Strony

środa, 30 września 2015

Philippa Gregory "Wieczna księżniczka"


O tej autorce słyszałam już od bardzo dawna. Czytałam pochlebne opinie jej książek i postanowiłam sobie, że w końcu na własnej skórze sprawdzę, czy to, co napisała, przypadnie mi do gustu. Posłuchajcie, jak wyglądało moje spotkanie z Wieczną księżniczką, pierwszą częścią Cyklu Tudorowskiego.
Katarzyna Aragońska przyszła na świat jako Catalina, córka Ferdynanda i Izabeli Kastylijskiej, infantka hiszpańska. Jako trzyletnia dziewczynka została zaręczona z księciem Walii, Arturem, synem króla Henryka VII. Zdaje sobie sprawę z tego, że będzie musiała opuścić rodzinną Hiszpanię, by udać się do Anglii. Z pokorą przyjmuje jednak to, co przynosi jej los. Po przyjeździe do nowej ojczyzny orientuje się, że czeka ją ciężki żywot. Przyszły mąż jest nieopierzonym młodzikiem i nieco inaczej podchodzi do kwestii małżeństwa. Dopiero z czasem przychodzą miłość i namiętność. Ich małżeńskie szczęście przerywa śmierć Artura. Katarzyna zostaje młodą wdową i jest zawieszona w nicości. Uznaje jednak, że zrobi wszystko, by zasiąść na tronie Anglii.
Muszę przyznać, że zawsze uważałam Katarzynę za ofiarę. W moich oczach była biedną, porzuconą żoną kochliwego Henryka VIII, wypędzoną z pałacu tylko dlatego, że nie urodziła następcy tronu. Było mi jej żal. Wiedziałam, że nie miała szans, by utrzymać swoje małżeństwo, bo król i tak zrobiłby to, co chciał. Philippa Gregory pokazała mi zupełnie inny obraz Cataliny. W powieści była wojowniczką, która była w stanie po trupach dojść do celu. Postanowiła, że będzie królową Anglii i matką następcy tronu i nie zważała na to, jaką cenę ma za to zapłacić. Nie chciała rozczarować rodziców. Cały czas myślałam, że Henrykowi nakazano poślubić wdowę po bracie. Nie podejrzewałam, że za tym wszystkim mogła stać Katarzyna.
Tę historię poznajemy z dwóch perspektyw. Przez większość książki przemawia obiektywny narrator. Jego wypowiedzi uzupełnia sama Catalina. Dzięki nim czytelnik widzi, że ta waleczna kobieta miewa momenty zwątpienia. Przyznam jednak, że bardziej przypadła mi do gustu narracja trzecioosobowa. Na szczęście wstawek z wypowiedziami Katarzyny było niewiele. 
Niektóre kwestie historyczne wzbudzały moje wątpliwości. Pamiętam, jak na lekcjach historii powtarzano mi, że małżeństwo Katarzyny i Artura nie zostało skonsumowane i kobieta poślubiła drugiego męża jako dziewica, dlatego Henrykowi trudno było unieważnić małżeństwo. Philippa Gregory twierdzi inaczej. Uważa, że historycy kłamią i po ślubie Katarzyny i Artura doszło do nocy poślubnej. Nie byłabym tego taka pewna. Kiedyś ludzie nie byli aż tak rozpasani seksualnie i następcy tronu znali swoje miejsce w szeregu. Wiedzieli, kiedy mogą przyjść do łoża współmałżonka i raczej trzymali się tego, nazwę to "harmonogramu".
Czeka na mnie kolejna część tego cyklu. Ta wciągnęła mnie tak bardzo, że pochłonęłam ją w ciągu jednego dnia. Jestem ciekawa, czym zaskoczy mnie Philippa Gregory.

Philippa Gregory
Wieczna księżniczka
Wydawnictwo Książnica
2015

Malarski Tag Książkowy

Kochani!
Jakiś czas temu spod mojej klawiatury wyszedł Oscarowy Tag Książkowy, który krąży po sieci. Nie spodziewałam się tego, że zostanie tak ciepło przyjęty. Było mi miło, gdy czytałam Wasze odpowiedzi i opinie na temat tagu. Po słowach Kani Frani, która napisała, że to "dzieło ludzkiego geniuszu", poczułam się dowartościowana i aż się zawstydziłam, jeszcze nie dostałam takiej pochwały. Dziękuję raz jeszcze. Napisałam ten tag na kolanie i bardzo cieszę się, że Wam się podoba. Jeśli jeszcze nie wzięliście udziału w zabawie, zapraszam :) Jestem ciekawa kolejnych książkowych Oscarów.
Dziś chciałabym zaprezentować mój kolejny autorski tag. Było filmowo, więc teraz będzie malarsko. Zobaczcie, co wyszło z eksperymentu z kilkoma stylami malarskimi. Ostrzegam tylko, że zmodyfikowałam je dość mocno na potrzeby tego wpisu.

Rokoko - czyli książka z koronowanymi głowami w tle
Czytam sporo powieści o królach i mam tu dylemat, jaką książkę wyróżnić, bo każda jest na swój sposób wyjątkowa. Ostatnio znów przeżywam fazę zachwytu nad twórczością Christophera W. Gortnera, więc zdecyduję się na Ostatnią królową - piękną opowieść o życiu Joanny Szalonej, która miała pecha, bo urodziła się w rodzinie królewskiej i nie mogła sama decydować o swoim losie. Nikt nie napisał o niej w taki sposób. Ten autor odczarował skrzywdzoną przez historyków Joannę. Jeśli nie czytaliście tej książki - polecam.

 
Klasycyzm - czyli powieść z mitologią w tle
Kurczaki, chyba kolejny trudny tag mi wychodzi, bo sama musiałam się chwilę zastanowić nad odpowiedzią. Kilka tygodni temu czytałam Miasteczko Roberta Cichowlasa i Łukasza Radeckiego, w którym były nawiązania do naszej, słowiańskiej mitologii. Książka sama w sobie może i pośladków mi nie urwała, ale nawiązanie do dawnych wierzeń przypadło mi do gustu. Uważam nawet, że ten wątek uratował całą powieść i był jej najmocniejszym punktem.
Realizm - czyli książka, którą napisało samo życie
Będę mało oryginalna, ale największe wrażenie zrobiła na mnie książka Wendy Holden Chłopiec i pies. Płakałam nad nią, śmiałam się i znów uwierzyłam w to, że są na tym świecie jeszcze ludzie, którym nie jest obca krzywda innych. Cieszę się, że powstała opowieść o tych dwóch niezwykłych bohaterach. Historia Owena i Haatchiego poruszy każdego, kto po nią sięgnie. Gorąco polecam. Zaopatrzcie się tylko w paczkę chusteczek, może się przydać.

 
Impresjonizm - czyli książka, po którą sięgnąłeś/sięgnęłaś pod wpływem impulsu, bez zapoznania się wcześniej z opinią innych i do dziś tego żałujesz
Macie czasem tak, że wchodzicie do księgarni i nagle słyszycie dźwięk trąb anielskich, patrzycie na jakąś
książkę i widzicie, że pada na nią słup światła? Ja tak mam, dlatego unikam księgarni, bo na widok prawie każdej publikacji czuję, że zaczyna mi bić serce. Czasem prowadzi mnie to do zguby. Tak było w przypadku Sekretnej szkatuły Martina Langfielda. Do dziś niemal płaczę na widok tej książki. Przykuły mnie okładka i opis. Treść pozostawiała już wiele do życzenia. Nie polecam.






Ekspresjonizm - czyli powieść z szybkimi zwrotami akcji
Nie mów nikomu Harlana Cobena. Bez dwóch zdań. Od tej książki zaczęła się moja przygoda z tym autorem. Pokochałam ją od pierwszych stron i niemal obgryzałam z niecierpliwości paznokcie, bo nie mogłam w żaden sposób przewidzieć tego, co się za moment stanie. Uwielbiam takie powieści, są lepsze na pobudzenie niż kubek mocnej kawy.





Abstrakcjonizm - czyli książka, którą przeczytałeś/przeczytałaś, ale nie wiesz, o co w niej chodzi

Kupiłam kiedyś na wyprzedaży książkę Groza jej spojrzenia Tima Powersa. Przeczytałam ją, co prawda po kilku podejściach, ale to się nie liczy, najważniejsze jest to, że w końcu się z nią uporałam. Gdyby ktoś kazał mi opowiedzieć o tej powieści, nie umiałabym tego zrobić. Byłabym w stanie powiedzieć tylko tyle, że był sobie pan, który miał żonę, ale coś mu ją zabiło i tyle. Nie mam pojęcia co autor miał na myśli, pisząc tę książkę. Może ktoś z Was wie i mnie oświeci?





Futuryzm - czyli powieść z fantastyką lub science fiction w tle
Pierwsze nasuwa mi się Stalowe Serce Brandona Sandersona, co przypomina mi, że powinnam w końcu dodać tu jego recenzję :) Zamówiłam ją bez większego przekonania i zostałam pozytywnie zaskoczona przebiegiem akcji i tym, w jaki sposób wykreowano bohaterów. Zakochałam się w tej powieści, połknęłam ją w ciągu jednego dnia i nie mogę doczekać się kontynuacji.





Pop-art, czyli powieść przeczytana pod wpływem międzynarodowego boomu
Będę mało oryginalna, ale cykl książek o Harrym Potterze wpisuje się idealnie w tę kategorię, Może i nie stałam w stroju małej czarownicy z kociołkiem w ręku pod Empikiem od 5 nad ranem, ale z niecierpliwością wyczekiwałam na premierę kolejnych tomów. Kiedy byłam już trochę starsza, kupowałam książki w oryginale i czytałam je, siedząc ze słownikiem na kolanach. Aż mi się łezka kręci w oku, gdy sobie to przypomnę :) Jestem ciekawa, czy moje dzieci będą kiedyś na jakąś książkę tak czekały. Jeśli tak, będę z nich dumna :)
Podejmiecie wyzwanie i zmierzycie się z Tagiem?

wtorek, 29 września 2015

Jodi Picoult "Już czas"


Jodi Picoult należy do moich ulubionych autorek. Nie wiem, jak to się stało, ale ostatnio jakoś było nam nie po drodze. Nie mogłam dopaść jej książek w bibliotece, były cały czas zarezerwowane. W końcu udało mi się wypożyczyć najnowszą z nich. Jakie są moje wrażenia po przeczytaniu powieści Już czas?
Minęło 10 lat od dnia, w którym zaginęła matka Jenny Metcalf, Alice, badaczka słoni. Nikt nie wie, co się z nią stało. Kobieta po prostu zapadła się pod ziemię. Nastolatka nie wierzy w to, że została porzucona i próbuje odnaleźć mamę za pośrednictwem Internetu. Szuka także pomocy u jasnowidzki, Serenity Jones oraz prywatnego detektywa, Virgila Stanhope'a, który prowadził już sprawę Alice. Wspólnymi siłami próbują znaleźć odpowiedzi na pewne pytania. Czy uda im się dojść do prawdy?
Mam bardzo mieszane uczucia po lekturze tej książki. Pomysł na historię był bardzo dobry. Zwrócenie uwagi na los słoni to bardzo śmiałe posunięcie. Dowiedziałam się wielu ciekawych informacji na temat tych zwierząt, choć muszę przyznać, że momentami wywody o nich zaczynały mnie męczyć. Przypominały specjalistyczną książkę przyrodniczą. Miały być tłem powieści, a stały się czymś więcej. To nie był dobry pomysł. Niezbyt też spodobał mi się wątek kryminalny. Można było go spokojnie pominąć. Sytuację nieco uratował wątek spirytystyczny. To w nim powróciła dawna Jodi, którą pokochałam. fragmenty o darze Serenity czytałam z zapartym tchem. Autorka trochę przedobrzyła. Było tu tego wszystkiego trochę za dużo. Szkoda, naprawdę wielka szkoda, liczyłam na więcej emocji. 
Miałam problem z wczuciem się w klimat powieści. Przez pierwszą część niewiele w niej się działo. Często odrywałam się od lektury i niespecjalnie się do niej spieszyłam. Dopiero później akcja nabrała rumieńców i z niecierpliwością czekałam na zakończenie, chociaż i tak uważam, że Już czas nie utrzymuje poziomu poprzednich powieści tej autorki. 
Spodobało mi się to, że akcja dzieje się w dwóch płaszczyznach. Nie tylko obserwujemy poszukiwania Alice, ale także możemy przeczytać o tym, co działo się zanim zniknęła, co więcej, dowiadujemy się tego z jej ust. Na początku trochę się gubiłam w czasoprzestrzeni, lecz szybko złapałam odpowiedni rytm.
Czuję niedosyt po tej książce. Liczyłam na miłe spotkanie z dawną, dobrą Jodi Picoult, jednak moje oczekiwania nie zostały spełnione. Tę autorkę stać zdecydowanie na coś więcej. Pokazała to chociażby przy okazji powieści W naszym domu czy Bez mojej zgody. Mam nadzieję, że to chwilowy spadek formy. Nie zniosę kolejnego rozczarowania jej twórczością.

Jodi Picoult
Już czas
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Warszawa 2014

poniedziałek, 28 września 2015

Poniedziałki ze zbrodnią w tle: #29 Emelie Schepp "Naznaczeni na zawsze"


Uwielbiam klimat szwedzkich książek. Zajmują one sporo miejsca w mojej biblioteczce. Lubię czytać o śledztwach, które prowadzi się wśród nieprzeniknionego chłodu. Szwedom trzeba przyznać to, że potrafią stworzyć dla czytelników świat mroku. Kiedy w zapowiedziach Wydawnictwa Media Rodzina zobaczyłam Naznaczonych na zawsze, poczułam szybsze bicie serca. Wiedziałam, że muszę przeczytać tę powieść.
Zrozpaczona kobieta dzwoni na policję, by zgłosić fakt, że jej mąż nie żyje. Na miejscu zostają zabezpieczone odciski palców dziecka. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że małżeństwo było bezdzietne. Niedługo potem policja dokonuje makabrycznego odkrycia. Są to zwłoki dziesięcioletniego uzależnionego od narkotyków chłopca. Okazuje się, że był on w domu zamordowanego mężczyzny. Nie wiadomo kim był. Jego jedynym „dowodem tożsamości” jest imię greckiego boga śmierci Thanatosa wyryte na karku. Jana Berzielus, pani prokurator, która uczestniczy w śledztwie, orientuje się, że gdzieś już to imię widziała... Dokąd zaprowadzą ją poszukiwania? Kim jest tajemnicza dziewczynka, która pojawia się od czasu do czasu w powieści?
Emelie Schepp przyznała się, że miała problem z wydaniem tej książki. Szwedzkie wydawnictwa nie chciały z nią współpracować, więc zdecydowała się na opublikowanie Naznaczonych na zawsze na własną rękę. Bardzo cieszę się, że jej się to udało, gdyż czytelnicy dostali do ręki kawał dobrego psychologicznego kryminału. Odważne ze strony autorki było też poruszenie owianego jeszcze aurą tabu motywu dzieci szkolonych na płatnych zabójców. Te fragmenty przyprawiały mnie o ciarki i bywało, że musiałam na chwilę zamknąć książkę, żeby ochłonąć. Nie wyobrażam sobie tego, jakim trzeba być potworem, żeby tak skrzywić psychikę dziecka. Nie potrafiłam także spokojnie czytać chociażby o tym, co mały chłopiec zrobił ze swoim ciałem, gdy zażywał narkotyki. Byłam wtedy we wszystkich kolorach tęczy.
Muszę przyznać, że na początku Naznaczonych na zawsze czytało mi się bardzo opornie. Działo się niewiele, głównie poznawałam bohaterów i ich historie. Na szczęście później wszystko ruszyło z kopyta i nie nudziłam się w trakcie lektury.
Polubiłam Janę Berzielus. Nieco chłodna w obyciu i trzymająca na dystans współpracowników kobieta, zdobyła moje serce. Przeżyła w dzieciństwie traumę, która wpłynęła na jej postępowanie, jednak utrzymuje to w tajemnicy. Czuję pewien niedosyt po przeczytaniu książki. Mam wrażenie, że dowiedziałam się o pani prokurator za mało. Pociesza mnie jednak fakt, że Naznaczeni na zawsze to dopiero pierwsza część cyklu o jej przygodach. Liczę na to, że na kolejną nie będę musiała zbyt długo czekać. Jestem głodna wrażeń.
Jedyne, co troszeczkę zaburzyło mój odbiór powieści to fakt, że w pewnym momencie Emelie Schepp zaczęła mnie prowadzić za rękę. Nie pozwoliła mi snuć domysłów i samodzielnie rozwiązać zagadki. Wiele rzeczy dostałam niemalże na tacy. Wolę jednak, gdy w powieści jest więcej tajemnicy. Przymykam jednak na to oko. To literacki debiut autorki. Jej historia ma potencjał i warsztat Schepp z czasem na pewno się poprawi.
Każdy, kto mnie zna, wie, że specjalizuję się w kryminałach. Naznaczeni na zawsze podlegają pod tę kategorię. Uważam, że to dobra książka. Fani gatunku mogą spokojnie po nią sięgnąć. Ostrzegam tylko, że niektóre momenty mogą wcisnąć w fotel i wywołać mdłości. Czekam z niecierpliwością na kolejną powieść Emelie Schepp. Jestem ciekawa czym ona mnie zaskoczy.

Emelie Schepp
Naznaczeni na zawsze
Wydawnictwo Media Rodzina
Poznań 2015

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Portalowi Sztukater
i Wydawnictwu Media Rodzina.

sobota, 26 września 2015

Tea Book Tag

Kochani!
Nie wiem, jak u Was, ale u mnie za oknem jest już jesień. Ogarnęła mnie niechęć do robienia czegokolwiek. Najchętniej zakopałabym się pod kocem z książką w ręką i panem mężem, który robiłby za podpórkę. Postanowiłam więc zaserwować Wam wpis związany z dwoma z rzeczy, o których wspomniałam. U Elis Laveau z bloga Światy z półki zobaczyłam Tea Book Tag i postanowiłam jej go podprowadzić. Zapraszam do lektury :)


 CZARNA HERBATA Twój ulubiony klasyk

Portret Doriana Greya - nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Znam tę książkę prawie na pamięć, a i tak uwielbiam ją czytać. Jeśli jeszcze ktoś jej nie zna - polecam :)

ZIELONA HERBATA
 - książka tak nudna, że przy jej czytaniu zasypiałaś

Mam nadzieję, że nie zostanę za to zlinczowana, ale to będzie Niezgodna Veroniki Roth. Nigdy nie zrozumiem fenomenu tej książki. Zmierzch też mnie pokonał.

CZERWONA HERBATA PU-EHR 
książka, w której bohaterowie cięgle się przemieszczają

Będę mało oryginalna, ale we Władcy Pierścieni Hobbicie bohaterowie nie potrafią za długo usiedzieć w jednym miejscu. Jack Reacher z książek Lee Childa także nie należy do osób siedzących cały czas na pupie.

HERBATA OOLONG
 - książka, której poświęca się zbyt mało uwagi

Dość długo uciekałam z krzykiem od trylogii Miry Grant. Jej Przegląd Końca Świata traktowałam jak kolejną nudną książkę o zombiakach, w której nie znajdę nic dla siebie. Na szczęście zmieniłam zdanie i przeczytałam wszystkie 3 części. Polecam.

BIAŁA HERBATA
 - książka niezasłużenie popularna

Niezgodnej Veroniki Roth już wspomniałam. Nie znalazłam w tej książce nic, co rzuciłoby mnie na kolana. Nie rozumiem też fenomenu Zmierzchu i Pięćdziesięciu twarzy Greya. Ani to oryginalne (chociaż w sumie nie pamiętam, czy gdzieś jeszcze wampiry się świeciły), ani ciekawe, przynajmniej w moim odczuciu.

HERBATA YERBA MATE
 - książka, przy której trzeba przebrnąć przez pierwsze rozdziały, aby akcja się rozwinęła

Naznaczeni na zawsze - na początku było ciężko, bardzo ciężko, myślałam, że nie skończę tej książki, ale z biegiem akcji było już lepiej.

HERBATA ZIOŁOWA - książka, którą czytano Ci na dobranoc, kiedy byłaś mała

Mnie nikt nie czytał na dobranoc. Za to w ciągu dnia owszem. Uwielbiałam bajki braci Grimm i katowałam nimi starszą siostrę. Do dziś ucieka z krzykiem przed Muzykantami z Bremy, których lubiłam najbardziej.

HERBATA OWOCOWA - Twoja ulubiona lekka książka

Ulubiona lekka książka? Hmmmmmm... To trudne pytanie, ale chyba wybiorę Kobietę z Impetem Marioli Zaczyńskiej. Uwielbiam i książkę i autorkę (pozdrawiam, Pani Mariolu)

ICED TEA - książka, która zmroziła Ci krew w żyłach

Kilka takich książek było. "Kompleks Boga" Piotra Rozmusa, "Terror" Dana Simonsa, "Kobieta w czerni" Susan Hill i "Pokój Naomi" Jonathana Aicliffe'a. Staram się jednak nie czytać takich mrocznych książek. W moim wieku nietrudno o zawał ;)

Jeśli ktoś chce zrobić ten tag, zapraszam. Jestem ciekawa, z czym kojarzą Wam się poszczególne gatunki herbaty :)

piątek, 25 września 2015

K.A. Tucker "Jedno małe kłamstwo"


Bardzo długo wzbraniałam się rękami i nogami przed serią K.A. Tucker. Była wszechobecna i jakoś nie potrafiłam się do niej przekonać. W końcu jednak doczekałam się na pierwszą część w bibliotece i dałam się porwać historii sióstr Cleary. O Dziesięciu płytkich oddechach możecie przeczytać tu. O czym jest Jedno małe kłamstwo?
Livie wyjeżdża na studia. Chce zostać lekarką i nieść pomoc ludziom. Ma zamiar uczyć się i mieć wysoką średnią. Jej plany zmieniają galaretkowe shoty, współlokatorka-imprezowiczka i Ashton - bóstwo w ludzkiej postaci. Jest tylko jeden mały problem, chłopak jest bowiem przyjacielem Connora, studenta, któremu Livie wpadła w oko. Czy dziewczynie uda się wytrwać w postanowieniach i spełnić marzenia o medycynie? Czy widząc jej zachowanie, ojciec byłby dumny z córki?
Przyznam szczerze, że gdy zorientowałam się, że kroi się miłosny trójkącik, poczułam, jak krew mrozi mi się w żyłach. Nie przepadam za takimi wątkami w książkach. K.A. Tucker jednak pozytywnie mnie zaskoczyła. Nie było cukierkowo, obeszło się bez rękoczynów i wyciskających łez scen. Co więcej, wprowadzenie miłosnego trójkąta miało głębszy sens. Jaki? Tego musicie dowiedzieć się sami.Trochę obawiałam się, że Connor i Ashton będą jednowymiarowi i nie zapadną w pamięć, ale autorka mnie pozytywnie zaskoczyła. Wyszła poza schematy i chwała jej za to. Nieco przeszkadzało mi to, że Livie wychodziła ze skorupy, w której się ukryła, przy pomocy drinków. Mogła wypić ich trochę mniej. Nie zaszkodziłoby jej to. Brakowało mi też nieco Kacey. Wiem, że to nie była opowieść o niej, ale tęskniłam za starszą z sióstr.
Jedno małe kłamstwo to powieść raczej dla pełnoletniej młodzieży. Pojawiają się tu sceny seksu, więc nie chcę namawiać nastolatków poniżej 18. roku życia do sięgania po nią. Nie będę nikogo publicznie deprawować (no, chyba, że bardzo chcecie przeczytać tę książkę to udajcie, że tego nie widzieliście). Pod tym względem ta część cyklu jest mocniejsza od poprzedniej. Tam aż tyle się nie działo.
Autorce udało się utrzymać wysoki poziom. Jestem bardzo ciekawa tego, co przyniesie mi kolejny tom, na który z niecierpliwością czekam w kolejce w bibliotece. Mam nadzieję, że będzie tam trochę więcej Kacey. Jeśli jeszcze nie znacie tego cyklu, zachęcam do zapoznania się z nim, naprawdę warto. Już dawno nie czytałam tak dobrych książek o mierzeniu się ze samym sobą. Polecam.

K.A. Tucker
Jedno małe kłamstwo
Wydawnictwo Filia
Poznań 2014

Niezauważalny konkurs

Moi Drodzy!
Za oknami jesień, więc przyszedł czas, żeby podgrzać nieco temperaturę i ogłosić konkurs. Co tym razem jest do zgarnięcia? Książka Marcusa Sedgwicka Niezauważalna przekazana przez Portal Sztukater (ma recenzencką pieczątkę). Co trzeba zrobić, by o nią zawalczyć?
1. Polubić Czytelnię i Sztukatera na Facebooku.
2. Zostać obserwatorem Czytelni.
3. Mieszkać w Polsce.
4. Odpowiedzieć na pytanie: jakiej narodowości jest autor książki Niezauważalna, Marcus Sedgwick?
Na Wasze odpowiedzi w formie: Obserwuję jako xyz, lubię jako AB (pierwsza litera imienia i nazwiska). Marcus Sedgwick pochodzi z..., mój adres mailowy to adres@mailowy.pl
czekam do 3 października. Wyniki zostaną ogłoszone 4 października. Zwycięzcę poinformuję drogą mailową o wygranej. Od momentu wysłania przeze mnie wiadomości będzie miał 5 dni na odpowiedź i przesłanie mi adresu do wysyłki książki. Jeśli tego nie zrobi - losuję koleją osobę.
Życzę powodzenia.
Trzymajcie się ciepło.

czwartek, 24 września 2015

Książki dla niego, dla niej i dla dzieci


Kochani, wybieracie się w najbliższym czasie na zakupy do Biedronki? Nie? A może jednak warto zmienić plany? Od dzisiaj do 7 października możecie skorzystać z oferowanej przez sieć sklepów promocji książek. Kupujecie 2 w cenie 12,99 zł za każdą, a 3 otrzymujecie za 1 gr. Kusząca propozycja, prawda?
Chcecie przekonać się, co Biedronka ma Wam do zaoferowania? Kliknijcie w poniższe linki i sprawdźcie ofertę. Jestem ciekawa, czy coś przykuje Waszą uwagę.


Gdyby nie to, że mój portfel ucierpiał ostatnio, sama chętnie wybrałabym się na łowy. Widzicie dla siebie coś ciekawego? Jeśli tak, podzielcie się swoją opinią w komentarzu :)

środa, 23 września 2015

Pavel Vilikovsky "Opowieść o rzeczywistym człowieku"


Na początku był zeszyt. Ojciec dostał go na 40. urodziny od syna. Początkowo nie bardzo wiedział, co może z nim zrobić. Pisanie pamiętnika wydawało mu się absurdalne. W końcu jednak mężczyzna odnalazł radość w pisaniu i postanowił pozostawić po sobie pamiątkę dla potomków. Chce pokazać, jaki jest wspaniały. Nie grzeszy jednak inteligencją i nawet nie zauważa tego, że opisuje swój upadek.
W powieści nie pada ani razu imię i nazwisko głównego bohatera. Może być nim każdy człowiek. Kim jednak jest ów człowiek oczywisty? Ma rodzinę, żonę i syna. Chociaż podkreśla, że są oni dla niego sensem życia i to dla nich urabia sobie ręce po łokcie, bratając się jeszcze przy okazji z komunistami, to prawda jest taka, że nie dba o bliskich. Zdradza i poniża żonę. Uważa ją za przedstawicielkę podgatunku, która nie umie poradzić sobie z nadwagą. Nie dziękuje jej za to, co robi. Wychodzi z założenia, że ona musi prowadzić dom i wychowywać dziecko, bo jest kobietą. Jest jeszcze trochę nie do końca rozgarnięty syn, Zdeno, którym ojciec średnio się interesuje. Jedyną osobą, której obecność zauważa, jest jego kochana, Vikina - zupełne przeciwieństwo jego żony.
Ten człowiek co prawda zajmuje wysokie stanowisko w pewnej firmie, ale nie reprezentuje sobą nic. Nie potrafi się zachować odpowiednio w zależności od sytuacji, kultura jest mu całkiem obca. Nie chodzi do teatru, nie czyta książek, a jego wszechobecne „se" przyprawiało mnie o zawał. Nie wypada mi napisać co on „se" może zrobić.
Już dawno nie spotkałam takiego hipokryty. Mężczyzna uważa się za bóstwo, za którym szaleją kobiety, zachowuje się tak, jakby pozjadał wszystkie rozumy, a gdyby spróbował skoczyć z poziomu ego na poziom swojej inteligencji, zostałaby po nim mokra plama. Cisną mi się na usta brzydkie epitety na jego określenie, ale nie wypada mi ich przelać na papier. Powiem tylko tyle, że chętnie potraktowałabym tego buca elektrowstrząsami. Może wtedy przejrzałby na oczy. Chociaż nie wiem, czy cokolwiek by mu pomogło. To był beznadziejny przypadek i ucieszyłam się z tego, jak skończył. To nic, że na nim nie zrobiło to większego wrażenia i on wciąż uważał się za poszkodowanego, od którego niesłusznie wszyscy się odwrócili. Dostał za swoje i jestem usatysfakcjonowana.
Obawiałam się tego, że w tej książce będzie sporo polityki. W opisie książki przewija się „komunizm", więc moje obawy nie były do końca bezpodstawne. Na szczęście autor oszczędził mi czytania o założeniach partii, choć pojawiają się fragmenty mówiące o postawach członków partii. Przyznam, że to mnie przeraziło. Wiara w potęgę komunistów sprawiała, że czułam na rękach gęsią skórkę.
Uwielbiam książki, które wzbudzają we mnie emocje. Ta taka właśnie była. Niewiele brakowało, a zaczęłabym na marginesach pisać swoje nie do końca cenzuralne przemyślenia. Powstrzymałam się jednak przed tym, bo obiecałam koleżance, że pożyczę jej tę książkę. Nie wypadało, żeby czytała moje dopiski. Opowieść o rzeczywistym człowieku  daje do myślenia i pokazuje, co może stać się z człowiekiem, dla którego przestaną liczyć się jakiekolwiek wartości. Polecam ją fanom literatury słowackiej i czytelnikom lubiącym powieści, o jakich szybko się nie zapomina. Ta lektura na pewno ich nie zawiedzie.


Pavel Vilikovsky
Opowieść o rzeczywistym człowieku
Wydawnictwo Książkowe Klimaty
Wrocław 2015

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Portalowi Sztukater
i Wydawnictwu Książkowe Klimaty.

wtorek, 22 września 2015

Dorota Schrammek "Horyzonty uczuć"


Po powieści napisane z myślą o kobiecych czytelniczkach sięgam raczej rzadko. Wolę, gdy krew leje się strumieniami, trup ściele się gęsto i na horyzoncie pojawia się jakiś niepokorny śledczy. Mąż jednak mówi mi, że nie samym kryminałem człowiek żyje i trzeba od czasu do czasu przeczytać coś innego. Do Horyzontów uczuć przekonała mnie bijąca spokojem okładka. Jakie są moje wrażenia po lekturze?
Matylda to kobieta, której życie nie oszczędzało. Po latach upokorzeń w końcu odnajduje spokój. Prowadzi pensjonat w Pobierowie i jest sołtysem. Z niecierpliwością czeka też na to, by syn powiedział jej w końcu, że zostanie babcią. Aldona próbuje poukładać swoje życie po pokonaniu choroby, która zabrała ze sobą część jej ciała. Poradzenie sobie z niepełnosprawnością nieco ją przerasta. Ma tylko jedno marzenie – chce urodzić dziecko, by mieć kogoś, kto ją pokocha taką, jaka jest. Iwona przyjeżdża z córeczką do Pobierowa, żeby zastanowić się nad tym, co ma dalej począć ze swoim poukładanym, jak jej się wydawało, życiem. Stara się ukryć przed Zosią prawdę. Nie wie jednak, że córka jest sprytna i zrobi wszystko, by dowiedzieć się, dlaczego nie ma z nimi tatusia. Jest jeszcze Zoja – kobieta, która nie ma szczęścia w miłości. Przybywa nad morze, żeby nieco dorobić i wyjść z finansowego dołka. W Pobierowie poznajemy także Ryszarda i Antosia, którzy podają się za dziadka i wnuka. Wkrótce jednak wychodzi na jaw prawda o tym, kim właściwie są.
Powieść Doroty Schrammek to doskonale skonstruowana powieść obyczajowa. Każdy z bohaterów ma w sobie coś, dzięki czemu zapamięta się go na długo. Moje serce skradł Ryszard, choć na początku niesprawiedliwie go osądziłam. Wydawało mi się, że od początku do końca przewidzę co się będzie działo. Autorka jednak zaskoczyła mnie obrotem spraw, za co ją podziwiam. Dorota Schrammek nie odkrywa od razu wszystkich kart. Musimy cierpliwie poczekać, aż zechce nam opowiedzieć o przeszłości bohaterów. Akcja toczy się dość leniwie, jednak wciąga bez reszty. Połknęłam tę książkę w ciągu jednego popołudnia i jestem nią oczarowana. To był bardzo miły przerywnik po pracy. Uwielbiam takie powieści. Czytając ją aż zatęskniłam za urlopem, który podobnie jak ta książka, skończył się za szybko.
Cieszę się, że na naszym rynku wydawniczym pojawiają się takie powieści. To bardzo dobrze wróży. Takich autorek potrzebujemy. Dorota Schrammek pisze może nie tyle co dla kobiet, ale o kobietach. Bardzo dobrze „wchodzi” w ich psychikę. Pokazuje, jakie naprawdę jesteśmy. Choć napisałam, że najbliższy mojemu sercu był Ryszard, znalazłam u siebie sprzed lat wiele cech wspólnych z Zoją. Podchodziłam do miłości tak, jak ona. Młoda i głupia wtedy byłam. Założę się, że każdy czytelnik znajdzie coś wspólnego z którymś z bohaterów. Autorka nie pisze o wyimaginowanych problemach tylko o życiu i to, co opisała, może spotkać każdego.
Jestem ciekawa, czy autorka ma w planach napisanie kolejnej książki. Jeśli byłaby równie dobra jak ta, bylibyśmy świadkami narodzin wielkiej pisarki. Będę polecać jej powieści komu tylko się da. W sumie już to zrobiłam i Horyzonty uczuć krążą wśród moich znajomych. Polecam tę powieść wszystkim czytelnikom, którzy szukają historii o życiu z udziałem niebanalnych bohaterów. To naprawdę dobra książka.

Dorota Schrammek
Horyzonty uczuć
Wydawnictwo Szara Godzina
Katowice 2015

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Portalowi Sztukater
i Wydawnictwu Szara Godzina.

Liebster Blog Award part 8 & 9

Kochani!
Ten wpis miał powstać już dawno, ale jakoś tak cały czas mi coś wypadało i nie mogłam się zebrać w sobie, żeby odpowiedzieć na pytania od Jane S. z Czytelniczych turbulencji i Tetiany XD zBooks World. Dziękuję Wam bardzo za nominacje :)

Pytania od Jane S.

1. Wyobraź sobie swoich dwóch ulubionych książkowych (bądź filmowych) bohaterów. Teraz wyobraź sobie, że jesteś z nimi nad morzem. Wchodzą oni do wody i obaj zaczynają się topić, a Ty masz tylko jedno koło ratunkowe. Komu je rzucisz? Kogo uratujesz?
Jesteś okrutna. Mając do wyboru Myrona i Wina z książek Cobena, rzuciłabym koło Winowi, bo on wtedy uratowałby Myrona :)

2. Popatrz na regał ze swoimi książkami i do książki, na którą jako pierwszą skierujesz wzrok dobierz piosenkę, która kojarzy Ci się z tą pozycją.
Popatrzyłam się na książkę Driven. Nie śmiejcie się, ale na myśl, nie wiem, dlaczego, przyszło mi Będę brał cię, w aucie :D

3. O czym najczęściej myślisz?
O tym, jak będzie wyglądało moje życie.
 
4. Gdybyś mógł/ła wybrać jedną moc, to wybrałabyś latanie czy widzenie w ciemności? Dlaczego?
Zdecydowanie latanie. Nie musiałabym wtedy tak wcześnie wstawać do pracy. Pół godzinki i byłabym na miejscu :)

5. Co myślisz o karze śmierci?
Teoretycznie nikt nie powinien decydować o losie drugiego człowieka, ale ja jestem w niektórych przypadkach za karą śmierci. Zwłaszcza dla morderców dzieci.

6. Co sądzisz o kontynuowaniu serii zmarłego pisarza przez innego autora, jak w przypadku "4 części" Millennium?
Jak dla mnie to próba wybicia się na cudzym sukcesie. Trylogia była idealna, nie potrzebowała kontynuacji. Nie przeczytam tej nowej książki.
 
7. Myślisz, że e-booki wyprą książki tradycyjne? Jak uważasz, co należy zrobić, aby do tego nie doszło?
Mam nadzieję, że tak nigdy się nie stanie. Co można zrobić, by do tego nie doszło? Na to pytanie nie umiem odpowiedzieć.
 
8. Twój znak zodiaku, to...?
Skorpion.

9. Czy masz takie miejsce, do którego chętnie byś wrócił/a, bo czujesz się tam szczęśliwy/a i spełniony/a? 
Będzie poetycko - ramiona pana męża. Tam mi jest najlepiej.
10. Czy masz jakąś piosenkę, która źle Ci się kojarzy i gdy tylko ją usłyszysz, to czujesz jakbyś dostał/a szpikulcem prosto w serce?
Cudownych rodziców mam. Nienawidzę tej piosenki.
11. Czego się najbardziej boisz ? Co powoduje, że nie możesz się ruszyć, a słowa Ci stają w gardle ?
Boję się kilku rzeczy, ale tak najbardziej boję się ptaków. Zwłaszcza dużych. Przed orłem uciekałabym z krzykiem.
 
12. Co myślisz o moim blogu? Podoba Ci się, a może byś w nim coś zmienił/a? (liczę na szczere odpowiedzi ;))
Według moich wyliczeń to dodatkowe pytanie, ale co tam, odpowiem na nie. Ja bym nic nie zmieniała :)


Pytania od Tetiany XD


1. Najciekawsze miejsce, jakie zobaczyłeś w wakacje?
Hmmmmm... Park dinozaurów w Łebie.
2. Jaka książka przeczytana w wakacje najbardziej ci się podobała?
Cesarzowa wdowa Cixi Jung Chang
3. Książka, przez którą się popłakałaś?
Chłopiec i pies Wendy Holden.
4. Jaki masz znak zodiaku? Lubisz go?
Jestem zboczonym, złośliwym i wygadanym Skorpionem. Miałam być Strzelcem, ale mi nie wyszło i cieszę się z tego. Podobno Skorpiony to najgorsza zaraza, lecz mnie to jakoś specjalnie nie przeszkadza. Mam nadzieję, że moja córka będzie też małym Skorpionikiem, ale pan mąż mówi, że nie jest masochistą :(
5. Czytasz same książki z opowiadaniami czy również poradniki itp.?
Czytam wszystko oprócz książek o wampirach, zwłaszcza tych, które się świecą w blasku słońca. To nie jest na moją psychikę.
6. Bohater książkowy, który Cię najbardziej rozśmieszył?
Myślę, myślę i chyba nic nie wydumam. Chociaż nie, Emely, bohaterka Lata koloru wiśni mnie rozkładała na łopatki. Ona była genialna
7. Jakie miejsce z książki chciałabyś odwiedzić?
Mało oryginalna pewnie będę, ale do Hogwartu bym się wybrała.
8. Czekasz na jakąś premierę książki? Jaką?
Tak, czekam na Między światami Roxany Saberi
9. Lubisz pisać recenzje? Czujesz satysfakcję z napisania jej?
Lubię dzielić się z innymi swoją opinią i cieszę się, jeśli uda mi się podsunąć komuś jakiś ciekawy tytuł do przeczytania.
10. Książka, która była nudna, ale ją przeczytałaś?
Niezgodna Veroniki Roth. Prawie się pocięłam przy tej książce. Nie rozumiem jej fenomenu.
11. W jaki sposób wybierasz książki?
Nie mam jakiegoś konkretnego. Sugeruję się opiniami zaprzyjaźnionych blogerów, czasem woła mnie okładka, a czasem opis książki.

poniedziałek, 21 września 2015

Poniedziałki ze zbrodnią w tle: #28 Peter R. de Vries "Porwanie Heinekena"


Co zrobić, żeby żyć na odpowiednio wysokiej stopie?
a) znaleźć dobry pomysł na biznes, wprowadzić go w życie i na tym zarabiać
b) zatrudnić się w dobrej, międzynarodowej firmie
c) znaleźć bogatego współmałżonka i żyć na jego koszt
d) porwać kogoś bogatego i zażądać za niego okup
Na ostatnie właśnie rozwiązanie zdecydowali się porywacze Alfreda Heinekena, właściciela znanego na całym świecie browaru. Cor van Hout, mężczyzna, który wpadł na ten pomysł, od samego początku wiedział, że nie zarobi na godne życie jako uczciwy obywatel. Wiedział, że musi porwać kogoś znanego i zażądać pieniędzy za jego uwolnienie. Przenieśmy się zatem do 1986 roku.
Grupka napastników porywa wracającego z pracy Alfreda Heinekena wraz z jego kierowcą. Od tej chwili cała Holandia żyje tą sprawą. Porywaczom wydaje się, że dopięli plan na ostatni guzik. Mają wrażenie, że są nietykalni. Byli pewni swojej bezkarności, bo porwany mężczyzna obiecał, że nie wniesie przeciwko nim oskarżenia. W końcu traktowali go dobrze i nie chcieli mu zrobić krzywdy. Coś jednak poszło nie tak. Wyszły na jaw personalia osób zamieszanych w tę sprawę, wydano za nimi listy gończe, a ich rodziny zaczęły być śledzone. Sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli. A miało być tak pięknie. 35 milionów guldenów miało być rozdzielone pomiędzy konta przestępców. Oni zaś mieli żyć bezkarnie jak królowie. Niestety, nie do końca im to wyszło. Zostali schwytani, osądzeni i umieszczeni w więzieniach.
Książka Porwanie Heinekena dość szczegółowo opowiada o tych wydarzeniach. To relacja Cora van Houta spisana przez dziennikarza Petera R. de Vriesa. Czyta się ją jak sensacyjną powieść. Ja nie mogłam się od niej oderwać i zarwałam przez nią noc. Uderzyła mnie głupota porywaczy. Wydawało im się, że mają GENIALNY plan. Popełnią zbrodnię, obłowią się w kasę i wyjdą z tego bez szwanku. Nie liczyli się z tym, że mają do czynienia z przebiegłą osobą. Trzeźwy osąd zasłoniła im żądza pieniądza.
Najbardziej było mi żal rodzin porywaczy, które nic w tej sprawie nie zawiniły, a ucierpiały. Miałam ochotę wejść do książki i potrząsnąć tymi przestępcami. Jak można być takimi egoistami? Cor martwił się o małą córeczkę, która została narażona na stres. Jakoś mu nie współczułam. Sam był temu wszystkiemu winien. Mógł pójść normalnie do pracy i zarobić na rodzinę, ale nie, jemu się zachciało porywać piwnego magnata. Dostał za swoje, należało mu się.
Spodobało mi się to, w jaki sposób książka została napisana. To bardzo przemyślana kompozycja, która opisuje wszystko po kolei: od planu porwania, po jego realizację, przekazanie okupu, na konsekwencjach czynu skończywszy. Czytało się ją naprawdę bardzo szybko. Wiem, że na podstawie tych wydarzeń nakręcono 2 filmy. Nie oglądałam jednak ani jednego. Słyszałam o nich dość niepochlebne opinie i jakoś nie mam motywacji do przekonania się o tym, jakie wrażenie zrobią na mnie.
Nie trzeba się interesować biografią Heinekena (ja sama niespecjalnie wiele o nim wiem), żeby sięgnąć po tę książkę. To kawał dobrej sensacyjnej historii opartej na faktach. Jeśli ktoś lubi czytać o porwaniach i o tym, jak do tego podchodzą przestępcy, może śmiało sięgnąć po Porwanie Heinekena. Nie zawiedzie się na tej pozycji.

Peter R. de Vries
Porwanie Heinekena
Wydawnictwo Świat Książki
Warszawa 2015

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Portalowi Sztukater
i Wydawnictwu Świat Książki.

sobota, 19 września 2015

Anne Edwards "Maria Callas. Primadonna stulecia"


Miała być chłopcem, urodziła się dziewczynką i rozczarowała tym matkę, która nie potrafiła nawet na nią spojrzeć. Kilka lat później ta kobieta zaczęła dbać o jej zdolności śpiewacze. Niedługo potem nazwisko tej śpiewaczki znalazło się na ustach całego świata. O kim mowa? O Marii Callas, greckiej diwie operowej śpiewającej sopranem, która zdobyła międzynarodową sławę.Maria Callas urodziła się jako Cecylia Zofia Anna Maria Kalogeropoulou w Stanach Zjednoczonych w rodzinie greckich imigrantów. Swój talent odziedziczyła po matce, której niestety nie udało się zrobić kariery. Kobieta początkowo nie kochała córki, lecz gdy zorientowała się, że może zarobić na jej śpiewie, zrobiła wszystko, by o małej Marii usłyszał cały świat. Dlatego zdecydowała się na powrót do Grecji, gdzie dziewczynka pobierała lekcje śpiewu w najlepszych szkołach. Przyszła diwa była nieśmiałą osobą, nie miała przyjaciół. Wstydziła się swojego wyglądu. Całym jej życiem była muzyka. Jako dorosła kobieta wróciła do Stanów, by spotkać się z niewidzianym od dawna ojcem. Wtedy kariera Callas nabrała tempa.Ta śpiewaczka operowa była niezwykle barwną postacią. Spełniła się w życiu zawodowym, lecz nie udało jej się to w życiu osobistym. Małżeństwo z Giovannim Battistą Meneghinim, który był agentem żony, zostało unieważnione. Callas nie była najlepszą małżonką, wierność nie należała do jej najmocniejszych stron. Romansowała z Arystotelesem Onasisem, jednak i z tego związku nic nie wyszło. Kobieta została tylko upokorzona przez mężczyznę, który kazał jej ukrywać ciążę i odszedł od niej po śmierci ich dziecka do Jacqueline Kennedy.Kobieta była bohaterką wielu skandali, które rozdmuchiwali jej wrogowie. Zarzucano jej manieryzm, toczyła publiczne spory z Renatą Tebaldi i przerwała jeden ze swoich występów, gdy została chłodno przyjęta przez widownię. Nie wzruszyło ją wtedy nawet to, że na sali siedział prezydent Włoch.Maria Callas budzi we mnie dość sprzeczne uczucia. Z jednej strony podziwiałam ją za talent i upór w dążeniu do celu. Z drugiej strony współczułam jej tego, że była samotna wśród tłumu. Bliscy ją zdradzili i nie mogła się z nimi porozumieć. Denerwowało mnie jednak to, że traktowała inne śpiewaczki z wyższością. W porządku, miała ogromny talent, ale to nie znaczy, że mogła poniżać mniej zdolne koleżanki po fachu. Drażnił mnie też jej wybuchowy charakter.Książkę czytało się szybko. Nawet nie zorientowałam się, że już docieram do końca. Biografia Marii Callas została pięknie wydana. Lubię publikacje w twardych oprawach. Jedyne, czego mi brakowało, to kolorowe zdjęcia. Tu pojawiły się czarno-białe fotografie. Były jednak w dobrej jakości i bez problemu było widać co na nich jest.To niezwykła opowieść o kobiecie, której pożądali mężczyźni na całym świecie. Jej śpiew rzucał na kolana miliony słuchających jej osób. Czytelnicy mogą przekonać się, jak wyglądał złoty wiek opery, a także być z Marią Callas podczas najważniejszych występów w jej życiu. W pełni popieram to, co powiedziała o tej publikacji Krystyna Janda. To dobrze napisana książka o wyjątkowej kobiecie. Anne Edwards wykonała kawał dobrej roboty. Nie tylko odnalazła starsze źródła informacji o śpiewaczce, lecz także przeprowadziła wiele wywiadów, by uzupełnić stworzony przez innych obraz. To najlepsza biografia Callas, którą do tej pory czytałam. Polecam ją z czystym sumieniem.

Anne Edwards
Maria Callas. Primadonna stulecia
Wydawnictwo Znak
Kraków 2015

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Portalowi Sztukater
i Wydawnictwu Znak

czwartek, 17 września 2015

Ann Mah "Sztuka jedzenia po francusku. O miłości i gotowaniu w Paryżu"


Kiedyś przechodziłam fascynację Francją. Nawet nie pamiętam, skąd mi się to wzięło. W każdym razie bardzo chciałam tam pojechać. Oczywiście celem mojej podróży miał być Paryż. Kiedy tylko zobaczyłam w zapowiedziach książkę Sztuka jedzenia po francusku. O gotowaniu i miłości w Paryżu, wiedziałam, że muszę sięgnąć po tę pozycję.
Ann Mah nie zastanawia się ani chwili nad wyjazdem do Francji, gdy okazuje się, że jej mąż otrzymuje tam posadę dyplomaty. Planuje romantyczne kulinarne wyprawy. Sielanka kończy się, kiedy mężczyzna dostaje wiadomość, że musi wyjechać na rok do Iraku. Kobieta musi odnaleźć się w obcym miejscu. Czuje się samotna. Wtedy postanawia zabić wolny czas gotowaniem. Odkrywa tajemnice francuskiej kuchni, eksperymentuje ze smakami i dowiaduje się, które danie jest typowe dla konkretnego miejsca.
Lubię czytać o gotowaniu. Sama nie mam zbyt wiele czasu na stanie przy garach, wychodzę z samego rana, wracam późnym popołudniem. Całę szczęście, że mogę liczyć na szwagierkę i teściową, inaczej umarlibyśmy z głodu. Jedynie w weekendy mogę się kulinarnie wyżyć. Kiedy nie pracowałam, gotowałam dla rodziny. Nie były to może wyszukane potrawy, ale nikt nie umarł, więc nie jest chyba ze mną tak źle. Podczas czytania Sztuki jedzenia po francusku czułam, że cieknie mi ślinka. Na końcu każdego rozdziału znajduje się przepis na potrawę, o której wspomniano w tytule rozdziału. Brzmią smakowicie, nie powiem, może nawet kiedyś którąś z nich spróbuję zrobić, choć nieco obawiam się, czy kuchnia nie pójdzie z dymem.
Polubiłam Ann. Cieszyłam się wraz z nią na wyjazd do Francji i było mi jej żal, gdy dowiedziała się, że mąż wyjeżdża na misję do Iraku. Cały obraz idealnego życia w Paryżu pękł jak bańka mydlana. Nie chciałabym znaleźć się na jej miejscu. Podziwiam ją, że odnalazła się w nowej rzeczywistości. Wydawała się bardzo miłą kobietą, z którą każdy na pewno znalazłby wspólny język.
To książka idealna dla pasjonatów gotowania. Robiłam się głodna, gdy czytałam opisy potraw. Z chęcią zjadłabym to, co narratorka miała na talerzu. Ann opisywała wszystko w taki sposób, że niemal czuło się zapach tych smakołyków (pisząc to, znów usłyszałam burczenie w brzuchu). Ile bym dała, żeby przenieść się do Paryża i coś w nim zjeść.
Jedyny mankament, jaki miała ta książka, to brak tłumaczenia niektórych kwestii z francuskiego na polski. Nie wszyscy znają języki obce i to jest spore utrudnienie. Gdyby nie to, że mam męża, który coś jeszcze z francuskiego pamięta, pewnie sama miałabym z tym problem. Uważam, że takie rzeczy należy tłumaczyć. Niektórzy czytelnicy widząc coś takiego, mogą odłożyć książkę na półkę i nigdy do niej nie wrócić.
Sztuka jedzenia po francusku to przyjemna lektura na leniwe popołudnie z kubkiem ciepłej herbaty w ręku. Polecam ją zwłaszcza kobietom, które chcą na chwilę uciec od codziennej gonitwy. Taka wyprawa do Paryża na pewno im się przyda, tym bardziej, że nie trzeba się tu nad niczym zastanawiać, tylko obserwować to, co się dzieje. Jestem ciekawa, czy jakiegoś czytelnika albo czytelniczkę zainspirują zawarte w książce przepisy. Jak już wspomniałam, chętnie bym je wypróbowała, ale chyba za bardzo boję się o moją kuchnię. Mogłaby tego nie przeżyć, o gościach jedzących moje kulinarne eksperymenty już nie wspominając.

Ann Mah
Sztuka jedzenia po francusku. O miłości i gotowaniu w Paryżu
Wydawnictwo Black Publishing
Warszawa 2015

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję portalowi Sztukater
i Wydawnictwu Black Publishing.

wtorek, 15 września 2015

John O'Farrell "Mężczyzna, który zapomniał o swojej żonie"


Mój mąż ma bardzo praktyczne podejście do życia. Jesteśmy razem od Walentynek, oświadczył mi się w moje urodziny, tylko z datą ślubu nam trochę nie pykło. Powinniśmy brać ślub w jego urodziny, żeby już do kompletu było, ale nie wyszło. W każdym razie Michał pamięta o każdej rocznicy. Vaughan nie pamiętał o takich szczegółach, ba, zapomniał nawet, że ma żonę.
Podczas podróży metrem mężczyzna orientuje się, że w sumie nie wie, kim właściwie jest. Nie ma też pojęcia dokąd jedzie. Postanawia wybrać się do szpitala. Kto mu pomoże, jeśli nie lekarze. Na miejscu dowiaduje się, że zanik pamięci jest chwilowy i może być wynikiem silnego stresu. W końcu Vaughan przypomina sobie kim jest. Nie jest to jednak dobra wiadomość. Okazuje się bowiem, że jego życie nie było idealne, a z żoną, którą niedawno na nowo pokochał, właśnie się rozwodzi.
Cała sytuacja jest opisana w komiczny sposób, choć sam zanik pamięci nie jest wcale śmieszny. Każdemu z nas może się to zdarzyć.
Kiedy poznajemy Vaughana, on już nie wie, kim jest. Nie mamy więc pojęcia, jak wyglądało jego dotychczasowe życie. To, czego dowiadujemy się później, może zjeżyć włos na głowie. Utrata pamięci wyszła mu jednak na dobre. Kiedy spojrzał na swoje życie z perspektywy czasu, doszedł do wniosku, że musi coś zmienić w swoim dotychczasowym postępowaniu. Czy uda mu się odzyskać żonę i dzieci? Tego już musicie dowiedzieć się sami, ja Wam tego nie powiem.
Ta książka zmusiła mnie do przemyśleń i zastanowienia się nad tym, co zrobiłabym na miejscu Vaughana i jak zachowałabym się, gdybym była jego żoną. I powiem szczerze, że nie wiem, co bym zrobiła.
Troszkę bałam się tego, że przeczytam tę książkę i szybko o niej zapomnę. Na szczęście tak się nie stało. To przyjemna lektura z ważnym przesłaniem, które musicie poznać. Na pewno wiele razy uśmiechniecie się w trakcie czytania. Zdziwiłabym się, gdyby tak nie było. Nie spotkałam się wcześniej z taką powieścią i jestem nią oczarowana. Nie wiem, czy ktoś kiedykolwiek w taki sposób pisał o miłości.
Jeżeli szukacie lekkiej lektury z przesłaniem, dobrze trafiliście. Możecie śmiało rozejrzeć się za Mężczyzną, który zapomniał o swojej żonie. Jestem ciekawa, jakie będą Wasze wrażenia. A może ktoś już ją czytał i chce podzielić się spostrzeżeniami?

John O'Farrell
Mężczyzna, który zapomniał o swojej żonie
Wydawnictwo Sonia Draga
Katowice 2013

poniedziałek, 14 września 2015

Poniedziałki ze zbrodnią w tle: 27 Gillian Flynn "Zaginiona dziewczyna"


O tej książce słyszałam wiele różnych opinii i zaczęłam ostrzyć sobie na nią zęby. Byłam bardzo ciekawa, co ma mi do zaoferowania Gillian Flynn.
Nick i Amy Dunne mają obchodzić piątą rocznicę ślubu. Zanim jednak dochodzi do świętowania, kobieta znika w niewyjaśnionych okolicznościach. Wszystko wskazuje na to, że została zamordowana. Podejrzenie, jak to zwykle bywa, pada na jej męża. Okazuje się bowiem, że mężczyzna nie jest wcale taki święty, na jakiego wygląda. Wydaje się Wam, że jest to oklepana fabuła? Mylicie się, nawet nie wiecie, jak bardzo.
Już dawno podczas lektury nie towarzyszyły mi takie emocje. Na początku było mi żal Amy i nienawidziłam Nicka. Uważałam, że to skończony dupek, który zasłużył na to, żeby zgnić w więzieniu. Współczułam Amy, gdy czytałam jej pamiętnik i zastanawiałam się, czym zasłużyła sobie na tak złe traktowanie. Zmieniłam zdanie, kiedy doszłam do drugiej części książki. Doszłam wtedy do wniosku, że Nick powinien uciekać gdzie pieprz rośnie. Co nie zmieniło faktu, że wciąż uważałam go za skończonego dupka.
Ta książka charakteryzuje się dość specyficzną narracją. Momentami może nieco irytować. Mnie na przykład bardzo przeszkadzały pytania z pamiętnika Amy, w których były 3 możliwości do wyboru. Spodobało mi się za to, że małżonkowie przedstawiali różne wersje prawdy i trzeba było domyślić się, które z nich mówi o tym, jak było naprawdę. Lubię takie klimaty. Co prawda do tej pory nie mogę dojść do siebie po zorientowaniu się, co właściwie się stało, ale nie żałuję ani jednej chwili spędzonej nad tą książką. To bardzo dobry thriller psychologiczny.
Od bardzo dawna kusi mnie film nakręcony na podstawie Zaginionej dziewczyny. Nie oglądałam go jeszcze, wolałam najpierw przeczytać książkę. Jestem ciekawa, czy reżyserowi udało się utrzymać klimat i ekranizacja wciska w fotel tak bardzo, jak powieść.
Komu mogę polecić Zaginioną dziewczynę? Przede wszystkim miłośnikom książek psychologicznych. Jeśli nie lubicie czytać wywodów dotyczących rozważań bohaterów, podarujcie sobie tę lekturę i poszukajcie czegoś innego. Co prawda sporo się w tej książce dzieje, ale większy nacisk położono na psychikę Nicka i Amy niż na samo śledztwo. Jestem ciekawa, jakie są Wasze wrażenia po tej powieści. Czytaliście ją?

Gillian Flynn
Zaginiona dziewczyna
Wydawnictwo Burda Książki
Warszawa 2014

niedziela, 13 września 2015

Krzysztof Rudź, Wiesława Izabela Rudź "Pod niebem Patagonii, czyli motocyklowa wyprawa do Ameryki Południowej"


zdjęcie okładki pochodzi ze strony lubimyczytac.pl

Zawsze podziwiałam ludzi, którzy potrafią rzucić wszystko i wyjechać na kilka miesięcy w nieznane po to, by poznać świat. Wiem, że wiele osób popuka się w czoło, bo kto normalny w czasach kryzysu decyduje się na coś takiego. Krzysztof i Wiesława Izabela Rudziowie postanowili wyruszyć w podróż swojego życia. Zapragnęli zwiedzić Amerykę Południową na motocyklach i to też zrobili.
Po kilkunastu miesiącach przygotowań i długiej morskiej podróży, małżeństwo przybyło do Ameryki Południowej, którą przemierzyli na motocyklach, zakupionych specjalnie na tę okazję. To była wyprawa pełna wrażeń. Małżonkowie postanowili ruszyć śladami potomków osób, które w 1939 roku opuściły Polskę, by wyruszyć na pokładzie transatlantyku Chrobry do Argentyny. Pogoda nie zawsze dopisywała naszym podróżnikom, ze zdrowiem też różnie bywała, a i maszyny nie były niezawodne. Czy to był dla nich powód do niezadowolenia? Przekonajcie się o tym sami.
Wiecie, co było najlepsze w tej historii? Nie to, że małżonkowie opisywali to, co widzieli, lecz to, że podzielili się z czytelnikami swoimi wspomnieniami i pokazali, co czuli. Tę książkę czytało się bardzo szybko i przyjemnie. Niezwykle urzekł mnie Krzysztof Rudź, który wyznał, że zawsze słucha swojej żony. Kiedy to przeczytałam, na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Miałam wrażenie, że pomimo upływu lat, między tym dwojgiem ludzi nie wypaliło się wcale uczucie. Przyznam szczerze, że bardzo podziwiam ich odwagę. Nie wiem, czy zdecydowałabym się na coś takiego. Jestem raczej miękotworem. Wolę mieć gdzie spać, nie lubię, gdy pada mi na głowę i dość szybko rozkładają mnie choroby. Nie podejrzewam też, że mój mąż chciałby wybrać się w tak długą podróż. Jeszcze na motocyklu. Chyba by to nie wypaliło. Chociaż, kto wie. Może kiedyś dojdziemy do wniosku, że czas odpocząć od Polski i wyruszyć w nieznane?
Tę publikację uzupełniają zdjęcia. Nie ma ich co prawda zbyt wiele, ale są bardzo dobrej jakości i idealnie wpasowały się w ogólny wygląd książki. Troszkę żałuję, że nie było ich więcej. Lubię oglądać fotografie z podróży. 
Pod niebem Patagoniii to opowieść nie tylko o wyprawie przez Amerykę Południową na motocyklu. To także historia o potomkach polskich emigrantów. Większość z nich nie czuje się Polakami. Argentyna jest ich domem. Trudno im się dziwić. Tam się wychowali, znają tamtejszą kulturę i nie można od nich wymagać uwielbienia dla kraju przodków. Ta publikacja pokazuje także relacje między małżonkami, którzy zdani na siebie ruszyli w nieznane. Nie wiem, czy autorzy książki przeczytają mój tekst, ale jeśli do niego dotrą, powinni wiedzieć, że jestem dla nich pełna podziwu. Naprawdę, należy im się ogromny szacunek za odwagę. Cieszę się, że przelali swoje wspomnienia na papier. Jestem pewna, że kiedyś jeszcze do nich wrócę.
Jeżeli szukacie dobrej książki podróżniczej z Ameryki Południowej, dobrze trafiliście. Polecam Pod niebem Patagonii z czystym sercem. Nie umiem znaleźć tu ani jednego słabego punktu. Na pewno nie będziecie żałowali czasu, który spędzicie nad tą publikacją i będziecie się dobrze bawić. Krzysztof i Wiesława Izabela mają lekkie pióro i w bardzo przystępny sposób opowiadają o swojej przygodzie. Jestem ciekawa, czy kiedyś gdzieś jeszcze się wybiorą i opiszą to. Jeśli tak, z chęcią o tym przeczytam.

Krzysztof Rudź, Wiesława Izabela Rudź
Pod niebem Patagonii, czyli motocyklowa wyprawa do Ameryki Południowej
Wydawnictwo Novae Res
Gdynia 2015

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Portalowi Sztukater
i Wydawnictwu Novae Res.

piątek, 11 września 2015

Jean Sasson "Córki księżniczki Sułtany"


Na początku mojej przygody z blogowaniem pisałam o Księżniczce, książce Jean Sasson. Jeśli nie pamiętacie tego wpisu, możecie go przeczytać tu. W poprzedniej części Sułtana wyszła za mąż i urodziła troje dzieci, Chłopca i dwie dziewczynki. Jej upór sprawił, że pozostała jedyną żoną swojego małżonka i nie musiała dzielić się nim z innymi kobietami.
W tej części poznajemy lepiej Mahę i Amani, córki Sułtany. Starsza z nich w żaden sposób nie jest w stanie odnaleźć się w rzeczywistości, w której przyszło jej żyć. Nie potrafi podporządkować się mężczyznom. To nieodrodne dziecko swojej matki. Inaczej sprawa ma się z młodszą dziewczynką, która zaczyna popadać w fanatyzm religijny. Bardzo martwi to Sułtanę. Próbuje ona wytłumaczyć córce, że źle interpretuje słowa ich proroka, jednak nie jest to takie proste. 
Podobnie jak poprzednia część, ta także porusza sprawy związane ze złym traktowaniem kobiet. Nie brakuje tu brutalnych opisów dotyczących dzieciobójstwa i okrucieństwa wobec nieletnich dziewcząt. Powtórzę to, co napisałam w październiku zeszłego roku: czytając tę książkę, cieszyłam się, że mieszkam w Polsce, a nie w Arabii Saudyjskiej. Nawet potencjalne bogactwo nie byłoby w stanie wynagrodzić mi upokorzenia, na które pewnie byłabym skazana tylko dlatego, że urodziłam się dziewczynką.
Sułtana i tym razem nie zawodzi. Z sarkazmem i humorem wytyka swoim współbraciom ich błędy. Pokazuje, że źle interpretują oni słowa proroka. Jest wierząca, ale zdaje sobie sprawę z tego, że w jej ojczyźnie kobiety są niesprawiedliwie traktowane. Gdyby było więcej takich bojowniczek jak ona, może coś by się tam zmieniło.
Nieco rozczarowała mnie postawa Amani, która po pielgrzymce do Mekki z wesołej dziewczynki stała się fanatyczką religijną. Byłam w szoku, że nie chciała iść drogą pokazaną jej przez matkę. Młodsza córka Sułtany pogodziła się z losem i nie próbowała walczyć o swoją pozycję w społeczeństwie. Wiedziała, że będzie musiała być posłuszna mężowi i nie widziała w tym nic złego. To spędzało Sułtanie sen z powiek. Trudno w sumie jej się dziwić.
Ucieszyło mnie jednak to, że pomimo upływu lat Karim, mąż głównej bohaterki, nadal darzył ją uczuciem i nie myślał o tym, by znaleźć nową żonę. To mu się naprawdę chwali. Niewielu jest w Arabii Saudyjskiej takich mężczyzn.
Córki księżniczki Sułtany to książka, która obnaża kulturę arabską i błędy, jakie popełniają wyznawcy islamu. Polecam ją wszystkim osobom interesującym się tym, co dzieje się w Arabii Saudyjskiej.

Jean Sasson
Córki księżniczki Sułtany
Wydawnictwo Albatros
Warszawa 2002