Pozwólcie, że opowiem wam o książce, dzięki której
przeniesiemy się w miejscu i czasie.
Paryż, lata 20. XX wieku
Witajcie w miejscu, które spowija papierosowy dym. Niemal
zewsząd bije po oczach seksualna swoboda.
W powietrzu wisi aura zapaści gospodarczej oraz widmo nazizmu. Paryski
Klub Kameleona to miejsce, w którym każdy może poczuć się sobą. Bez względu na
płeć, wiek czy orientację seksualną. Jednym ze stałych gości jest
transseksualna sportsmenka i kierowca rajdowy – Louisianne Villard. Kobieta
wzbudza skrajne emocje. Jedni ją podziwiają, inni nienawidzą. Lou rozpaczliwie
poszukuje miłości i akceptacji, jednak nie ma szczęścia. Jest nieustannie
odtrącana przez znajdujących się wokół niej ludzi. Chociaż uważa się za
patriotkę, nie może liczyć na przychylność władz państwowych. Jest przez nie
szykanowana. To sprawia, że kobieta postanawia sprzeciwić się przeciwko tym,
którzy nią pomiatali. Przechodzi na stronę Gestapo i zostaje agentką. Francine
Pose opowiada jej historię, starając się odkryć, jaka jest natura zła i skąd
ono się bierze.
W tej powieści pojawia się kilku narratorów z różnych stron
świata. Każdy opowiada swoją wersję historii. Robi to w wyjątkowy sposób. W
centrum opowieści pozostaje jednak Lou. Kobieta poniżana przez wszystkich od
samego początku. Rodzice byli zawiedzeni tym, że urodziła im się córka. Liczyli
na syna, dziedzica. Życie jej nie oszczędzało. W końcu Louisianne przeszła na
stronę wroga. Dostała się w szeregi Gestapo, gdzie zmienia się w potwora, który
nie zna litości. Torturuje więźniów, nie oszczędzając nawet osób, które
widywała w Klubie Kameleona.
Przez nagromadzenie narratorów historia momentami może nieco
się dłużyć. Nie uważam jednak, że czytając ją, straciłam czas. Średnio
przepadam za powieściami, w których autorzy poruszają kwestie związane z
psychiką człowieka i zastanawiają się, co takiego stało się, że przeszedł on na
ciemną stronę mocy. Klub Kameleona
jednak przypadł mi do gustu. Nie wiem do tej pory, jakie uczucia żywię wobec
Lou, ale zdecydowanie najbliżej mi do litości. Kobieta desperacko szukała
miłości i akceptacji, a wciąż była odtrącana, zdradzana i niekochana. Jedyne,
co dostała od życia, to porządny kopniak.
Nie jest to łatwa książka. Przewija się przez nią wiele
wątków i trzeba się mocno nad nią skupić, by niczego nie ominąć. Sporo się
dzieje. Dowiadujemy się, dlaczego jazz uznano za muzykę spiskujących Żydów.
Poznajemy bardzo wiarygodny obraz Paryża, w którym czuje się wiszącą w
powietrzu wojnę. Czegoś takiego jeszcze nie czytałam. To naprawdę literatura z
górnej półki.
Nie sądzę, by po Klub
Kameleona powinny sięgnąć niepełnoletnie osoby. Pojawiają się wątki
dozwolone od lat 18. Ale nie tylko dlatego. Autorka porusza kwestie, których
czytelnicy młodsi ode mnie mogą nie zrozumieć. Podejrzewam, że gdybym dostała
tę książkę do ręki 10 lat temu, odłożyłabym ją dość szybko na bok. Uznałabym ją
za nudną i spisałabym na straty. Mając pewną wiedzę, rozumiałam, co Francine
Pose ma mi do przekazania.
Każdy element ma w tej powieści znaczenie. Żaden z bohaterów
nie pojawił się na jej kartach przez przypadek. Wszystko było dokładnie
przemyślane. Wybór okładki też. Swoją drogą, wiecie kto się na niej znajduje?
Ja przyznam, że wcześniej nie widziałam tego zdjęcia i gdy dowiedziałam się, co
przedstawia, byłam w szoku.
Francine Pose
Klub Kameleona. Paryż 1932
Wydawnictwo W.A.B.
Warszawa 2015
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Portalowi Sztukater
i Wydawnictwu W.A.B.
Za tym na pewno nie będe się rozglądać, ale za tym, co będzie niebawem na pewno!!! :)
OdpowiedzUsuńMnie z kolei ciekawi natura zła- być może sięgnę kiedyś po ten tytuł.
OdpowiedzUsuń