Usiądźcie wygodnie, dzisiaj przeniesiemy się w czasie. Witajcie w XVII wieku.
Hyruf. To tu mieszka poniżany przez ojca kaleki Mulgih Thadur. Chłopak ma już dość złego traktowania zarówno siebie, jak i matki. Zostaje doprowadzony do ostateczności. Popełnia morderstwo i pozoruje je na samobójstwo. Od tej chwili jego życie ulega zmianie. Mulgih wstępuje na drogę zła, z której nie ma odwrotu. Nie wie jednak, że z ukrycia obserwuje go człowiek Garlona, najważniejszej figury przestępczego świata. By chronić rodzinę, decyduje się na desperacki krok. Dokąd zaprowadzi go los? Z kim będzie musiał zawrzeć sojusz?
Miasto krwi to literacki debiut Kamila Dziadkiewicza. Z reguły nie sięgam po tego typu książki, ale dla tej postanowiłam zrobić wyjątek. Dlaczego? Zainteresował mnie opis. Wojny religijne, zakłamani duchowni - lubię takie klimaty. Jakie są moje wrażenia po lekturze?
Muszę chyba zmienić swoje nastawienie do fantastyki. Unikałam jej jak ognia, ale dochodzę do wniosku, że jest kilku autorów, którzy zasługują na uwagę. Kamil Dziadkiewicz na pewno należy do tego grona.
Autor bardzo dobrze zarysował postacie. Co prawda musiałam trochę poczekać na to, aż kolejne cechy kalekiego Mulgiha wyjdą na jaw, ale warto było czekać. Zmienił się na moich oczach nie do poznania. Nie spodziewałam się po nim pewnych decyzji. W pewnej chwili zaczęłam się nawet go bać. Spodobało mi się to, że jego kalectwo nie wysuwało się na pierwszy plan. Czytając powieść, zupełnie zapomniałam o tym, że mam do czynienia z kalekim bohaterem. W książce pojawia się wiele postaci, jednak autorowi udało się pokierować akcją tak, by ich pojawienie się, nie wprowadziło zamętu. To duży plus. Niewielu debiutantów potrafi zapanować nad kolejnymi bohaterami.
Urzekł mnie także sposób przedstawienia świata. Jeśli liczycie na rozwlekłe opisy - muszę Was rozczarować. Kamil Dziadkiewicz stawia na konkret. Dokładnie wie, o czym chce opowiedzieć. Skupia się przede wszystkim na miejscu, w którym dzieje się akcja. I chwała mu za to. Wielu autorów niepotrzebnie opisuje graniczące tereny. Ja i tak nie jestem w stanie spamiętać ich nazw, o innych rzeczach już nie mówiąc.
Życzę sobie i innym czytania równie dobrych debiutów literackich jak ten. Pojawiają się tu co prawda drobne potknięcia, ale ja przymykam na nie oko. Mocne punkty powieści zdecydowanie niwelują wpadki. Jestem ciekawa, jak dalej potoczy się akcja, dokąd autor tym razem poprowadzi bohaterów. Na pewno sięgnę po kontynuację. Mam nadzieję, że Kamil Dziadkiewicz nie każe mi na nią długo czekać.
Kamil Dziadkiewicz
Miasto krwi
Wydawnictwo Novae Res
Gdynia 2016
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Wydawnictwu Novae Res.
Ileż to fantazji i umiejętności kryje się w debiutantach! Łapię się na tym już nie pierwszy raz. :) Ciekawie zapowiadająca się książka. Będę mieć ją na uwadze. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Dzięki za fajną recenzję :) cieszę się, że Ci się podobało!
OdpowiedzUsuńCzy mogę użyć fragmentów recenzji na mojej stronie? :)
Jasne, nie ma problemu :) a ja dziękuję za wspaniałą lekturę :)
Usuń