Decyzji o posiadaniu dziecka nie powinno podejmować się pochopnie. Ludzie, którzy powołują je na świat, muszą być pewni, że są w stanie zapewnić mu godną przyszłość i miłość. Czasem jednak bywa tak, że gdy ten upragniony mały cud przychodzi na świat, matka przeżywa załamanie i nie jest w stanie odnaleźć się w nowej sytuacji. Wymaga od siebie zbyt wiele. Każda porażka jest dla niej niezwykle bolesna i sprawia, że czuje się ona przygnębiona, bezwartościowa. Tak właśnie było z bohaterką książki, Ari.
Kobieta jest żoną o 15 lat starszego Paula i matką rocznego Walkera. Po przeprowadzce do niewielkiej miejscowości czuje się wyobcowana i samotna. Chce zawrzeć nowe znajomości, lecz ma z tym problemy. Kocha swojego synka ponad życie, zrobiłaby dla niego wszystko, lecz czasem po prostu chciałaby, żeby chłopiec zniknął. Cierpi na depresję poporodową, która uniemożliwia jej normalne funkcjonowanie. Uważa się za gorszą matkę, bo nie urodziła Walkera siłami natury, lecz przy pomocy cesarskiego cięcia. Jej sytuacja zmienia się, gdy poznaje byłą piosenkarkę, Minę. Kobieta właśnie spodziewa się pierwszego dziecka. Ari postanawia jej pomóc w odnalezieniu się w nowej rzeczywistości. Jak poradzi sobie z tym zadaniem?
Ari nie może poradzić sobie z tym, że wyjęto z niej Walkera, którego nie mogła normalnie urodzić. Gdy chłopiec obchodzi pierwsze urodziny, na jego mamie nie robi to większego wrażenia. Dla niej nie jest to rocznica urodzin synka, lecz rocznica operacji. Nie rozumie tego, że zabieg był konieczny. Wciąż na nowo katuje się pozycjami naukowymi mówiącymi o powikłaniach po cesarskim cięciu. Popada w paranoję, doszukując się u Walkera oznak niedorozwoju, który wynikałby z tego, w jaki sposób przyszedł na świat.
Nie mam jeszcze dzieci i nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego, co czuła Ari. Nie wiem, jak zachowałabym się na jej miejscu. Czytając o jej przeżyciach, było mi przykro, że nie potrafi poradzić sobie z tym, że urodziła Walkera poprzez cesarskie cięcie. Chciałam krzyczeć, gdy widziałam, że prawie nikt nie pomaga jej w dojściu do siebie. Nawet w mężu nie miała zbyt wielkiego oparcia.
Troszkę przeszkadzało mi wprowadzanie na karty powieści kolejnych osób z przeszłości Ari. Miło było poznać jej bliskich, ale nie wiem, czy ten zabieg nie spowodował, że momentami główny wątek, czyli depresja poporodowa, gdzieś umykał, jednak gdy już powracał na tapetę, wciskał mnie w fotel.
Od urodzenia to trudna opowieść. Lepiej trafi do kobiet, które mają dzieci, przynajmniej takie jest moje zdanie. Ja nie znam się na macierzyństwie, co nie znaczy, że podeszłam do lektury obojętnie. Wręcz przeciwnie. Było mi żal Ari. Chciałam jej pomóc, ale nie wiedziałam, jak to zrobić. Myślę, że z tą książką powinni zapoznać się także ojcowie. Wielu z nich nie zdaje sobie sprawy z tego, co dzieje się z ich partnerkami po urodzeniu dziecka. Czują się odtrąceni, nie potrafią o tym rozmawiać. Powinni wysłuchać Ari. Niech jej historia będzie dla nich przestrogą i uświadomi im, jak ważne jest wsparcie dla młodej mamy.
Elisa Albert
Od urodzenia
Wydawnictwo Kobiece
Białystok 2016
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.
Jest to ciężka lektura, ale kiedyś po nią z pewnością sięgnę.
OdpowiedzUsuńJuż kilka recenzji tej książki udało mi się przeczytać i w sumie jakoś tak mnie intryguje ten tytuł.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
A.
http://chaosmysli.blogspot.com