Na początku był zeszyt.
Ojciec dostał go na 40. urodziny od syna. Początkowo nie bardzo wiedział, co
może z nim zrobić. Pisanie pamiętnika wydawało mu się absurdalne. W końcu
jednak mężczyzna odnalazł radość w pisaniu i postanowił pozostawić po sobie pamiątkę
dla potomków. Chce pokazać, jaki jest wspaniały. Nie grzeszy jednak
inteligencją i nawet nie zauważa tego, że opisuje swój upadek.
W powieści nie pada ani razu imię i nazwisko
głównego bohatera. Może być nim każdy człowiek. Kim jednak jest ów człowiek oczywisty?
Ma rodzinę, żonę i syna. Chociaż podkreśla, że są oni dla niego sensem życia i
to dla nich urabia sobie ręce po łokcie, bratając się jeszcze przy okazji z
komunistami, to prawda jest taka, że nie dba o bliskich. Zdradza i poniża żonę.
Uważa ją za przedstawicielkę podgatunku, która nie umie poradzić sobie z
nadwagą. Nie dziękuje jej za to, co robi. Wychodzi z założenia, że ona musi
prowadzić dom i wychowywać dziecko, bo jest kobietą. Jest jeszcze trochę nie do
końca rozgarnięty syn, Zdeno, którym ojciec średnio się interesuje. Jedyną
osobą, której obecność zauważa, jest jego kochana, Vikina - zupełne
przeciwieństwo jego żony.
Ten człowiek co prawda zajmuje wysokie stanowisko w pewnej firmie, ale nie reprezentuje sobą nic. Nie potrafi się zachować odpowiednio w zależności od sytuacji, kultura jest mu całkiem obca. Nie chodzi do teatru, nie czyta książek, a jego wszechobecne „se" przyprawiało mnie o zawał. Nie wypada mi napisać co on „se" może zrobić.
Już dawno nie spotkałam takiego hipokryty. Mężczyzna uważa się za bóstwo, za którym szaleją kobiety, zachowuje się tak, jakby pozjadał wszystkie rozumy, a gdyby spróbował skoczyć z poziomu ego na poziom swojej inteligencji, zostałaby po nim mokra plama. Cisną mi się na usta brzydkie epitety na jego określenie, ale nie wypada mi ich przelać na papier. Powiem tylko tyle, że chętnie potraktowałabym tego buca elektrowstrząsami. Może wtedy przejrzałby na oczy. Chociaż nie wiem, czy cokolwiek by mu pomogło. To był beznadziejny przypadek i ucieszyłam się z tego, jak skończył. To nic, że na nim nie zrobiło to większego wrażenia i on wciąż uważał się za poszkodowanego, od którego niesłusznie wszyscy się odwrócili. Dostał za swoje i jestem usatysfakcjonowana.
Obawiałam się tego, że w tej książce będzie sporo polityki. W opisie książki przewija się „komunizm", więc moje obawy nie były do końca bezpodstawne. Na szczęście autor oszczędził mi czytania o założeniach partii, choć pojawiają się fragmenty mówiące o postawach członków partii. Przyznam, że to mnie przeraziło. Wiara w potęgę komunistów sprawiała, że czułam na rękach gęsią skórkę.
Uwielbiam książki, które wzbudzają we mnie emocje. Ta taka właśnie była. Niewiele brakowało, a zaczęłabym na marginesach pisać swoje nie do końca cenzuralne przemyślenia. Powstrzymałam się jednak przed tym, bo obiecałam koleżance, że pożyczę jej tę książkę. Nie wypadało, żeby czytała moje dopiski. Opowieść o rzeczywistym człowieku daje do myślenia i pokazuje, co może stać się z człowiekiem, dla którego przestaną liczyć się jakiekolwiek wartości. Polecam ją fanom literatury słowackiej i czytelnikom lubiącym powieści, o jakich szybko się nie zapomina. Ta lektura na pewno ich nie zawiedzie.
Ten człowiek co prawda zajmuje wysokie stanowisko w pewnej firmie, ale nie reprezentuje sobą nic. Nie potrafi się zachować odpowiednio w zależności od sytuacji, kultura jest mu całkiem obca. Nie chodzi do teatru, nie czyta książek, a jego wszechobecne „se" przyprawiało mnie o zawał. Nie wypada mi napisać co on „se" może zrobić.
Już dawno nie spotkałam takiego hipokryty. Mężczyzna uważa się za bóstwo, za którym szaleją kobiety, zachowuje się tak, jakby pozjadał wszystkie rozumy, a gdyby spróbował skoczyć z poziomu ego na poziom swojej inteligencji, zostałaby po nim mokra plama. Cisną mi się na usta brzydkie epitety na jego określenie, ale nie wypada mi ich przelać na papier. Powiem tylko tyle, że chętnie potraktowałabym tego buca elektrowstrząsami. Może wtedy przejrzałby na oczy. Chociaż nie wiem, czy cokolwiek by mu pomogło. To był beznadziejny przypadek i ucieszyłam się z tego, jak skończył. To nic, że na nim nie zrobiło to większego wrażenia i on wciąż uważał się za poszkodowanego, od którego niesłusznie wszyscy się odwrócili. Dostał za swoje i jestem usatysfakcjonowana.
Obawiałam się tego, że w tej książce będzie sporo polityki. W opisie książki przewija się „komunizm", więc moje obawy nie były do końca bezpodstawne. Na szczęście autor oszczędził mi czytania o założeniach partii, choć pojawiają się fragmenty mówiące o postawach członków partii. Przyznam, że to mnie przeraziło. Wiara w potęgę komunistów sprawiała, że czułam na rękach gęsią skórkę.
Uwielbiam książki, które wzbudzają we mnie emocje. Ta taka właśnie była. Niewiele brakowało, a zaczęłabym na marginesach pisać swoje nie do końca cenzuralne przemyślenia. Powstrzymałam się jednak przed tym, bo obiecałam koleżance, że pożyczę jej tę książkę. Nie wypadało, żeby czytała moje dopiski. Opowieść o rzeczywistym człowieku daje do myślenia i pokazuje, co może stać się z człowiekiem, dla którego przestaną liczyć się jakiekolwiek wartości. Polecam ją fanom literatury słowackiej i czytelnikom lubiącym powieści, o jakich szybko się nie zapomina. Ta lektura na pewno ich nie zawiedzie.
Pavel Vilikovsky
Opowieść o rzeczywistym człowieku
Wydawnictwo Książkowe Klimaty
Wrocław 2015
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Portalowi Sztukater
i Wydawnictwu Książkowe Klimaty.
Fakt, główny bohater wkurzał, też miałam ochotę go udusić. Buc o rozbuchanym ego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Aga J.
Ale mnie zaintrygowałaś. Ta książka wydaje się być ciekawą, niestandardową lekturą, po którą muszę jak najszybciej sięgnąć!
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie :)