Nie jestem fanką Mariki. Owszem, kojarzę ją z telewizji, ale
gdybyście kazali mi zanucić jej piosenkę, obawiam się, że niewiele by z tego
wyszło. Postanowiłam jednak zapoznać się z Antydepresantami.
Dlaczego? Wydawała mi się bardzo ciepłą osobą, gdy prowadziła The Voice of Poland i chciałam się
przekonać, co ma do powiedzenia. Jakie są moje wrażenia po lekturze?
Marta Kosakowska otwiera przed czytelnikami swoje serce. Każdy
z 20 rozdziałów kończy się tekstem piosenki wokalistki. Marika opowiada nie
tylko o muzyce. Pozwala nam poznać swoją rodzinę. Kobieta ma czworo rodzeństwa:
dwóch braci i dwie siostry. Możemy dzięki lekturze przekonać się, z kim łączą
ją najbliższe relacje. Nie chcę streszczać wam tej książki. Musicie ją
przeczytać sami.
Antydepresanty
czyta się błyskawicznie. Pochłonęłam tę pozycję w ciągu paru godzin. Za oknem
lał deszcz i trzaskały pioruny, a ja przeniosłam się do zupełnie innego świata.
Magicznego. Marika ma bardzo lekkie pióro. Nie byłam w stanie oderwać się od
lektury. Sięgając po nią, nie wiedziałam, czego mam się spodziewać. Nie czytałam
żadnej recenzji, więc nie miałam pojęcia, co myślą na temat tej książki inni. Trochę
bałam się tego, że autorka podkoloryzuje swoje życie. Na całe szczęście nie
zrobiła tego. Opowiedziała nie tylko o sukcesach, ale również o porażkach. Przyznaje,
że jej największym niepowodzeniem było pierwsze małżeństwo. Zanim sięgnęłam po Antydepresanty, nawet nie wiedziałam, że
była kiedyś mężatką.
Jestem absolutnie oczarowana tą książką. Nie myślałam, że
wywrze na mnie tak duże wrażenie. Ogromny szacunek dla autorki. Będę szczera –
nie znajdziecie tu nic szczególnie odkrywczego, a mimo to Antydepresanty mają w sobie to coś, co sprawia, że czytelnik ciągle
jest głodny wrażeń. Nie umiem tego zbyt ładnie ubrać w słowa, musicie mi to
wybaczyć.
Uwielbiam książki, które wzbudzają we mnie emocje. Ta właśnie
taka była. Czytając o rodzinie Mariki, wspominałam swoich nieżyjących już
dziadków. Wspomnienia z dzieciństwa odżyły na nowo i w trakcie lektury na mojej
twarzy pojawiły się łzy. Uświadomiłam sobie, jak bardzo za nimi tęsknię. Oni byli
moimi antydepresantami i mam nadzieję, że gdziekolwiek są, nadal mnie wspierają
i są dumni z tego, kim jestem.
Całość publikacji uzupełniają ilustracje. One nadają jej
niezwykłego klimatu. Bez nich nie byłaby taka sama. Na użytkowników smartfonów
czeka też niespodzianka. Jaka? Ja wam tego nie zdradzę. Jeśli chcecie się
przekonać, co ma w zanadrzu autorka – poszukajcie jej książki, weźcie telefon w
dłoń i delektujcie się bonusem.
Myślę, że Antydepresanty
można spokojnie kupić komuś jako prezent. Obdarowana osoba powinna być
zadowolona. Nie chodzi mi o to, że książka będzie ładnie wyglądać na półce, bo
ma twardą oprawę i jest porządnie wydana. Mam na myśli przede wszystkim to, co
znajdziecie w środku. Nie jestem w stanie porównać tej publikacji z czymś
innym. Jest wyjątkowa. Tego nie można jej odmówić. Naprawdę warto poświęcić jej
swój czas.
Pozwólcie Marice opowiedzieć o tym, co gra w jej duszy. Uwierzcie
mi, tej lektury na pewno prędko nie zapomnicie. Daje pozytywnego kopa,
przywołuje wspomnienia, wywołuje na twarzy uśmiech, sprawia też, że czytelnik
popada w zadumę, ale warto czasem zatrzymać się na chwilę i pobyć z samym sobą.
Polecam.
Chyba znam ze dwie jej piosenki, więc fanką nie jestem, także książka raczej nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńMarika... kojarzy mi się z jedną piosenkę. Moje serce jest pełne miłości - a tak to... pustka. Raczej nie sięgnę.
OdpowiedzUsuń