Kiedy myślę o Mikołajku, na myśl przychodzi mi moje
dzieciństwo. Jako mała dziewczynka czytałam książki o jego przygodach. Moim
ulubieńcem był Kleofas. To nic, że był najgorszy w klasie i często stał w
kącie. Lubiłam tego urwisa. Chyba jak większość czytelników nie przepadałam za
Ananiaszem, pupilkiem pani. Mikołaj i paczka powracają w książce Rodzinne przygody Mikołajka.
To zbiór kilku opowiadań, w których możemy dowiedzieć się między innymi tego,
jakie kłopoty można mieć z dziewczynami. Uczniowie mówią także kim chcą być w
przyszłości. Ich spojrzenie na pracę dorosłych jest rozbrajające. Dobrze być
policjantem, ale mieć pracę w biurze już nie jest tak fajnie. Możemy się także
przekonać, co popołudniami porabia tata Mikołajka. Mamy także okazję spotkać się
z Zębową Wróżką, która zostawia dzieciom pieniążki za mleczne zęby, które
właśnie im wypadły. Oczywiście to tylko niewielka część tego, co dzieje się w
najnowszej książce napisanej na podstawie starych Mikołajków.
To moje pierwsze spotkanie z "nowym" Mikołajkiem. Do tej pory
czytałam wyłącznie książki Rene Goscinny'ego. Czy te opowiadania na podstawie
autora pierwowzoru są równie dobre? Nie powiedziałabym. Owszem, czyta się je
szybko, bohaterowie są tacy sami, rodzice Mikołajka nadal nie mają imion, ale coś
się zmienia. W powieściach Goscinny'ego to Mikołajek był narratorem,
obserwowaliśmy świat z jego punktu widzenia. W Rodzinnych przygodach Mikołajka pojawia się narrator.
Niekoniecznie, przynajmniej w moim odczuciu, zadziałało to na te historie.
Lepiej patrzyło mi się na świat z perspektywy dziecka, narrator odebrał opisom
ten urok, który miały wypowiedzi Mikołajka. O ile na dialogi dało się jeszcze
przymknąć oko, o tyle na narrację już niekoniecznie.
W sumie można zapytać, czego oczekiwałam po opowiadaniach, które powstały na
podstawie oryginalnych Mikołajków.
Wiadomo, że to nie będzie to samo, ale czuję się rozczarowana. Liczyłam na
powrót do dzieciństwa i zawiodłam się. Dodatkowo niezbyt podobały mi się
kolorowe ilustracje przedstawiające Mikołajka i jego znajomych. Zdecydowanie
bardziej wolałam dawny wizerunek tego francuskiego ucznia. Teraz on i jego
koledzy wyglądają nieco dziwnie.
Książki Goscinny'ego o przygodach Mikołajka na pewno znajdą się w biblioteczce
mojego dziecka. Nie jestem jednak przekonana co do tego, czy znajdzie się tam
miejsce dla nowych opowieści o tym urwisie. To już nie jest to samo. Nie
uważam, żeby to był dobry pomysł, by dopisywać kolejne opowiadania o nim. To,
co stworzył Goscinny, było wspaniałe. Te nowe książki już tak nie zachwycają.
Podobne odczucia ma moja szwagierka, która pożyczyła ode mnie Rodzinne przygody Mikołajka.
Byłam zdziwiona, gdy oddała mi je następnego dnia. Powiedziała mi, że przerwała
lekturę, nie dochodząc nawet do połowy, bo to nie był już stary, dobry Mikołajek.
Myślę, że jest to dobra lektura dla dzieci ze szkoły podstawowej. Im ta książka
powinna przypaść do gustu. Język jest bardzo prosty i przystępny, więc tacy
odbiorcy nie będą mieli problemów z jego zrozumieniem. Starsi czytelnicy, który
zaczytywali się w Mikołajkach
Goscinny'ego, powinni odpuścić sobie Rodzinne przygody Mikołajka. Obawiam się, że mogą być nimi
zawiedzeni tak mocno, jak ja. Siła tych opowieści tkwiła w dziecięcym
spojrzeniu na świat. Tu ograniczono je do minimum i nie było to zbyt dobre posunięcie.
Książka naprawdę dużo na tym straciła.
Rodzinne przygody Mikołajka
Wydawnictwo Znak
Kraków 2015
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Portalowi Sztukater
i Wydawnictwu Znak.
Ja właśnie nie chcę sięgać po tę nowszą wersję, bo i szata graficzna do mnie nie przemawia, i tekst... Wiem, że to wciąż "Mikołajek", ale jednak to nie to samo, co wersja Sempe&Goscinny :C
OdpowiedzUsuńWolę Mikołajka tradycyjnego, ten mnie jakoś razi po gałkach ocznych :)
OdpowiedzUsuńO tak! Mikołajka czytałam, kiedy byłam młodsza, jednak chyba nadszedł czas, by nieco powspominać :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Isabelle West
Z książkami przy kawie