Strony

niedziela, 1 listopada 2015

Aleksandra Zaprutko-Janicka "Okupacja od kuchni"

Zastanawialiście się kiedyś nad tym, co w czasie II wojny światowej jedli ludzie? Ja przyznam się z ręką na sercu, że tego nie robiłam. Wiedziałam, że panował wtedy głód i trudno było zdobyć cokolwiek do jedzenia, ale nie myślałam o tym, co to było. Pozwólcie, że wraz z Aleksandrą Zaprutko-Janicką otworzę przed wami spiżarnie ludzi żyjących w latach niemieckiej okupacji.

Autorka pokazuje, w jaki sposób kobiety zdobywały pożywienie. Po tym, jak zostały wprowadzone kartki na żywność, prym wiódł czarny rynek. Szybko jednak wyśrubowano tam ceny i nie opłacało się kupować jedzenia. Trzeba było jednak znaleźć sposób na zapełnienie pustego brzucha. Wtedy w gospodyniach domowych odezwała się kreatywność. Uprawiały rośliny w parkowych rabatkach i hodowały w mieszkaniach zwierzęta, np. króliki. To nie wszystko. Te kobiety szukały sposobów, by jak najmniejszym kosztem przygotować posiłek. Co więc królowało na stołach? Kawa z marchewki, tort kasztanowy, zupa z jęczmienia oraz wiele innych niecodziennych wynalazków. Autorka pokazuje, że podczas okupacji przestały się liczyć jakiekolwiek żywieniowe opory. Generał Bór-Komorowski zjadł nieświadomie kota w śmietanie. Na samą myśl o tym aż przechodzą mnie ciarki, chociaż nie wiem, do czego ja posunęłabym się, gdybym od kilku dni nie jadła.

Chcecie się przekonać o tym, jak smakowała okupacja? Proszę bardzo. W książce znajdują się przepisy, z których korzystały wojenne panie domu. Przyznam, że gdy je czytałam, czułam narastające mdłości. W normalnych warunkach za nic nie tknęłabym zupy z perzu czy marmelady z buraków. Nawet teraz, gdy nie mam przepisów przed oczami, czuję, jak przewraca mi się w żołądku.
Ta publikacja mówi nie tylko o tym, co jedli nasi przodkowie w trakcie okupacji. Ona pokazuje siłę, jaka drzemała w gospodyniach domowych, które nie chciały dopuścić do tego, by ich bliscy umarli z głodu. Aleksandra Zaprutko-Janicka pokazuje, w jaki sposób zdobywały pożywienie i w sumie z niczego gotowały posiłki. Ich mężczyźni walczyli na froncie, one w domu. Przebierały martwe świniaki za schorowane babcie i w ten sposób przejeżdżały z nimi pół kraju, by w końcu podać je na talerzu, przewoziły jedzenie w trumnie. I niech ktoś mi powie, że Polak nie potrafi znaleźć wyjścia z nawet beznadziejnej sytuacji.

Myślicie, że Niemcy widzieli coś złego w tej sytuacji? Nie, wręcz przeciwnie. Wykorzystywali niedożywienie polskich kobiet w swoich akcjach propagandowych. Chcieli, by inni brali z nich przykład i też jedli niewiele, a najlepiej wcale. Problem z narodem nieczystej krwi rozwiązałby się wtedy sam. Wrogowie padliby z głodu. Jednak nie z nami takie numery. Nie bez powodu jesteśmy znani na świecie ze swojej kreatywności.


Zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszyscy będą w stanie przejść przez tę książkę. Uważam jednak, że warto się z nią zapoznać, by docenić, to co mamy i nie tylko dlatego. To świetna i ciekawa lekcja historii. Czegoś takiego nikt nie powie nam w szkole. Tam ważniejsze są daty bitw oraz nazwiska przywódców. Nikogo nie obchodzi to, co jedzono po walce, a szkoda. Może gdyby pojawiło się więcej takich ciekawostek, uczniowie przestaliby narzekać na to, że lekcje historii są nudne. Myślę, że pokazanie okupacji z innej strony na pewno zainteresowałoby ich oraz zachęciło do zgłębienia tematu.

Aleksandra Zaprutko-Janicka
Okupacja od kuchni
Wydawnictwo Znak
Kraków 2015

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Portalowi Sztukater
i Wydawnictwu Znak.

5 komentarzy:

  1. Książka już czeka w kolejce. Może w kolejny weekend bliżej się z nią poznam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Po przeczytaniu tej książki chyba każdy uświadamia sobie moc powiedzenia: "zrobić coś z niczego". Ja jeszcze nie miałam okazji zapoznać się tą lekturą, ale wierzę, że jest to dobra lekcja historii, o której piszesz. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam. Książka trudna, przejmująca... pokazująca siłę naszych kobiet :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo interesująca recenzja. :) Nie czytałam pozycji dotyczących codziennego życia podczas okupacji, poza "Dziennikiem" Anny Frank. W nim Anna opisywała również to, co zdarzało im się jeść - np. w najgorszych czasach nawet zepsute jedzenie. Człowiek sobie naprawdę nie zdaje z tego sprawy, ile ci ludzie musieli kombinować, by nie umrzeć z głodu w czasie wojny.
    Zachęciłaś mnie do tej książki. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Od momentu przeczytania "Dziewczyn z Syberii" jestem ciekawa każdej książki tego typu, więc chętnie bym sięgnęła za "Okupację od kuchni". :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)