Tak, wiem, że jest niedziela, a tego typu książki królują u mnie w poniedziałki, ale pozwólcie, że dziś będzie wprowadzenie w jutrzejsze klimaty ze zbrodnią w tle.
Na okładce czytamy rewelacyjne zapowiedzi. To miała być książka, która wciska w fotel i zrzuca z tronu wszystkich skandynawskich pisarzy thrillerów i kryminałów. Czy faktycznie tak było?
Poznajcie Frederika Beiera. To rozwiedziony norweski komisarz, który zostaje przydzielony do sprawy zaginionej kobiety. Kiedy udaje się do siedziby sekty Boskie Światło, zastaje tam obraz przypominający masakrę w wykonaniu Charlesa Mansona. Wraz z aspirantem Andreasem Figuerasem i Karą Iqbal trafiają w sam środek oka cyklonu. Nie wiedzą, czego mogą spodziewać się po członkach sekty. Odkrycie prawdy o zaginięciu Annette nie jest wcale takie proste. Sprawy nie ułatwiają kolejne mordy. Znaki zapytania mnożą się jak szalone. Czy policjantom uda się odnaleźć odpowiedzi na wszystkie dręczące ich pytania?
Akcja powieści dzieje się w dwóch perspektywach czasowych: we współczesności oraz podczas II wojny światowej. Przyznam szczerze, że nie wiem, co mnie bardziej przerażało. Dwudziestowiecznej eksperymenty na ludziach czy współczesne praktyki wyznawców sekty Boskie Światło. Nie będę zdradzać szczegółów, ale powiem, że wydarzenia z przeszłości mają swoje odbicie w teraźniejszości. Co to znaczy? Tego musicie dowiedzieć się sami.
Jak dobrze wiecie, uwielbiam krwawe książki. Nic tak mnie nie cieszy, jak książkowy trup o poranku, jakkolwiek masakrycznie to nie brzmi. Naśladowcy to mocna powieść. Wciska czytelnika w fotel i sprawia, że włoski jeżą się na karku. Sporo się już naczytałam o zbrodniach, ale w trakcie tej lektury momentami czułam, jak żołądek podjeżdża mi do gardła. Autor serwuje sporo krwawych scen, dlatego nie polecam sięgania po tę książkę czytelnikom o słabych nerwach.
Akcja nie zwalnia nawet na chwilę. Dzieje się sporo. Czytelnik musi skupić się na tym, co czyta, gdyż nagromadzenie wątków może w pewnej chwili przyprawić o zawrót głowy. Nie uważam jednak, by było w tym coś złego. Lubię wymagające i nieprzewidywalne powieści. Ogromnym plusem jest to, że autor nie używa zapychaczy. Najważniejsze jest śledztwo. Na początku trochę martwiło mnie to, że niewiele wiem o śledczych, ale zrozumiałam, że wplatanie w opowieść rozległych wątków o ich życiu osobistym nie miałoby większego sensu i zaburzyłoby bieg akcji. To dopiero pierwszy tom cyklu o komisarzu Beierze. Jeszcze będę miała okazję go poznać, a przynajmniej taką mam nadzieję.
Naśladowcy poruszają tematykę związaną między innymi z dwudziestowieczną walką o czystość krwi. Jeżeli więc interesują Was te aspekty, nie będziecie czuć się rozczarowani. Coś dla siebie znajdą również fani thrillerów medycznych i powieści z polityką w tle.
To idealny początek cyklu. Autor bardzo wysoko postawił sobie poprzeczkę. Mam nadzieję, że uda mu się utrzymać poziom. Jeśli tak, będziemy świadkami narodzin kolejnego genialnego skandynawskiego pisarza.
Ingar Johnsrud
Naśladowcy
Wydawnictwo Otwarte
Kraków 2016
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Wydawnictwu Otwartemu.
Czytałam i chociaż uważam, że bohaterom brakuje emocji i wyrażania uczuć, to fabuła zainteresowała mnie bardzo. Z pewnością sięgnę po kolejne tomy. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBardzo, bardo chętnie przeczytam!
OdpowiedzUsuńKurczę, mam smaka na tą książkę!
OdpowiedzUsuń