Strony

poniedziałek, 4 maja 2015

Poniedziałki ze zbrodnią w tle #8: Borys Wołodarski "Truciciele z KGB. Likwidacja wrogów Kremla od Lenina do Litwinienki"


W jaki sposób pozbyć się po cichu osobę, której poglądy mogą bardzo zagrozić interesom państwa i rządzących w nim sposób? Wywieźć gdzieś i zastrzelić? Nie, bo co zrobić z narzędziem zbrodni oraz ciałem? Spowodować nieszczęśliwy wypadek samochodowy, który doprowadzi do tragedii? Odpada, ta osoba może jakimś cudem przeżyć. A gdyby tak zastosować truciznę, jaka będzie trudna do wykrycia? O takim sposobie likwidowania wrogów przez KGB pisze autor książki Truciciele z KGB. Likwidacja wrogów Kremla od Lenina do Litwinienki, Borys Wołodarski.
Śledztwo pisarza, które zostało opisane w omawianej przeze mnie książce to relacja poparta dokumentami oraz informacjami uzyskanymi od oficerów wywiadów i osób działających po obu stronach Żelaznej Kurtyny. To wszystko uzupełniają wspomnienia ludzi biorących udział w takich akcjach.
Książkę rozpoczyna śledztwo dotyczące sprawy otrucia Aleksandra „Saszy” Litwinienki. W listopadzie 2006 roku, gdy badał przyczynę śmierci Anny Politkowskiej, wystąpiły u niego podobne do zatrucia pokarmowego objawy chorobowe. Niecały miesiąc później mężczyzna, pomimo wysiłków lekarzy, już nie żył.  Okazało się, że zmarł w wyniku podania mu w herbacie polonu. Pochowano go na cmentarzu w Londynie. Wołodarski w swojej książce umieścił zdjęcia z tej uroczystości, które zostały zrobione z ukrycia. Jak przez mgłę pamiętam to, co się działo po jego śmierci. Miałam tylko 16 lat i niezbyt interesowałam się tym, co dzieje się poza granicami Polski. W trakcie lektury pewne fakty mi się przypominało, lecz nie było ich wiele. Podobnie było z historią o Wiktorze Juszczence. Pamiętałam o tym, że został zatruty i na tym moja wiedza zasadniczo się kończyła. Borys Wołodarski przypomniał mi o tych wydarzeniach i opisał parę rzeczy, o których nie wiedziałam.
Nieco przeszkadzał mi w tej książce brak chronologii i rozbijanie historii na kilka części. Nie lubię takiego „przeskakiwania” z jednego fragmentu w drugi. Bardzo łatwo wtedy zgubić wątek. Wolę książki, w których wydarzenia dzieją się zgodnie z biegiem czasu. Wtedy wszystko układa się w logiczną całość. Przyznaję, że momentami żałowałam, że niewiele pamiętam z czasów, gdy otruto Litwinienkę i Juszczenkę. Miałam wrażenie, że autor założył sobie, że skoro ktoś sięga po pozycję jego autorstwa, to wszystko jest dla niego jasne i pewnych spraw nie trzeba wyjaśniać.
Spodziewałam się po tej książce czegoś więcej. Opisano ją w taki sposób, że nie mogłam się doczekać tego, aż po nią sięgnę. Po lekturze muszę przyznać, że czuję się zawiedziona. Myślałam, że czeka mnie ciekawsza lektura. Fakt, byłam pod wrażeniem arsenału trucizn, jakimi posługiwało się KGB. O istnieniu wielu z nich nie miałam pojęcia, ale język narracji mnie nie porwał. Bardzo często odrywałam się od książki i nie potrafiłam wciągnąć się w opowiadaną historię. Sposób, w jaki Borys Wołodarski opowiedział o likwidacji wrogów Kremla nie przemówił do mnie. Naprawdę, liczyłam na coś więcej. Wątpię, że kiedykolwiek wrócę do tej książki.

Informacje przekazane w Trucicielach z KGB nie ujrzały wcześniej światła dziennego. Dziwi mnie to, że Rosjanie dopuścili do publikacji tej pozycji. Putin pojawia się bowiem jako osoba mogąca mieć coś do czynienia z tymi morderstwami. Ciekawa jestem, jak nasi wschodni sąsiedzi zareagowali na pojawienie się takiej książki. Myślę, że powinni sięgnąć po nią wszyscy ci, którzy interesują się historią. Opowieść może i nie jest porywająca, ale dostarcza wielu ciekawostek na temat działania agentów KGB.

Borys Wołodarski
Truciciele z KGB. Likwidacja wrogów Kremla od Lenina do Litwinienki
Wydawnictwo RM
Warszawa 2015

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu RM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)