Strony

piątek, 22 lipca 2016

Królewskie Piątki: #11 Stephen King "Łowca snów"

Tak, wiem, ostatnio moje piątki z Kingiem kuleją, ale zbliżający się wielkimi krokami ślub bardzo skutecznie krzyżuje moje plany. Już zadowolona siadam z książką w ręku, a tu dzwoni telefon, że coś się z przygotowaniami posypało i jestem już, natychmiast, teraz, najlepiej zaraz albo wczoraj potrzebna. Ale dość o mnie, czas na Kinga.

Czterej kilkunastoletni chłopcy zrobili coś wspaniałego, coś wielkiego i dobrego - coś, co odmieniło ich życie. Połączeni telepatyczną więzią kroczyli przez lata różnymi ścieżkami, które jednak w końcu doprowadziły ich do drewnianego domku w środku lasu. Tam ich drogi musiały się rozejść: niektórych czekała śmierć, innych zaś los gorszy od śmierci: ucieczka w głąb własnego umysłu przed bezwzględnym, drapieżnym, nieznającym litości przeciwnikiem - początkowo całkowicie nieludzkim - tym groźniejszym im bardziej upodabniał się do człowieka. Uwolnić ich od tego koszmaru mógł tylko ten piąty, ten, który kiedyś pomógł im wznieść się ponad przeciętność, który połączył ich na długie lata, który znacznie więcej dawał niż brał - prawdziwy łowca snów...

Mam z Łowcą snów straszny problem. Czytanie książki zajęło mi ponad miesiąc. Nie tylko ze względu na ślubną gorączkę i na to, że to była gruba cegła. Nie potrafiłam skupić się na lekturze. Wydaje mi się, że King mógłby spokojnie zmieścić całą akcję na 200 stronach, 300 w porywach szaleństwa. Niektóre opisy były zbędne, ich czytanie mnie nużyło. Początek był kiepski, potem coś zaczęło się dziać, ale po pewnym czasie znów powiało nudą. I tak było w kółko. Gdybym miała zrobić wykres dotyczący fabuły, przypominałby sinusoidę.

Sam pomysł na fabułę nie był zły. Książka, w której pojawiają się kosmici, mogła nawet się udać. Ostatnimi czasy nie zdarzało mi się trafiać na powieści z ufoludkami w tle. Niestety tak się nie stało. King średnio zna się na przybyszach z obcej planety. Zabiera się za nich z pupy strony. Niespecjalnie do mnie to wszystko przemówiło. Myślałam, że autor podejdzie do sprawy w inny sposób. Tym razem trochę za bardzo poniosła go fantazja.

Nieco problemów sprawiły mi przeskoki czasowe. Fakt, w niektórych miejscach mieszanie teraźniejszości z przeszłością wychodziło Kingowi dość dobrze, ale zdarzały mu się wpadki, przez które wytrącałam się z rytmu i nie bardzo potrafiłam znów wgryźć się w powieść. Nie jestem jasnowidzem i zdarzało się, że nie rozumiałam, co autor miał na myśli. Opowiadał o tajemniczym wydarzeniu z przeszłości, które było szalenie ważne, ale nie zdradzał, co to było. Trzeba było się tego domyślić. To było ponad moje siły.

Nie było łatwo, ale postanowiłam dokończyć książkę. Mimo wszystko byłam ciekawa zakończenia, które było całkiem niezłe. Gdybym miała ocenić Łowcę snów w skali od 1 do 10, dałabym jej mocne 5. Aż tak strasznie nie było. Ostatnio trafiam na dość średnie powieści Kinga. Chyba czas sięgnąć po klasykę mistrza grozy.

Stephen King
Łowca snów
Wydawnictwo Albatros
Warszawa 2014

3 komentarze:

  1. O jak gruba cegła, to nie na lato w moim przypadku :) Najprędzej przeczytam jesienią :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Do tej pory z tym autorem spotkałam się tylko raz i całkiem przypadł mi do gustu jego styl. Ale co do tej książki to sama nie wiem, hm... Może kiedyś. ;)
    Pozdrawiam,
    A.

    http://chaosmysli.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)