Wiele dziewcząt marzy o prawdziwej miłości na całe
życie. Może i niekoniecznie chcą księcia w zbroi na białym koniu, ale pragną
wyjść za mąż za człowieka, który pokocha je całym sercem i nie będzie widział
świata poza nimi. Prawdziwa miłość.
Trylogia panien młodych z Nantucket wydaje się idealną lekturą dla takich
czytelniczek.
Młodziutka Alix Madsen, która właśnie stała się
absolwentką architektury, dowiaduje się, że została wymieniona w testamencie
dalekiej znajomej jej matki, Adelaide Kingsley. Kobieta zażyczyła sobie, by
dziewczyna spędziła rok w domu na wyspie Nantucket. Spadkobierczyni jest
zaskoczona takim obrotem spraw i nie chce skorzystać z okazji. Ma inne plany.
Wszystko zmienia się, gdy porzuca ją chłopak. Postanawia wyjechać, żeby na nowo
wszystko poukładać. Po przybyciu na miejsce czeka na nią niespodzianka. Na
Nantucket przebywa bowiem jej idol, sławny architekt, Jared Montgomery. Co
więcej, okazuje się, że dziedziczy on dom Kingsleyów i wcale nie jest
zachwycony tym, że dziewczyna przyjechała do tej posiadłości.
Wiadomo, kto się czubi, ten się lubi. Reszty łatwo
się domyśleć. Nie mam duszy romantyczki, w związku z czym bardzo rzadko sięgam
po romanse. Przeważnie omijam je szerokim łukiem. Nie lubię przewidywalnych
książek, w których czytelnik jest w stanie odgadnąć, jaki będzie finał historii,
już na początku lektury, gdy w życiu samotnej kobiety pojawia się niezwykle
przystojny mężczyzna. Romanse, przynajmniej w moim mniemaniu, mają taką właśnie
tendencję. Jest pan i pani, którzy wezmą romantyczny ślub, a potem doczekają
się gromadki pięknych jak aniołki dzieci. Większość scenariuszów miłosnych
pokrywa się ze sobą. Ona jest samotna i porzucona przez faceta. On przez całe
życie czekał na tę jedyną, w końcu ją odnalazł i wszystko dobrze się
zakończyło. Szybko zapominam o takich lekturach. Po czasie nie pamiętam już
nawet imion bohaterów, jednak postanowiłam dać szansę Prawdziwej miłości. Co z tego wyszło?
Polubiłam główną bohaterkę, Alixandrę, bo była silną
i odważną dziewczyną. Nieco na nerwy działał mi Jared, który najpierw ignorował
kobietę, a później doszedł do wniosku, że jednak to na nią czekał przez całe
życie. Czegoś takiego nie lubię. Nie potrafię wzbudzić w sobie jakiś ciepłych
uczuć do takiej postaci, bo na wstępie jest u mnie już przekreślona. Sięgając
po tę książkę bałam się, że czeka mnie niemożliwa do przejścia miłosna historia
z ckliwymi oświadczynami w romantycznej atmosferze i łzawymi wyznaniami. Na
szczęście czegoś takiego tu nie było. Romans pozostaje gdzieś z tyłu, nie jest wątkiem
dominującym.
Niezbyt przypadł mi do gustu język narracji. Był
zbyt prosty, czasem nawet naiwny. Uważam też, że wątek fantastyczny dotyczący
tajemnicy skrywanej przez dom, był niepotrzebny. Reakcja lokatorów na to, co
działo się w posiadłości, niezbyt pasowała do tej sytuacji. Inni ludzie
zachowaliby się inaczej. Mam też pewne zastrzeżenia co do tego, w jaki sposób
zawód architekta widzi autorka. Znam parę osób pracujących w tym zawodzie i
robią zupełnie co innego, niż bohaterowie tej książki.
Prawdziwa
miłość to pierwszy tom trylogii o przygodach panien
młodych z Nantucket. Czy sięgnę po kolejne części? Na dzień dzisiejszy tego nie
wiem. Spędziłam miło czas przy tej lekturze. Szybko się ją czytało, choć jak
wspominałam, z narracją bywało różnie. Polecam tę pozycję osobom o
romantycznych duszach. Na pewno będą czekały na kontynuację Prawdziwej miłości z niecierpliwością.
Jude Deveraux
Prawdziwa miłość. Trylogia panien z Nantucket
Black Publishing
Warszawa 2015
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję portalowi Sztukater oraz
wydawnictwu Black Publishing.
Na razie nie mam w planach tej książki ;)
OdpowiedzUsuńTrochę mnie irytuje imię głównej bohaterki, ale całokształt mnie zachęcił :)
OdpowiedzUsuńSama nie wiem... Na razie jej nie planuję, ale czasami nachodzi mnie ochota na romansidła, tylko ten watek fantastyczny....
OdpowiedzUsuń