3 dni temu podzieliłam się z Wami informacją o zbliżającej się premierze książki Małe wielkie odkrycia autorstwa Steve'a Johnsona. Pozwólcie, że dziś podzielę się wrażeniami po lekturze.
Zastanawialiście się kiedyś nad tym, w jaki sposób powstają wynalazki, które na zawsze odmieniają bieg historii? Ja dość często o tym myślę. Steve Johnson w swojej książce stara się wyjaśnić, skąd wzięły się niektóre przedmioty codziennego użytku. Nie będę Wam streszczać tej publikacji, nie ma to większego sensu. Opowiem o tym, co zainteresowało mnie najbardziej.
Z racji wykonywanego przeze mnie zawodu pozwolę sobie skupić się najpierw nad wynalazkiem druku. Dobrze pamiętam z zajęć, jak wykładowcy mówili nam o biednych mnichach, którzy siedzieli w klasztorach i mozolnie przepisywali księgi. Fakt, wyglądały pięknie, lecz taki sposób rozpowszechniania utworów stanowił barierę nie do przeskoczenia dla ludzi, którzy pisali teksty niezwiązane z religią. Nie mogli oni pokazywać innym swoich dzieł. Między innymi stąd narodził się pomysł, by odszukać rozwiązanie umożliwiające publikację utworów bez pomocy osób duchownych. Książki drukowane przez Gutenberga miały jednak jeden mankament, a mianowicie były niewielkich rozmiarów. Chęć zdobywania wiedzy uświadomiła ludziom, że potrzebują czegoś, co umożliwi im odczytywanie drobnego druku, czyli okularów. Prototypy lup i okularów istniały już oczywiście wcześniej, biedni mnisi musieli w końcu jakoś rozczytywać łacińskie inskrypcje, ale to wciąż było za mało. Steven Johnson pokazuje, jaką drogę przebyły okulary, by wyglądać tak, jak teraz. To była dla mnie, mola książkowego, którego wzrok już stracił gwarancję, bardzo ciekawa lekcja.
Kolejną rzeczą, która mnie zainteresowała, było to, w jakim kierunku rozwinęły się ultradźwięki. Zaczęto ich używać przede wszystkim po to, by można było nasłuchiwać fal odbijanych od gór lodowych. Miało to pomóc w unikaniu kolejnych tragedii pokroju Titanica. Przydatny wynalazek? Przydatny. Niestety, jak to napisał autor, wynalazek miał też swoją ciemną stronę. Mowa tu o wykorzystywaniu ultradźwięków do sprawdzania płci nienarodzonego dziecka. W Chinach, gdzie każdy chłopiec był na wagę złota, przyczyniło się do wykonania wielu aborcji płodów, które nie miały chromosomu Y. Był to tragiczny efekt kolibra. Technologia, mająca na celu unikanie niebezpieczeństwa na morzu, stała się narzędziem zagłady. Przerażające, prawda?
W tej książce znajdziecie wiele ciekawostek dotyczących powstania przedmiotów codziennego użytku. Dowiecie się m.in.: skąd wzięły się wybielacze, w jaki sposób opracowano technologię umożliwiającą mrożenie produktów, co przyczyniło się do zmniejszenia się umieralności wśród ciężarnych kobiet. Będziecie mieli też okazję, by poznać córkę Byrona, która była nietuzinkową damą. Małe wielkie odkrycia to kopalnia wiedzy, perełka. Wiele osób podchodzi do nauk ścisłych jak pies do jeża. Sama znajduję się w tej grupie. Wiecie dlaczego tak się dzieje? Nie dlatego, że nauka jest trudna i nie każdy ją zrozumie. Wcale tak nie jest. Nie rozumiemy pewnych zjawisk fizycznych czy procesów chemicznych, bo trafiamy na nauczycieli, którzy nie potrafią przekazać nam wiedzy w zrozumiały sposób. Mają swój plan narzucony przed MEN, ściśle się go trzymają i każą uczyć się formułek, które i tak po paru latach wyparują z głowy, bo nie będą nam potrzebne. Steven Johnson robi coś innego. W bardzo prosty sposób, używając przykładów wziętych z życia, pokazuje czytelnikom skąd wzięły się poszczególne wynalazki. Całość jego wywodów uzupełniają fotografie. Jedne są kolorowe, inne czarno-białe, ale wszystkie idealnie oddają klimat publikacji.
Myślę, że ta książka może być spokojnie polecana przez nauczycieli chemii czy fizyki jako dodatkowa lektura. Po niej uczniom zostanie w głowach więcej informacji niż po 45 minutach spędzonych na udawaniu, że się słucha i patrzeniu się na zegarek. Zbliżają się Mikołajki. Może warto kupić komuś taki prezent? To będą bardzo dobrze wydane pieniądze. Zainteresowani? Klikajcie w takim razie tutaj i zafundujcie swoim bliskim wyjątkową niespodziankę. Naprawdę warto.
Steven Johnson
Małe wielkie odkrycia
Wydawnictwo Sine Qua Non
Kraków 2015
Za tegoroczny prezent mikołajkowy dziękuję Wydawnictwu Sine Qua Non :)
Zgadzam się w 100%, taka pozycja może dać więcej niż niejedna lekcja fizyki bądź chemii. Czytałam już o tej premierze i sama chętnie do niej zajrzę, może wreszcie zrozumiem niektóre działania w przyrodzie :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałam, ale z fizyką nie mam najlepszych kontaktów. Z jednej strony może bym się czegoś nauczyła, a z drugiej to chyba nie moje klimaty... Pozdrawiam serdecznie www.oczytane.blog.pl
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałam, ale z fizyką nie mam najlepszych kontaktów. Z jednej strony może bym się czegoś nauczyła, a z drugiej to chyba nie moje klimaty... Pozdrawiam serdecznie www.oczytane.blog.pl
OdpowiedzUsuńTo musi być wyjątkowo ciekawa książka :) Na pewno znajdą się jej fani, dobra na prezent :)
OdpowiedzUsuńFajny pomysł na prezent, ale ja bym czegoś takiego nie przeczytała, jakoś do mnie nie przemawia jak inne powieści.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://tylkomagiaslowa.blogspot.com/
Interesująca pozycja :) Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się po nią sięgnąć :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
http://mybooktown.blogspot.com/
Zdecydowanie nie moja bajka, ale jako prezent czemu nie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Artemis
http://artemis-shelf.blogspot.com
W pełni się z Tobą zgadzam, że po takich lekturach w głowie pozostaje znacznie więcej niż po przeciętnej lekcji. :)
OdpowiedzUsuńChętnie kiedyś zajrzę do tej książki.
No to... gdzie mieszkasz? Chętnie cię okradnę z tej książki. ^^
OdpowiedzUsuń