Przez dość długi czas wszelką fantastykę i science fiction omijałam szerokim łukiem. Nie przepadałam za czytaniem o tym, jak zbudowane są statki, jaką bronią posługują się bohaterowie i czasem miałam problem z wymówieniem ich imion oraz nazwisk. W końcu dałam się jednak postanowiłam dać szansę książce Rafała Dębskiego. Niewiele wcześniej słyszałam o tym autorze i muszę nadrobić zaległości w jego twórczości, gdyż za Krańce nadziei pokochałam go z całego serca.
Daleka przyszłość. Galaktyka. Świat został podzielony na dwa obozy: Cesarstwo i Republikę. Te skrajnie od siebie różne środowiska nie potrafią żyć w zgodzie, więc prowadzą nieustanną wojnę o władzę. Kosmos - dawniej nieznana i odległa przestrzeń - stała się domem ludzi. Życie na Ziemi jest przeszłością, przedmiotem, na który uczęszcza się w szkole. Niewielu już pamięta jak wyglądała tamta rzeczywistość.
Kapitan Aidan Samuels jest solą w oku przełożonych. Ma niewyparzony język i cierpi na chroniczne nieprzestrzeganie wszelkich regulaminów. Wydawać by się mogło, że skoro ma tak wysoką pozycję we flocie, może sobie pozwolić na wiele. Nic bardziej mylnego. Chociaż nie brakuje mu charyzmy i uwielbiają go załoga, jest traktowany jak niewolnik, który bez pytania ma poddać się woli pana i wypełnić wszystkie jego rozkazy. Niewiele ma do powiedzenia, gdy jego niszczyciel "Sirene" zostaje wysłany w tajemniczą misję, której celu nikt nie ma zamiaru wyjaśnić. Jesteście ciekawi tego, jaki wpływ na przebieg wydarzeń będzie miała niepokorna natura kapitana Samuelsa? Jeśli tak, zapraszam do lektury Krańca nadziei.
Rafał Dębski nie zamęczał czytelników opisami świata. Jego realia poznajemy w trakcie czytania, dzięki czemu wszystkie informacje docierają do nas na bieżąco i lektura jest przyjemnością. Doskonale skonstruowano także bohaterów. Każdy jest wyjątkowy, nie trzyma się szablonów, trudno znaleźć jego odpowiednik w innej książce czy filmie. Mają swoje wzloty i upadki. Zaskakują zachowaniem zimnej krwi w trudnych sytuacjach, ale bywają także wyprowadzeni z równowagi i nie przebierają wtedy w słowach. Bywają dwulicowi, lecz nie brakuje bohaterów, którym honor oraz odwaga nie są obce. U niektórych z nich widoczne jest zmęczenie niekończącą się wojną. Trudno im się dziwić. Sama byłabym sfrustrowana, gdyby przyszło mi służyć ludziom wydającym pieniądze na bezsensowne konflikty i mającym za nic potrzeby cywilów.
Oczarowała mnie wizja kosmosu, którą przedstawił Rafał Dębski. Zastanawialiście się kiedykolwiek nad tym, jak brzmią poszczególne planety? Nigdy o czymś takim nie myślałam. Dla mnie one po prostu istniały, były częścią Układu Słonecznego. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogą one wydawać jakieś dźwięki. Z takim sposobem widzenia wszechświata nie spotkałam się u żadnego autora, a myślałam, że w kwestii kosmosu już nic mnie nie zaskoczy.
Nie myślałam, że Kraniec nadziei tak mnie wciągnie. Ani razu nie odłożyłam tej książki na półkę, choć przebrnięcie przez opisy technologii były dla mnie sporym wyzwaniem. Intrygi, układy i tajemnice Galaktyki wciągnęły mnie bez reszty. Czytałam z zapartym tchem i nawet nie zauważyłam kiedy dotarłam do finałowego dialogu. Nie muszę chyba mówić, że wszystko musiało skończyć się w nieodpowiednim miejscu. Nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na kolejną część trylogii. Mam tylko nadzieję, że poziomem dorówna swojej poprzedniczce i nie zabraknie w niej akcji oraz napięcia, które towarzyszyło mi podczas lektury Krańca nadziei.
Rafał Dębski
Rubieże imperium: Kraniec nadziei
Wydawnictwo Drageus
Warszawa 2015
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję portalowi
oraz wydawnictwu
Świetna książka :) A ten ostatni dialog... xD Boski :D
OdpowiedzUsuńChciałabym przeczytać :)
OdpowiedzUsuń