Strony

niedziela, 31 stycznia 2016

Katarzyna Kołczewska "Wbrew sobie"

Często mam tak, że przed sięgnięciem po jakąś książkę, sięgam po opinie innych czytelników. Bardzo rzadko zdarza się, że czytelnicza brać mi źle doradza. Pozwólcie, że opowiem o tym, jak przejechałam się na opiniach innych.

Główna bohaterka, Ewelina, nie pragnie niczego oprócz dziecka. Kiedy kolejna próba zajścia w ciążę kończy się porażką, zamyka się w sobie i zaczyna zrażać do siebie wszystkich, łącznie z kochającym mężem, matką oraz siostrą. Liczą się dla niej tylko jej problemy. To, co dzieje się z innymi, ma w głębokim poważaniu. Jaką cenę będzie musiała zapłacić za spełnienie swoich marzeń? Czy uda się jej zajść w ciążę? Jak bliscy zniosą to, co się z nią dzieje?

Czytając książkę, przypomniałam sobie zachwyty innych czytelników nad nią i zaczęłam się zastanawiać, czy faktycznie mieliśmy w rękach tę samą powieść. O ile początek mnie zaciekawił, o tyle im dalej w treść, tym bardziej czułam się zniechęcona. Ledwo dobrnęłam do końca.

Irytowali mnie niemal wszyscy bohaterowie. Jedynie Adama, męża Eweliny jako tako tolerowałam. Sama główna bohaterka była dla mnie tak kosmicznie oderwana od rzeczywistości, że zupełnie nie potrafiłam jej zrozumieć. Niby pracowała w szpitalu, a nie do końca wiedziała, kto jest tam kim i co robi. Nie wspomnę już o tym, jak nadużywała swojej pozycji. Drugą agentką była Justyna, jej siostra, która uczyniła z siebie prawdziwą męczennicę. W sumie nie wiem, która z nich mnie bardziej denerwowała.

Sama idea powieści nie była zła. Nastawiłam się na dobrą powieść psychologiczną, a dostałam przegadaną cegłę. Niektóre opisy po prostu omijałam. Ponad moje siły było czytanie o tym, jak bohaterowie docierali z punktu a do punktu b. Główny temat zaginął w gąszczu innych, pobocznych wątków. To, co najważniejsze, można było zawrzeć w 1/4 powieści. Reszta to były zapychacze.

Jestem ogromnie rozczarowana tą książką. Liczyłam na coś zdecydowanie lepszego i się tego nie doczekałam. Nie rozumiem, czym zachwycały się inne czytelniczki.

Katarzyna Kołczewska
Wbrew sobie
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Warszawa 2015

sobota, 30 stycznia 2016

Elizabeth Flock "Emma i ja"

Mam czasem tak, że siedzę z laptopem na kolanach, próbuję zebrać myśli, by napisać recenzję i nie potrafię tego zrobić. Tak jest też w tym wypadku. Już kilka razy skasowałam tekst, bo nie wiedziałam od czego zacząć. Dlaczego? Przekonajcie się sami.

Carrie robi wszystko, by uchronić swoją młodszą siostrę, Emmę, przed atakami ojczyma. Nie może liczyć na pomoc matki, która udaje, że nie zauważa tego, co się dzieje. Dziewczynka zaczyna mieć problemy w szkole. Nie potrafi się skupić, zaczyna dostawać coraz gorsze stopnie. Jest już na skraju wytrzymałości. Chce uciec jak najdalej od rozgrywającego się w jej domu dramatu. Mała Emma jest jej jedyną sojuszniczką. Udręczone do granic możliwości dziewczynki robią coś, co pociąga za sobą serię niespodziewanych zdarzeń. Jakie konsekwencje będą miały ich czyny?

Nie jestem w stanie porównać tej powieści do żadnej innej. Co prawda czytałam o tragediach, jakie spotykały dzieci. Takim lekturom zawsze towarzyszyły ogromne emocje. Bardzo przeżywam to, co dzieje się w książce. Tak było i tym razem. Współczułam dziewczynkom i czułam się bezsilna, wiedząc, że nie mogę im pomóc.

Irytowała mnie matka Carrie i Emmy. Miałam ochotę rozszarpać ją za każdym razem, gdy pojawiała się na kartach powieści. Nie wspomnę już o Richardzie, ojczymie dziewczynek. Oboje zgotowali im piekło. Byli siebie warci. Szkoda tylko, że dzieci cierpiały, żyjąc z nimi pod jednym dachem.

W pewnym momencie autorka napisała coś, co zupełnie ścięło mnie z nóg. Byłam już pewna, że wiem, jak skończy się książka i wtedy Elizabeth Flock pokazała mi, że się mylę. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Jestem pełna podziwu dla pisarki za stworzenie tak dobrej powieści psychologicznej. Do tej pory nie potrafię pozbierać się po lekturze.

Zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdemu ta książka przypadnie do gustu. Nie wszystkim spodoba się narracja prowadzona z perspektywy ośmioletniej dziewczynki. Ja jestem poruszona tym, co przeczytałam. Przyjęłam zaproszenie Carrie i zobaczyłam, jak wygląda jej świat. To była bardzo trudna podróż. Pełna łez, agresji i cierpienia. Nie żałuję jednak tego, że poznałam tę małą dziewczynkę, pomimo tego, że słuchając jej opowieści, wylałam wiele łez. Polecam tę książkę wszystkim fanom powieści psychologicznych. Naprawdę warto zapoznać się z tą pozycją, choć ostrzegam, nie będzie to łatwa lektura.

Elizabeth Flock
Emma i ja
Wydawnictwo HarperCollins
Warszawa 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Wydawnictwu HarperCollins.

czwartek, 28 stycznia 2016

Philippa Gregory "Dwie królowe"

Pozwólcie, że pozostaniemy w historycznych klimatach. Ze starożytnego Rzymu przeniesiemy się jednak do Anglii w czasach Tudorów.

Anna Boleyn została stracona. Henryk Tudor jednak nie rozpaczał długo po jej śmierci. Ma inne problemy na głowie, musi znaleźć nową żonę. Posiada tylko jednego syna, więc musi postarać się o kolejnego męskiego potomka. Tak na wszelki wypadek. Korona przypada Annie Kliwijskiej. Bycie królową nie jest jednak takie proste. Kobieta szybko się o tym przekonuje. Anna nie jest jedyną bohaterką tej książki. Philippa Gregory pisze także o Katarzynie Howard i Jane Boleyn.

Wydawca napisał, że ten tom jest najciekawszy z całego Cyklu Tudorowskiego. Nie do końca się z tym zgadzam. Ta historia nie porwała mnie aż tak bardzo, jak dwie poprzednie. Nie przemawiały do mnie trzy narratorki. Było ich trochę za dużo. Autorka co prawda panowała nad tym, co się działo, ale jestem nieco zawiedziona. Bardziej podobały mi się opowieści o poprzednich żonach Henryka Tudora.

Philippa Gregory zadbała w najmniejszych szczegółach o otoczkę historyczną. Po raz kolejny przeniosłam się z nią w czasie. Lubię Anglię, którą wykreowała. Przyjemnie się do niej wraca. Jestem bardzo ciekawa, co będzie na mnie czekało w kolejnych tomach. Henryk Tudor umarł. Chętnie przekonam się, jak autorka opisała walkę o sukcesję po nim.

Mam jedno zastrzeżenie. W moim odczuciu Anna Kliwijska została potraktowana nieco po macoszemu. Historia nie poświęca jej wiele uwagi. Podobnie było tutaj. Nie do końca wiem, co w sumie się z nią stało po tym, jak jej małżeństwo z królem zostało anulowane. Nie pojawiła się o tym też informacja w posłowiu. 

Ta książka to gratka dla fanów powieści historycznych, których interesują czasy Henryka Tudora. Ja co prawda czuję pewien niedosyt po lekturze, ale na pewno sięgnę po kolejne tomy tego cyklu. Polecam.

Philippa Gregory
Dwie królowe
Wydawnictwo Książnica
Wrocław 2011

środa, 27 stycznia 2016

Edward H. Gryf "Przyjdź królestwo twoje. Tom I - Władza i wiara"

Rzadko czytam książki, których akcja rozgrywa się w czasach starożytnych. Większą miłością darzę powieści rodem ze średniowiecza. Postanowiłam jednak przekonać się, co na temat początków chrześcijaństwa ma mi do powiedzenia Edward H. Gryf. Przenieście się wraz ze mną do IV w.n.e.

Starożytny Rzym, schyłek rządów absolutnych Dioklecjana. Wśród pretendentów do władzy jest młody Konstantyn. Dochodzi do bratobójczych walk. Wszystkie chwyty w walce o władzę są dozwolone. Imperium ma jeszcze jeden problem. Chrześcijaństwo rośnie w siłę. Nowa religia podważa istniejące dotychczas wartości. Jej wyznawcy są okrutnie prześladowani. Konstantyn wie, że Testament Piłata, który znajduje się w jego posiadaniu, może zburzyć podstawy chrześcijaństwa. W jaki sposób wykorzysta tę tajną broń?

Moja pierwsza myśl po przeczytaniu opisu brzmiała: "Matko, następny Sienkiewicz, może być ciężko". Na szczęście Gryf ma niewiele wspólnego z polskim noblistą, za którym raczej nie przepadam. Gdyby przyszło mi czytać kolejne Quo vadis, obawiam się, że mogłabym nie dotrwać do końca.

Przyjdź królestwo twoje to bardzo specyficzna książka. Nie umiem odpowiedzieć na pytanie, kto jest głównym bohaterem. Pojawiło się wiele postaci i każda z nich była na swój sposób ważna. Wszyscy jednak zostali opisani bardzo realistycznie. To ludzie z krwi i kości. Rzadko mi się to zdarza, ale tym razem nie znalazłam żadnego ulubieńca. Nikt też specjalnie nie działał mi na nerwy. Nie mogłam jedynie przekonać się do Konstantyna.

Sposób, w jaki przekazana jest intryga związana z chrześcijaństwem, jest dość zawiły. Na początku bardzo mi to przeszkadzało. Zdarzało się, że musiałam wracać na poprzednią stronę, by wyjaśnić pewne nieścisłości. Na szczęście szybko wdrożyłam się w rytm opowieści i przypadła mi do gustu. Jestem ciekawa, co stanie się w drugim tomie.

Autor bardzo wiernie oddał klimat starożytnych czasów. Widać, że poświęcił sporo czasu na badania. To duża zaleta. Fani historii na pewno będą usatysfakcjonowani po takiej wycieczce do Rzymu, choć zdaję sobie sprawę z tego, że wielu osobom połączenie historii i kontrowersji religijnych może niezbyt się spodobać.

Edward H. Gryf
Przyjdź królestwo twoje. Tom I - Władza i wiara
Wydawnictwo Novae Res
Gdynia 2015

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Wydawnictwu Novae Res.

niedziela, 24 stycznia 2016

Laurencja Wons "Ironia losu"

Czasem zdarza się tak, że przeszłość nie pozwala o sobie zapomnieć. Przekonała się o tym Małgosia, bohaterka książki Ironia losu.

Oto, co czytamy na okładce: "Małgosia, bibliotekarka z prowincjonalnego Pochwatowa, po miłosnym zawodzie ułożyła wreszcie swoje życie uczuciowe. Sytuacja komplikuje się jednak, gdy do głosu niespodziewanie dochodzą emocje z przeszłości, głęboko skrywane pragnienia i tajona przed samą sobą prawda..." Pozwólcie, że nie powiem nic więcej o fabule. Nie chcę czegoś przez przypadek zdradzić.

Ironia losu to lekka powieść. Idealna na leniwy wieczór. Myślę, że bardziej spodoba się kobietom niż mężczyznom. Ja czuję po lekturze pewien niedosyt. To nie jest typ literatury, który lubię. Dialogi pozostawiały w moim odczuciu wiele do życzenia. Nie mogę za to zarzucić niczego bohaterom pojawiającym się na kartach powieści. Byli dobrze skonstruowani, choć przyznam, że nie ogarniam sposobu myślenia głównej bohaterki. Nie zgadzam się z jej wyborami, ale to drobny szczegół.

Ta książka nie powaliła mnie na kolana, lecz jak dobrze wiecie, wolę książki, w których krew leje się strumieniami i jest gęsto od trupów. Nie sądzę, że Ironia losu to zła lektura, bo tak nie jest. Po prostu nie trafiła w mój czytelniczy gust. Myślę jednak, że znajdzie się sporo czytelniczek, którym ta historia się spodoba.

Laurencja Wons
Ironia losu
Wydawnictwo Novae Res
Gdynia 2015

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Wydawnictwu Novae Res.

sobota, 23 stycznia 2016

Alan Bradley "Badyl na katowski wór"

W zeszłym roku przedstawiłam Wam małą Flawię de Luce, która w moich oczach jest połączeniem Wioletki z Serii niefortunnych zdarzeń i Wednesday Addams. Pozwólcie, że opowiem o kolejnych przygodach tej niezwykłej dziewczynki.

Flawia spotyka na cmentarzu pewną kobietę. Okazuje się, że jest ona asystentką znanej osobistości telewizyjnej, Ruperta Porsona, która została zatrzymana w rodzinnej miejscowości dziewczynki z powodu awarii samochodu. Mała pani detektyw postanawia pokazać kobiecie i jej szefowi, gdzie znajduje się warsztat samochodowy. W drodze do tego miejsca spotykają pogrążoną w żałobie rodzinę, która niedawno straciła syna - chłopak powiesił się. Flawia zaczyna podejrzewać, że za śmiercią tego młodego człowieka kryje się coś więcej. Czy ma rację? Jakie czekają na nią jeszcze przygody?

Co prawda już nieco stara dupa jestem, ale pokochałam Flawię de Luce z całego serca. Uwielbiam jej ironię, wszechstronność i upór w dążeniu do rozwiązania zagadki. Żałuję, że dopiero niedawno odkryłam cykl o przygodach tej niezwykłej dziewczynki.

Na początku miałam pewne obawy co do tego, dokąd zaprowadzi mnie akcja. Na początku działo się niewiele. Bałam się, że drugi tom opowieści o Flawii będzie gorszy od poprzedniego. Myliłam się. Musiałam co prawda nieco poczekać na rozwój wydarzeń, ale warto było to zrobić. W momencie, gdy na horyzoncie pojawił się trup, siedziałam z książką w ręce napięta jak struna i z niecierpliwością czekałam na rozwój wydarzeń. 

Jak zwykle irytowały mnie starsze siostry Flawii, które nieustannie się nad nią znęcały. Na szczęście dziewczynka nie pozostawała im dłużna. To, co zrobiła na końcu książki, wywołało u mnie salwę śmiechu. Nie da się nie kochać tej bohaterki, choć momentami może wydawać się nieco aspołeczna. 

W książkach o tej niezwykłej pani detektyw urzekł mnie przede wszystkim ich mroczny klimat. Czyta się je szybko, niemalże jednym tchem. Jeśli jeszcze nie znacie Flawii, nadróbcie zaległości. Wasz wiek nie ma większego znaczenia. To seria, która przypadnie do gustu zarówno starszym, jak i młodszym czytelnikom.

Alan Bradley
Badyl na katowski wór
Wydawnictwo Vesper
Czerwonak 2010

Książkowy zawrót głowy - styczeń 2016

Kochani!
Do napisania tego postu zbierałam się od dawna. Cierpię teraz na chroniczny brak czasu. Uroki pracy w redakcji. W końcu jednak znalazłam chwilę, by podzielić się z Wami książkami, które niebawem pojawią się na blogu. Miłego oglądania :)


Jacek Łopuszyński Szept wody (recenzja) - Wydawnictwo Novae Res
Katarzyna Kołczewska Wbrew sobie
Joe Abercrombie Pół króla (recenzja)
Ransom Riggs Osobliwy dom Pani Peregrine
C.W. Gortner Przysięga królowej (recenzja)


Laurencja Wons Ironia losu - Wydawnictwo Novae Res
Marie-Morgane Le Moel Cała prawda o Francuzkach (recenzja) - Wydawnictwo Kobiece
Stephanie Lahmann Butik na Astor Place (recenzja)
Edwarg H. Gryf Przyjdź, królestwo twoje - Wydawnictwo Novae Res
Dmitry Glukhovsky Fure.re


Parnaz Foroutan Dziewczyna z ogrodu - Wydawnictwo Kobiece
Elizabeth Flock Emma i ja - Wydawnictwo HarperCollins
Lumira Rytuały ochronne na klątwy i uroki - Sztukater
dr Hartmut P.A. Fischer DMSO - Sztukater
Edyta Walęciak-Skórka Jutro zaczyna się dziś - Sztukater
Thorsten Havener Co inni myślą o Tobie - Sztukater
Ewa Formella Carpe diem - Sztukater


Od Sztukatera
Lee Child Zmuś mnie
Marcin Grygier Nie patrz w tamtą stronę
Manula Kalicka Dziewczyna z kabaretu
Lauren Slayton Mała czarna
Lisa Genova Lewa strona życia
Mitchell Zuckoff Lodowe piekło
Joanna M. Chmielewska Pod Wędrownym Aniołem


Katarzyna Puzyńska Motylek
Lisa Price Starter
Andrew Marr Prawdziwa królowa. Elżbieta II jakiej nie znamy

Czytaliście którąś z książek? Coś polecacie albo odradzacie?

piątek, 22 stycznia 2016

Stephanie Lehmann "Butik na Astor Place"

Do przeczytania tej książki przymierzałam się od dawna. Widziałam jej pozytywne recenzje, ale nieco bałam się tego, co będzie kryło się pod tą okładką. Jakie są moje wrażenia po lekturze?

Amanda Rosebloom jest właścicielką butiku z ubraniami vintage "Astor Place". Pewnego dnia spotyka się z zamożną damą, która chce sprzedać swoje suknie. W zaszytej mufce Amanda odnajduje dziennik żyjącej przed laty Olive Westcott. Postanawia poznać jej historię. W trakcie lektury kobieta orientuje się, jak dużo łączyło ją z Olive.

Autorka w tej książce opisuje losy dwóch kobiet. Żyjącej współcześnie Amandy i Olive, która mieszkała w  Nowym Jorku na początku XX wieku. Wraz z nimi zwiedzamy miasto. Przyglądamy się temu, jak wyglądało ich życie. Nieco obawiałam się tego, czy Stephanie Lehmann uda się połączyć ze sobą dwa różne światy. Na szczęście moje obawy były bezpodstawne.

Podróże w czasie nie sprawiały mi większego problemu, choć muszę przyznać, że wolałam czytać o Nowym Jorku na początku XX wieku. Współczesne czasy jakoś niezbyt do mnie przemawiały. Bardziej polubiłam Olive niż Amandę. Problemy nowoczesnej bohaterki wydawały mi się infantylne. Wolałam czytać o nieżyjącej już kobiecie. Z ciekawością śledziłam jej losy. Stephanie Lehmann pokazuje czytelnikom, jak traktowano na początku XX wieku kobiety. Nie miały wtedy wiele do powiedzenia. Porusza także sprawy związane z pożyciem seksualnym. Pokazuje, jak diametralnie wiedzą na ten temat różniły się Amanda i Olive. W ciągu wieku wiele się w tej kwestii zmieniło. Co dokładnie? Tego już musicie dowiedzieć się sami. Uwierzcie mi, będziecie zaskoczeni.

Wbrew pozorom ta książka ma niewiele wspólnego z modą. Mnie, osobie, która średnio się tym tematem interesuje, akurat nie przeszkadzało. Podejrzewam jednak, że czytelnikom lubiącym styl vintage będzie tego brakowało. Jeżeli liczyli na opisy tkanin i wzorów, muszą poszukać innej lektury.

To była fantastyczna podróż w czasie. Cieszę się, że mogłam obserwować kobiety uwalniające się spod wpływu mężczyzn. Nauczyłam się z tej książki więcej, niż z lekcji historii. Chętnie jeszcze kiedyś wrócę do dwudziestowiecznego Nowego Jorku. Spodobało mi się tam. Polecam wszystkim tę opowieść o dwóch niezwykłych kobietach, które nie bały się walczyć o swoją wolność i lepszą przyszłość. Idealnym uzupełnieniem tej historii był znajdujący się na końcu wywiad. Wypowiedzi autorki mogą rozjaśnić pewne kwestie poruszone w powieści. 

Stephanie Lehmann
Butik na Astor Place
Wydawnictwo MUZA
Warszawa 2015

środa, 20 stycznia 2016

Christopher W. Gortner "Przysięga królowej. Historia Izabeli Kastylijskiej"

O ile o Joannie Szalonej wiem niemal wszystko, o tyle na temat jej matki nie posiadam zbyt rozległej wiedzy. Wiedziałam, że miała na imię Izabela i że poślubiła swojego dalekiego kuzyna, Ferdynanda, z którym miała pięcioro dzieci. Christopher W. Gortner opowiada jej historię.

Izabela nie była przeznaczona do objęcia tronu. Miała braci, więc siłą rzeczy to jeden z nich miał kiedyś rządzić państwem. Ta drobna dziewczyna w wieku 17 lat niespodziewanie została następczynią tronu Kastylii. Wtedy rozpoczęła się walka o jej rękę. Przyszła królowa nie pozwoliła jednak sobą manipulować. Postanowiła żyć po swojemu, choć nie było to wcale takie proste. Złożyła też pewną obietnicę, której dotrzymanie wymagało od niej sporych wyrzeczeń. Co takiego obiecała? Tego musicie dowiedzieć się sami.

Przyznam, że opowieści Gortnera o hiszpańskich monarchach przemawiają do mnie bardziej, niż książki o Tudorach. Mam wrażenie, że autor lepiej odnajduje się w czasach Izabeli Kastylijskiej i jej dzieci. Historia o Joannie Szalonej skradła moje serce. Jak było z historią o jej matce?

Christopher W. Gortner bardzo wiernie odwzorował tamte czasy. Na kartach powieści czuło się średniowieczny klimat. Miałam wrażenie, że przeniosłam się w czasie. Sama Izabela została przedstawiona jako kobieta z krwi i kości, która miała wady oraz zalety. Nie jest jednoznaczna, papierowa. Ona żyje na kartach tej powieści i za sprawą Gortnera wciąga czytelników w opowieść o sobie. Poznajemy ją jako młodą dziewczynę. Na naszych oczach wyrasta z niej jedna z najlepszych hiszpańskich królowych. Była co prawda nieco kontrowersyjną postacią, ale nie można jej odmówić zasług dla ojczyzny. To ona przyczyniła się w końcu do tego, że noga Krzysztofa Kolumba stanęła w Ameryce.

Możemy przyglądać się psychice Izabeli, która musiała niejednokrotnie wybierać między dobrem własnym a narodu. Wielokrotnie była rozdarta. Czytając książkę, cieszyłam się, że nie należę do królewskiego rodu i nie muszę zmagać się z takimi problemami. Życie zwykłego śmiertelnika ma jednak swoje plusy.

Chociaż na kartach powieści pojawia się wielu bohaterów, panuje tu ład. Całość jest przemyślana od początku do końca i dopracowana w najdrobniejszym szczególe. Jestem oczarowana tą książką i nie mogę doczekać się tego, aż Gortner wyda kolejną powieść w tym klimacie. Polecam wszystkim wielbicielom powieści z historią w tle.

Christopher W. Gortner
Przysięga królowej. Historia Izabeli Kastylijskiej
Wydawnictwo Znak
Kraków 2014

wtorek, 19 stycznia 2016

Przedpremierowo! Marie-Morgane Le Moel "Cała prawda o Francuzkach"

Z czym kojarzyły mi się Francuzki przed przystąpieniem do lektury? Wydawało mi się, że to wyniosłe kobiety, które ubierają się u najlepszych projektantów. Uważałam, że są niedostępne. Jak na ten obraz wpłynęła Cała prawda o Francuzkach?

Na samym początku autorka podzieliła się z czytelnikami swoimi żalami. Starała się obalić stereotyp Francuzki, która nie robi nic, tylko pachnie. Czułam bijącą od niej złość. W sumie jej się nie dziwię. Marie-Morgane Le Moel pokazuje, jak wyglądałoby życie Francuzek, gdyby faktycznie odpowiadało utartym stereotypom. Pisze także o tym, jak zmieniało się życie kobiet na przestrzeni wieków. Nie zapomina także o znanych rodaczkach. Autorka stara się niczego nie pominąć. Stara się, by obraz Francuzek, jaki przedstawia, był pełny. Pewne fakty, które ukazuje, może zaskoczyć. Zwłaszcza, jeśli chodzi o politykę.

Marie-Morgane Le Moel przyłożyła się z całego serca do swojej pracy. W publikacji pojawia się wiele przypisów. Imponująca jest także bibliografia. Nieco obawiałam się tego, że autorka w pewnym momencie zarzuci mnie nużącymi faktami. Nic bardziej mylnego. Fakt, pojawiają się pewne statystyki, ale wszystkie informacje zostały przedstawione w ciekawy sposób. Le Moel ma dar do opowiadania.

Połknęłam Całą prawdę o Francuzkach w sobotni wieczór. To wciągająca historia. Przyznam szczerze, że niewiele wcześniej wiedziałam o Francuzkach. Żyłam, wierząc w stereotypy. Ta lektura nieco poszerzyła moje horyzonty, pozwalając mi spojrzeć inaczej na Francję i żyjących w niej ludzi. Doceniam ciężką pracę, jaką autorka włożyła w przygotowanie tej publikacji. Jej trud się opłacił.

Komu mogę polecić tę książkę? Nie tylko kobietom, ale wszystkim tym, którzy lubią poznawać inne kultury. Fani Francji na pewno będą tą publikacją zachwyceni.

Marie-Morgane Le Moel
Cała prawda o Francuzkach
Wydawnictwo Kobiece
Białystok 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Poniedziałki ze zbrodnią w tle: #45 Levi Henriksen "Śnieg przykryje śnieg"

Za oknem szaleje zima, więc pozwolę sobie raz jeszcze zabrać Was ze sobą do Norwegii. Gotowi, by wyruszyć w drogę?

37-letni Dan po odsiedzeniu wyroku za przemyt narkotyków, wraca w końcu do domu. Nie jest mu jednak łatwo. Z więzienia trafia wprost na pogrzeb brata. Jakob zginął w nieznanych okolicznościach. Odnaleziono go martwego w samochodzie na podwórzu małego gospodarstwa, które bracia odziedziczyli po rodzicach. Dan próbuje odpowiedzieć sobie na pytanie, czy przyczynił się do śmierci Jakoba. Kiedy widział go po raz ostatni, nie przypuszczał, że mężczyzna może targnąć się na swoje życie. Dan nie potrafi poradzić sobie z przeżywaniem żałoby. Po odejściu brata został na świecie sam, rodzice zginęli wiele lat temu w wypadku samochodowym. Zamierza sprzedać gospodarstwo i wyjechać, gdy na jego drodze staje Mona Steinmyra. Dzięki niej bohater zaczyna na nowo odkrywać uroki życia. Jak dalej potoczą się jego losy? Co stało się z Jakobem? Dlaczego niektórym ludziom zależy na tym, by Dan wyjechał z rodzinnej miejscowości?

Niech nie zwiedzie Was opis książki, który Wam zaserwowałam. To nie jest typowy thriller. Owszem, pojawiają się tu trupy w tle, lecz to raczej powieść obyczajowa. Czy czuję się z tego powodu rozczarowana? Nie. Wręcz przeciwnie. Cieszę się, że miałam okazję, by poznać portret psychologiczny człowieka znajdującego się na rozstaju dróg.

To opowieść o samotności, cierpieniu po stracie bliskiej osoby i żalem. Levi Henriksen bardzo umiejętnie gra na uczuciach czytelnika. Porusza do głębi, zmusza do myślenia. Takie opowieści uwielbiam. Nie byłam w stanie odgadnąć, dokąd zaprowadzi mnie podróż po Norwegii. To bardzo duży plus. Z przyjemnością składałam w całość kolejne fragmenty tej układanki. Do tej pory jestem zaskoczona tym, co czekało mnie na końcu.

Intrygowała mnie postać Dana. Starałam się go nie oceniać, choć niektóre jego czyny sprawiały, że czułam na ramionach gęsią skórkę. Na początku trochę się go bałam. Później było mi go żal. Fakt, miał swoje za uszami, ale nie zasłużył na to, by życie tak go doświadczyło. To postać, którą albo się polubi, albo będzie się ją omijało szerokim łukiem. Ja zdecydowanie należę do tej pierwszej grupy.

Śnieg przykryje śnieg to niezwykle klimatyczna historia. Idealna na tę porę roku. Akcja toczy się swoim tempem, powoli, lecz nie ma tu miejsca na nudę. Siedziałam z książką w ręku napięta jak struna. Byłam bardzo ciekawa tego, co oznacza tytuł. Nic mi nie mówił. Ja już wiem, co kryje się pod śniegiem przykrytym przez śnieg. A Wy?

Levi Henriksen
Śnieg przykryje śnieg
Wydawnictwo Smak Słowa
Sopot 2015

niedziela, 17 stycznia 2016

Przedpremierowo! Jacek Łopuszyński "Szept wody"

Wszyscy, którzy mnie znają, wiedzą, że raczej omijam romanse. Od czasu do czasu sięgam jednak po takie książki. Nie samym kryminałem człowiek w końcu żyje. O czym jest Szept wody Jacka Łopuszyńskiego?

Dwoje ludzi po przejściach. Michael, właściciel niesfornego czworonoga, architekt. Weronika, nauczycielka języka niemieckiego, matka wychowująca samotnie czteroletnią córkę. Oboje skrywają mroczną przeszłość. Niespodziewanie dochodzi między nimi do spotkania, które na zawsze zmieni ich życie.

Tak w skrócie mogę opisać to, co się stało. Nic więcej nie powiem, żeby nie zdradzić zbyt dużo. Podeszłam do tej książki z dość dużą dozą niepewności. Kompletnie nie wiedziałam, czego mogę się po niej spodziewać. Jakie są moje wrażenia po lekturze? Całkiem niezłe. Nie myślałam, że mężczyzna będzie w stanie tak poetycko pisać o miłości. Wiele czytelniczek pewnie to oczaruje.

Nie mogę nic zarzucić temu, w jaki sposób autor opisał bohaterów. Polubiłam Weronikę, choć nie do końca rozumiałam momentami jej zachowanie. Michael... Tajemniczy mężczyzna. Byłam bardzo ciekawa tego, jak wyglądała jego przeszłość. Nie był może jakoś specjalnie przystojny, ale miał w sobie coś, co sprawiało, że gdy pojawiał się na kartach powieści, na mojej twarzy gościł uśmiech.

Miałam jednak wrażenie, że pewne sprawy potoczyły się nieco za szybko. Autorowi nie udało się uciec od schematów. To nieco mnie rozczarowało. Mniej więcej w połowie książki byłam w stanie dokładnie przewidzieć, co się stanie. Nie lubię czegoś takiego. Na szczęście Jacek Łopuszyński zrobił coś, co sprawiło, że zupełnie inaczej spojrzałam na tę opowieść.

Autor opowiedział o ludziach chorujących na białaczkę. Wielu pacjentów oddziałów onkologicznych umiera, gdyż nie jest w stanie dożyć przeszczepu. Dlaczego tak się dzieje? Przede wszystkim dlatego, że wciąż niewiele mówi się o tym, jak wygląda oddanie szpiku kostnego. Znam kilka osób, które w ten sposób uratowały innym ludziom życie. Cieszę się, że Jacek Łopuszyński zwrócił na ten problem uwagę.

Myślę, że wiele kobiet będzie zachwyconych tą lekturą. To nie jest zwykły romans. To coś więcej. Warto pochylić się nad książką, która już niedługo będzie dostępna na polskim rynku wydawniczym, by dowiedzieć się, o czym szepcze woda.

Jacek Łopuszyński
Szept wody
Wydawnictwo Novae Res
Gdynia 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Wydawnictwu Novae Res.

sobota, 16 stycznia 2016

Gina Holmes "Szklane skrzydła"

Przeraża mnie to, ile kobiet staje się ofiarami przemocy domowej. Zaledwie garstka z nich decyduje się na odejście od oprawcy. Reszta woli tkwić w toksycznym związku, modląc się o życie swoje i dzieci. Dlaczego? Mnie się o to nie pytajcie. Pozwólcie jednak, że opowiem Wam o pewnej kobiecie, która nie potrafiła uwolnić się spod wpływu kontrolującego ją nieustannie męża.

Penny Carson w wieku 17 lat poznała księcia z bajki, Trenta Taylora, zatrudnionego sezonowo na farmie. Daje się omamić jego pięknym obietnicom i ucieka z nim z domu. Jednak jej szczęście nie trwa długo. Mąż uwielbia forsować swoje racje za pomocą pięści. Maltretowana żona nie miała odwagi, by od niego odejść. Pokornie znosiła kolejne ciosy. Wszystko zmieniło się, gdy Trent uległ wypadkowi. Życie rodziny wywróciło się do góry nogami.

Chociaż tematyka, jaką porusza tak książka, nie jest zbyt oryginalna, jestem nią bardzo poruszona. Z niepokojem obserwowałam to, jak Penny daje sobą pomiatać. Dziewczyna jest typową ofiarą przemocy domowej. Pokornie przyjmuje kolejne ciosy, kłamie, by nikt nie dowiedział się, co dzieje się u niej w domu, choć widać to gołym okiem i uparcie wierzy w to, że mąż się zmieni. Dobrze wie, że gdy Trent wróci z pracy, czekają na nią tylko wyzwiska, lecz nie ucieka od tyrana. Dlaczego? Bo została wychowana w chrześcijańskiej wierze i wie, że rozwód jest niedozwolony.

Starałam się nie oceniać zachowania Penny. Nie mam do tego prawa. Sama kiedyś tkwiłam w podobnym bagnie po uszy. Moi znajomi robili wszystko, by mnie z niego wyciągnąć i jakoś nie chciałam ich słuchać. Na szczęście wydarzyło się coś, co sprawiło, że znalazłam w sobie siłę, by odejść. Miałam ochotę potrząsnąć Penny i zabrać stamtąd gdziekolwiek, byle jak najdalej od Trenta. Nie mogłam jednak tego zrobić. Pozostało mi tylko bierne patrzenie na to, jak mąż nią pomiata. Mężczyzna miał nad żoną pełną władzę. Odizolował ją od bliskich i wiedział, że kobieta nie ma dokąd pójść. To dawało mu dodatkową siłę.

Ta książka daje do myślenia. Pokazuje, jak toksyczny związek wpływa na tkwiące w nim osoby. To jest przerażające. Sama to przeżywałam i sporo mnie to kosztowało. Szklane skrzydła to opowieść, którą mogę śmiało polecić każdej kobiecie. Może któraś z nich wyciągnie z niej ważną lekcję i znajdzie w sobie siłę, by odejść i zacząć żyć bez strachu.

Gina Holmes
Szklane skrzydła
Wydawnictwo Święty Wojciech
Poznań 2015

czwartek, 14 stycznia 2016

Herbjorg Wassmo "Te chwile"

Pozwólcie, że dziś znów zabiorę Was do Norwegii. Ostatnio pokochałam tamtejsze klimaty i trudno mi się od nich uwolnić. Po Księdze Diny przyszedł czas na kolejną powieść Herbjorg Wassmo. Tym razem opowiem Wam o Tych chwilach.

Bohaterka tej opowieści nie ma imienia. Poznajemy ją, gdy jest małą dziewczynką dorastającą w bardzo trudnych warunkach. Na naszych oczach dorasta i zmienia się w silną, niezależną kobietę, pisarkę u szczytu sławy, która żyje wśród elit. To niezwykła opowieść o dorastaniu i o trudnych relacjach damsko-męskich.

Główna bohaterka jest bardzo zakompleksioną osobą. Nie wierzy w siebie. Chciałaby żyć inaczej niż wszyscy, lecz boi się wystąpić przed szereg. Woli trzymać się z boku. Nie dostrzega w sobie talentu. Przemiana, jaką przechodzi na naszych oczach, była trudna. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że kobieta była słaba. Nic bardziej mylnego. Drzemała w niej ogromna siła, do której ona po prostu musiała dojrzeć. Czytając tę książkę, miałam wrażenie, że autorka próbuje nam opowiedzieć o sobie. Wydawało mi się, że podglądam ją przez dziurkę od klucza. To bardzo osobista, intymna historia.

Na lekturę Tych chwil trzeba poświęcić sporo czasu. Wymaga ona od czytelnika niesamowitego skupienia. Każdy szczegół jest tutaj ważny. Spotkałam się z opinią, że ta książka to koszmar, bo panuje tu chaos. Fakt, czytanie urywków z życia bohaterki bywało nie lada wyzwaniem, ale przecież to jest historia o życiu, a czym jest nasze życie, jeśli nie jednym wielkim chaosem?

Mam takie wrażenie, że Herbjorg Wassmo należy do pisarek, które albo się kocha, albo się ich nienawidzi. Spotkałam się ze skrajnymi opiniami na temat tej książki. Ja jestem nią oczarowana. Nie znam żadnej autorki, która pisałaby w taki sposób, jak Herbjorg Wassmo. Jej powieści opowiadają o poszukiwaniu siebie. Są dość trudne w odbiorze, lecz warto się z nimi zapoznać. Uważam jednak, że po powieści Herbjorg Wassmo powinni sięgać przede wszystkim pełnoletni czytelnicy. Nie dlatego, że dzieje się tu dziki seks. Po prostu do tych książek trzeba dorosnąć. Podejrzewam, że gdybym miała kilkanaście lat, cisnęłabym Te chwile w kąt i nigdy do nich nie wróciła.

Jeżeli szukacie wymagającej lektury, która zmusi Was do myślenia - bardzo dobrze trafiliście. Te chwile wytną z Waszego życiorysu kilka wieczorów, lecz na pewno prędko o nich nie zapomnicie.

Herbjorg Wassmo
Te chwile
Wydawnictwo Smak Słowa
Sopot 2015

środa, 13 stycznia 2016

James Frey "Endgame: Początek"

Endgame wciągnęło mnie na dobre. Przepadłam, żyję Grą. Nie myślałam, że jakakolwiek książka tak na mnie wpłynie. A jednak.

Jeśli czytaliście dwa tomy Endgame, wiecie, jakie wydarzenie wezwało Graczy do Gry. Na bieżąco śledziliście ich zmagania w poszukiwaniu kluczy. Wiecie, kto z nich nadal utrzymuje się przy życiu. Zastanawialiście się kiedyś, jak wyglądało ich życie przed Endgame? Ja w trakcie lektury dwóch dotychczas wydanych tomów często o tym myślałam. Wydawnictwo Sine Qua Non zaspokoiło moją ciekawość, wydając Endgame. Początek.

Poznajemy losy Markusa, Alice, Kali i Chiyoko przed tym, zanim zostali oni wezwani do reprezentowania swoich ludów w Endgame. "W tym tomie Marcus będzie musiał wybrać między przyjaźnią a przeznaczeniem, Chiyoko stoczy walkę o to, co jej się należy, Kala pozna cenę miłości, a Alice ostatecznie zrozumie, o co toczy się gra".

Nie będę Wam streszczać poszczególnych historii, to nie ma większego sensu, gdyż odbiorę Wam przyjemność z czytania. Z chęcią za to podzielę się swoimi wrażeniami po lekturze. Bardzo cieszę się, że mogłam przekonać się, jak wyglądało życie Graczy przed Endgame. To pozwoliło mi spojrzeć na nich z innej perspektywy, zrozumieć ich zachowanie. Najbardziej poruszyła mnie historia Kali. Tak bardzo przeżywałam to, co się z nią stało, że na mojej twarzy pojawiły się łzy. Nie przypuszczałam, że ma za sobą taką przeszłość.

Co prawda nie jest to tom poświęcony moim ulubionym faworytom, lecz nie żałuję ani jednej spędzonej przy nim chwili. Te cztery nowele wciągnęły mnie bez reszty. Nie oderwałam się od nich ani na chwilę. Mam nadzieję, że Wydawnictwo Sine Qua Non pójdzie za ciosem i wyda dwie kolejne części misji treningowych, które na zawsze zmieniły życie Graczy.

Nieco żałuję tego, że te opowieści skończyły się za szybko, choć z drugiej strony uważam, że zawierały w sobie to, co najważniejsze. Dłuższe rozpisywanie się na temat życia bohaterów mogłoby się źle skończyć.

Jeśli znacie Endgame, sięgnijcie po tę pozycję. Do doskonałe uzupełnienie serii, które udzieli Wam odpowiedzi na pewne pytania. Polecam.

James Frey
Endgame. Początek
Wydawnictwo Sine Qua Non
Kraków 2015

wtorek, 12 stycznia 2016

Zaczytane Złote Mole

Kochani,
obiecałam, że moje typy na Literackie Złote Mole będą jawne. Planowałam zrobienie filmiku, jednak chroniczny brak czasu mi to uniemożliwił. Ot, uroki zmiany stanowiska pracy. Zachciało mi się siedzenia w redakcji, to mam. Zostań redaktorem, mówili, będzie fajnie, mówili. Na ekipę w redakcji złego słowa nie powiem (Stal górą :D), ale za to na nudę narzekać nie mogę. Na nadmiar czasu też nie. Anyway. Filmiku co prawda nie będzie, lecz podzielę się z Wami moimi typami na najlepsze książki wydane w 2015 roku. Udanej lektury

Literacki debiut roku
Wakacje Niny Majewskiej-Brown. Myślałam, że to będzie koszmarnie nudna lektura o wyjeździe z dziećmi na wakacje. Całe szczęście, pomyliłam się. Bardzo długo przeżywałam to, co przeczytałam. Polecam wszystkim paniom.

Literatura faktu
Przy tej kategorii miałam ogromny dylemat. Wahałam się między trzema książkami: Urodzonymi, by żyć, Chłopcem i psem Wendy Holden oraz Biegiem po życie Lopeza Lomonga. To był trudny wybór. Postanowiłam jednak oddać swój głos na tę ostatnią propozycję. Dlaczego? Opowieść Lopeza Lomonga poruszyła moje serce. Jestem dla niego pełna podziwu, bo udało mu się uciec z piekła. Chyba żadna inna powieść faktu nie wzbudziła we mnie tylu emocji.

Najlepszy kryminał/thriller
Tą kategorią nieco strzeliłam sobie w stopę, gdyż jak wiecie, takich książek czytam całe tony. Jednak najbardziej wcisnęły mnie w fotel Moje śliczne Karin Slaughter. Mocna powieść. Bardzo długo zbierałam szczękę po odłożeniu jej na półkę.

Najlepszy prequel/sequel
Endgame. Klucz niebios Jamesa Freya i Nilsa Johnsona-Sheltona. Czekałam na tę książkę jak na zbawienie. Każdy, kto czytał pierwszą część zrozumie mój wybór :)

Najlepsza powieść kobieca/obyczajowa
Afgańska perła - niezwykła opowieść o losach kobiet żyjących w krajach arabskich. Wciska w fotel, nie pozwala o sobie zapomnieć i daje do myślenia.

Najlepsza powieść młodzieżowa
Wiekowa już co prawda jestem, ale zdarza mi się czytać takowe książki. Swój głos oddam na Turniej w Gorlanie. Halt <3, Zwiadowcy <3 nic więcej dodawać nie muszę.

Najlepsza powieść fantasy/science fiction
Takich książek czytam raczej niewiele. To domena pana męża. Jednak myślę, że oddam swój głos na Obietnicę krwi Briana McClellana. To zupełnie inne spojrzenie na magię. Myślałam, że na jej temat nie można napisać niczego nowego. Myliłam się.

Najlepsza reedycja
Portret Doriana Greya Oscara Wilde'a wydany przez Zysk i S-kę. Za okładkę.

Najlepsza powieść historyczna
Księżna Mediolanu Renaty Czarneckiej. Za niezwykłą opowieść o królowej Bonie. Dziękuję autorce za możliwość poznania tej postaci z zupełnie innej strony.

Najlepsza biografia/autobiografia
W tym przypadku nie może być inaczej. Złotego Mola zgarnia Mark Blake za Queen. Królewską historię. Ten autor przedstawił mój ukochany zespół z każdej możliwej strony, bez wysuwania Freddiego na pierwszy plan. To książka, która zajmuje w mojej biblioteczce honorowe miejsce.

Wciąż czekam na Wasze głosy. Przedłużam też termin zakończenia głosowania. Możecie wysyłać wiadomości do najbliższej niedzieli, czyli do 17 stycznia. Pamiętajcie, że nagrody czekają :)

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Poniedziałki ze zbrodnią w tle: #44 Piotr Pytlakowski "Mój agent MASA"

Jakiś czas temu we wszystkich księgarniach widziałam wysyp książek o Masie. Na pewno o nim słyszeliście. Jeśli nie, krótko przedstawię jego postać. Jarosław Sokołowski, bo tak brzmią jego prawdziwe imię i nazwisko, był przestępcą, gangsterem, który jest świadkiem koronnym. Niegdyś był wielką szychą w gangu pruszkowskim. Swój pseudonim zawdzięcza masie ciała. W 1999 roku zatrzymano go za wymuszenie rozbójnicze. W czerwcu 2000 roku zaczął współpracować z prokuraturą. Jego zeznania posłały za kratki kilku dawnych kolegów. Historię dotyczącą tego, co się tam stało, opowiada teraz Piotr Wróbel, który współpracował z Masą.

Ten policjant wyjaśnia, w jaki sposób udało mu się pozyskać przychylność Masy. Początki ich współpracy nie należały do najłatwiejszych. Zresztą, cała ich wspólna droga była dość kręta. Piotr Wróbel uważa, że Masa nigdy nie powinien uzyskać statusu świadka koronnego. Według niego nie można takim mianem określić człowieka, który kierował grupą przestępczą. Policjant pokazuje, do czego posunął się gangster, by wywinąć się z rąk organów ścigania. Czy historia opowiedziana przez Masę była prawdziwa? Co czuje policjant, który musiał odejść ze służby przez zeznania przestępcy? Czy ma do niego żal o to, że już od 15 lat ciąga się po sądach, przed którymi stara się udowodnić swoją niewinność? Chcecie poznać odpowiedź na te pytania – sięgnijcie zatem po książkę Mój agent MASA.

Ta publikacja to wywiad. Piotr Wróbel odpowiada na pytania Piotra Pytlakowskiego – dziennikarza śledczego, który niejedno o mafii widział i słyszał. Zresztą publicysta wspomina o tym w tej książce. Przyznaje też, że zna Masę. Trudno, żeby było inaczej. Jego pytania są konkretne. Nie szuka taniej sensacji. Zależy mu na poznaniu prawdy o tym, co właściwie stało się kilkanaście lat temu z gangiem pruszkowskim. Do swojej pracy podchodzi w fachowy sposób. Nikogo nie ocenia. Stara się po prostu zrozumieć, jakie pobudki kierowały poszczególnymi bohaterami tego dramatu.

Całość jest podzielona na kilka rozdziałów. To zdecydowanie ułatwiło lekturę. Wszystko jest ułożone w chronologiczny sposób, panuje porządek. Pytlakowski  skupia się nie tylko na samej relacji policjanta i Masy. Interesuje go przebieg całej służby Piotra Wróbla, a także to, jak jego rodzina zareagowała na to, co się stało. Mojego agenta MASĘ czytało mi się jak dobrą powieść sensacyjną. Spędziłam z tą publikacją bardzo miły wieczór i nie żałuję ani jednej chwili poświęconej na lekturę.
Piotr Wróbel zdradza też tajniki przeprowadzanych akcji. Kojarzycie ten motyw: policjanci wyważają drzwi, krzyczą, wymachują bronią, przeklinają i w końcu dopadają ukrywającego się przestępcę. Widzieliście to pewnie w wielu filmach. Były policjant mówi, dlaczego właśnie w taki sposób to wszystko się dzieje, dlaczego policjanci nie pukają kulturalnie do drzwi, przepraszając za najście. Tak, to są emocje, ale nie tylko o to w tym chodzi. Chcecie wiedzieć więcej? Przeczytajcie zatem książkę, ja już nic nie zdradzę.

To prawdziwa gratka dla osób, które interesują się sprawą Masy. Tacy czytelnicy będą siedzieć nad Moim agentem MASĄ z wypiekami na twarzy, czekając niecierpliwie na dalszy rozwój zdarzeń. Wróbel przyznaje, że nie zdradziłby nigdy personaliów swojego informatora, gdyby nie to, że on sam zaczął bardzo chętnie opowiadać o tym, czego dokonał. Kawał dobrej lektury. Polecam wszystkim gorąco. Nie będziecie się nudzić.

Piotr Pytlakowski
Mój agent MASA
Dom Wydawniczy REBIS
Poznań 2015

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Portalowi Sztukater
i Domowi Wydawniczemu REBIS.

niedziela, 10 stycznia 2016

Joe Abercrombie "Pół króla"

Napaliłam się na tę książkę, gdy tylko zobaczyłam ją w zapowiedziach. Co prawda raczej omijam tego typu powieści szerokim łukiem, ale zaintrygował mnie tytuł. Zastanawiałam się, jakie on ma znaczenie. Jeśli myślicie, że powiem, o co chodzi, grubo się mylicie. Sami musicie rozwiązać tę zagadkę. Mogę za to opowiedzieć Wam o moich wrażeniach po lekturze. Jesteście ich ciekawi?

Yarvi nie był przygotowywany do tego, by zasiąść na Czarnym Tronie. Los jednak sprawił, że w końcu na nim zasiadł. Jego rządy nie były łatwe. Miał więcej wrogów niż przyjaciół. Nikt nie chciał mieć za króla człowieka, który nie potrafi utrzymać w ręce miecza. Zostaje sprzedany jako niewolnik. Zostaje galernikiem. Musi zmierzyć się z potęgą morza. To daje mu siłę do walki o Czarny Tron. Czy uda mu się go odzyskać? Czy wśród nieprzyjaciół znajdzie się choć jedna osoba, która wyciągnie do niego pomocną dłoń?

Autor powiela w swojej książce dobrze znany schemat: na tron zasiada prawowity dziedzic. Zostaje on zdradzony i przez następne kilkadziesiąt stron próbuje odzyskać to, co mu się należy z racji urodzenia. Czy zatem w książce wiało nudą? Oczywiście, że nie. Joe Abercrombie pokazuje, że potrafi z czegoś przewidywalnego stworzyć niesamowitą opowieść, która wciąga czytelnika i nie pozwala mu odłożyć powieści na półkę.

Yarvi nie jest bohaterem. Nie potrafi władać bronią, nie jest odważny. To tchórz, który woli trzymać się z dala od spraw państwa i siedzieć z nosem w książkach. Nawet z kobietami nie radzi sobie zbyt dobrze. Jest przeciwieństwem brata, który miał zasiąść na tronie. Nic dziwnego, że lud nie jest zadowolony, gdy zasiada na tronie. Kto chciałby być poddanym takiego króla? Nikt. Jednak z Yarvim dzieje się coś niezwykłego. Na oczach czytelników przechodzi przemianę. Pokazuje, że stać go na to, by założyć na swoją głowę koronę. W jaki sposób? Nie patrzcie na mnie, ja Wam tego nie powiem. Nie mam w zwyczaju spojlerowania akcji.

Było krwawo. Sporo się działo. Autorowi od początku do końca udało się utrzymać czytelników w napięciu, choć niektóre wątki były dość przewidywalne. Zakończenie tomu narobiło mi ochoty na kolejną część tej historii. Nie wiem, czego mogę się po niej spodziewać i to jest niesamowite. Idealna propozycja na zimowe wieczory. Polecam.

Joe Abercrombie
Pół króla
Dom Wydawniczy REBIS
Poznań 2015

sobota, 9 stycznia 2016

Aneta Krasińska "Finezja uczuć"

Co prawda po romanse sięgam rzadko. Zresztą możecie to zauważyć, przeglądając listę recenzji. Raz na jakiś czas jednak robię wyjątek dla takich książek. Tym razem pod lupę wzięłam Finezję uczuć Anety Krasińskiej. Jakie są moje wrażenia po lekturze?

Alicja ma męża i dwoje dzieci. Młodszy syn niebawem ma przystąpić do pierwszej komunii świętej. W trakcie przygotowań do uroczystości kobieta zaprzyjaźnia się z księdzem Mariuszem. Szybko okazuje się, że tych dwoje ludzi łączy wspólna pasja - malarstwo. Wkrótce przyjaźń Alicji i Mariusza przeradza się w coś więcej. Co wyniknie z tego zakazanego uczucia? Czy kobieta zdecyduje się na odejście od rodziny? Czy mężczyzna zrzuci dla niej sutannę?

Finezja uczuć to literacki debiut Anety Krasińskiej. Pokazano to, że człowiek jest istotą, którą rządzą instynkty. Bardzo łatwo jest ulec pokusie. Zwłaszcza wtedy, gdy czegoś w życiu brakuje. Alicja i Adam byli tak zajęci swoimi sprawami, że nawet nie zauważyli tego, iż ich małżeństwo przestało istnieć. Małżonkowie odsunęli się od siebie i trudno było im na nowo wzbudzić w sobie pasję. Przenieśli uczucia na inne osoby. Alicja początkowo nie czuła się z tym dobrze. Miała wyrzuty sumienia. Rozbijała w końcu rodzinę. Pewnego dnia to wszystko się zmieniło.

Aneta Krasińska porusza dość kontrowersyjny temat. W naszym społeczeństwie księżom nie wolno wstępować w związki małżeńskie. Nie mają własnych rodzin. Mogę być za to spalona na stosie, jednak uważam, że celibat powinien być zniesiony. Duchowni to także ludzie, którzy mają swoje potrzeby. Gdyby zezwolono im na zakładanie rodzin, oszczędziłoby to wielu niedwuznacznych sytuacji.

Książka Anety Krasińskiej wciągnęła mnie bez reszty. Nie umiałam odłożyć jej na półkę. Pochłonęłam ją jednym tchem. Musiałam dowiedzieć się, jak potoczą się dalsze losy Alicji. Autorka posługiwała się prostym językiem. Opowiedziała kontrowersyjną historię w niezwykle subtelny sposób. Oczarowała mnie tym. Byłam bardzo ciekawa, jak podejdzie do tematu i jestem naprawdę pod wrażeniem. To był naprawdę bardzo udany debiut literacki.

Przyczepię się jednak do jednej rzeczy. Moim zdaniem problemy małżeńskie Adama i Alicji nieco rozmyły się w tej opowieści. Niby dało się je zauważyć, ale żałuję, że autorka nie rozwinęła bardziej tego wątku. Miałam wrażenie, że to, do czego doszło, stało się za szybko. Uwypuklenie ich psujących się relacji jeszcze lepiej pokazałoby czytelnikom co właściwie rzuciło kobietę w ramiona księdza.

Po tę książkę powinni sięgnąć pełnoletni czytelnicy. Jest tu parę scen, których nie powinna czytać młodzież. Niemniej jednak Finezja uczuć to dobra propozycja na wolny wieczór. Czyta się ją szybko, jednak zmusza ona do pewnych przemyśleń. Polecam.

Aneta Krasińska
Finezja uczuć
Wydawnictwo Psychoskok
Konin 2014

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję autorce :)

Zimowy festiwal książek w Biedronce

Biedronka po raz kolejny postanowiła wystawić na próbę silną wolę moli książkowych. Od 11 stycznia, czyli już od najbliższego poniedziałku, będzie można tam znaleźć kolejne książki w atrakcyjnych cenach. 

Więcej na temat dostępnych w promocji publikacji znajdziecie tu.

Widzicie co dla siebie? Ja tym razem nie znalazłam nic ciekawego. Na szczęście wiosna zbliża się wielkimi krokami i może następnym razem coś mnie zainteresuje.

piątek, 8 stycznia 2016

Radosław Kotarski "Nic bardziej mylnego"

Mity towarzyszą ludzkości już od wieków starożytnych. Wiele z nich przetrwało przez wiele lat i utarło się w kulturze jako oczywiste fakty. W swojej książce Radosław Kotarski postanowił obalić część z nich.

Książka jest podzielona na kilka części. W każdej z nich autor, popierając się naukowymi dowodami, obala kilka znanych nam wszystkim mitów. Dość długo wierzyłam w to, że Napoleon był kurduplem. Przyjęłam do wiadomości także to, że Krzysztof Kolumb jako pierwszy odkrył Amerykę. Bałam się też, że jeśli będę strzelać palcami, na starość będę miała brzydkie dłonie. Dałam sobie też wmówić to, że Adam i Ewa zjedli w raju jabłko. Nic bardziej mylnego. Przykłady mogłabym mnożyć. Ale po co? Nie będę odbierała Wam przyjemności z lektury. 

Nic bardziej mylnego pochłonęłam w ciągu kilku godzin. Bardzo przypadł mi do gustu sposób, w jaki Radosław Kotarski podszedł do tematu. Owszem, zrobił to w naukowy sposób, na końcu publikacji znajduje się obszerna bibliografia, która pokazuje, jak wiele pracy włożył on w swoją książkę. Wiecie, co wyróżnia go na tle innych ludzi obalających mity? Poczucie humoru. Każdy mit jest opisany w bardzo ciekawy i zabawny sposób. Autor nie zasypuje czytelników tylko suchymi faktami, dzięki czemu ta książka sporo zyskuje na wartości.

Tę publikację można czytać na wyrywki. To może być dużym ułatwieniem zwłaszcza dla czytelników, którzy nie mają zbyt wiele czasu. Odłożenie książki na półkę po przeczytaniu dwóch czy trzech mitów nie powoduje, że gubi się wątek. Ostatnimi czasy jestem bardzo zabiegana i to była idealna publikacja dla mnie.

Nieco obawiałam się tego, że umieszczenie w jednej książce tak wielu historii może spowodować chaos. Na szczęście autor dobrze przemyślał rozkład obalanych mitów. Ułożył je tematycznie. Nie skakał od jednej opowieści do drugiej. Opisywał wszystko dokładnie od początku do końca. Podziwiam jego precyzję w dążeniu do odkrycia prawdy. Radosław Kotarski dał mi odpowiedź na wiele pytań, które frapowały mnie od dawna, za co jestem mu wdzięczna. A że przy okazji obalił kilka mitów z mojego dzieciństwa... To drobny szczegół.

Jeżeli lubicie czytać popularnonaukowe pozycje - właśnie znaleźliście idealną książkę dla siebie. Na pewno nie będziecie się z nią nudzić. Polecam.

Radosław Kotarski
Nic bardziej mylnego
Wydawnictwo Znak
Kraków 2015

czwartek, 7 stycznia 2016

Herbjorg Wassmo "Księga Diny"

Zanim sięgnęłam po tę książkę, nie miałam w sumie styczności z literaturą norweską. Słyszałam o niej dużo dobrego i w końcu udało mi się na własnej skórze przekonać, jaka ona właściwie jest. Chcecie posłuchać o Księdze Diny?

Tytułowa Dina to niezwykła kobieta. Jej trudny charakter ukształtowało życie. Jako mała dziewczynka została osierocona przez matkę. Ojciec odtrąca ją, woli poświęcić się nowej rodzinie. Nie jest w stanie zrozumieć córki, która zachowuje się jak dzikus. By pozbyć się problemu, szybko znajduje Dinie męża, wierząc w to, że on zdoła okiełznać jej charakter. Na oczach czytelnika dochodzi do przemiany głównej bohaterki. Co konkretnie zmienia się w jej życiu? Tego już musicie dowiedzieć się sami. Ja nic więcej nie zdradzę.

W tej powieści urzekł mnie jej niezwykły i mroczny klimat. Przedstawiona przez autorkę Norwegia momentami mroziła mi krew w żyłach. Specjalnie czytałam Księgę Diny wieczorami przy nieco przyciemnionym świetle. To potęgowało towarzyszące mi w trakcie lektury emocje. Ta powieść jest idealna na zimowe wieczory.

Na początku bałam się Diny. Była bardzo nieprzewidywalna. Nie byłam w stanie domyśleć się tego, co za moment zrobi. Żadna inna kobieca bohaterka nie wzbudziła we mnie tylu sprzecznych emocji. Współczułam jej, lecz czasem zupełnie nie rozumiałam tego, dlaczego zachowuje się tak, a nie inaczej. W niektórych momentach byłam autentycznie na nią zła i wydawało mi się, że rozumiem, dlaczego ojciec ją odtrącił. Trudno polubić Dinę. Podejrzewam, że wielu czytelników będzie odnosiło się do niej z rezerwą.

Jestem pełna podziwu dla języku, jakim posługuje się autorka. Jest piękny, niemalże poetycki. Pozwoliłam na to, by powieść porwała mnie bez reszty. Na pewno długo nie zapomnę o Księdze Diny. Nie każdemu przypadnie ona do gustu. To nie jest propozycja dla czytelników lubiących niewymagające książki. Ta powieść zmusza do myślenia. Czyta się ją dość powoli. Nie dlatego, że jest nudna. Trzeba jej po prostu poświęcić nieco więcej czasu.

Z tego, co mi wiadomo, na naszym rynku wydawniczym nie ma kontynuacji powieści i Dinie. Ubolewam nad tym faktem. Z chęcią przeczytałabym kolejne tomy serii. Norwegia urzekła mnie. Chciałabym tam jeszcze kiedyś powrócić. A Wy znacie tę książkę? Jeśli tak, to jakie są Wasze wrażenia po lekturze?

Herbjorg Wassmo
Księga Diny
Wydawnictwo Smak Słowa
Sopot 2014

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Poniedziałki ze zbrodnią w tle: #43 Greg Iles "Gra w Boga"

Witajcie w Nowym Roku!
Mam nadzieję, że wszystko u Was w porządku i ten rok będzie dla Was lepszy od poprzedniego. Przepraszam za moją nieobecność, przez kilka dni nie było mnie w zasięgu komputera i internetu. Potrzebowałam takiego odpoczynku. Teraz staram się na nowo odnaleźć w pracy.

Mamy poniedziałek, czas więc na kolejną książkę ze zbrodnią w tle. Gotowi na jeszcze jedną powieść autorstwa Grega Ilesa?

Poznajcie Davida Tennanta. To lekarz i autor książek na temat etyki w medycynie. Prezydent Stanów Zjednoczonych wybiera go do udziału w pewnym eksperymencie. To ściśle tajny Projekt Święta Trójca. Jest on nadzorowany przez NSA i genialnego konstruktora komputerów Petera Godina. Szybko jednak okazuje się, że to całe przedsięwzięcie nie jest takie, na jakie wygląda. David znajduje się pośrodku prawdziwej burzy. Na dodatek musi nauczyć się żyć ze skutkami ubocznymi wynikającymi z brania udziału w projekcie. Czy uda mu się uniknąć śmierci? Czym właściwie jest Święta Trójca?

Muszę przyznać, że ta książka jest według mnie najsłabszą pozycją w dorobku Grega Ilesa. Niby coś się w niej dzieje - jest spisek, są zawodowi mordercy, ale czegoś ciągle brakuje. Początek powieści był słaby, bardzo słaby. Zdarzało mi się odkładać książkę na bliżej nieokreślone później i gdyby nie to, że musiałam ją w końcu oddać, pewnie nigdy bym jej nie dokończyła.

Zabrakło mi oryginalności. W kilku powieściach już czytałam o superinteligentnych komputerach. To nie jest dla mnie żadna nowość. Bohaterowie - no cóż, byli, ale ich obecność nie podrywała mnie z fotela, z nikim specjalnie się nie zżyłam. Chociaż nie, w sumie coś mnie z Davidem łączyło. Skutkiem ubocznym udziału w projekcie była w jego przypadku narkolepsja. Niestety, przeszła z niego na mnie. Zdarzyło mi się parę razy zasnąć z książką w ręku w najmniej odpowiednim momencie. Gra w Boga zupełnie nie wpasowała się w mój czytelniczy gust. Liczyłam na pasjonującą lekturę. Zawiodłam się i to bardzo.

Wszystko było przewidywalne. Niemalże od początku wiedziałam, jak skończy się ta cała historia. Nie lubię czegoś takiego. Wolę być zaskakiwana i wciskana w fotel. Książki bez wyrazu zdecydowanie nie są dla mnie. Oczekuję od literatury tego, by wywołała we mnie emocje. Ta jedynie mnie usypiała.

Będę musiała zrobić sobie dłuższą przerwę od Grega Ilesa. Z każdą kolejną czytaną książką byłam coraz bardziej rozczarowana. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś sięgnę po jakąś jego powieść. Póki co muszę zapomnieć o tej. To była dla mnie strata czasu. Nie polecam.

Greg Iles
Gra w Boga
Wydawnictwo Albatros
Warszawa 2006