyjną. To grzech. Nie można usunąć dziecka nawet wtedy, kiedy życie matki jest zagrożone. Ma się poświęcić i urodzić dziecko. Koniec, kropka. Aha i nie ma mowy o braniu tabletek antykoncepcyjnych ze względów zdrowotnych. Są inne metody leczenia. Po spotkaniu z tą kobietą, zwątpiłam w sens istnienia, a czekało mnie jeszcze jedno spotkanie z inną panią z poradni. Ta na szczęście była zupełnie inna. Bardzo sympatyczna. Mówiła z sensem i chciało się jej słuchać. Łopatologicznie wyjaśniła, jak wygląda kobiecy cykl. Nawet mój mąż to załapał i uradowany powiedział, że to się zgadza. W końcu zakumał, co miałam na myśli, kiedy mówiłam, że to nie ja, a moje hormony. Teraz już mi nic nie wypomina.

Poradnia życia rodzinnego
Chcecie wiedzieć, co zrobić, żeby mieć dziecko? Idźcie do poradni życia rodzinnego. Tam stara panna wszystko Wam opowie. Co usłyszycie? Że będziecie mieli tyle dzieci, ile Pan Bóg da. I nieważne, że na kolejne Was nie stać. Będzie biednie, ale wesoło, bo jedynacy i dzieci, które mają tylko brata albo siostrę są nieszczęśliwe. To coś tu się nie zgadza. Ja mam tylko siostrę i nie narzekam. W jaki sposób począć dziecko? Modląc się i chodząc na pielgrzymki. Ewentualnie uprawiając seks z mężem/żoną, ale to tak w ostateczności. I jeszcze są moje ukochane wykresy temperatury. Totalnie czarna magia. Równie dobrze pani mogła mi je tłumaczyć, tańcząc taniec plemienny i śpiewając przy tym w suahili. Tyle samo bym zrozumiała. Ale przynajmniej mogłabym potańczyć razem z nią. Miałam wrażenie, że przeniosłam się do innej rzeczywistości. Nie do końca wiedziałam, co ja tam robię, ale na szczęście to mam już za sobą.

Kwestia nazwiska
Na koniec sprawa najbardziej sporna. Zmieniać nazwisko czy nie. Ja jestem przeciwniczką zmiany nazwiska. A ile się nasłuchałam, że powinnam, bo żona musi przyjąć nazwisko po mężu. Guzik prawda, może, ale nie musi. Powinnam to żyć z mężem w zgodzie. Aktualnie moje nazwisko ma w sumie 20 liter, jeśli dodać kreskę, to 21. To był mój świadomy wybór. Dodałam drugi człon do swojego panieńskiego. Nie gryzą się i przynajmniej jestem oryginalna. Chyba nikt w Polsce tak się nie nazywa :)

Dziękuję, jeśli dotrwaliście do końca. Chętnie poznam Wasze przedślubne historie, jeżeli macie takowe na swoim koncie. Pozdrawiam :)

8 komentarzy:

  1. O rany xD Boru, to ja zostanę wrzucona do najgorętszego kotła w piekle, czekam na plamy na całym ciele, ciekawe kiedy one się pojawiają? Od razu? Jeszcze ich nie mam, ale... będę wypatrywać!
    Wszystkiego dobrego <3 Szczęścia w małżeństwie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja trochę żałuję, że zmieniłam nazwisko na męża. Mogłam zostawić chociaż dwuczłonowe, ale niestety oba nazwiska są długie, dlatego dałam sobie spokój, bo to trochę za dużo zachodu przy podpisywaniu różnych pism urzędowych itp.

    OdpowiedzUsuń
  3. O kurcze, to jest bez sensu! Jedno gryzie się z drugim... hm. Dobrze, że to daleko przede mną.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmmm... Mimo że małżeństwo nie czeka mnie w najbliższym czasie ( tak jeszcze przez około 10 lat) to przeczytałam z ogromnym uśmiechem tego posta.
    Ja osobiście mam tylko jedną siostrę i jakoś nie narzekam na fakt, że mam ją tylko jedną. Co do nazwiska to u mnie w rodzinie niestety niezmienienie nazwiska jest źle widziane. Moje nazwisko jest z braku laku krótkie więc w razie dwuczłonowego nazwiska dam radę je przeczytać płynnie :D
    Pozdrawiam cieplutko :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzieci z pielgrzymki, to jest dopiero odkrycie! ;)
    Bardzo przyjemnie czytało się Twoje słowa, a co do nazwiska, sama jeszcze nad tym się zastanawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja wróciłam z wakacji jako narzeczona, więc teraz pewnie będę czytać wszystkie takie posty z wypiekami na twarzy. Niemniej, ja na pewno wiem, ze chcę zmienić nazwisko na to męża ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. No.. że tak powiem pani z poradni popłynęła ;] W weekend spotykam się z koleżanką, która za półtora miesiąca bierze ślub, chętnie posłucham o jej przygotowaniach i naukach przedmałżeńśkich :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja bym chyba nie wytrzymała takiej gadki, nie wiem jakbym się zachowała w takiej sytuacji, ale mogło by być źle. U mnie jeszcze wszystko przed mną, mam nadzieję, że jakoś to przetrwam:)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)