Strony

czwartek, 14 lipca 2016

Marta Kosakowska "Antydepresanty"

Nie jestem fanką Mariki. Owszem, kojarzę ją z telewizji, ale gdybyście kazali mi zanucić jej piosenkę, obawiam się, że niewiele by z tego wyszło. Postanowiłam jednak zapoznać się z Antydepresantami. Dlaczego? Wydawała mi się bardzo ciepłą osobą, gdy prowadziła The Voice of Poland i chciałam się przekonać, co ma do powiedzenia. Jakie są moje wrażenia po lekturze?

Marta Kosakowska otwiera przed czytelnikami swoje serce. Każdy z 20 rozdziałów kończy się tekstem piosenki wokalistki. Marika opowiada nie tylko o muzyce. Pozwala nam poznać swoją rodzinę. Kobieta ma czworo rodzeństwa: dwóch braci i dwie siostry. Możemy dzięki lekturze przekonać się, z kim łączą ją najbliższe relacje. Nie chcę streszczać wam tej książki. Musicie ją przeczytać sami.

Antydepresanty czyta się błyskawicznie. Pochłonęłam tę pozycję w ciągu paru godzin. Za oknem lał deszcz i trzaskały pioruny, a ja przeniosłam się do zupełnie innego świata. Magicznego. Marika ma bardzo lekkie pióro. Nie byłam w stanie oderwać się od lektury. Sięgając po nią, nie wiedziałam, czego mam się spodziewać. Nie czytałam żadnej recenzji, więc nie miałam pojęcia, co myślą na temat tej książki inni. Trochę bałam się tego, że autorka podkoloryzuje swoje życie. Na całe szczęście nie zrobiła tego. Opowiedziała nie tylko o sukcesach, ale również o porażkach. Przyznaje, że jej największym niepowodzeniem było pierwsze małżeństwo. Zanim sięgnęłam po Antydepresanty, nawet nie wiedziałam, że była kiedyś mężatką.

Jestem absolutnie oczarowana tą książką. Nie myślałam, że wywrze na mnie tak duże wrażenie. Ogromny szacunek dla autorki. Będę szczera – nie znajdziecie tu nic szczególnie odkrywczego, a mimo to Antydepresanty mają w sobie to coś, co sprawia, że czytelnik ciągle jest głodny wrażeń. Nie umiem tego zbyt ładnie ubrać w słowa, musicie mi to wybaczyć.

Uwielbiam książki, które wzbudzają we mnie emocje. Ta właśnie taka była. Czytając o rodzinie Mariki, wspominałam swoich nieżyjących już dziadków. Wspomnienia z dzieciństwa odżyły na nowo i w trakcie lektury na mojej twarzy pojawiły się łzy. Uświadomiłam sobie, jak bardzo za nimi tęsknię. Oni byli moimi antydepresantami i mam nadzieję, że gdziekolwiek są, nadal mnie wspierają i są dumni z tego, kim jestem.

Całość publikacji uzupełniają ilustracje. One nadają jej niezwykłego klimatu. Bez nich nie byłaby taka sama. Na użytkowników smartfonów czeka też niespodzianka. Jaka? Ja wam tego nie zdradzę. Jeśli chcecie się przekonać, co ma w zanadrzu autorka – poszukajcie jej książki, weźcie telefon w dłoń i delektujcie się bonusem.

Myślę, że Antydepresanty można spokojnie kupić komuś jako prezent. Obdarowana osoba powinna być zadowolona. Nie chodzi mi o to, że książka będzie ładnie wyglądać na półce, bo ma twardą oprawę i jest porządnie wydana. Mam na myśli przede wszystkim to, co znajdziecie w środku. Nie jestem w stanie porównać tej publikacji z czymś innym. Jest wyjątkowa. Tego nie można jej odmówić. Naprawdę warto poświęcić jej swój czas.

Pozwólcie Marice opowiedzieć o tym, co gra w jej duszy. Uwierzcie mi, tej lektury na pewno prędko nie zapomnicie. Daje pozytywnego kopa, przywołuje wspomnienia, wywołuje na twarzy uśmiech, sprawia też, że czytelnik popada w zadumę, ale warto czasem zatrzymać się na chwilę i pobyć z samym sobą. Polecam.


Marta Kosakowska
Antydepresanty
Wydawnictwo Edipresse
Warszawa 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję
Portalowi Sztukater i Wydawnictwu Edipresse.

2 komentarze:

  1. Chyba znam ze dwie jej piosenki, więc fanką nie jestem, także książka raczej nie dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Marika... kojarzy mi się z jedną piosenkę. Moje serce jest pełne miłości - a tak to... pustka. Raczej nie sięgnę.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)