Trochę wstyd mi
się do tego przyznać, ale nigdy wcześniej nie słyszałam o Joannie Marii
Chmielewskiej. Być może jej nazwisko przewinęło się gdzieś w mojej studenckiej
karierze, najprawdopodobniej na piątym roku studiów, lecz wiecie, jak to wtedy
jest. Wiele rzeczy wpada jednym uchem, a wypada drugim. Postanowiłam jednak
skusić się na lekturę jej powieści Pod
Wędrownym Aniołem.
Na okładce
czytamy: „Nie wygrałam w totolotka.
Nie dostałam spadku po bogatej ciotce. Porzuciłam codzienność znaną,
bezpieczną, choć niekoniecznie satysfakcjonującą. Zaryzykowałam. Razem z mężem
i dziećmi wyruszyłam w drogę, nie wiedząc, co kryje się za kolejnym zakrętem.
Szklarska Poręba. Nowe miejsca, nowi ludzie, nowe ścieżki. Przeszkody i
fascynacje. Perypetie remontowe, wędrówki śladami artystów, odkrywanie ludzkich
losów zaplątanych w wielką historię. Poezja i proza życia. Bywa różnie. Czasami
bardzo trudno. Ale nie zamieniłabym tej mojej ścieżki na żadną inną. I o tym
właśnie mówi ta opowieść.” Nie napiszę więcej o fabule, by nie zdradzić czegoś,
czego nie powinnam.
Czytając Pod Wędrownym
Aniołem, czułam się tak, jakbym podglądała autorkę przez dziurkę od klucza.
To bardzo intymna powieść. Opowiada o zwykłym życiu. Przeprowadzkach, kredytach
i próbie odnalezienia siebie w nowym miejscu. Wielu z nas coś takiego
przeżywało. Ja mam na swoim koncie już kilka takich epizodów. Za każdym razem
trudno mi przyzwyczaić się do nowego miejsca.
Autorka wydała mi się bardzo serdeczną osobą. Z przyjemnością czytałam napisane przez nią słowa. Czułam się tak, jakbym siedziała obok niej i słuchała jej opowieści. Wiele oddałabym, by móc ją poznać osobiście i podziękować za napisanie tej powieści.
Książka ma niezwykły klimat. Nie ma tu nagłych zwrotów akcji,
lecz mimo to, historia przypadła mi do gustu. Nie byłam w stanie się od niej
oderwać. Zarwałam przez nią noc, ale nie żałuję ani jednej poświęconej jej
chwili. Powiem więcej, chętnie kiedyś do niej powrócę.
Zżyłam się z rodziną autorki. Najbardziej urzekła mnie mała
Julka, córeczka Chmielewskiej, urocze dziecko. Polubiłam także męża pisarki.
Było mi go trochę żal. Sympatyczny, choć nieco zagubiony w nowej rzeczywistości
człowiek. Reszta familii także jest warta poznania. Miło spędziłam z nimi czas.
Sympatyczni byli także ludzie, którzy mieszkali w Szklarskiej Porębie.
Chciałoby się mieć takich sąsiadów.
Nie znam okolic Szklarskiej Poręby. Nigdy w życiu nie
odwiedziłam tego miejsca, jednak dzięki autorce poczułam się tak, jakbym się
tam znalazła. Umieszczone w powieści zdjęcia jeszcze bardziej umocniły mnie w
tym przekonaniu. Bez nich Pod Wędrownym
Aniołem wiele by straciło.
Komu mogę
polecić tę książkę? Wszystkim fanom twórczości Joanny Marii Chmielewskiej, to
rzecz jasna. Po powieść mogą spokojnie sięgnąć wszyscy czytelnicy, którzy lubią
klimatyczne publikacje, przenoszące ich do zupełnie innego świata. Jestem
bezapelacyjnie oczarowana najnowszą książką autorki. Nie żałuję, że
zdecydowałam się na lekturę. Będę musiała nadrobić zaległości w twórczości
Chmielewskiej. Mam nadzieję, że wszystkie jej publikacje są równie dobre jak
ta.
Zachęcam
do lektury wszystkich, bez wyjątku. Poznajcie autorkę. Wysłuchajcie tego, co ma
wam do powiedzenia. Pozwólcie, by była waszym przewodnikiem po miejscu, do
którego się przeniosła. Dajcie ponieść się magii. Spędźcie miło czas z rodziną
Chmielewskich. Na pewno ich polubicie.
Gwarantuję, że nie pożałujecie ani chwili, którą z nimi spędzicie.
Joanna M. Chmielewska
Pod Wędrownym Aniołem
Wydawnictwo MG
Warszawa 2016
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Portalowi Sztukater
i Wydawnictwu MG.
Też nigdy nie słyszałam o tej autorce.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobała ta książka :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńhttp://fascynacja-ksiazka.blogspot.com/