Strony

piątek, 20 listopada 2015

Marek Dutkiewicz "Jolka, Jolka, pamiętasz?"

Kiedy zobaczyłam tę książkę, pomyślałam, że muszę ją przeczytać. Skusił mnie opis:

"Dlaczego pogoda bywała szklana?

Jak zostaje się DJ-em w Bangkoku?

Czyje dziecko zgubili z Andrzejem Mleczką?

Czemu nie powiódł się wywiad z Czesławem Niemenem?

Na te i inne pytania Marek Dutkiewicz odpowiada zabawnie i dosadnie. Jego książka to imponująca kolekcja anegdot,o kulisach powstania jego największych przebojów, barwach PRL-u, podróżach i ludziach po drodze. “Jolkę…” podczas festiwalu Przystanek Woodstock odśpiewało siedemset tysięcy ludzi i niewykluczone, iż fakt ten zachęcił jej autora do spisania tych mocno niekonwencjonalnych wspomnień."


Byłam na nią napalona jak dzik na szyszki. Nie mogłam się wręcz doczekać chwili, gdy przyjdzie do mnie paczka z książkami do recenzji. Kiedy wyjęłam z niej Jolkę, cieszyłam się jak małe dziecko. Liczyłam na zbiór ciekawych anegdot, które umilą mi popołudnie. A co dostałam?

Książkę, tego faktu nie mogę zaprzeczyć. Uwierzcie mi, im dalej w tekst, tym bardziej byłam zawiedziona. Mam wrażenie, że autor nie przemyślał tego, w jaki sposób chce wydać Jolkę. Nastawiłam się na anegdoty z PRL-u, a tymczasem przyszło mi zmierzyć się z bardzo chaotyczną publikacją. Nie umiałam w niej znaleźć ani początku, ani końca. Cała historia zaczęła się jakby w środku. Brakowało jej ładu. Owszem, anegdoty pojawiały się, ale były wrzucone bez pomysłu. Nie bardzo pasowały do całości. Liczyłam na coś zdecydowanie lepszego. Byłam głodna wrażeń i ciekawa pikantnych wspomnień. Obeszłam się smakiem

W Jolce pojawia się wiele tekstów piosenek. W sumie to one zajmują zdecydowaną większość publikacji. Przy niektórych z nich pojawiła się informacja, że jeśli ściągnie się odpowiednią aplikację i zeskanuje się stronę, można wysłuchać instrumentalną wersję danego utworu. Nie jestem w stanie wypowiedzieć się w tej sprawie. Nie wiem, czy faktycznie tak było. Mój telefon nie chciał ze mną pod tym względem współpracować. Zastrajkował już przy próbie pobrania aplikacji. Nie miałam ochoty, żeby z nim walczyć. Nie wiem jednak, czy te "efekty specjalne" są w stanie uratować tę publikację. Jestem nią ogromnie rozczarowana.

Nie mogę odmówić Markowi Dutkiewiczowi poczucia humoru i lekkiego pióra. Jego krótkie historyjki czytało się całkiem nieźle. Żałuję tego, że porozrzucał je bez ładu i składu. Nie umiem sprecyzować tego, o czym właściwie była ta książka. Nie potrafię streścić zawartej w niej treści. Bliżej mi do określenia tej publikacji mianem zeszytu z tekstami niż do nazwania jej "kolekcją anegdot". Było ich tutaj zdecydowanie za mało. Można je policzyć na palcach jednej ręki.

Wiele razy zarzekałam się, że nie będę sugerowała się opisami z tyłu książki. Dobrze wiem, jak powstają i zdaję sobie sprawę z tego, że w wielu przypadkach nijak mają się do tego, co znajduje się w publikacji. Jednak moja ciekawość dotycząca epoki PRL-u wygrała. Chciałam dowiedzieć się, jak wyglądało życie tworzących wtedy gwiazd i zostałam odesłana z kwitkiem.

Nie będę nikogo zachęcała do sięgnięcia po tę książkę. To byłoby niesprawiedliwe wobec osób, do których dotrze ten tekst. Jeśli będziecie chcieli sami przekonać się o tym, czy w Jolce (jakkolwiek to zabrzmi) panuje chaos - droga otwarta. Nikomu nie będę niczego bronić. Moje zdanie na temat tej publikacji już znacie, a to, co z nim zrobicie - to już Wasza sprawa.

Marek Dutkiewicz
Jolka, Jolka, pamiętasz?
Edipresse Książki 2015

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Portalowi Sztukater
oraz Edipresse Książki.

7 komentarzy:

  1. Nie dla mnie takie historyjki...

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłam na nią napalona jak dzik na szyszki. - nawet nie wiesz, jak mnie rozbroiło to zdanie! Sama użyłabym innego określenia, ale no... Spadłam na podłogę, gdy tylko je przeczytałam! :D
    Ale wrócę jednak do ważniejszej kwestii, bo się rozpędzam...
    Na samym początku także byłam zaintrygowana tą książką, ale czytając o Twoim zawodzie pomyślałam sobie - ja także nie chcę się rozczarować. Wiem, że gusta bywają różne, ale ostatnio mam kryzys ekonomiczno-seksualny (otwieram portfel, a tam ni ch...ekhem!) i zwracam uwagę na wydatki. :)
    Dlatego też podziękuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest moje charakterystyczne hasełko :D Twój kryzys ekonomiczno-seksualny też mnie rozbroił. Tego jeszcze nie słyszałam :D

      Usuń
  3. Nie lubię takich książek. Ale tytuł zabawny. :)
    http://kochamczytack.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. M. Dutkiewicz nie napisał według widzimisię "Zaczytanej bez pamięci", lecz według autorskiej wizji, której osią są napisane przezeń teksty piosenek i dlatego "w sumie to one zajmują zdecydowaną większość publikacji". M. Dutkiewicz opowiada o okolicznościach powstania jego utworów, najczęściej poprzez anegdoty. Przy tym nie ma to być jakaś opowieść chronologiczna, z akcją jak w powieści. Bohaterami opowieści M. Dutkiewicza są JEGO PIOSENKI, natomiast anegdoty o ludziach i wydarzeniach, będących inspiracją ich powstania, pozwalają lepiej zrozumieć poszczególne teksty. Co do wspomnianych odnośników w książce, to dowiadujemy się, że "książka została wzbogacona o nowatorskie rozwiązanie na rynku wydawniczym - aplikację Tap2C. Dzięki niej Czytelnicy mogą obejrzeć na urządzeniach mobilnych niecodzienną przedmowę autora i wysłuchać jego najlepszych przebojów w wyjątkowej aranżacji instrumentalnej". Nie sprawdzałem tego, acz świetnie to działa w audiobooku stworzonym na podstawie tej książki – narracji M. Dutkiewicza i M. Orłosia towarzyszą tam nagrania najlepszych przebojów M. Dutkiewicza w wyjątkowej aranżacji instrumentalnej...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)