"Wiem co to jest miłość. Kiedy mężczyzna spotyka kobietę, którą ma pokochać, słyszy w głowie bicie dzwonów, przed oczami wybucha mu tysiąc fajerwerków, ze wzruszenia nie może znaleźć słów i tylko myśli bez przerwy o tej jednej, jedynej. Jak ją poznać? Wystarczy spojrzeć sobie głęboko w oczy.
A dla mnie to niewykonalne."
Każdy z nas ma swoje dziwactwa. Ja na przykład w Macu czy w KFC zawsze najpierw jem frytki. Muszą być ciepłe. Zimnych nie tknę. Nie ma opcji. Układając puzzle zaczynam od ramki. Potem układam trudniejsze elementy typu niebo, a resztę zostawiam na koniec. Kiedy ktoś chce mi pomóc i robi to po swojemu, wychodzą ze mnie demony. Nie lubię różowego koloru. Mam do niego awersję. Nie potrafię się z nim zaprzyjaźnić. Z czasów studiów pozostało mi jeszcze jedno spaczenie. Często korzystałam z czytelni w Bibliotece Śląskiej. Żeby tam wejść, trzeba zostawić rzeczy w szafce, do której należy wrzucić 5 zł. Nadal noszę w portfelu w osobnej kieszonce piątaka. Kto wie, kiedy znów mi się przyda? :)
Nie bez powodu zaczynam swój dzisiejszy wpis od wywodu na temat dziwactw. Niecodzienne zachowanie jest bowiem motywem przewodnim powieści W naszym domu autorstwa Jodi Picoult. Rodzina Huntów na pierwszy rzut oka wydaje się całkiem normalna. No dobrze, brakuje w niej męża, ale takie przypadki się zdarzają. Nie zawsze ludziom idealnie układa się w życiu. Jednak coś jest nie tak. Nie widać tego na pierwszy rzut oka, lecz starszy syn Emmy, Jacob cierpi na zespół Aspergera, łagodną odmianę autyzmu. Nie odczytuje komunikatów społecznych, nie okazuje uczuć ani nie nawiązuje kontaktu wzrokowego. Chłopak żyje według ściśle określonych reguł i niezmiennego od lat planu dnia. Każda niespodziewana zmiana wywołuje u niego napad histerii. Jacob ubiera się danego dnia tylko w jednokolorowe ubrania. Taki też musi być posiłek. Nie lubi rozpuszczonych włosów, pomidorów, groszku i pomarańczowego koloru. Wszystkie aspekty życia rodzinnego muszą być podporządkowane jego potrzebom i zachciankom.
Jego matka, Emma, robi wszystko, by chłopak przystosował się do życia w społeczeństwie. Znajduje dla niego instruktorkę zachowań społecznych, Jessikę Ogilvy. Kobieta jest jedną z nielicznych osób, które potrafią dotrzeć do Jacoba. Pewnego dnia policja odnajduje jej ciało. Podejrzenie o dokonanie morderstwa pada na cierpiącego na zespół Aspergera chłopaka. To wszystko przez jego niecodzienne hobby - analizę kryminalistyczną. Nastolatek pojawia się na miejscach zbrodni, mówi detektywom co mają robić i rzadko kiedy się myli. Jego zachowanie w oczach śledczych jest jednoznaczne z przyznaniem się do winy. Przed adwokatem, którego zatrudnia Emma staje trudne zadanie. Musi udowodnić, że oskarżony nie zabił Jessiki. Tylko jak ma tego dokonać, gdy wszystkie dowody świadczą na niekorzyść klienta, a on sam nie ułatwia adwokatowi pracy?
Jacob przyznał, że czasem czuje się tak, jakby w jego głowie mówiło jednocześnie kilka głosów. Ja miałam podobne odczucia podczas lektury. Wiedziałam, że chłopak cierpi na zaburzenia psychiczne i dlatego nie przejął się śmiercią Jessiki, ale w żaden sposób nie potrafiłam wzbudzić w sobie ciepłych uczuć do niego. Nieraz miałam wrażenie, że on wykorzystuje swoją przypadłość, żeby uwaga wszystkich skupiała się na nim. Dodatkowo bardzo męczyły mnie jego wywody. Aspergerowcy są niezwykle inteligentni i często zanudzają na śmierć swoich rozmówców opowiadając im o swojej pasji. Nie robią tego specjalnie. Taki już ich "urok". Nawet to, co Jacob zrobił na końcu książki, nie zmieniło mojego stosunku do niego. Myślę, że swój udział w tym miały te słowa, które wypowiedział:
"Kiedyś Theo mnie zapytał: gdyby istniała odtrutka na aspergera to czybym ją wziął?
Odpowiedziałem, że nie.
Dlaczego? Bo nie wiem dokładnie, w jakim stopniu zespół Aspergera jest odpowiedzialny za moją osobowość. A gdybym po wyleczeniu stracił na przykład część mojej inteligencji albo stracił cały swój sarkazm? Albo gdybym zamiast koloru dyni zaczął bać się duchów w Halloween? Problem w tym, że nie pamiętam, jaki byłem przedtem, bez aspergera, więc kto może wiedzieć, co by ze mnie zostało?"
Tak, jak pisałam, jeden głos mówił mi, że powinnam mu współczuć, postarać się go zrozumieć, ale zaraz pojawiała się myśl: "on jest egoistą, a egoistów się nie lubi. Choroba to nie jest żadne wytłumaczenie". Uwierzcie mi, już dawno nie czułam takich emocji przy czytaniu książki i nie pamiętam, kiedy ostatnio tak bardzo nienawidziłam jakiegoś bohatera, że w pewnym momencie zaczynałam szukać w nim pozytywnych cech.
Szczerze współczułam Emmie i jednocześnie ją podziwiałam. Nie mam pojęcia czy potrafiłabym tak poświęcić się dla dziecka. Inna sprawa, że nie wiem, czy pokochałabym, wybaczcie mi to określenie, wyprany z uczuć automat, który żyje we własnym świecie i nie bardzo obchodzą go inni ludzie. Emma niesamowicie zapunktowała sobie u mnie tym, że miała odwagę, by zawalczyć o siebie oraz uświadomić Jacobowi, że nie jest pępkiem świata.
Żal mi było Theo, młodszego z braci Huntów, który musiał dorosnąć kilka lat wcześniej niż jego rówieśnicy. Był buntownikiem, ale starał się nie doprowadzać matki do łez. Nie miał znajomych, bo wszyscy uciekali od niego, gdy poznawali Jacoba nie potrafiącego zachować się w towarzystwie. Co z tego, że Theo nie cierpiał na zaburzenia psychiczne? Miał dziwnego brata = sam miał nie po kolei w głowie = od wariatów trzymamy się z daleka, bo są niebezpieczni. Polubiłam tego łobuziaka i za mało było go dla mnie w tej książce.
Pozwolę sobie napisać, że W naszym domu to, jak na razie, najlepsza książka Jodi Picoult, którą przeczytałam. Emocje, zarówno dobre i złe, towarzyszyły mi od początku do końca. Uwielbiam powieści, w których mogę wczuć się w bohaterów i od pierwszej do ostatniej strony przeżywać z nimi wzloty i upadki. Kolejna książka pani Picoult na mnie czeka. Mam nadzieję, że będzie równie dobra, jak ta.
Jodi Picoult
W naszym domu
Wydawnictwo Prószyński i S-ka