Dzisiaj chcę opowiedzieć o książce, którą powinni przeczytać wszyscy rodzice. Ja nie mam jeszcze dzieci, ale lekcji, jaką dała mi ta opowieść, prędko nie zapomnę.
Ellen Morre pracuje jako pracownik społeczny. W swoim życiu widziała wiele strasznych rzeczy, które nigdy nie powinny się stać. Kobieta jest obrońcą tych, którzy są zdani na łaskę innych - maltretowanych i niekochanych dzieci. Na co dzień jest szczęśliwą żoną i matką trójki dzieci. Pewnego słonecznego dnia popełnia straszliwy błąd. Zapomina o tym, że miała odwieźć do opiekunki swoją najmłodszą córeczkę i zostawia ją w nagrzanym samochodzie. Tylko dzięki interwencji obcych ludzi małą Avery udaje się uratować. Rozpoczyna się desperacka walka o jej życie. Nie wiadomo, czy dziewczynka wróci do zdrowia. Ellen wpada w pułapkę systemu, w którym pracuje od lat.
Na kartach powieści spotykamy także dziesięcioletnią Jenny Briard, która mieszka z ojcem. Mężczyzna nie radzi sobie z codziennością i samym sobą. O opiece nad dzieckiem już nie wspominając. Ojciec i córka nie mają stałego miejsca zamieszkania. Pewnego dnia dziewczynka zostaje sama w obcym mieście z kilkoma dolarami w kieszeni. Wtedy krzyżują się drogi Ellen i Jane. Każda z nich przeżywa swój dramat. Bohaterki nawet nie spodziewają się tego, jak bardzo mogą sobie pomóc.
Małe cuda to piękna opowieść o miłości i rodzicielstwie. Nie zawsze łatwym, pełnym trudnych wyborów i rozstań. Na okładce czytamy, że to coś dla fanów Jodi Picoult. Uwielbiam tę autorkę, ale zestawienie Heather Gudenkauf z tą pisarką, nie jest do końca trafne. Każda z nich skupia się na czymś innym. Jodi Picoult wchodzi w psychikę bohaterów, dokładnie analizuje to, co się dzieje. Historię widzimy z perspektywy kilku osób. Tu jest trochę inaczej, co nie znaczy, że gorzej. W Małych cudach skupiamy się wyłącznie na Ellen i Jenny. Inne postacie są tłem. Owszem, przeżywają to, co się stało, ale nie możemy ich bliżej poznać. Tego mi nieco brakowało. Liczyłam na to, że poznam stanowisko Adama, męża Ellen w tej sprawie. Chciałam także dowiedzieć się, co na ten temat sądzą ich starsze dzieci, Leah i Lucas. Czuję przez to pewien niedosyt.
Muszę przyznać, że irytowała mnie Ellen. Starałam się jej nie oceniać. To, co zrobiła, mogło się przydarzyć każdemu. Miałam jednak wrażenie, że praca jest dla niej ważniejsza od rodziny. Takie wrażenie odniosłam zwłaszcza wtedy, gdy czytałam, co robiła, gdy Avery walczyła o życie w szpitalu.
To nie jest łatwa lektura. Ogrom tragedii, do której tam doszło, pewnie lepiej zrozumieją rodzice mający male dzieci. Jestem wstrząśnięta tym, co zobaczyłam w rzeczywistości stworzonej przez Heather Gudenkauf. Najgorsze jest to, że ta historia to nie jest wymysł autorki. Takie okropieństwa dzieją się naprawdę. Szybko nie zapomnę o tej opowieści. Porusza i daje do myślenia. Oby na naszym rynku wydawniczym pojawiło się więcej takich pozycji.
Heather Gudenkauf
Małe cuda
Wydawnictwo Filia
Poznań 2015
Jestem ciekawa prozy tej pisarki, mimo, że jak piszesz nie jest to łatwa lektura...
OdpowiedzUsuńŚliczna okładka, piękny tytuł... muszę się za nią rozejrzeć :)
OdpowiedzUsuńNo to powinnam ją przeczytać :)
OdpowiedzUsuńSkoro powinni ją przeczytać wszyscy rodzice, to muszę to zrobić:)
OdpowiedzUsuńMyślę, że to bardzo ciekawa lektura, jak sama piszesz- coś, czego się nie zapomina. I choć również nie mam jeszcze dzieci, to chętnie sięgnę ;)
OdpowiedzUsuńKsiążka, która dostarczyłaby mi wiele przeżyć... Idealna! Muszę mieć.
OdpowiedzUsuńRecenzja nowej powieści autorki - "Jeden krok".
OdpowiedzUsuńZapraszam
http://modnaksiazka.blogspot.com/2015/10/jedna-szkoa-jeden-uzbrojony-mezczyzna-i.html