"Książę oświadczył się księżniczce. Dzień ich ślubu był cudowny, pełen srebra, złota, kwiatów i radości. Książę tańczył do piosenki Boogie Wonderland i prawie wywrócił weselny stół. Szkoda, że tego nie widziałeś. Chociaż na swój sposób też tam byłeś - w myślach księżniczki i księcia, którzy marzyli o Tobie: idealnym dziecku, które dopełni ich miłość.
Jednak mijały lata... a Ciebie wciąż nie było.
Trudno to nazwać bajką, prawda?"
Kiedy kobieta poznaje idealnego, według niej mężczyznę, w jej głowie zaczynają pojawiać się myśli, jakim będzie on ojcem dla jej dzieci, jak ich pociechy będą wyglądać, do kogo będą bardziej podobne, po kim odziedziczą charakter. Taka już natura większości z nas. Naszym przeznaczeniem jest bycie matką. Gdy instynkt macierzyński zaczyna dawać o sobie znać, nie sposób go wyciszyć. Jednak co zrobić, kiedy każda kolejna próba poczęcia dziecka kończy się niepowodzeniem? Dać sobie spokój? Próbować dalej i patrzeć na to, jak maleństwo odchodzi? Adoptować dziecko? Czy może znaleźć kogoś, kto urodzi maluszka zamiast nas? Przed takim wyborem zostają postawieni Ben i Claire Lawrence'owie.
Ich małżeństwo z pozoru wydaje się idealne. Kochają się, mają pracę. Do pełni szczęścia brakuje im tylko dziecka. Próby jego poczęcia kładą się cieniem na związku tej pary. Kiedy kolejny zabieg in vitro kończy się poronieniem, Claire poddaje się. Ben nie zamierza jednak zrezygnować z marzenia o byciu ojcem. Zwierza się ze swoich problemów przyjaciółce, Romily. Ta oferuje, że podda się zabiegowi sztucznego zapłodnienia, urodzi im dziecko, zrzeknie się do niego praw i wszyscy będą szczęśliwi. Wydaje jej się, że sprawa będzie prosta. Jest samotną matką i nie chce mieć więcej dzieci, więc z oddaniem tego, z którym będzie w ciąży, nie będzie najmniejszego problemu. Nie przypuszczała jednak, że noszenie pod sercem potomka jedynego mężczyzny, na jakim kiedykolwiek jej zależało, wywoła w niej tyle emocji. Claire i Romily staną przed najtrudniejszym w życiu wyborem: będą musiały zadecydować która z nich zatrzyma dziecko i Bena.
Już dawno nie wylałam tylu łez nad żadną książką. Jedną z pierwszych scen jest chwila, gdy Lawrence'owie tracą dziecko. Z całego serca współczułam Claire patrzącej na to, jak maleństwo opuszcza jej ciało. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić jej bólu. Nie tyle fizycznego, co psychicznego. Świadomość, że kolejne maleństwo odeszło musiała być straszna. Nie dziwię jej się, że postanowiła się poddać. Była tylko człowiekiem i miała dość patrzenia na to, jak wraz z upływem krwi, kolejne maleństwo odchodzi z tego świata, zanim zdążyła je poznać. Miałam za złe Benowi, że nie potrafi zrozumieć swojej żony. Chciałam znaleźć się w książce i zdrowo mu przyłożyć, gdy zgodził się na pomysł Romily, by ta została matką zastępczą jego dziecka. Taką decyzję podjęli po kilku głębszych w barze, bez uzgodnienia czegokolwiek z Claire. Wiem, że łatwo mi oceniać zachowanie bohaterów, bo nigdy nie znalazłam się w podobnej sytuacji, ale nie sądzę, że zgodziłabym się na to, żeby przyjaciółka urodziła moje dziecko. Przyjaźń ma jednak swoje granice.
Autorka przedstawia nam tę historię z perspektywy dwóch kobiet. Możemy zaobserwować co dzieje się z Romily, gdy ta zaczyna przywiązywać się do dziecka Bena, które nosi pod sercem. Wraz z nią przeżywamy rozterki i moralne dylematy. Jest też Claire, jaką darzyłam zdecydowanie największą sympatią. Wydawała się znacznie bardziej dojrzała od męża i jego przyjaciółki razem wziętych. Nie była, w przeciwieństwie do Romily, matką, ale wiele decyzji, które podjęła, pokazały, że idealnie odnalazłaby się w tej roli. Było mi żal, że została jakby od całej tej sprawy odsunięta. Decyzję o tym, że Romily zostanie surogatką podjęto bez jej udziału, a Ben był tym wszystkim zbyt podniecony, by można mu to wybić z głowy. Wcale nie dziwię jej się, że nie potrafiła sprostać nowej rzeczywistości. Niby jak przejść do porządku dziennego ze świadomością, że przyjaciółka męża, która jest w nim zakochana od lat, nosi właśnie pod sercem jego dziecko? Powtarzanie sobie, że wszystko się ułoży, gdy maleństwo przyjdzie na świat, w tym przypadku nie wystarczy.
Drogie maleństwo to książka nie tylko o staraniach podjętych po to, by począć dziecko. To wzruszająca opowieść pokazująca do czego mogą doprowadzić ukryte w świadomości pragnienia. Obok tej lektury nie można przejść obojętnie. Julie Cohen nie tylko zatroszczyła się o trzymającą w napięciu fabułę, która naszpikowana jest moralnymi dylematami, rozterkami natury sercowej czy trudnymi życiowymi wyborami. Nakreśliła wyrazistych bohaterów, jacy na pewno na długo pozostaną w pamięci czytelnika. To kolejna książka, do której kiedyś z przyjemnością wrócę. Gorąco polecam.
Julie Cohen
Drogie maleństwo
Wydawnictwo Filia
Poznań 2014
Strasznie się cieszę, że do mnie wpadłaś i skomentowałaś, bo tym sposobem zajrzałam i na Twojego bloga i teraz z niego wyjść nie mogę ;P
OdpowiedzUsuńOstatnio jakoś na blogach recenzyjnych się te książki i opinie powielają, a u Ciebie tyle wspaniałych książek, o których w życiu nie słyszałam, tyle różnorodnych gatunków!
O, na przykład ta powyżej. W normalnych okolicznościach, pewnie bym jej w księgarni nie wzięła do ręki, a tu mi ją tak ładnie opisano, że aż się chce przeczytać.
Świetne recenzje i na pewno będę tu regularnie wpadać ;)
Pozdrawiam serdecznie
Może kiedyś sięgnę :)
OdpowiedzUsuńNa pewno przeczytam, świetna recenzja.
OdpowiedzUsuńZ racji moich studiów, ten temat obcy mi nie jest. Najgorsze jest to, że dzieci miają osoby, które je potem zabijają, wyrzucają, zostawiają; które nigdy dziecka nie chciały, wręcz na widok maleństw dostają wymiotów i nie są gotowe. Gdy czytam taką książkę zaczynam płakac juz na pierwszych zdaniach.
OdpowiedzUsuńKurcze co za historia! Aż jestem ciekawa jak ta sprawa się skończy. Zapiszę sobie tę książkę :)
OdpowiedzUsuńZakochałam się właśnie w okładce, więc cieszę się, że reszta też jest warta uwagi, bo muszę mieć tę książkę na mojej półce. :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie wzruszające książki. Tak, to zdecydowanie coś dla mnie.
OdpowiedzUsuńMam ją od jakiegoś czasu w planach. Bardzo mi zależy, że ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńPoczątek brzmi bardzo smutno i melancholijnie, ale to na pewno ciepła, pełna czułości odpowieść. Dawno takich książek nie czytałam, pewnie czas się przełamać.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością natomiast czekam na recenzję książki Łukasza Orbitowskiego, którą masz w planach. <3
Naprawdę mam coraz większą ochotę na te powieść, choć już teraz wiem, że nie polubiłabym Romily :)
OdpowiedzUsuńmiało być tę, smartfon zjada mi polskie znaki
OdpowiedzUsuńWzruszająca to pewnie powieść i stąd mam na nią ochotę.
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie... zastanowię się nad przeczytaniem tej książki ;)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie coś dla mnie! Muszę przeczytać. :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam dużo dobrego o tej książce i kiedyś na pewno po nią sięgnę ;)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie muszę sięgnąć po tę książkę :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję, że do mnie zajrzałaś i zostawiłaś ślad;) dzięki temu mam możliwość czytać Twoje recenzje;) a ta książka wydaje się bardzo interesująca;)pozdrawiam
OdpowiedzUsuń