"Czym jesteście dla mnie dziewczynki, jak nie moim własnym sercem, które na zawsze i nieodwracalnie dorosło?"
Gdyby ktoś zapytał Was z czym kojarzą się Wam Indie, większość zapewne odpowiedziałaby, że z Bolywood, ewentualnie ze Slumdogiem. Przyznam szczerze, że ja też bym udzieliła takiej odpowiedzi. Mira Jacob pokazała mi ten kraj z zupełnie innej perspektywy - oczami hinduskich emigrantów.
Rodzina Eapenów przeprowadziła się z Indii do Stanów Zjednoczonych. Nieudana wizyta w domu rodzinnym neurochirurga Thomasa sprawiła, że mężczyzna zerwał kontakty z matką i bratem. Decyzja o definitywnym pożegnaniu się z ojczyzną położyła się cieniem na jego małżeństwie z Kamalą, która nie potrafiła odnaleźć się w amerykańskiej rzeczywistości. Czuła się tam nieswojo i nijak nie potrafiła przystosować się do życia na obczyźnie. Jej sari i indyjska kuchnia nie pasowały do lateksu i hamburgerów. Takiego problemu nie miały ich dzieci. Akhil co prawda pamiętał Indie, w których się urodził, ale jego miejsce było w Ameryce. Żadnej więzi z ojczyzną rodziców nie czuła także Amina.
Troski nie omijały rodziny Eapenów. Tragiczne wieści z Indii, a potem śmierć Akhila położyły się cieniem na ich życiu, które toczyło się dalej, lecz przeszłość zawsze powracała w najmniej oczekiwanym momencie. Dorosła Amina przez pewien czas pracowała w gazecie, jednak została zwolniona i poznajemy ją, gdy robi zdjęcia na weselach. Może to nie jest szczyt jej marzeń, lecz nie musi martwić się o pieniądze. Jej w miarę uporządkowane życie postawił na głowie telefon od matki, która mówi, że ojciec dziwnie się zachowuje. Cierpi na bezsenność i rozmawia ze zmarłymi. Amina bez zastanowienia jedzie do rodziców. To, czego później dowie się na temat przypadłości Thomasa zmieni jej życie na zawsze.
Tango lunatyków to rodzinna saga zabierająca nas w podróż z Indii przez Nowy Meksyk do Seattle. Przeszłość przeplata się z teraźniejszością. Poznajemy innych członków rodziny Eapenów. Pojawiają się tylko na chwilę, ale uzupełniają swoją obecnością historię opowiadaną przez autorkę i pozwalają nam zrozumieć niektóre decyzje bohaterów. Już dawno nie czytałam tak dobrej książki o emigrantach zastanawiających się "co by było gdyby", kultywujących wyniesione z rodzinnych stron tradycje i nie dających się "przerobić" na mieszkańców kraju, do jakiego przyjechali. Wraz z Kamalą tęsknimy za Indiami i wspólnie z Thomasem mamy wyrzuty sumienia, że opuścił ojczyznę.
Ta powieść jest magiczna, podobnie jak okładka. Idealna na nadchodzący okres Bożego Narodzenia. Nie mówię, że taka jest tematyka, ale zbliżają się dni, gdy nasze życie na chwilę zwolni, a my będziemy mogli zostać sami ze sobą i zastanowić się nad pewnymi sprawami, spędzić trochę czasu w gronie rodzinnym. Molom książkowym polecam zarezerwowanie kilku wieczorów dla Tanga lunatyków. Nie wypada przejść obojętnie obok takiej literackiej uczty.
Miałam mieszane uczucia przed rozpoczęciem lektury. Literackie debiuty mają różny poziom i nie wiedziałam czego się spodziewać. Zostałam oczarowana. Eapenowie na pewno zajmą miejsce w moim sercu i mam nadzieję, że kiedy przyjadę jeszcze do nich z wizytą, przyjmą mnie z otwartymi ramionami, poczęstują plackami chapati i pozwolą ponownie przeżyć ze sobą radości i smutki.
Mira Jacob
Tango lunatyków
Wydawnictwo PWN
Może to będzie właśnie ta lektura na święta!! :D
OdpowiedzUsuńHmm książka wydaje się ciekawa a Twoja recenzja zachęca do przeczytania :) Jednak wydaje mi się, że prędko nie sięgnę po nią, to chyba jednak nie mój klimat
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Nie słyszałam o tej książce, ale historia hinduskich emigrantów nawet wydaje mi się ciekawa.
OdpowiedzUsuńWydaje się ciekawa, ale sama nie wiem ;)
OdpowiedzUsuńNiestety to chyba jedna z tych książek, której przeczytanie by mnie nie bolało, gdyby już przyszło co do czego, ale nie jest też na tyle porywająca fabularnie, bym miała ochotę się na nią rzucić. Tak wiec jeśli mi wpadnie w ręce, to ok, ale raczej nie zamierzam się za nią zbytnio rozglądać :)
OdpowiedzUsuńSkoro jest idealna na okres Bożego Narodzenia to może się skuszę ;)
OdpowiedzUsuńNa taki debiut to ja się też piszę. :)
OdpowiedzUsuń