Strony

piątek, 29 kwietnia 2016

Królewskie Piątki: #7 Stephen King "Desperacja"

W zeszłym tygodniu nie udało mi się dogadać ze Stephenem Kingiem przez Komórkę. Jak było w przypadku Desperacji?

Desperacja to górnicze miasteczko, położone w odludnej części środkowej Nevady. Zaczynają się w nim dziać dziwne, przerażające rzeczy. Kiedyś tętniło ono życiem. Teraz jednak wygląda na opuszczone. Zostały tam kojoty, skorpiony, myszołowy i pewien policjant. Podróżni, którzy tu przybywają, trafiają w sam środek piekła. Dlaczego? Co takiego się tam dzieje? Tego już musicie przekonać się sami.

Przyznaję bez bicia, przejście przez tę książkę to była dla mnie droga przez mękę. Fabuła była bardzo naciągana i nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Czy były tu jakieś zwroty akcji. Tak, były, ale nic specjalnego się wtedy nie działo.

Sama postać policjanta była specyficzna i trudna do przełknięcia. W sumie nie wiem, jakie wobec niej żywię uczucia. Nie bałam się go, to pewne. Był dla mnie odrażający i bardzo nierzeczywisty. Mam wrażenie, że King niezbyt postarał się, by go wykreować. Reszta bohaterów rozmyła mi się w całej opowieści. Nie potrafię sobie nawet przypomnieć ich imion.

Z Kingiem jest tak, że pisze albo genialne książki, albo gnioty. Moim zdaniem to jedna z gorszych powieści tego autora. Strasznie się przy niej męczyłam i nie mam najmniejszego zamiaru do niej wracać. Szkoda mojego czasu. Denerwowały mnie także religijne rozważania. Panie King, popłynął pan. Oby kolejna książka, z którą będę miała do czynienia, była lepsza. Nie polecam.

Stephen King
Desperacja
Wydawnictwo Albatros
Warszawa 2007

czwartek, 28 kwietnia 2016

Catherine Ryan-Hyde "Dzień, który zmienił wszystko"

Co byście zrobili, gdybyście dowiedzieli się, że Wasza matka porzuciła Was po porodzie w lesie na pewną śmierć? Przyznam szczerze, że nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Dlaczego o to zapytałam, posłuchajcie sami.

Nat zawdzięcza swoje życie Nathanowi, który odnalazł go w lesie, gdy ten leżał w stercie liści. Było zimno i gdyby nie interwencja mężczyzny, chłopiec nie przeżyłby. Nathan postanawia adoptować dziecko. Los chce jednak inaczej. Mały Nat trafia pod opiekę babci. Mija kilka lat. Chłopiec wyrasta na dość ciężkiego w obyciu nastolatka. Kiedy trafia do domu Nathana, ten postanawia się nim zaopiekować, choć wie, że nie będzie to wcale takie proste. Nat boi się, że zostanie porzucony. Jego opiekun za wszelką cenę stara się udowodnić mu, że nigdy nie usunie go ze swojego życia. Jaki finał będzie miała ta historia?

Opowiedziana przez Catherine Ryan-Hyde historia pokazuje, jak ważne jest podejście opiekuna do dziecka i to, jaki jest on w stanie zapewnić mu los. Nat od samego początku nie miał w życiu lekko. Matka porzuciła go, ojca nie było, a babcia... No cóż, nie była zbytnio zachwycona tym, że musi wychowywać dziecko. Podczas lektury zastanawiałam się, kim byłby Nat, gdyby od samego początku opiekował się nim Nathan. Czy byłby taki zamknięty w sobie i nieufny?

Powieść nie należy do najłatwiejszych. Zmusza do myślenia i powoduje, że czytelnik popada w zadumę. Nie mam jeszcze dzieci i nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego, co miała w głowie matka chłopca, gdy zostawiła go w lesie. Przecież wiedziała, że mały zamarznie. To bardzo mnie poruszyło.

Drażniła mnie babcia Nata. Nie do końca rozumiałam jej zachowanie. Nie była wobec wnuka w porządku i średnio radziła sobie z wychowaniem chłopaka. Ujęło mnie za to przywiązanie Nathana do dziecka. Był dla niego obcy, jednak pokochał go całym sercem. Było mi przykro, gdy nie udało mu się uzyskać prawa do opieki nad Natem.

Dzień, który zmienił wszystko to wzruszająca powieść. Myślę, że przypadnie do gustu czytelniczkom. Nie wiem, czy panowie znajdą w niej coś dla siebie.

Catherine Ryan-Hyde
Dzień, który zmienił wszystko
Wydawnictwo Jaguar
Warszawa 2014

wtorek, 26 kwietnia 2016

Książkowy zawrót głowy: marzec, kwiecień

Kochani! Wybaczcie, że musieliście tyle czekać na ten wpis, ale przeprowadzka nieco pozmieniała moje plany. Grzebanie w pudłach w poszukiwaniu nowych zdobyczy średnio mi się uśmiechało. Oto nowości w moich zbiorach.

Portal Sztukater

A road for distant hearts
Beata Kałuszka Na pograniczu wczoraj i dziś
Dorota Schrammek Na brzegu życia
Anna Sakowicz To się da
Ewa Zienkiewicz Talizman z zaświatów. Tom I, Tom II
Jacek Marczyński  Dziesięć tańczących kobiet


Adam Przechrzta Adept. Materia prima
Jacek Komuda Diabeł łańcucki
James Buckley jr. Kim byli bracia Wright?
Lawrence Osborne Ballada o drobnym karciarzu
Marten Melin Chłopak z lasu
Joanna M. Chmielewska Sukienka z mgieł


Estelle Laure Na przekrór nocy
Arena 13
Justyna Drzewicka Niepowszedni
Rupert Grinn Twórcy
Andrzej Rytelewski Gdy bogowie są już zmęczeni
Małgorzata Kruszyńska Marta
Kiera Cass Syrena

Inne egzemplarze recenzenckie

Sebastian Fitzek Pasażer 23 Wydawnictwo Amber recenzja
Ada Katarzyna Szewczyk Uszkodzona dusza Novae Res recenzja
Kamil Majewski Lesbożerca Novae Res recenzja
Anna Elżbieta Branicka Rzymskie puzzle Novae Res recenzja
Ingar Johnsrud Naśladowcy Wydawcnictwo Otwarte recenzja
James Patterson, Marshall Karp Zdążę cię zabić HarperCollins recenzja


Caren Lissner Druga runda HarperCollins
Everett True Historia zespołu Ramones InRock
Jacek Łukawski Krew i stal WSQN
Jakub Ćwiek Grimm city. Wilk! WSQN
Ken Liu Królowie Dary WSQN

Pozostałe zdobycze

Joe Abercrombie Pół świata
David Hewson Dochodzenie


Harlan Coben Zachowaj spokój
Rebecca Donovan Powód, by oddychać
Sandra Brown Deadline
K.A. Tucker Pięć sposobów na upadek
Dick Lehr, Gerard O'Neill Pakt z diabłem

Znacie którąś z książek? Coś polecacie, coś odradzacie?

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Poniedziałki ze zbrodnią w tle: #56 David Hewson "Niewłaściwa dziewczynka"

Na pierwszą część cyklu o komisarzu Pieterze Vosie wpadłam kilka miesięcy temu przez przypadek. O ile dobrze pamiętam, przyniosłam ją z biblioteki. Opinie na jej temat były podzielone, ale postanowiłam na własnej skórze przekonać się, czy będę w stanie zaprzyjaźnić się z tym śledczym. Przypadł mi do gustu, dlatego zdecydowałam się na lekturę Niewłaściwej dziewczynki. Co tym razem czekało Vosa i jego partnerkę Laurę Bakker?

Natalia, córka biednej gruzińskiej emigrantki, zostaje porwana. Wszystko wskazuje na to, że do uprowadzenia dziecka doszło przez pomyłkę. Dziewczynka była bowiem ubrana w taką samą kurteczkę jak jedynaczka z bogatej i uwikłanej w międzynarodowe konflikty rodziny. Porywacz jest pewien, że w jego rękach znajduje się właśnie Saskia. Kiedy Vos informuje go, że popełnił błąd, przestępca wydaje się tym nie przejmować. Nie ma zamiaru wypuszczać Natalii. Żądania porywaczy mają wyraźnie polityczny charakter. Media nie chcą nikogo o nich informować. Sprawę przejmują w końcu służby specjalne. Czy z tą sprawą mają coś wspólnego wydarzenia sprzed 20 lat, które miały miejsce w Srebrenicy? Dlaczego ktoś nieustannie utrudnia pracę Vosa i Bakker? I w końcu najważniejsze pytanie – która z dziewczynek miała być porwana: Saskia czy Natalia?

Miło było znowu znaleźć się w Holandii. Przyznam szczerze, że tęskniłam za Vosem i nie mogłam doczekać się kolejnej części jego przygód. Po Domku dla lalek liczyłam na kolejną literacką ucztę. Czy mój apetyt został zaspokojony? Tak. Niewłaściwa dziewczynka podobała mi się najbardziej ze wszystkich książek o Vosie, które czytałam do tej pory. Od pierwszych stron siedziałam napięta jak struna i zagryzałam wargi, czekając na dalszy rozwój zdarzeń.

Wiecie, co uderzyło mnie najbardziej? To, w jaki sposób traktowano Hannę, matkę Natalii. Była biedna, nie pochodziła z Holandii, zarabiała na życie jako prostytutka, więc nikogo specjalnie nie obchodziło to, że zaginęło jej dziecko. Zalewała mnie krew, gdy widziałam, jak policja ociąga się z poszukiwaniami dziewczynki. A podobno wszyscy obywatele byli traktowani w jednakowy sposób. Jasne, a mnie pod okiem pociąg jedzie. Gdyby to Saskia zniknęła, na nogi postawiono by pół Holandii. Zniknęło dziecko prostytutki – trudno, będzie o jedną przyszłą dziwkę mniej. Na szczęście Vos i Bakker nie byli obojętni na los dziewczynki. Chwała im za to.

W książce działo się sporo, nie narzekałam na nudę. Jestem w pełni usatysfakcjonowana przebiegiem zdarzeń. Nie byłam w stanie przewidzieć zakończenia. Powiem więcej, nawet nie miałam kiedy zastanowić się nad tym, jak mogłoby wyglądać. Byłam za bardzo zaangażowana w poszukiwania Natalii. To bardzo duży plus. Cenię sobie literaturę, od której nie umiem się oderwać. Niewłaściwa dziewczynka taka właśnie była.

Jeżeli znacie Pietera Vosa i Laurę Bakker, poznajcie ich dalsze losy. Jeśli nie słyszeliście o nich wcześniej, nadróbcie lepiej zaległości. Niby nie ma tu zbyt wielu nawiązań do wydarzeń z przeszłości, ale lepiej znać ich historie od początku, wtedy lepiej zrozumie się ich postępowanie. Niewłaściwa dziewczynka to idealna książka dla fanów thrillerów, które trzymają w napięciu niemal do ostatniej strony. Nie powinniście być rozczarowani. Działo się sporo, nie było czasu na nudę. David Hewson przeszedł samego siebie. To moim zdaniem jedna z jego najlepszych powieści. Z niecierpliwością będę czekać na kolejne.

David Hewson
Niewłaściwa dziewczynka
Wydawnictwo Marginesy
Warszawa 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Portalowi Sztukater
i Wydawnictwu Marginesy.

niedziela, 24 kwietnia 2016

Przedpremierowo! Anna Elżbieta Branicka "Rzymskie puzzle"

W dzisiejsze popołudnie przeniesiemy się do Rzymu. U mnie pogoda jest niespecjalna, więc chętnie wybiorę się w cieplejsze miejsce.

Laura pochodzi z rodziny, w której od wielu pokoleń nie było żadnego skandalu. Kobieta została wychowana przez staroświeckie ciotki, stare panny. Ona jest jednak wdzięczna im za mądrość, jaką jej przekazały. Pewnego dnia okazuje się, że jest w ciąży. Wie, że nie może powiedzieć o tym krewnym, gdyż te potępiłyby ją. Panna z dzieckiem w ich rodzinie? Przecież to niedopuszczalne. Laura potajemnie wyjeżdża więc z kraju, rodzi córkę i oddaje ją jej ojcu. Po latach kobieta ma okazję spotkać się z dorosłą już Beatą. Obiecuje Aleksandrowi, że nie wyjawi dziewczynie prawdy. Szybko okazuje się, że dotrzymanie danego słowa będzie trudniejsze, niż Laurze się wydawało. W jaki sposób zakończy się rzymska przygoda Beaty?

Książkę czytało się bardzo szybko, pochłonęłam ją w ciągu jednego wieczora. Co prawda wiele wątków przewidziałam i zakończenie niespecjalnie mnie zaskoczyło, ale w przypadku tej historii zupełnie mi to nie przeszkadzało. Czułam wewnętrzny spokój, że wszystko zmierza w odpowiednim kierunku. Nie wyobrażam sobie, by ta opowieść mogła potoczyć się inaczej.

Bohaterów poznajemy w trakcie trwania powieści. Nie od razu jesteśmy w stanie dowiedzieć się o nich czegoś więcej. Czuję jednak pewien niedosyt. Mam wrażenie, że wiem o nich wciąż za mało. Zwłaszcza o Aleksandrze, ojcu Beaty. Żałuję, że autorka nie rozwinęła jego wątku nieco bardziej.

Rzymskie puzzle to literacki debiut Anny Elżbiety Branickiej. Bardzo udany, Mam nadzieję, że pisarka jeszcze kiedyś odda w ręce czytelników kolejną książkę. Ma w sobie dość duży potencjał. Oby tylko udało jej się utrzymać poziom. Wtedy będę w pełni usatysfakcjonowana.

To książka idealna na leniwe, niedzielne popołudnie. Miło spędzicie z nią czas. Myślę, że powinny sięgnąć po nią raczej kobiety. Nie wiem, czy panowie znajdą tu coś dla siebie. Polecam.

Anna Elżbieta Branicka
Rzymskie puzzle
Wydawnictwo Novae Res
Gdynia 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję
Wydawnictwu Novae Res.

sobota, 23 kwietnia 2016

Przedpremierowo! Ada Katarzyna Szewczyk "Uszkodzona dusza"

Jak już pewnie wiecie, jestem stara dupa, ale zdarza mi się sięgać po książki dla młodzieży. Muszę czasem odsapnąć od kryminałów i powieści Kinga. O czym opowiem Wam tym razem?

Poznajcie Leah. To szesnastoletnia bohaterka, która jest uzależniona od kawy i stroni od towarzystwa innych ludzi. Ma nadopiekuńczych rodziców i kilkoro dość specyficznych przyjaciół. Wiedzie nocne życie. Pisze też całkiem niezłe książki. I nie do końca jest człowiekiem. Więc kim lub czym jest? Tego już musicie przekonać się sami.

Przyznam, że sięgnęłam po tę książkę z dość mieszanymi uczuciami. Kompletnie nie miałam pojęcia, czego mogę się po niej spodziewać. Nie znalazłam informacji o autorce, stąd moje przypuszczenia, że to jej literacki debiut. Podejrzewam, słusznie lub nie, że to młoda dziewczyna. Jakoś trudno mi wyobrazić sobie autorkę jako kobietę w moim wieku lub starszą ode mnie. Dlaczego? Chociażby ze względu na to, jakie wątki są poruszone w książce. Ludzi tak wiekowych jak ja już nie martwi konieczność spędzenia czasu w domu niezbyt lubianych krewnych. Nikt mnie do tego nie zmusza. 

Jestem wiekowa, mnie ta książka nie musiała powalić na kolana. Przeczytałam ją, nie nudziłam się, więc źle nie było, choć podejrzewam, że nastoletnim czytelnikom Uszkodzona dusza spodoba się bardziej. Oni lepiej zrozumieją rozterki bohaterów. Ucieszyło mnie to, że autorka nie umieściła w książce świecących się wampirów. Tego bym nie zdzierżyła. Za stara na to jestem.

Uszkodzona dusza nie była zła. To całkiem przyzwoita książka, ale tak, jak mówiłam, raczej skierowana do nastoletnich czytelników. Starszyzna plemienna może się przy niej nieco nudzić.

Ada Katarzyna Szewczyk
Uszkodzona dusza
Wydawnictwo Novae Res
Gdynia 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję 
Wydawnictwu Novae Res.

piątek, 22 kwietnia 2016

Królewskie Piątki: #6 Stephen King "Komórka"

Z niektórymi książkami Stephena Kinga mam ogromny problem. Są takie, które czytam z zapartym tchem, ale zdarzają się wyjątki, przez które bardzo trudno mi przejść. Tak właśnie było z tą książką. Ale wszystko po kolei.

Clay Riddell jest autorem komiksów. Kiedy podpisuje umowę wydawniczą na kolejną książkę, w Bostonie rozpętuje się piekło. Na ulicach pojawiają się bełkoczący ludzie, którzy bez powodu rzucają się na siebie. To jednak nie wszystko. Samoloty spadają z nieba, a pojazdy wjeżdżają w ludzi i w budynki. Skąd wzięło się to szaleństwo? Napady agresji dotykają każdą osobę, która odbiera telefon komórkowy. Jak będzie wyglądało życie mieszkańców Bostonu? Kto stanie się kolejną ofiarą? Dlaczego komórki tak źle wpływają na użytkowników?

Na początku pisałam, że mam ogromne problemy z tą książką. Ja jej nie czytałam, lecz męczyłam się nad nią przez kilka dni. W sumie nie było tu nic oryginalnego, z czym nie spotkałabym się wcześniej. Wirus atakujący ludzi i zmieniający ich w bestie - coś takiego już grali. Walka o przetrwanie w świecie pełnym krwiożerczych zombie - znam to aż za dobrze.

Sama akcja nie powala na kolana. Bohaterowie próbują dostać się z punktu A do punktu B, próbując po drodze nie dać się zjeść. To tak w telegraficznym skrócie. Niby ta powieść to horror, ale trudno mi się z tym zgodzić. Parę razy przysnęłam w trakcie lektury. Komórka mnie nie parzyła ani nie ziębiła. Nawet nie była obrzydliwa, choć trupów akurat nie brakowało. Początek zapowiadał się całkiem nieźle, lecz im dalej w treść, tym czułam się bardziej rozczarowana. Czytając zakończenie, niemalże zgrzytałam zębami. Było słabe. 

Bohaterowie w sumie niczym nie wyróżniają się spośród tłumu. Nie mają w sobie nic, co sprawiłoby, że zapamiętalibyśmy ich na dłużej. Brakuje im jaj. Znaleźli się w trudnej sytuacji, powinni bardziej zapadać czytelnikom w pamięć. Nic z tego. Kilka dni po lekturze nie pamiętam większości ich imion.

Jestem rozczarowana. Przyznam, że liczyłam na coś lepszego. Byłam ciekawa, w jaki sposób King podejdzie do dość wyeksploatowanego już tematu. Nie znalazłam tu nic nowego. Wiem, że opinie na temat Komórki są bardzo podzielone. Jedni się nad nią zachwycają, inni uważają, że to kicz, strata czasu i pieniędzy. Mnie zdecydowanie bliżej do tej drugiej grupy. Ta książka nie zostanie na długo w mojej pamięci.

Stephen King
Komórka
Wydawnictwo Albatros
Warszawa 2015

czwartek, 21 kwietnia 2016

Tara Sivec "Pokusy i łakocie. Tom 3. Kochanie, jeszcze tu jestem!"

Wybaczcie moją nieobecność spowodowaną przeprowadzką. Pewnie czekacie na post, w którym podzielę się z Wami zdjęciami najnowszych zdobyczy książkowych. Uzbrójcie się w cierpliwość - niebawem się doczekacie :) Tymczasem pozwólcie, że opowiem o kontynuacji cyklu Pokusy i łakocie.

Głównymi bohaterami tej części są Jenny i Drew. Przez wiele lat przyjaciele zazdrościli im namiętności, szalonych seksualnych eksperymentów i ekscesów, o których plotkowali inni. Coś jednak się zmieniło. Na świecie pojawili się Veronica i Billy. Od czasu narodzin chłopca, małżonkowie przestali ze sobą sypiać. Drew za wszelką cenę stara się na nowo rozbudzić w żonie namiętność. Jenny chce jednak czegoś innego - marzy o tym, by się wyspać. Carter, Claire, Liz i Jim starają się pomóc przyjaciołom. Czy im się to uda?

Czytając poprzednią część cyklu, zalewałam się łzami ze śmiechu. Bolał mnie brzuch, dostawałam czkawki. W przypadku trzeciego tomu było już inaczej. Owszem, pojawiały się momenty, w których chowałam twarz w poduszkę, żeby sąsiedzi nie słyszeli mojego dzikiego rechotu, ale było ich niewiele, co mnie rozczarowało.

Nie do końca umiałam, przyzwyczaić się do tego, że głównymi bohaterami są Jenny i Drew. Mężczyzna zawsze mnie irytował. Nie inaczej było teraz. Nie mogłam się do niego przekonać. Za nic nie chciałabym mieć takiego męża. Nawet gdyby płacili mi srogie miliony. Jenny znów zapunktowała w moich oczach. Tara Sivec bardzo dobrze pokazała to, w jaki sposób zmienia się mentalność kobiety, gdy na świecie pojawia się dziecko. Było mi żal Jenny i miałam ochotę trzepnąć Drew w łeb.

Mam wrażenie, że autorka przedobrzyła. Miało być prześmiesznie, a wcale tak nie było. Momentami było dość niezręcznie. Nie wszystkie żarty do mnie przemówiły. Czuję się rozczarowana po lekturze. Liczyłam na bombę. Nic takiego nie dostałam.

Jeżeli czytaliście poprzednie części cyklu, możecie przeczytać trzeci tom, ale nie gwarantuję, że będziecie usatysfakcjonowani po lekturze. W moim odczuciu autorka nie utrzymała postawionej sobie poprzeczki. Szkoda, wielka szkoda.

Tara Sivec
Pokusy i łakocie. Tom 3. Kochanie, jeszcze tu jestem!
Wydawnictwo Helion
Gliwice 2015 

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Poniedziałki ze zbrodnią w tle: #55 Sebastian Fitzek "Pasażer 23"

Czy książka reklamowana jako najbardziej przerażający thriller od czasów Milczenia owiec faktycznie jest tak mocna? Gotowi na to, by wybrać się ze mną w rejs po oceanie?

Martin Schwarz, psycholog policyjny, pięć lat temu stracił żonę i synka, którzy zaginęli podczas rejsu luksusowym wycieczkowcem „Sułtan Mórz”. Nikt nie zadał sobie trudu, by rozwikłać tę zagadkę. Od tego czasu mężczyzna zachowuje się dość niekonwencjonalnie. Co to znaczy? Tego już musicie dowiedzieć się sami. Szukając prawdy na temat tej tragedii, Martin trafia na pokład owego statku. Okazuje się, że odnalazła się na nim dziewczynka, która zaginęła przed paroma tygodniami. To jednak nie wszystko. Anouk ma bowiem przy sobie ukochanego misia Timmy'ego, syna Martina. Skąd pluszak znalazł się w jej posiadaniu? Co właściwie wydarzyło się na pokładzie „Sułtana Mórz”?

Przyznaję szczerze i bez bicia, podeszłam do tej książki z dość dużą rezerwą. Jak zdążyliście się przekonać, czytając moje wpisy, parę razy nacięłam się na reklamowane szumnie powieści. Dawałam zwodzić się kwiecistym opisom, chwytliwym zajawkom, a potem płakałam nad książką, próbując dobrnąć do końca. Jak było tym razem?

Na początku było dość ciężko. Nie potrafiłam wczuć się w klimat. Dopiero gdy przeniosłam się z Martinem na pokład „Sułtana Mórz”, sytuacja zmieniła się diametralnie. Akcja nabrała tempa, a ja sama zgrzytałam zębami, gdy musiałam odłożyć książkę, by spakować kolejne pudła. Przeprowadzka i czytanie zdecydowanie nie idą w parze.

Sebastian Fitzek parę razy dał mi prztyczka w nos. Już byłam pewna, że wiem, co stało się na statku, a tu czekała na mnie niespodzianka. Źle obstawiłam główny czarny charakter i pod koniec książki bezskutecznie próbowałam pozbierać koparę z podłogi. Do tej pory szukam zębów. Nie spodziewałam się takiego zakończenia. Głęboki ukłon za to w stronę autora. Naprawdę, czapki z głów. Intryga, którą uknuł, była dopracowana w najmniejszym szczególe. Nic nie zdradziło czarnego charakteru, choć w sumie przewijał się na kartach powieści dość często.

Powieść szokuje. Nie chodzi tu może o popełnione zbrodnie, ale to, co popchnęło sprawców do takich czynów. Nie zdradzę oczywiście o co chodzi, lecz mam nadzieję, że i Wy po lekturze będziecie równie wstrząśnięci jak ja. Nie mam dzieci, ale nie potrafię przestać myśleć o tym, co przeczytałam.
Autor książki na końcu wyjaśnia, co zainspirowało go do napisania powieści. Co jest prawdą, a co jest fikcją? Tego musicie dowiedzieć się sami. Mam tylko nadzieję, że Pasażer 23 nie zabije w Was miłości do głębokiej wody, jeżeli jesteście jej miłośnikami.

Komu mogę polecić tę powieść? Thrilleromanom, to rzecz jasna. Było krwawo, było mrocznie. Intryga spełniła swoje zadanie. Moja żądza krwi została zaspokojona. To moje pierwsze spotkanie z tym autorem. Wiem, że nie będzie ostatnie. Polecam.

Sebastian Fitzek
Pasażer 23
Wydawnictwo Amber
Warszawa 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Wydawnictwu Amber.

sobota, 16 kwietnia 2016

Przedpremierowo! Kamil Majewski "Lesbożerca"

Na lekturę tej książki zdecydowałam się z czystej ciekawości. Jak dobrze wiecie, uwielbiam kryminały. Rzadko jednak zdarza mi się sięgać po groteskowe powieści z tego gatunku. Jakie są moje wrażenia po lekturze?

Kobiety nie mają w tej książce łatwego życia. Są ofiarami Lesbożercy. To tajemniczy przestępca. Jego tożsamość próbują odkryć śledcza Magnolia Wróbel, dyplomowana pielęgniarka Lizawieta Maeska oraz jej bezrobotna sąsiadka Grażyna Chlor. Czy kobietom uda się uchwycić mordercę zanim dojdzie do kolejnej zbrodni?

Podejrzewam, że to będzie jedna z najkrótszych recenzji, jakie pojawiły się do tej pory na moim blogu. Dlaczego? Co mam napisać, skoro udało mi się po ciężkich bojach dobrnąć zaledwie do 56. strony?

Kompletnie nie potrafiłam wczuć się w klimat Lesbożercy. Bardzo ostrożnie podchodzę do wszelkiego typu groteski. Nie każdy autor potrafi się nią posługiwać. Bardzo łatwo w jej przypadku przegiąć w stronę niestrawnego bełkotu. Nie chcę w żadnym stopniu obrażać Kamila Majewskiego. Może po prostu nie zrozumiałam tego, co chciał mi przekazać, ale nie jestem w stanie przeczytać jego książki. Dałam jej kilka szans i każda z nich kończyła się fiaskiem. To zupełnie nie moje klimaty. Groteska w wydaniu tego autora do mnie nie trafiła. Uważam, że wszystko było aż nadto przerysowane.

Lesbożerca skutecznie mnie odrzucił. Nie podejmę już kolejnej próby lektury. Nie powiem, że to zła książka, nie mam do tego prawa. Po prostu to nie było to, co Zaczytana lubi najbardziej. Ten groteskowy kryminał nie trafił w mój gust. Więcej na temat tej powieści nie mam do powiedzenia.

Kamil Majewski
Lesbożerca
Wydawnictwo Novae Res
Gdynia 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Wydawnictwu Novae Res.

piątek, 15 kwietnia 2016

Królewskie Piątki: #5 Stephen King "Cmętarz zwieżąt"

Za lekturę tej książki zabierałam się już od dłuższego czasu. Słyszałam o niej same pochlebne opinie, więc nie pozostawało mi nic innego, jak zweryfikować je. Jakie są moje wrażenia po lekturze?

Louis, Rachel, Ellie i Gage Creedowie przenoszą się z Chicago do Ludlow w stanie Maine. Dość szybko odnajdują się w nowym miejscu dzięki życzliwym sąsiadom, Normie i Judowi. Staruszek opowiada Louisowi historię o znajdującym się w pobliżu cmentarzu, na którym przez wiele lat okoliczni mieszkańcy grzebali swoich pupili. W końcu zwierzętom po śmierci też należy się szacunek. Pewnego dnia dochodzi do wypadku, w wyniku którego ginie kot Creedów, ulubieniec Ellie, Churchill. Jud postanawia pomóc Louisowi w pogrzebaniu zwierzęcia na wspomnianym już przeze mnie cmentarzu. I wtedy dzieje się coś niezwykłego - na drugi dzień Church wraca do domu. Jednak nie wszystko jest z nim w porządku. Kot śmierdzi ziemią i bardzo dziwnie się zachowuje. Nie myślcie, że to koniec koszmaru rodziny Creed. Dochodzi bowiem do jeszcze jednej tragedii. Zrozpaczony Louis decyduje się na desperacki krok. Nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji, jakie on za sobą pociągnie. Chcecie dowiedzieć się, co się stało? Chwytajcie zatem za książki, ode mnie już nic nie usłyszycie.

Fabuła tej powieści jest poniekąd oparta na faktach. King swego czasu mieszkał w domu, który znajdował się przy ruchliwej ulicy, mało tego, za nim był cmentarz, gdzie chowano zwierzęta. Pewnego dnia pędząca ciężarówka przejechała kota jego córki. Był to jeden z czynników, jaki wpłynął na decyzję Kinga o napisaniu Cmętarza.

Moim zdaniem na początku książki dzieje się niewiele. Rodzina przenosi się z jednego miejsca na drugie, poznaje sąsiadów, próbuje odnaleźć się w nowym świecie. Istna sielanka. Akcja nabiera tempa dopiero w chwili, gdy Churchill zostaje przejechany przez samochód. Od tego momentu czuć narastające z każdą stroną napięcie.

Ośmielę się napisać, że powieść jest dość przewidywalna. Parę wątków przeczułam zanim jeszcze do nich dotarłam. Czy to znaczy, że książka jest zła? Tego nie powiedziałam. Niby wiedziałam, co się za parę stron stanie, lecz gdy patrzyłam na to, jak rozwija się akcja, autentycznie się bałam. Nie umiałam czytać Cmętaża, kiedy byłam sama w domu. Musiałam wiedzieć, że ktoś jest obok mnie. Kilka razy podskoczyłam, gdy Pan Mąż coś do mnie mówił. King wciągnął mnie do swojego świata i nie pozwolił mi z niego wyjść. Podejrzewam, że nigdy nie zapomnę o tym, co przeczytałam.

Autor pozostawił otwarte zakończenie, więc wyłącznie od czytelnika zależy jego interpretacja. Ostatnie sceny wgniatają w fotel. Czytałam je, siedząc napięta jak struna. Jestem bardzo ciekawa, czy mój odbiór zakończenia jest słuszny. Nie podzielę się nim jednak z Wami, gdyż powiem za dużo i nie będziecie czuli przyjemności w trakcie lektury.

Powieść została przeniesiona na ekrany, jednak nigdy nie miałam okazji, by zobaczyć ekranizację. Jestem ciekawa, czy Mary Lambert udało się utrzymać klimat pierwowzoru, Muszę się kiedyś o tym przekonać.

Stephen King
Cmętarz dla zwieżąt
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Warszawa 2009

środa, 13 kwietnia 2016

Renata Czarnecka "Madonny z Bari. Matka i córka - księżna Mediolanu i królowa Bona"

Jakiś czas temu na moim blogu pojawiła się recenzja książki "Księżna Mediolanu". Powieść przypadła mi do gustu i byłam ciekawa kontynuacji historii. Jakie są moje wrażenia po lekturze?

Izabela Aragońska próbuje odzyskać utracony Mediolan. Naiwnie wierzy w to, że pomoże jej król Francji. Szybko jednak zostaje obdarta ze złudzeń. Orientuje się, że może liczyć wyłącznie na siebie. Ucieka z okupowanego przez Francuzów miasta. Martwi się o los utraconego syna, jednak musi jednocześnie myśleć o swoich córkach. Jako matka ma za zadanie, by wydać je dobrze za mąż. Wyrusza do Neapolu. Po drodze zatrzymuje się w Watykanie. Poznaje tam swoją bratową Lukrecję Borgię oraz papieża Aleksandra VI. Kiedy Bona dorasta, okazuje się, że jest nadzieja, by zasiadła ona na tronie Polski. Czy Izabela jako matka mogła wymarzyć sobie dla niej lepszy los?

Przyznam się szczerze, że te 349 stron mordowałam przez prawie 3 tygodnie. Uwierzcie mi, to do mnie niepodobne. Przeważnie przeczytanie takiej książki zajmuje mi parę godzin. Początek był jeszcze w miarę w porządku, potem było już gorzej. Nie umiałam kompletnie wczuć się w klimat powieści. Nie podobało mi się w tych Włoszech. Autorce nie udało się utrzymać poziomu. Piszę to z bólem serca, gdyż wiele się po Madonnach spodziewałam.

Nie wiem, co tym razem nie zagrało. Tło historyczne było dość dobrze odwzorowane, pod tym względem nie mogę mieć zarzutów. Czułam się nieco przytłoczona intrygami i tym, co działo się wokół bohaterów. Raz tę książkę przeczytałam, ale nie zdecydowałabym się na ponowną lekturę.

Izabela, o ile w pierwszej części było mi jej żal, w drugiej części nieziemsko grała mi na nerwach. Wiem, że była dość oschła w stosunki do Bony, ale jakoś nie umiałam przyzwyczaić się do zmian w jej zachowaniu. Sama Bona wydawała mi się nieco bez wyrazu.

Z tego, co widziałam, książka cieszy się dość dobrymi recenzjami. Ja jednak nie jestem nią zachwycona. Uważam, że Księżna Mediolanu była zdecydowanie lepsza. Wciągnęła mnie od pierwszej strony i nie umiałam odłożyć powieści na półkę. Madonny z Bari niestety nie pozostaną zbyt długo w mojej pamięci.

Renata Czarnecka
Madonny z Bari
Wydawnictwo Książnica
Wrocław 2015

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Poniedziałki ze zbrodnią w tle: 54 Guillaume Musso "Central Park"

Swego czasu widziałam wiele pozytywnych recenzji tej książki na zaprzyjaźnionych blogach. Od długiego czasu chodziłam wokół niej i w końcu zdecydowałam się na lekturę. Jakie są moje wrażenia?

Alice i Gabriel budzą się w Central Parku na ławce. Poimprezowy kac? Nic z tych rzeczy. Mężczyzna i kobieta są sobie obcy, widzą się po raz pierwszy w życiu, ale jakimś cudem są ze sobą skuci kajdankami. Mało tego, na koszulce Alice znajdują się ślady krwi. To jednak nie wszystko. Obok nich leży pistolet, w którym nie ma jednego naboju. Co się stało? W jaki sposób znaleźli się w Ameryce, skoro poprzedniego wieczoru byli w różnych częściach Europy? Jakim cudem wplątali się w tę historię? Kto i dlaczego ich skuł?

Pierwsza moja myśl po przeczytaniu opisu - brzmi ciekawie, tego jeszcze nie było, ale ciekawa jestem, jak będzie z wykonaniem. Intryga zapowiadała się bardzo interesująco. Jakoś nie przypominam sobie ludzi skutych kajdankami w Central Parku, a Wy? Bałam się jednak nieco tego, czy to nie będzie zbyt przekombinowane. I jak wyszło? Całkiem nieźle. Szału może nie było, parę akcji było nieco naciąganych, ale książkę samą w sobie czytało się szybko i przyjemnie. 

Zakwalifikowałam tę książkę jako thriller, ale teraz zastanawiam się, czy słusznie zrobiłam. Zbrodnia a i owszem, jest, lecz pojawiają się, przynajmniej w moim odczuciu, elementy powieści psychologicznej. Central Park to wędrówka wgłąb siebie. W trakcie lektury poznajemy bowiem historię Alice. To, o czym opowiada, pozwala zrozumieć jej zachowanie. Przyznam szczerze, że ta bohaterka mnie niesamowicie irytowała. Miałam ochotę trzepnąć ją w potylicę. Chyba nigdy się do niej nie przekonam. A jak sprawa wyglądała w przypadku Gabriela? Do niego żywiłam cieplejsze uczucia. Przynajmniej do czasu.

Zakończenie książki spuszcza czytelnikowi na głowę bombę. Czegoś takiego się nie spodziewałam i jestem usatysfakcjonowana. Autor wyprowadził mnie na manowce. Lubię taki element zaskoczenia pod koniec powieści. To duży plus. Parę rzeczy byłam w stanie przewidzieć, lecz to akurat mnie zaszokowało.

Jeżeli mnie pamięć nie myli, to moje pierwsze spotkanie z tym autorem. Podejrzewam, że nie ostatnie. Jeśli nie znacie Guillaume Musso, możecie spokojnie rozpocząć przygodę z nim właśnie od tej książki. Nie powinniście być rozczarowani.

Guillaume Musso
Central Park
Wydawnictwo Albatros
Warszawa 2015

niedziela, 10 kwietnia 2016

Ingar Johnsrud "Naśladowcy"

Tak, wiem, że jest niedziela, a tego typu książki królują u mnie w poniedziałki, ale pozwólcie, że dziś będzie wprowadzenie w jutrzejsze klimaty ze zbrodnią w tle.

Na okładce czytamy rewelacyjne zapowiedzi. To miała być książka, która wciska w fotel i zrzuca z tronu wszystkich skandynawskich pisarzy thrillerów i kryminałów. Czy faktycznie tak było?

Poznajcie Frederika Beiera. To rozwiedziony norweski komisarz, który zostaje przydzielony do sprawy zaginionej kobiety. Kiedy udaje się do siedziby sekty Boskie Światło, zastaje tam obraz przypominający masakrę w wykonaniu Charlesa Mansona. Wraz z aspirantem Andreasem Figuerasem i Karą Iqbal trafiają w sam środek oka cyklonu. Nie wiedzą, czego mogą spodziewać się po członkach sekty. Odkrycie prawdy o zaginięciu Annette nie jest wcale takie proste. Sprawy nie ułatwiają kolejne mordy. Znaki zapytania mnożą się jak szalone. Czy policjantom uda się odnaleźć odpowiedzi na wszystkie dręczące ich pytania?

Akcja powieści dzieje się w dwóch perspektywach czasowych: we współczesności oraz podczas II wojny światowej. Przyznam szczerze, że nie wiem, co mnie bardziej przerażało. Dwudziestowiecznej eksperymenty na ludziach czy współczesne praktyki wyznawców sekty Boskie Światło. Nie będę zdradzać szczegółów, ale powiem, że wydarzenia z przeszłości mają swoje odbicie w teraźniejszości. Co to znaczy? Tego musicie dowiedzieć się sami.

Jak dobrze wiecie, uwielbiam krwawe książki. Nic tak mnie nie cieszy, jak książkowy trup o poranku, jakkolwiek masakrycznie to nie brzmi. Naśladowcy to mocna powieść. Wciska czytelnika w fotel i sprawia, że włoski jeżą się na karku. Sporo się już naczytałam o zbrodniach, ale w trakcie tej lektury momentami czułam, jak żołądek podjeżdża mi do gardła. Autor serwuje sporo krwawych scen, dlatego nie polecam sięgania po tę książkę czytelnikom o słabych nerwach.

Akcja nie zwalnia nawet na chwilę. Dzieje się sporo. Czytelnik musi skupić się na tym, co czyta, gdyż nagromadzenie wątków może w pewnej chwili przyprawić o zawrót głowy. Nie uważam jednak, by było w tym coś złego. Lubię wymagające i nieprzewidywalne powieści. Ogromnym plusem jest to, że autor nie używa zapychaczy. Najważniejsze jest śledztwo. Na początku trochę martwiło mnie to, że niewiele wiem o śledczych, ale zrozumiałam, że wplatanie w opowieść rozległych wątków o ich życiu osobistym nie miałoby większego sensu i zaburzyłoby bieg akcji. To dopiero pierwszy tom cyklu o komisarzu Beierze. Jeszcze będę miała okazję go poznać, a przynajmniej taką mam nadzieję.

Naśladowcy poruszają tematykę związaną między innymi z dwudziestowieczną walką o czystość krwi. Jeżeli więc interesują Was te aspekty, nie będziecie czuć się rozczarowani. Coś dla siebie znajdą również fani thrillerów medycznych i powieści z polityką w tle.

To idealny początek cyklu. Autor bardzo wysoko postawił sobie poprzeczkę. Mam nadzieję, że uda mu się utrzymać poziom. Jeśli tak, będziemy świadkami narodzin kolejnego genialnego skandynawskiego pisarza.

Ingar Johnsrud
Naśladowcy
Wydawnictwo Otwarte
Kraków 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Wydawnictwu Otwartemu.

sobota, 9 kwietnia 2016

Jerzy Majewski "Czarny mercedes"

Jerzy Majewski z pochodzenia jest lwowiakiem. Nakręcił wiele kultowych polskich filmów. Na naszym rynku wydawniczym pojawiło się też kilka jego powieści, m.in. Mała matura, a także Czarny mercedes, o którym chcę opowiedzieć. Pozwólcie, że przeniesiemy się w czasie do XX wieku, gdy Polska była uwięziona pod niemiecką okupacją.

Nadkomisarz Rafał Król otrzymuje zadanie – musi rozwikłać zagadkę śmierci pewnej kobiety. Według kenkarty, która została przy niej odnaleziona, jest to Krystyna Holzer. Jak się okazuje, tożsamość denatki jest inna. To ukrywana przez Polaka – spolonizowanego Saksończyka w piątym pokoleniu – mecenasa Karola Holzera Żydówka, która przed wybuchem wojny była jego studentką. Kto stoi za jej śmiercią? Jakie tajemnice skrywają bohaterowie? Dowiecie się tego, jeśli zdecydujecie się na podróż w czasie do Warszawy i Lwowa.

Akcja powieści rozwija się dość powoli, ale to nie jest jej wada, wręcz przeciwnie. Jerzy Majewski idealnie wprowadza nas w klimat wojennych czasów. Bohaterowie zostają przedstawieni stopniowo. Na początku wiemy o nich niewiele. Ich przeszłość poznajemy w miarę upływu lektury. Takie dawkowanie informacji to dobry pomysł. Nie zostajemy nimi zasypani od razu i jesteśmy w stanie je zapamiętać.

Nieco obawiałam się tego, że intryga będzie dla mnie zbyt prosta do odkrycia. Na szczęście autorowi udało się kilka razy wyprowadzić mnie w manowce. Lubię być zwodzona. Nie ma nic gorszego od przewidywalnego zakończenia. Nie spodziewałam się pod koniec takiej bomby. Nie myślałam, że ta historia tak się rozwiąże.

Zżyłam się z ofiarą. Polubiłam ją od pierwszej chwili, gdy tylko pojawiła się na kartach powieści i choć wiedziałam z opisu książki, że umrze, było mi przykro, kiedy odnaleziono jej ciało. Nie zasłużyła na to, co ją spotkało. Cieszę się, że jej śmierć nie przeszła bez echa. Nie zdradzę, jak wyglądało śledztwo, ale powiem tyle, że sprawiedliwości stało się zadość.

Powieści, których akcja rozgrywa się w czasach wojny, mają specyficzny klimat. Są mroczne, sprawiają, że na ramionach pojawia się gęsia skórka, jednak sama walka z wrogiem schodzi w nich na dalszy plan. W Czarnym mercedesie nie zapomniano mimo to o dyskryminacji Żydów i o tym, że ginęli w obozach koncentracyjnych ze względu na pochodzenie.

Co prawda krew nie spływała ulicami i nie było tu ciemno od trupów, ale powieść przypadła mi do gustu. Swoją zasługę miały w tym tajemnice z przeszłości bohaterów. One dodały Czarnemu mercedesowi pikanterii. Tytuł książki też nie jest przypadkowy. Skąd się wziął? Na mnie nie patrzcie, wiem, ale wam tego nie powiem. Musicie dowiedzieć się tego sami.

Na okładce powieści znajduje się informacja, że jej autor przeniesie swoją powieść na duży ekran. Z miłą chęcią zobaczę ekranizację tej książki. Jeśli Jerzy Majewski utrzyma opowieść w tej konwencji, w jakiej ją poznałam, to będzie istny kinowy majstersztyk. Jestem o tym w ciemno przekonana.


Kto powinien sięgnąć po Czarnego mercedesa? Fani powieści z historią w tle, którzy lubią czytać o kryminalnych zagadkach. Ostrzegam tylko, że nie możecie liczyć raczej na szybkie zwroty akcji. To nie ten typ literatury. Tu liczą się przede wszystkim tajemnice bohaterów i wojenny klimat. Jeżeli nazwisko Jerzego Majewskiego nie jest wam obce – sięgnijcie po tę powieść, na pewno wam się spodoba.

Jerzy Majewski
Czarny mercedes
Wydawnictwo Marginesy
Warszawa 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Portalowi Sztukater
i Wydawnictwu Marginesy.

piątek, 8 kwietnia 2016

Królewskie Piątki: #4 Stephen King "Sklepik z marzeniami"

Na początku chcę przeprosić za przerwę w cyklu. Wybaczcie mi, ale od paru tygodni żyję na walizkach. Praca w redakcji wymaga służbowych wyjazdów, dodatkowo mam na głowie przeprowadzkę i wesele. Istny kosmos. Nawet nie wiem, kiedy mijają mi dni. Mam nadzieję, że takich przerw będzie mniej, choć nie mogę tego obiecać. Wielkimi krokami zbliżają się najbardziej targowe miesiące w mojej pracy, co oznacza długie wyjazdy. Pewnie znów napiszę kilka notek na zapas i będą się publikowały automatycznie. Lubię swoją pracę, ale bywa naprawdę męcząca. Zachciało mi się bycia panią redaktor to mam. Pobudki w środku nocy, żeby zdążyć na samolot, wielogodzinne podróże z jednego miejsca na drugie, ale co ja się naoglądam to moje :) Dobra, dość o mnie, jeśli będziecie kiedyś chcieli posłuchać o tym, co robię, chętnie się z Wami podzielę wrażeniami, Tymczasem King na nas czeka.

Dzisiaj zapraszam Was do sklepiku z marzeniami. Leland Gaunt otwiera w Castle Rock nietypowy sklep. Można w nim kupić marzenia. Czy są drogie? To zależy, jak na to spojrzeć. Nie można ich kupić za pieniądze. Trzeba w zamian za spełnienie marzenia zrobić komuś psikusa. Wydaje się, że to nic strasznego, prawda? I tu się mylicie. Właściciel tego interesu zniewala bowiem dusze swoich klientów. Żadnemu z nich nie udało się uwolnić spod jego wpływu. Jedyną osobą, która nie poddaje się czarom Gaunta jest szeryf Pangborn. Czy uda mu się przywrócić spokój w Castle Rock? Czy mieszkańcom uda się wrócić do normalnego życia?

Już wspominałam o tym, że z Kingiem jest tak, że albo pisze genialne książki, albo nie do końca strawne historie. Sklepik z marzeniami zalicza się, przynajmniej moim zdaniem, do tej pierwszej grupy. Na początku nie dzieje się tu może zbyt wiele, ale akcja z każdą kolejną stroną przyspiesza i robi się coraz goręcej. Niewinne psikusy wymykają się w końcu spod kontroli i Castle Rock staje się niebezpiecznym miejscem. Lepiej uciekać stamtąd póki jeszcze się da.

King pokazuje, do czego zdolni są ludzie, by zdobyć i zatrzymać upragnioną rzecz. Uświadamia nam, jak łatwo można manipulować człowiekiem. Czytając książkę, miałam świadomość, że to wymyślona historia, ale i tak czułam na plecach ciarki. Kilkanaście ostatnich stron wcisnęło mnie w fotel. Autorowi udało się utrzymać zbudowane wcześniej napięcie, za co należy mu się ogromny szacunek.

Kim właściwie jest Leland Gaunt? Nie myślcie, że Wam to zdradzę, ale powiem tylko tyle, że nie chcielibyście robić z nim interesów. Nie za tę cenę. Owszem, był szarmancki, łatwo schlebiał sobie innych ludzi, lecz miał w tym swój cel. W życiu nie ma nic za darmo.

Myślę, że Sklepik z marzeniami to jedna z tych książek, od których warto zacząć przygodę z Kingiem. Kawał naprawdę dobrej powieści. Nie jest przegadana, trzyma w napięciu do ostatnich stron i wciska w fotel. Czy można więcej chcieć od powieści mistrza grozy?

Stephen King
Sklepik z marzeniami
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Warszawa 2014

środa, 6 kwietnia 2016

Kristin Harmel "Słodycz zapomnienia"

Nie do końca wiem, co podkusiło mnie, żeby sięgnąć po tę książkę. Słowa „opowieść o miłości” działają na mnie raczej odstraszająco. Wolę, gdy w powieściach sporo się dzieje, a ulice spływają krwią. Jakie są moje wrażenia po lekturze Słodyczy zapomnienia?

Poznajcie Hope. To trzydziestosześcioletnia kobieta, rozwódka, matka dwunastoletniej Annie. Mieszka w niewielkim miasteczku letniskowym na Cape Code. Prowadzi rodzinną cukiernię, którą przed laty założyła jej babcia, Rose. Nie czuje się dobrze w swojej skórze. Czuje, że zmarnowała swoje życie. Pewnego wieczoru Rose prosi wnuczkę, by dowiedziała się, co stało się z rodziną, o której nigdy wcześniej nie wspominała. Hope odkrywa dramatyczne losy babci. Okazuje się bowiem, że kobieta została zmuszona do ucieczki z Francji. Cudem udało jej się uniknąć śmierci w obozie koncentracyjnym. Chcecie dowiedzieć się, co się stało? Musicie zatem przeczytać Słodycz zapomnienia, ja już nic więcej nie zdradzę.

Na początku myślałam, że trudno będzie mi dotrzeć do końca tej opowieści. Historie o rozwódkach, które mają problem z nastoletnimi dziećmi, to nie jest to, co Zaczytana lubi najbardziej. Ta książka jednak przypadła mi do gustu. Nie umiałam odłożyć Słodyczy zapomnienia na półkę. Spędziłam z nią bardzo udany wieczór.

Hope to kobieta, która uwielbia się nad sobą użalać. Uważa, że jest stara, nie radzi sobie z wychowaniem córki, nikt jej nie kocha. Ogólnie rzecz biorąc, jedno wielkie, chodzące nieszczęście. Na początku strasznie mnie irytowała, ale dość szybko znalazłyśmy wspólny język. Byłam bardzo ciekawa, co kryje się w przeszłości Rose. Nie podejrzewałam, że staruszka aż tyle rzeczy ukrywała przed swoimi bliskimi. Gdy dowiedziałam się, jak wyglądało jej życie, wzruszyłam się. Kilka ostatnich stron książki czytałam ze łzami w oczach. Kristin Harmel przeszła samą siebie. Stworzyła niezwykle emocjonującą opowieść. Na pewno szybko o niej nie zapomnę.

Rose weszła w dorosłe życie, gdy wybuchła II wojna światowa. Nie było jej łatwo, groziła jej śmierć. na początku oceniałam to, co zrobiła, ale zrozumiałam, że nie mam do tego prawa. Nie wiem, jak zachowałabym się na jej miejscu. Takich kobiet jak ona było więcej. Nie każda miała odwagę, by o tym opowiedzieć. Rose doszła jednak do wniosku, że jej wnuczka powinna znać prawdę, żeby nie popełnić błędów swojej babci. Pewnie jesteście ciekawi, co wydarzyło się podczas II wojny światowej. Wciąż nie zmieniłam w tej kwestii zdania, musicie dowiedzieć się tego sami. Mogę zdradzić tylko jedno. Osoby, które lubią przygotowywać słodkie przekąski, znajdą tu coś dla siebie.


Niezwykle cenię sobie książki, które działają na moje emocje. Ta właśnie taka była. Siedziałam przy niej zalana łzami. To chyba najlepsza rekomendacja, jaką mogę dać Słodyczy zapomnienia. Z czystym sercem mogę polecić tę powieść wszystkim kobietom. Myślę, że najlepiej w tej lekturze odnajdą się dojrzałe czytelniczki. Nie wiem, czy spodoba się ona nastolatkom. Nie chcę tu nikogo dyskryminować, ale do tej książki trzeba dorosnąć. Nie wiem, czy dokończyłabym ją, gdybym miała naście lat. Podejrzewam, że rzuciłabym ją w kąt. Polecam czytelniczkom interesującym się wojennymi losami kobiet. Gwarantuję wam, że nie pożałujecie ani jednej chwili, którą spędzicie nad tą powieściom. Cieszę się, że pojawiła się na naszym rynku wydawniczym i zachęcam do zapoznania się z nią.

Kristin Harmel
Słodycz zapomnienia
Wydawnictwo Świat Książki
Warszawa 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Portalowi Sztukater
i Wydawnictwu Świat Książki

wtorek, 5 kwietnia 2016

Diane Chamberlain "Chcę cię usłyszeć"

Książki Diane Chamberlain odkryłam niedawno. Mam za sobą zaledwie jedną jej powieść. Milcząca siostra rzuciła mnie na kolana, nie pozwoliła o sobie zapomnieć, dlatego bez wahania zdecydowałam się na lekturę Chcę cię usłyszeć.

Umiera ojciec Laury Brandon. Kobieta obiecała mu, że odwiedzi jego dawną znajomą, o której nigdy wcześniej nie słyszała. Wydawać by się mogło, że wizyta u Sarah Tolley nie zmieni niczego w życiu Laury. Nic bardziej mylnego. Kiedy kobieta wraca do domu, dowiaduje się, że jej mąż popełnił samobójstwo. Świadkiem tego wydarzenia była córeczka pary, mała Emma. Dziewczynka nie chce mówić o tym, co widziała. Co więcej, przestaje się odzywać do kogokolwiek. Zdesperowana Laura postanawia nawiązać kontakt z mężczyzną, którego nie widziała od kilku lat, z biologicznym ojcem Emmy. Ten nie wie o tym, że ma dziecko. Czy uda mu się pomóc dziewczynce? Jakie tajemnice skrywa przeszłość Laury? Dlaczego jej mąż popełnił samobójstwo?

Ta książka powaliła mnie na kolana i nie pozwoliła do tej pory z nich wstać. Wiedziałam, że autorka specjalizuje się w powieściach psychologicznych, ale przeszła samą siebie. W Chcę cię usłyszeć nic nie jest tak proste, jak się wydaje, opowieść jest nieprzewidywalna i zaskakuje czytelnika w najmniej spodziewanym momencie.

Postacią, z którą najbardziej się zżyłam, była mieszkająca w domu starców Sarah. Kiedy przeczytałam, że nikt jej nie odwiedzał, zrobiło mi się jej żal. Chorowała na Alzheimera, nie pamiętała nic, oprócz odległej przeszłości. O niej mogła opowiadać godzinami. Laura postanawia poznać kobietę i dowiedzieć się, kim była. Musiała w końcu być kimś ważnym dla jej ojca, inaczej nie prosiłby córki o to, by ją odnalazła. W miarę upływu czasu Sarah otwiera się przed Laurą, opowiadając historię swojego smutnego życia. Wiele fragmentów, w których pojawiają się te wątki, czytałam ze łzami w oczach. Nie pamiętam, by czyjaś historia tak mnie poruszyła. Nie bez echa przeszło też to, co działo się z małą Emmą. Bardzo chciałam, żeby dziewczynka znów zaczęła mówić. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, przez jakie przeszła piekło. Nie wiedziała, że Ray nie jest jej ojcem, ale kochała go i była świadkiem tego, jak odebrał sobie życie. Nie rozumiem do tej pory, jak mężczyzna mógł strzelić sobie w łeb, wiedząc, że w domu jest dziecko. Co trzeba mieć w głowie, żeby zrobić coś takiego?

Diane Chamberlain zaserwowała czytelnikom niesamowicie emocjonalną opowieść. Dotarła do najgłębszych zakamarków mojej duszy, poruszyła ją i pozostawiła po sobie niepokój. Bardzo długo przeżywałam to, co przeczytałam. To chyba najlepsza rekomendacja, jaką mogę dać tej książce.


Akcja rozwija się dość powoli. Na początku dzieje się niewiele, autorka stopniowo wprowadza nas w świat bohaterów. Po przeczytaniu kilku rozdziałów zaczęłam się wiercić z powieścią w ręce. Chciałam jak najszybciej rozwikłać kolejną zagadkę z przeszłości. Diane Chamberlain raz po raz serwowała mi dawkę niepewności i zaskoczenia. Jestem jej za to ogromnie wdzięczna. Jeszcze długo nie będę umiała dojść do siebie po lekturze, ale nie żałuję ani chwili, którą nad nią spędziłam. To mocna książka. Przepiękna historia o matce, która walczy o to, by jej córka znów zaczęła mówić. Już dawno nikt nie spuścił mi na głowę takiej bomby emocjonalnej. Gorąco polecam.

Diane Chamberlain
Chcę cię usłyszeć
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Warszawa 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Portalowi Sztukater
i Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Poniedziałki ze zbrodnią w tle: #53 James Patterson, Marshall Karp "Zdążę cię zabić"

Co prawda w dzisiejszym poniedziałkowym cyklu miała być inna książka, ale moje dwutygodniowe wycięcie z życia nieco pozmieniało plany. Pozwólcie, że opowiem Wam o książce Zdążę cię zabić duetu Patterson-Karp.

Czym tym razem zajmuje się zespół NYPD RED? Na karuzeli w Central Parku odnaleziono ciało Evelyn Parker-Steele. Kobieta jest czwartą ofiarą Czyściciela - seryjnego mordercy, który na własną rękę wymierza sprawiedliwość - pozbawia życia osoby mające na sumieniu śmierć innych ludzi. Zanim ich zabija, zmusza, by przyznali się do popełnienia zbrodni. Zach Jordan i Kylie MacDonald szukają mordercy. Sprawa nie jest prosta. Okazuje się, że jest on profesjonalistą. Owszem, wrzuca filmiki z ofiarami do sieci, ale nie pozostawia po sobie innych śladów. Kto i dlaczego stoi za zbrodniami?

Jak to u Jamesa Pattersona bywa, morderca jest znany już od samego początku. Nie zdradzę oczywiście kim on jest, tego musicie dowiedzieć się sami. Mimo to akcja ani na chwilę nie zwalnia. Dzieje się sporo. Nie potrafiłam oderwać się od książki. Autorzy wyciągnęli wnioski z poprzedniej powieści i podnieśli sobie poprzeczkę. Ta część jest zdecydowanie lepsza od Scenariusza mordercy.

Autorzy rozwinęli nieco wątek dotyczący Cheryl, psychiatry, która współpracuje z RED. To bardzo mnie ucieszyło. Poprzednio czułam pod tym względem niedosyt. Teraz czuję się usatysfakcjonowana. Życie osobiste Zacha i Kylie zeszło nieco na drugi plan, ale to akurat jakoś bardzo mi nie przeszkadzało.

W książce pojawiają się nawiązania do Scenariusza mordercy. Nie ma ich zbyt wiele, ale czytelnikom, którzy nie znają poprzedniej części cyklu, mogą nie rozumieć niektórych wątków. Dlatego jeżeli nie słyszeliście o NYPD RED, radzę nadrobić zaległości.

Patterson i Karp podnieśli sobie poprzeczkę. Nie jestem w stanie niczego zarzucić tej książce. Chociaż nie, jedna rzecz się znajdzie, za szybko się skończyła. Mam nadzieję, że niebawem powstanie kolejna część i będę mogła poznać dalsze losy NYPD RED. Ta powieść była nieprzewidywalna, od początku do końca trzymała w napięciu. Czyściciel w mistrzowski sposób gra na nosie detektywom. Czegoś takiego w książkach Pattersona jeszcze nie było. Moja żądza krwi została w pełni zaspokojona. Jestem głodna kolejnych wrażeń.

Jeżeli szukacie dobrego thrillera - dobrze trafiliście. Nie będziecie się z tą książką nudzić. Połączenie odrobiny psychologii z pędzącą w ekspresowym tempie akcją to strzał w dziesiątkę. Polecam.

James Patterson, Marshall Karp
Zdążę cię zabić
Wydawnictwo HarperCollins Polska
Warszawa 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Wydawnictwu HarperCollins Polska.

niedziela, 3 kwietnia 2016

Ed Stafford "Poza cywilizacją"

Większość z nas jest przyzwyczajona do spania w miękkim łóżku, jedzenia dobrych rzeczy, ubierania się w dobrych sklepach. Nie wyobrażamy sobie życia bez telefonu i Internetu. Dalibyście się wywieźć na 30 dni na wyspę, gdzie bylibyście pozostawieni na pastwę losu? Bez ubrań, bez jedzenia, bez wody pitnej, nie mówiąc już o miejscu do spania. Ja jestem na to zbyt wygodna. Ed Stafford postanowił jednak spróbować swoich sił w ekstremalnych warunkach. Jak mu to wyszło?

60 dni z dala od cywilizacji. Dla mnie, boidupy pierwszego stopnia, to misja niemożliwa do wykonania. Nie ma jednak rzeczy, której nie podjąłby się Ed Stafford. Spędził 2 miesiące na wyspie Olorua na Oceanie Spokojnym. Nie miał nic oprócz kamery, za pomocą której dokumentował swoje poczynania dla kanału Discovery Channel. Mężczyzna stopniowo zaczynał na wyspie "nowe życie". Zrobił sobie ubranie, legowisko, nóż, a nawet udało mu się zbudować schronienie. Na początku żywił się głównie surowymi ślimakami, z biegiem czasu zaczął urozmaicać swoją dietę. Czym? Tego musicie dowiedzieć się sami. Jeśli chcecie dowiedzieć się, jak Edowi żyło się na wyspie, musicie sami się z nim tam wybrać.

Niektóre opisy powodowały, że czułam, jak zawartość żołądka podjeżdża mi do gardła. Nie wszystko było na moją psychikę. Podziwiam Eda za to, że zdecydował się wyjechać na tę wyspę. Nie wiem, ile musieliby mi zapłacić, żebym zrobiła coś takiego. Wizja zjadania żywych gadów czy płazów jakoś nie napawa mnie optymizmem. Mojego żołądka też nie. Nie wiem też, czy umiałabym zrobić sobie dzidę.

To nie jest książka, która spodoba się każdemu. W narracji pojawiają się przekleństwa. Mnie jakoś specjalnie nie przeszkadzały, ale wiem, że niektórych będą razić. Jeśli macie delikatne żołądki, raczej dajcie sobie spokój z tą lekturą. Nie przejdziecie przez nią, nie ma nawet takiej opcji.

Czy polecam tę książkę? Czemu nie. Była dobra. Lubię czytać o ekstremalnych wyczynach, na które sama bym się nigdy nie zdobyła. Podziwiam takich ludzi. Zakończenie tej opowieści mną wstrząsnął. Nie myślałam, że Ed przeżyje coś takiego. Nic więcej jednak nie powiem. Sami dowiedzcie się, jak zakończyła się ta historia.

Żałuję jednej rzeczy. W książce pojawiło się niewiele zdjęć. Szkoda. W tego typu publikacjach najbardziej lubię oglądać fotoreportaże. Poza tym większych mankamentów nie zauważyłam.

Ed Stafford
Poza cywilizacją
Wydawnictwo Vesper
Czerwonak 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Wydawnictwu Vesper

sobota, 2 kwietnia 2016

"Twoja niezwykła podróż. 100 najpiękniejszych miejsc na świecie. Książka do kolorowania dla każdego"

Ostatnio bardzo często wracałam z pracy zdenerwowana i potrzebowałam czegoś, na czym będę mogła się wyżyć. Nawet nie wiecie, jak uśmiechałam się, gdy zobaczyłam tę kolorowankę. Bez wahania postanowiłam ją przetestować.

Kiedy zobaczyłam obrazki do kolorowania, moje oczy wyszły z orbit. Tak skomplikowanych rysunków to ja nie widziałam. Nie poddałam się jednak, to nie leży w mojej naturze. Wzięłam kredki w dłoń i zabrałam się do pracy. 

Jestem kociarą, więc wybór rysunku do kolorowania był prosty. Kiedy zobaczyłam dwa duże i dzikie kotki, wiedziałam, że będą moje. Uwierzcie mi, w trakcie kolorowania moja miłość do kotów została wystawiona na bardzo ciężką próbę. Od cętek dostawałam oczopląsu, ich pomalowanie zajęło mi aż 2 godziny, ale warto było, wyżyłam się artystycznie. Nie myślałam, że aż tak mnie pochłoną. Trochę żałowałam, że miałam pod ręką tylko dość kiepskie kredki. Efekt mojej pracy możecie zobaczyć poniżej.

Jeżeli szukacie kolorowanki, przy której wyżyjecie się artystycznie, bardzo dobrze trafiliście. Ja przy tym jednym obrazku spędziłam bite 4 godziny. Ręka mi odpadała, ale nie umiałam odłożyć kredek na bok.

Nie każdego stać na podróż dookoła świata. Ta książka nam ją umożliwia. Dzięki niej możemy objechać kulę ziemską kilka razy, zobaczyć nie tylko piękne budynki, ale także niezwykłe zwierzęta. Trochę żałuję, że nie ma tu żadnego polskiego budynku, na pewno znalazłoby się coś godnego uwagi.

Dajcie ponieść się fantazji, chwyćcie kredki w dłoń i wyżyjcie się artystycznie. Kolorowanki są dość trudne, ale gdy już pomaluje się je do końca, efekt jest niesamowity. Naprawdę warto poświęcić tej książce czas. Polecam.

Twoja niezwykła podróż. 100 najpiękniejszych miejsc na świecie. Książka do kolorowania dla każdego
Wydawnictwo Sine Qua Non
Kraków 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Wydawnictwu Sine Qua Non