W jaki sposób pozbyć się po cichu osobę, której
poglądy mogą bardzo zagrozić interesom państwa i rządzących w nim sposób?
Wywieźć gdzieś i zastrzelić? Nie, bo co zrobić z narzędziem zbrodni oraz
ciałem? Spowodować nieszczęśliwy wypadek samochodowy, który doprowadzi do
tragedii? Odpada, ta osoba może jakimś cudem przeżyć. A gdyby tak zastosować
truciznę, jaka będzie trudna do wykrycia? O takim sposobie likwidowania wrogów
przez KGB pisze autor książki Truciciele
z KGB. Likwidacja wrogów Kremla od Lenina do Litwinienki, Borys Wołodarski.
Śledztwo pisarza, które zostało opisane w omawianej
przeze mnie książce to relacja poparta dokumentami oraz informacjami uzyskanymi
od oficerów wywiadów i osób działających po obu stronach Żelaznej Kurtyny. To
wszystko uzupełniają wspomnienia ludzi biorących udział w takich akcjach.
Książkę rozpoczyna śledztwo dotyczące sprawy otrucia
Aleksandra „Saszy” Litwinienki. W listopadzie 2006 roku, gdy badał przyczynę
śmierci Anny Politkowskiej, wystąpiły u niego podobne do zatrucia pokarmowego
objawy chorobowe. Niecały miesiąc później mężczyzna, pomimo wysiłków lekarzy,
już nie żył. Okazało się, że zmarł w
wyniku podania mu w herbacie polonu. Pochowano go na cmentarzu w Londynie.
Wołodarski w swojej książce umieścił zdjęcia z tej uroczystości, które zostały
zrobione z ukrycia. Jak przez mgłę pamiętam to, co się działo po jego śmierci.
Miałam tylko 16 lat i niezbyt interesowałam się tym, co dzieje się poza
granicami Polski. W trakcie lektury pewne fakty mi się przypominało, lecz nie było
ich wiele. Podobnie było z historią o Wiktorze Juszczence. Pamiętałam o tym, że
został zatruty i na tym moja wiedza zasadniczo się kończyła. Borys Wołodarski
przypomniał mi o tych wydarzeniach i opisał parę rzeczy, o których nie
wiedziałam.
Nieco przeszkadzał mi w tej książce brak chronologii
i rozbijanie historii na kilka części. Nie lubię takiego „przeskakiwania” z
jednego fragmentu w drugi. Bardzo łatwo wtedy zgubić wątek. Wolę książki, w
których wydarzenia dzieją się zgodnie z biegiem czasu. Wtedy wszystko układa
się w logiczną całość. Przyznaję, że momentami żałowałam, że niewiele pamiętam
z czasów, gdy otruto Litwinienkę i Juszczenkę. Miałam wrażenie, że autor
założył sobie, że skoro ktoś sięga po pozycję jego autorstwa, to wszystko jest
dla niego jasne i pewnych spraw nie trzeba wyjaśniać.
Spodziewałam się po tej książce czegoś więcej.
Opisano ją w taki sposób, że nie mogłam się doczekać tego, aż po nią sięgnę. Po
lekturze muszę przyznać, że czuję się zawiedziona. Myślałam, że czeka mnie
ciekawsza lektura. Fakt, byłam pod wrażeniem arsenału trucizn, jakimi
posługiwało się KGB. O istnieniu wielu z nich nie miałam pojęcia, ale język
narracji mnie nie porwał. Bardzo często odrywałam się od książki i nie
potrafiłam wciągnąć się w opowiadaną historię. Sposób, w jaki Borys Wołodarski
opowiedział o likwidacji wrogów Kremla nie przemówił do mnie. Naprawdę,
liczyłam na coś więcej. Wątpię, że kiedykolwiek wrócę do tej książki.
Informacje przekazane w Trucicielach z KGB nie ujrzały wcześniej światła dziennego. Dziwi
mnie to, że Rosjanie dopuścili do publikacji tej pozycji. Putin pojawia się
bowiem jako osoba mogąca mieć coś do czynienia z tymi morderstwami. Ciekawa
jestem, jak nasi wschodni sąsiedzi zareagowali na pojawienie się takiej
książki. Myślę, że powinni sięgnąć po nią wszyscy ci, którzy interesują się
historią. Opowieść może i nie jest porywająca, ale dostarcza wielu ciekawostek
na temat działania agentów KGB.
Borys Wołodarski
Truciciele z KGB. Likwidacja wrogów Kremla od Lenina do Litwinienki
Wydawnictwo RM
Warszawa 2015
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu RM
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)